I. old macdonald had a farm
Kolejna nieprzespana noc, kolejne łzy i donośny płacz. Maleńkie dłonie znów zaciskały się na mojej koszulce, a cieknący nos moczył rękaw granatowego materiału. Byłem pewien, że zaraz sam wybuchnę płaczem, jeżeli Minnie się nie uspokoi.
Nawiedził ją, po raz setny koszmar, a ja po raz setny nie potrafiłem jej pomóc. Ponownie chciała przytulić rodziców, ale ich tutaj nie było. Ja jej nie wystarczałem, bo nie byłem tak wyjątkowy jak nasz ojciec. Nie byłem też tą suką, za którą tak bardzo tęskniła Mikayla.
- Może spróbujemy zasnąć razem? - zaproponowałem, wiedząc, że siostra i tak nie wróci do swojego łóżka.
Położyłem dziewczynkę na rozkładanej kanapie w salonie, a sam wstałem, aby zgasić wiszącą na ścianie lampkę.
- Ashy, zostaw - załkała, a moje serce znów rozbiło się na kawałeczki - proszę...
Zostawiłem zapalone światło, tak jak chciała i wróciłem do łóżka, gdzie niemal od razu dziewczynka otuliła mnie swoimi drobnymi rączkami.
- Dobranoc braciszku.
- Dobranoc kochanie.
*
Biegałem od pokoju do kuchni starając się ogarnąć siebie do pracy i Mikaylę do przedszkola, co było dość trudnym zadaniem po niemalże całej nieprzespanej nocy.
- Minnie, kiedy w końcu wstaniesz? - krzyknąłem z kuchni, wciąż nie widząc wychodzącej z pokoju blondynki. Kiedy moje oczy zauważyły w drzwiach ruch, odetchnąłem z ulgą.
- Ashy, ja nie chcę iść do przedszkola - usłyszałem starą formułkę, wypowiadaną każdego dnia przez moją siostrę.
- A ja, kochanie, nie chcę iść do pracy - powiedziałem, po czym posadziłem dziewczynkę przy kuchennym blacie.
- Z serem? - zapytała, widząc jak pakuję kanapki do jej niebieskiej śniadaniówki.
- Twoim ulubionym - odpowiedziałem i podałem jej kubek w kropki z malinową herbatą. Kiedy upiła łyk, przekazałem też miseczkę do płatków, które zawsze jadła na śniadanie.
- Czy dzisiaj wracam do domku z Mikeyem? - wybełkotała z pełną buzią.
- Tak. Będziesz grzeczna?
- Postaram się.
Przyniosłem z pokoju ubrania siostry i pomogłem jej się w nie ubrać. Kiedy już jej szary sweterek był zapięty, a włosy splecione w warkocz (którego uczyłem się pleść przez jakieś dwa miesiące), wsunąłem na jej ramiona czerwony plecak. Chwyciłem za drobną dłoń dziewczynki i wspólnie udaliśmy się do przedszkola, gdzie mała Minnie miała spędzić kilka kolejnych godzin.
*
Jasnobrązowy warkocz dziewczynki podskakiwał wraz z ciałem Minnie oraz innych dzieci, które bawiły się w ganianego. Mikayla nie lubiła tej zabawy - kiedy to ona musiała gonić, dzieci uciekały od niej tak, jak pewnego dnia uciekli rodzice. Nie do końca rozumiała słowa swojego brata, kiedy mówił, że ,,tatuś jest aniołem i czuwa nad nimi z góry".
Szybko wymazała obraz rodziców z wyobraźni i wyciągnęła dłoń, aby klepnąć nią w ramię Josha, którego nie lubiła od samego początku.
- Gonisz! - zawołała Minnie, na co chłopczyk stanowczo się oburzył.
- Nieprawda! - zaprzeczył.
- Dotknęłam cię!
- Nie dotknęłaś! - krzyknął. - Proszę pani, Mikayla znowu oszukuje!
Do piwnych oczu dziewczynki napłynęły łzy. Nie chciała płakać, ale było jej przykro, że nikt znów jej nie uwierzy.
- Mikayla, znów kłamiesz a inne dzieci się na ciebie skarżą! Czy znów mam porozmawiać z twoim bratem, tym nieudacznikiem?! Masz przeprosić Josha i wrócić się grzecznie bawić - zażądała starsza kobieta, która zajmowała się grupą przedszkolaków.
