Miniaturka 3 - Naznaczeni zemstą
Poniższa miniaturka jest tchnięta przez one-shot autorstwa Roser89 pod tytułem "Naznaczeni zemstą". Proszę więc nie mieć pretensji do tego, że treść będzie się powtarzać. Pominęłam tylko scenę seksu.
Zgoda na publikację fragmentu: Jest.
Doradzam przeczytać końcówkę one-shota o tym samym tytule.
___________________________________________
Harry wylądował na błoniach. Piękne, zielone trawy porastały teren wokół majestatycznego zamku. Melancholia cisnęła mu łzy do oczu. Sentyment był tak bezsensowną rzeczą, lecz nieodłączną. Nawet Tom czuł coś do Hogwartu, jego pierwszego prawdziwego domu.
Harry spotkał drugiego mężczyznę, ukrytego wśród drzew i patrzącego beznamiętnie na stadion porośnięty żywopłotem. Tłumy zebrały się na stadionie, krzycząc i robiąc zakłady. Uczestnicy błądzili w wielkim labiryncie, zdawałoby się, że bez końca.
– I jak? – spytał Harry, muskając palcami dłoń drugiego.
– Unieszkodliwiony – powiedział Tom, nie odwracając wzroku od labiryntu. Czerwony snop iskier prawie przyprawił Harry'ego o zawał, lecz Czarny Pan pospieszył z wyjaśnieniami. – Moody spisał się wprawdzie doskonale, ale prawie pozwolił, by wydarzenia rozwinęły się jak kiedyś.
– Dziękuję – mruknął Harry – Że go powstrzymałeś.
Młodszy czarodziej zawsze żałował, że Cedrik Diggory umarł. Nigdy więcej nie popełni tego samego błędu.
– Chodźmy zapobiec kolejnej katastrofie – szepnął Tom. Owinął się szczelnie szatą i pojawił na cmentarzu, z Harrym u jego boku. Beznamiętnie obserwował scenę przed nim. Glizdogona, który łkał nad straconą ręką, młodego Harry'ego, który jęczał półprzytomnie, przykuty do nagrobka. I jego samego, wyłaniającego się z kotła. Wyglądał szkaradnie, zupełnie podobnie, jak Tom na początku. Z czasem krew Harry'ego przywróciła mu dawny wygląd. Potrzebował ponad roku, by przemiana gwałtownie się rozpoczęła, lecz kiedy się zakończyła, Lord był nie do rozpoznania. Odmłodzony i znów uczłowieczony, kochał swój nowy wygląd. Harry uwielbiał go takiego i kochał.
Gdyby wszystko poszło tak, jak dwieście lat temu, Voldemort zaczekałby z wezwaniem Śmierciożerców i podszedłby do Harry'ego. Uniósł jego głowę i wpatrzył się uważnie w zaszklone bólem zielone oczy. Harry, zbyt sparaliżowany strachem, pisnąłby cicho, lecz nie opierałby się. Zacisnąłby palce w pięści i dygotał, ubezwłasnowolniony.
Gdyby wszystko poszło tak, jak dwieście lat temu, Voldemort wygiąłby blade wargi w parodii uśmiechu i spytałby Harry'ego, czy chce do niego dołączyć. Harry butnie by zaprzeczył, lecz im dłużej Voldemort by z nim rozmawiał, tym prędzej chłopiec by się łamał. Później Lord wezwałby Wewnętrzny Krąg, by mogli wspólnie świętować jego odrodzenie i pozyskanie nowej zdobyczy – Złotego Chłopca Albusa Dumbledore'a.
Gdyby wszystko poszło tak, jak dwieście lat temu, ciało Cedrika Diggory'ego leżałoby sto metrów dalej, a Glizdogon płakałby nad odciętą dłonią.
Nie wszystko poszło tak, jak dwieście lat temu.
Ciała Cedrika nie było, a Glizdogon leżał na ziemi. Martwy. Zaalarmowany Voldemort już odsuwał się od młodego Harry'ego.
(Od Cessidy84: Od tego momentu jest mój udział)
Jego magia zachwiała się i spowodowała, że młody Harry upadł na ziemię zdezorientowany. Obaj, 14-letni Harry i odrodzony Lord Voldemort szli tyłem, aż stali tyłem do siebie. Po drodze młodszy chłopak szybko wziął z ziemi do ręki swoją różdżkę, gdyż zobaczył nieopodal siebie ciemną postać. To samo zrobił Voldemort, widząc drugą z drugiej strony.
- Kim jesteś? – spytali jednocześnie osobników, którzy powolnym krokiem szli w ich stronę.
