Zostawić ich na pięć minut

-Mycroft, miło cię widzieć- powiedział Watson, otwierając drzwi przed starszym bratem Sherlocka.

-Jasne- odparł Holmes, po czym wszedł do mieszkania. Nie pytając o nic, ruszył od razu do salonu. Na widok Sherlocka rozłożonego na fotelu, oznajmił- Ty nie jesteś niczym zajęty.

Młodszy nie odpowiedział. Patrzył jedynie się ciągle w wygaszony kominek. Zupełnie, jakby myślał, że zlekceważenie brata wszystko załatwi. Mycroft położył teczkę na stolik koło niego i usiadł na fotelu naprzeciwko.

-Może jeszcze wam przynieść kawy?- zapytał John, stając na progu salonu.

-Jakbyś mógł- odparł Mycroft.

-A ty Sherlock?

-Nie używaj tylko cukru w szafie. Otwórz nowy- powiedział detektyw, nie odrywając wzroku od kominka.

-A czemu tym razem?

-Bo to nie cukier.

-Tylko co? A z resztą po co sobie tym zawracać głowy- mruknął Watson idąc do kuchni- Ja tu przecież tylko mieszkam.

Mycroft poczekał chwilę, po czym zaczął:

-Jak najpewniej już wiesz...

-Ochroniarze, których podejrzewasz, przemycali jedynie narkotyki- przerwał mu od razu brat.

-Skoro tak, to jeszcze to sprawdzę- odparł starszy Holmes. Rozejrzał się po pokoju i zauważył duży przedmiot, owinięty białym prześcieradłem- Co to jest?

-Moja sprawa- odpowiedział Shrlock.

-Nie widziałem, byście wnosili to coś do domu- wstał i podszedł do ukrytej rzeczy- Chyba że John przemycał części potajemnie do mieszkania. W co bardzo wątpię.- Już chciał ściągnąć prześcieradło, kiedy coś usłyszał. Dobiegało to z wnętrza, tego przedmiotu.

Sherlock musiał to chyba też usłyszeć, bo od razu sięgnął po teczkę z dokumentami. Zaczął czytać je szybko i dodawać jakieś komentarze. John też się zjawił. Położył przygotowana kawę i usiadł na sofie. Ten zadawał pytania, na które rozwlekle odpowiadał detektyw.

Mycroft odsunął się od zasłoniętego prześcieradłem przedmiotu. Tymczasem John wrócił z kuchni z kawą. On zaczął zadawać pytania, o nawet najprostsze rzeczy.

-Chcesz powiedzieć, że reporterka miał romans z szefem ochrony, który należy do gangu narkotykowego?- Watson nachylił się przez ramię Sherlocka, próbując przeczytać to, co jest napisane w dokumentach.

-Tak. Nic ciekawego.

-Komu dostarczali te narkotyki?- John spojrzał na brata detektywa.- Oni zawsze je komuś dostarczają.

-Zdaje sobie z tego sprawę- odparł tamten.

Sherlock zaczął przerzucać kartki, aż znalazł nazwiska gości.

-To który?- powtórzył doktor.- Aktor? Piosenkarz? Reżyser? Powiedz, że to jakichś reżyser. Dawno nie było niczego o reżyserach.

-Nie patrz na nich. Oni tylko odwracają uwagę od prawdziwych podejrzanych.- Przewrócił kolejną stronę, aby pokazać dane obsługi.- Wszyscy kelnerzy byli sprawdzeni i pracowali od lat. Wszyscy z wyjątkiem jednego, który zastąpił niejaką Annabeth Cannet, ponieważ zmogła ją choroba. To jego trzeba prześwietlić.

-Dlaczego zawsze to musi być ktoś nowy?

-Możemy wreszcie przejść do sprawy?- zniecierpliwił się starszy Holmes.

Współlokatorzy podnieśli na niego wzrok. Wyglądali przy tym zupełnie, jakby zapomnieli, że on tu ciągle jest. W ciszy, jaka zaległa w pomieszczeniu, rozległ się cichutki dźwięk telefonu. John sięgnął do kieszeni i sprawdził, kto do niego dzwoni.

-To z pracy. Zaraz wracam- powiedział lekarz, wychodząc z pokoju.

Bracia zostali sami.

-Zajmij się tym- powiedział Mycroft, podchodząc do brata.

-Już wszystko powiedziałem- stwierdził tamten.- Nie ma, co tu więcej szukać. Jasne, proste i nudne.

-Czasami jesteś strasznie krótkowzroczny- ocenił starszy.

I wtedy spod prześcieradła rozległ się jakichś hałas. Tym razem obaj Holmesowie obrócili się w stronę przedmiotu. Hałas się powtórzył, po czym zasłona się wybrzuszyła, a następnie coś stamtąd wpadło. Prześcieradło spadło na to coś, odsłaniając przedmiot, którym była niebieska budka policyjna z otwartymi drzwiami. Tymczasem, to na co spadła biała płachta się poruszał.

-Naprawdę?- Mycroft spojrzał na brata z rozczarowaniem.- To jest, to co chciałeś przede mną ukryć?

Sherlock nie odpowiedział. Bez mrugnięcia patrzył na wszystko w ciszy. Starszy podszedł do ruszającego się prześcieradła i odsunął je parasolką.

Na podłodze walczyło ze sobą dwóch mężczyzn. Jeden miał sztylet i za wszelką cenę próbował go wbić w drugiego, który bronił się, jakimś podłużnym metalowym urządzeniem.

-Naprawdę nie chcę wam przeszkadzać- powiedział Doktor, wkładając całą swoją siłę, próbując odsunąć ostrze od swojego gardła- ale on znowu próbuje mnie zabić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top