Grymas niezadowolenia wkradł się na twarz Minnie. Musiała znowu przepraszać tego chłopca, za coś, czego nie zrobiła.
- Przepraszam - choć cicho, to stanowczo powiedziała blondynka.
- Przyjmuję - westchnął, jakby od niechcenia Josh, a następnie wrócił do zabawy z rówieśnikami.
W tym samym czasie, do pomarańczowego budynku wszedł niebieskowłosy chłopak. Rozejrzał się po holu w poszukiwaniu sali z numerem 12. Kiedy już odnalazł odpowiednie drzwi, wszedł do żółtego pomieszczenia i niemalże od razu skupił swój wzrok na opiekunce. Kobieta na jego widok przewróciła oczami.
Nim zdążył spostrzec, wokół jego kolan owinęły się maleńkie rączki Minnie, a o udo oparła się główka dziewczynki.
- Hej, Mikey.
- Cześć, Minnie.
- Zabiera ją pan? - zapytała gburowato kobieta przy biurku. Jej okulary zsunęły się na czubek nosa, a wzrok wbił się w błękitne włosy Clifforda.
- Tak - odpowiedział chłopak, gładząc włosy siostry swojego przyjaciela.
- Czy ma pań oświadczenie? - zapytała, a Michael podał jej złożoną na cztery części kartkę. - Czy pan Irwin ma zamiar chociaż raz, w tym tygodniu, pojawić się po Mikaylę osobiście?
- Ashton dużo pracuje... Do tego w tym tygodniu zastępuje chorą współpracownicę...
- Skoro pan Ashton nie ma czasu dla dziecka... Czy to oznacza, że adopcja Mikayli była błędem? - wypluła, próbując upokorzyć nieobecnego chłopaka.
- Przede wszystkim, myślę, że to nie pani sprawa. Póki Mikayla ma opiekę, w domu niczego jej nie brakuje a Ashton otacza ją swoją miłością, nie powinna pani ingerować w cudze życie - odburknął zirytowany sugestiami pani Clark.
- Jeżeli uważa pan, że wychowywanie dziecka przez jedną osobę, ba, homoseksualnego mężczyznę, za coś normalnego, to pewnie nie wie pan nic o...
- Miłego popołudnia - przerwał kobiecie w połowie zdania, nie chcąc słuchać jej zdania na temat wychowywania Minnie.
Michael wiedział, że jego przyjaciel dawał z sobie wszytko, aby jego siostra nie odczuła braku rodziców.
- Co za jędza - powiedział do dziewczynki, kiedy udało im się wydostać na świeże powietrze. - Nie lubię jej - stwierdził.
Kiedy dziewczynka nie odpowiadała, Mike ukucnął przed nią i chwycił jej maleńkie dłonie.
- Minnie, co jest? Jesteś smutna.
- Nie jestem.
- Przecież widzę.
- Mikey, mogę cię przytulić? - zapytała, a jej głos niemal niesłyszalnie zadrżał.
Zanim dziewczynka usłyszała odpowiedź, Michael objął ją swoimi szerokimi ramionami, na których poczuł drżenie jej malutkiego ciała.
- Kochanie, co się dzieje? - wyszeptał do ucha dziewczynki. - Wiesz, że możesz mi powiedzieć, prawda?
- Myślisz, że Ashton mnie jeszcze kocha? - wyszlochała.
- Oczywiście, że tak, Minnie. Dlaczego pomyślałaś inaczej? Jesteś jego siostrą, oczkiem w głowie, kocha cię najmocniej na świecie - powiedział, a jej małe rączki zacisnęły się na białej koszulce Clifforda.
- Ja mu tylko przeszkadzam - zapłakała - tak dużo pracuje, nie ma czasu dla siebie, dla was...
- Ashton nie narzeka - wytłumaczył - myślę, że bez ciebie byłby naprawdę smutnym i nudnym kolesiem.
- Teraz też jest smutny - powiedziała, odsuwając się i spoglądając w zatroskane oczy Michaela.
- Ale nie przez ciebie, myszko - zaśmiał się, a następnie otarł łezkę na bladoróżowym policzku dziewczynki.
