Przeciąganie liny
-Zgłaszać się, minęła godzina poszukiwań- powiedział Doktor do krótkofalówki. Przedzierał się przez różne kable i podłączone do nich maszyny. Pomiędzy nimi były ustawione meble pochodzące z różnych planet i czasów. Na nich tymczasem leżały inne dziwactwa. W skrócie mówiąc, Władca Czasu był w swoim schowku.
-Jest to konieczne?- odezwał się John- Wszyscy siedzimy w tym samym statku.
-Tak- odparł Doktor, otwierając jedną z szuflad. Zaświecił do środka latarką i zaczął ją przeszukiwać- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaka ona jest wielka. Można się tu zgubić.
-To, czemu nie wzięliśmy mapy?- zapytał rozgoryczony Loki- A może inaczej. Czy istnieje w ogóle mapa tego ustrojstwa?!
-A tu cię zaskoczę rogaczu. Istnieje mapa. I uważaj, co mówisz o mojej Tardis-Władca Czasu wyciągnął z szuflady jednorazowe okulary 3D- Tu się podziałyście! Szukałem was!
-Znów gadasz do martwych rzeczy?- powiedział Watson.
-A kiedy on nie gada do martwych rzecz? Wracając, co się stało z tą durną mapą?
-Zaginęła- odpowiedział Doktor. Założył okulary i zerknął na swoją dłoń, trzymającą latarkę. Wokół niej ciągle, może trochę mniej liczniej niż kilka lat wcześniej, krążyły czarne drobinki. Uśmiechnął się pod nosem na ich widok, lecz zaraz spoważniał, bo przypomniał sobie, dlaczego zostawił tu te okulary.
-Kto by się spodziewał- ze wspomnień wyrwał go ociekający ironią głos Lokiego.
-Wracajcie do szukania- Doktor zatrzasnął szufladę i ruszył ku wyjściu ze schowka- Podajcie swoje pozycje.
-Jestem chyba w garażu- odezwał się John.- Jest tu dużo samochodów lub czegoś, co przypomina auta. Jest też powóz i monocykl. Dużo masz tu tego sprzętu. Jak ty to wszystko tu wprowadziłeś? Drzwi są za małe. Zaraz, czy to jest jednoosobowy samolot?
-Mam swoje sposoby panie doktorze. I tak to najpewniej jest jednoosobowy samolot- odpowiedział mu Doktor- Sherlock gdzie jesteś?
Odpowiedziała mu cisza. Detektyw nie odzywał się, odkąd się rozdzielili. Doktorowi przyszło do głowy, że może Holmes wpadł do jakieś dziury, lub wylądował w pokoju bez grawitacji, gdzie prawie nic nie działało. Lub po prostu zgubił krótkofalówkę i przy okazji samego siebie też.
-Nie przejmuj się nim- uspokoił go Watson- On jest jak kot. Chodzi własnymi ścieżkami, ale zawsze znajdzie drogę do domu.
-Okej. Loki, a ty gdzie wylądowałeś?
-To jest chyba biblioteka- stwierdził Kłamca- Pełno tu regałów...- Doktor usłyszał głośnie chlupnięcie- i basen.
-Czyli jesteś w mojej bibliotece basenowej lub w basenie z biblioteką- osądził Władca Czasu. Wyszedł na korytarz, a drzwi do schowka zamknęły się za nim automatycznie.
-Co za głupie miejsce.
-Nie osądzaj- powiedział do niego Doktor. Otworzyły się przed nim drzwi do kolejnego pokoju. Wyciągnął rękę i zaczął macać ścianę, w poszukiwaniu włącznika światła.- Nie jesteś ani na swoim statku, ani nawet w swoim świecie. Tak naprawdę przybyłeś tu tylko ze swoim ubraniem i kijkiem zagłady.
Światło rozbłysło, a wraz z nim włączyła się cała elektronika w pomieszczeniu, czyli cała masa automatów, głównie z lat 70 i 80, lecz trafiały się także te z przyszłości. Doktor spojrzał na swoją rękę, wciąż otoczoną przez czarne kropki i nagle go olśniło.
Loki pojawił się znikąd. Nie przybył w Tardis, ani w żadnym innych pojeździe. To jest świat Sherlocka, więc jego obecność jest oczywista. Doktor zjawił się przez zepsuty reduktor. A tymczasem Loki nie miał wytłumaczenia, dlaczego się ty znalazł.
-Zmiana planów- oznajmił do reszty przez krótkofalówkę- Widzimy się przy sterze za 5 minut. I lepiej dla siebie, by nikt się nie spóźniał. Słyszałeś Sherlocku?
********
-Ty się nawet nie ruszyłeś!- wykrzyknął Doktor, widząc, że detektyw był dokładnie tam, gdzie ostatni raz widział, zanim wszedł wgłąb Tardis. Siedział, ze złożonymi rękami, nad instrukcją obsługi. Nawet nie spojrzał na nich, kiedy weszli do pokoju.
-Mówiłem- powiedział John- Zupełnie jak kot. Teraz chyba ma przerwę na drzemkę. Czasami trwa to kilka dni. Nie rusza się wtedy z fotela.
Watson oparł się o poręcz i spojrzał na zegarek.
-Myślisz, że spóźnia się specjalnie, czy się zgubił?- podniósł wzrok na, biegającego po całym pomieszczeniu Doktora.- Co ty masz na twarzy?
-Okulary 3D- odpowiedział szybko Władca Czasu, otwierając jakąś skrytkę w podłodze. Wskoczył do środka, a dźwięk jego lądowania odbił się od metalowych ścian.- Panie doktorze mógłby pan tu przyjść?!
Watson podszedł do skrytki i wychylił się lekko, by widzieć jej wnętrze. Miała jakieś dwa metry głębokości i metalowe ściany ze wbudowanymi żarówkami. Niektóre z nich świeciły białym, zimnym światłem, a inne ciepłym. Oświetlały one dokładnie i równomiernie cały wnętrze skrytki. Do jednej ze ścian była przytwierdzona drabinka. Na samym dnie znajdowała się walizka dość sporej wielkości. Mogła ona pomieścić dorosłego człowieka, a Doktor stał właśnie na niej. Złożył swoje okulary i włożył do kieszeni marynarki, którą zaraz ściągnął i rzucił w Watsona. Ten ledwo ją złapał.
-Połóż ją na krześle lub na Sherlocku, lub możesz po prostu rzucić ją gdziekolwiek!- zawołał w jego stronę Doktor.
John przełożył marynarkę przez poręcz i wrócił do krawędzi skrytki. Nie musiał czekać długo, bo, dosłownie sekundę później, oberwał zwojem liny.
-Przepchaj ją przez poręcz i wrzuć jeden koniec z powrotem do środka!- powiedział do niego Władca Czasu.
Watson zrobił to, co kazał mu właściciel Tardis. Kiedy przechodził koło ciągle zamyślonego detektywa, usłyszał jakiś szept. Odwrócił się w stronę Sherlocka i zapytał:
-Mówiłeś coś do mnie?
-Mówiłem, żebyś podał mi długopis- powtórzył równie cicho Sherlock, tak że doktor musiał się nachylić w jego stronę.
-A kiedy, to mówiłeś?- dopytywał się John.
-52 minuty temu.
-Panie doktorze!- zawołał Doktor z dziury.
-Już idę!- odwrócił się jeszcze do Sherlocka- A ty sobie sam znajdź ten długopis.
John wrzucił do skrytki koniec liny i wrócił do detektywa, który ciągle się nie ruszył.
-Na co wpadłeś?- zapytał go.
Detektyw mu nie odpowiedział. Powrócił do wpatrywania się z przymrużonymi oczami, w pustkę. Watson tymczasem schylił się i znalazł pod stołem długopis. Wstał i położył go na stole, koło instrukcji.
Tymczasem za nimi w schowku, Doktor przywiązał koniec liny do jednego z uchwytu walizki. Podbiegł do drabinki i wspiął się na powierzchnię. Tam złapał za drugi koniec liny i zaczął ją ciągnąć.
Było o wiele ciężej, niż się spodziewał. Walizka nie wyglądała na taką ciężką. Lina wyślizgiwała mu się z dłoni, lecz nie mógł jej puścić, teraz kiedy walizka podniosła się już o te kilka centymetrów. Obwiązał sobie linę wokół nadgarstków i zaparł się nogami, by nie lecieć do tyłu. Powoli zrobił kolejny krok do przodu i prawie przy tym się nie przewrócił.
-O jesteś Loki- powiedział John, odwracając się do jednych z licznych schodów.- Nie jesteś mokry.
Kłamca schodził powoli, nie zwracając uwagi na lekarza. Wyglądał o wiele lepiej, niż kiedy się pojawił. Jego ubranie wyglądało jak nowe. Zupełnie jakby w środku Tardis znalazł asgardczką garderobę. I może jeszcze salę szpitalną. Nawet zadrapania na jego twarzy już się zagoiły i nie było już po nich śladu. W ręku trzymał laskę z niebieskim kamieniem na końcu, która wcześniej była jego berłem.
-Możesz mi pomóc?- zapytał go Doktor, kiedy rogacz go mijał. Ten zatrzymał się i przyjrzał się ledwie trzymającemu się na nogach Władcy Czasu.
-Nie- odpowiedział, po chwili zamysłu i ruszył dalej.- Nie chce mi się.
-Mogłeś mi powiedzieć, że potrzebujesz pomoc- powiedział do niego John. Od razu podbiegł do niego i złapał za linę- To waży tonę?
Loki poszedł dalej i oparł się o poręcz. Spojrzał na ciągle zamyślonego detektywa.
-On już na coś wpadł- stwierdził, przyglądając się uważnie jego twarz- Teraz tylko dopracowuje szczegóły i znów będzie nas zaszczycał swoją obecnością.
-Tak jak ty teraz?- odezwał się Doktor, dysząc ciężko. Już byli blisko.
-Dokładnie tak nędzni śmiertelnicy, tylko że z mojej obecności możecie się radować- odpowiedział czarnowłosy.
-Ja tam bardziej się radowałem, kiedy wpadł do basenu w bibliotece- mruknął pod nosem John. Zrobili jednocześnie jeszcze kilka kroków i walizka zaczęła się ocierać o krawędź.
-Dobra ty trzymaj linę, a ja teraz ją wyciągnę- powiedział Doktor.
-Może to jeszcze przedyskutujemy?- zapytał z nadzieją w głosie Watson.
-Nie- odparł mężczyzna z muszką i puścił linę. Lekarz wtedy prawie się przewrócił, lecz jednak w jakiś sposób mu się udało, utrzymać na nogach.
Doktor podbiegł do krawędzi schowka i złapał walizkę za rączkę. Zaczął ją ciągnąć. Dzięki Johnowi, który nie przestawał ciągnąć liny, udało mu się wreszcie wyciągnąć ją na powierzchnią.
-Do zapamiętania: wbudować rampę w schowku i nie wrzucać tam niczego ciężkiego- wydyszał Doktor, opierając się o swoją zdobycz.
W tym samym momencie Sherlock wstał, przewracając przy tym krzesłoi oznajmił:
-Nie wiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top