Mike nie mógł patrzeć jak Mikayla płacze. Nigdy nie rozumiał, dlaczego tak piękne piwne oczy mają wylewać chociażby jedną łzę. One na to nie zasługiwały, na łzy i jakiekolwiek cierpienie. Chciał, aby na jej twarzyczce zawsze był szeroki uśmiech, za którym tak bardzo tęsknił. Kiedy Ashton wyprowadził się z jego mieszkania, Mike poczuł jak bardzo przywiązał się do tej małej dziewczynki. Chciał być dla niej jak Ashton, jak starszy brat, który chce uchronić ją przed wszelakim złem tego podłego świata.
- Co powiesz na lody? - zasugerował, aby polepszyć jej humor.
- Pistacjowe?
- Jakie tylko sobie zamarzysz, księżniczko - powiedział, aby przedrzeźnić siostrę Irwina. Ona zdecydowanie nie była księżniczką, a Michael już tylko czekał, aż ta go poprawi.
- Nie jestem księżniczką - westchnęła - jestem punk rockową myszką Minnie, prawda myszko Mickey?
- Oczywiście. Chodźmy odwiedzić Donalda w pracy.
*
Jako zastępca kierownika, miałem trochę więcej obowiązków w sklepie, niż szeregowy sprzedawca. Pilnowanie porządku, zarządzanie pracownikami, dbanie o komfort klienta, dostawy i jakiekolwiek reklamacje były moją działką. Chociaż sklep nie był duży, a kadra pracownicza niezbyt liczna, to ja przejmowałem dowodzenie na mojej zmianie - na drugiej - kierownik.
Była luźniejsza godzina, większość mieszkańców tej części Sydney jeszcze była w pracy lub szkołach.
Opierałem się o kasę, licząc godziny do końca zmiany, wraz z Marlee. Miałem wrażenie, że dziewczyna w białych, nienaturalnych włosach, zaraz zaśnie.
- Mam już dość, Ashton, zamknijmy dzisiaj szybciej - jęczała, jakby to było wykonalne.
- Wiesz, że nie możemy. Szef by nas zatłukł.
I znowu - kolejne jęknięcie. Oparła głowę o czytnik, czekając czujnie na koniec zmiany.
- Kaczor Donald farmę miał, ija ija o! - do moich uszu dobiegły słowa piosenki.
Nie musiałem długo czekać, a przed moimi oczami, przy kasie pojawili się wspólnie śpiewający Michael i Mikayla. Dziewczynka siedziała na barkach Clifforda i ściskała w piąstkach jego niebieskie włosy.
- A na niej kury hodował, ija ija o! - kontynuowali, gdy Michael położył na taśmie dwa małe pudełka lodów pistacjowych.
- I ko-ko tu i ko-ko tam! I tu ko, tam ko! Wszędzie ko-ko, ija ija o! - dołączyła cicho sprzedawczyni, kasując przedmioty.
- Donaldzie, płaaać - zawołała z uśmiechem Minnie, patrząc prosto na mnie. Wyciągnąłem z kieszeni kilka drobnych i podałem Marlee.
Nigdy nie zrozumiem, skąd u mojej siostry wzięło się takie zamiłowanie do tej bajki. Ona była Minnie, Michael był myszką Mickey, ja byłem kaczorem Donaldem, a nasz ojciec Goofym. Kiedyś byłem zazdrosny, że to Mike otrzymał tytuł głównej postaci. Mikayla wytłumaczyła mi, że to tylko ze względu na jego imię, a kiedy zaproponowałem, aby on został Pluto, była obrażona cały dzień.
- On jest Cliffordem. Nie może być dwoma psami na raz - burknęła.
Piwne oczy dziewczynki skupiły się na mojej twarzy, a rączki wysunęły w moją stronę. Bez większego zastanowienia, zabrałem ją od Michaela i oparłem o swoje biodro.
- Cześć, Ashtie - powiedziała i dała mi buziaka w policzek.
- Hejka, Mikk - przywitałem się.
- Długo będziesz dzisiaj?
- Tak jak wczoraj. Masz być grzeczna u cioci Karen, dobrze? I błagam nie denerwuj Mike'a.
- Ona nigdy mnie nie denerwuje - powiedział i podszedł bliżej.
- Zwłaszcza, jak zbliża ci się kolokwium - zaśmiałem się, na co przewrócił oczami. - Bądź grzeczna, okej?
- Mhm.
Wymieniłem po jeszcze jednym buziaku w policzek z siostrą i postawiłem ją na ziemię. Dziewczynka od razu chwyciła za dużą dłoń Michaela i już po chwili nie było ich na terenie sklepu.
*
Na dworze panował mrok, a w mieszkaniu Cliffordów nastała cisza. Było już po dwudziestej drugiej a Ashtona nadal nie było. Karen zastanawiała się, czy powinna zanieść śpiącą Mikaylę do mieszkania Irwinów, ale zrezygnowała z tego pomysłu dość szybko. Chodziła tam tylko w ostateczności, nie lubiła panoszyć się po nie swoim mieszkaniu, a nie zostawiła by tam samej sześciolatki.
Karen czuła się jak jej matka zastępcza, którą właściwie była, kiedy zginął ojciec Ashtona i Mikayli. Tragedia ta dotknęła obu rodzin, bowiem Daryl Clifford i Adam Irwin zginęli w wypadku samochodowym, kiedy wracali z "męskiego wypadu". Kobieta obwiniała się o ich śmierć. To ona namówiła ich do wyjazdu, zapewniła opiekę dzieciom i życzyła im udanej zabawy. Nigdy jednak nie dowiedziała się czy faktycznie była udana.
Kiedy zmywała naczynia, ciszę przerwało pukanie do drzwi. Otarła więc swoje spienione dłonie i ruszyła, aby otworzyć Ashtonowi.
- Dobry wieczór, Karen - odezwał się chłopak.
- Cześć, wchodź - mówiąc, przepuściła chłopaka w drzwiach.
- Przepraszam, że tak późno... Miałem mały problem do rozwiązania w pracy.
- To nic. Udało ci się go rozwiązać?
- Tak, na szczęście. Gdyby nie, zarówno ja, jak i jedna sprzedawczyni mielibyśmy spore kłopoty - wyjaśnił.
- Mikayla przed chwilą zasnęła - powiedziała, wskazując na śpiącą na kanapie dziewczynkę.
Ashton uśmiechnął się pod nosem, co nie umknęło uwadze pani Clifford. Wiedziała, że kocha siostrę, mimo częstych kłopotów z jej zachowaniem. Irwinowie zawsze mieli ze sobą dobry kontakt, ale gdy zmarł Adam, to rodzeństwo nie mogło bez siebie normalnie funkcjonować.
- W przyszłym tygodniu dam ci pieniądze - oznajmił Ash.
- Nie musisz się spieszyć - odpowiedziała.
Chłopak podszedł do sześciolatki i podniósł ją. Dziewczynka oparła głowę o ramię brata, nie przerywając sobie snu.
- Dziękuję, Karen. Tak wiele dla nas robisz - powiedział, zanim jeszcze podszedł do drzwi.
- Jesteście dla mnie rodziną, chłopcze. - Uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Dobranoc.
- Dobranoc, Ash.
Kiedy chłopakowi udało dostać się do mieszkania naprzeciwko, położył siostrę do jej łóżka. Liczył na to, że dzisiejsza noc będzie spokojna i Minnie nie obudzi żaden zły sen. Ucałował jej małe czoło, a później sam udał przygotować się do snu. Nim jednak mógł w końcu ułożyć się w łóżku, w pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Ashton przesunął palcem po jasnym ekranie komórki i odebrał połączenie od współpracownika na wyższym stanowisku.
- Irwin? Halo? Nie obudziłem cię? - odezwał się niski głos w słuchawce.
- Nie, jeszcze nie spałem. Co jest? - zapytał trochę zirytowany tak późnymi telefonami.
- Słuchaj, jutro na twoją zmianę przyjdzie nowy pracownik. Pokażesz mu co i jak, dobra?
- Nie ma problemu, tylko powiedz mi, jak się nazywa. Nie chcę pomylić go z kimś, tak jak zrobił to Andrew dwa miesiące temu.
- Hemmings, nazywa się Luke Hemmings.
♥ ♥♥
Pierwszy rozdział za nami x
Planuję, że rozdziały będą pojawiać się w każdy wtorek
Rozdziały będą dzielić się różne narracje, w dwóch wariantach:
- pierwszoosobowa z perspektywy Ashtona i trzecioosobowa,
- pierwszoosobowa z perspektywy Luke'a i trzecioosobowa.
Jestem zaskoczona tak dużą aktywnością pod prologiem.... wow, dziękuję!
Miłego dnia i do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top