- Hej, oni nie są twoimi sługami? – zdziwił się młody Harry. Voldemort był tak zaskoczony, że odpowiedział mu automatycznie:
- Nie znam ich, ale wyczuwam w nich coś znajomego – odparł Lord. Starszy Harry i starszy Tom spojrzeli na siebie, uśmiechając się identycznie, spod kapturów. Postanowili do nich podejść. Gdy byli już o kilka stóp od swoich alter ego, zdjęli równocześnie kaptury. Obu zaskoczył fakt, że młodszy był prawie kropka w kropkę podobny do młodszej wersji chłopaka. Za to Voldemort patrzył na siebie samego w młodszej wersji.
- Jak to możliwe? – spytał, a jego głos drżał.
- Znasz go? – zapytał go młodszy chłopak.
- Potter, jesteś ślepy czy głupi? On jest mną w młodszej wersji.
- To znaczy, że ty jesteś... – powiedział Harry, patrząc na drugą postać.
- Och, doprawdy? – spytał Tom – Nawet nie wiesz, jak bardzo chcemy z... – tu spojrzał na swojego partnera – Harrym was zabić.
- Nas? Zabić? Dlaczego? – spytał młodszy Harry.
- Jak to "z Harrym"? – zdziwił się Voldemort. I nagle pojął, spojrzawszy na drugiego Harry'ego – W jaki sposób ja i Potter moglibyśmy być partnerami? Znaczy się...
- Ja i Voldemort współpracujący? – nie dowierzał czternastolatek.
- Och, to dość długa historia. Chcesz ją poznać, moje alter ego? – spytał, sugestywnie poruszając brwiami. Przez chwilę Voldemort się zawahał, ale odpowiedział:
- Powiedz mi.
- Zrobię więcej. Mój drogi, czy możesz zrobić to samo swojemu alter ego, kochanie?
- Oczywiście... kochanie – Voldemort i młodszy Harry zarumienili się lekko. Obaj podeszli do swoich alter ego i położyli dłonie na ich głowach, nakazując im, by zamknęli oczy. Tak też zrobili.
Przez kilka minut w głowach obu młodszych czarodziejów pojawiały się obrazy z przeszłości, a także uczucia. Gdy zobaczyli, jak się kochają jakby rozpłynęli się w duchu. Gdy jednak zobaczyli, jak Tom torturuje swego partnera, Harry zadrżał, a Voldemort uśmiechnął się z satyfakcją. Jednak, gdy dowiedzieli się, że Syriusz chciał zaatkakować Harry'ego, a Tom go powstrzymła zabijąc Blacka Voldemort nieświadomie chwycił za rękę młodego Harry'ego, który był zdziwiony, że nie kona z bólu, ale się nie opierał.
Gdy wspomnienia ustąpiły, obaj otworzyli oczy. Obaj starsi cofnęli się na wyciągnięcie różdżki. Obaj młodsi zrozumieli, DLACZEGO muszą zostać zastąpieni.
Nim Voldemort się zorientował, już mknęło ku niemu zaklęcie, które go związało, a drugie posłało zielony rozbłysk prosto w pierś czternastoletniego chłopca niszcząc Horkruksa w jego ciele. I tym oto sposobem Tom i Harry całkowicie odmienili przeszłość.
Tom podszedł do Voldemorta, który szamotał się niemo.
- Zamierzamy przejąć świat, lecz nikt nie może nam przeszkadzać, zwłaszcza ty, moje alter ego. Znam siebie i wiem, że tak się by stało. Jednak z moim Harrym powiedzie mi się o wiele skuteczniej – oświadczył, po czym brutalnie chwycił go za szczękę i wcisnął do ust fiolkę. Ciemny eliksir, który zdawał się pochłaniać światło, skapywał powoli po ściankach buteleczki. Voldemort nie miał innego wyjścia, jak tylko przełknąć. Gdy skończył, jego oczy rozszerzyły się ze strachu, gdy ujrzał etykietkę, którą Tom przybliżył do jego oczu. Tom odsunął się z tryumfem w szkarłatnych tęczówkach. Syknął pod nosem polecenie, a skrzat domowy pojawił się tuż obok. Chwycił pomarszczonymi rączkami ciało półprzytomnego Voldemorta i wraz z nim zniknął. Mężczyzna uśmiechnął się przebiegle. Jego alter ego będzie miał luksus spędzić resztę swojego nieskończonego życia w głębokiej celi pod murami Hogwartu, z którą zapoznał się już Tom. I nic ani nikt nie przeszkodzi mu w wiecznym śnie wywołanym wywarem Żywej Śmierci.
Cichy stęk wyrwał go z cieszenia się zwycięstwem. Spojrzał na jego Harry'ego – tak niedoświadczonego. Niewinnego. Niepotrzebnego. Uwolniony z Horkruksa, nie spotkał w Limbo Dumbledore'a. Nie byli to też jego rodzice ani Syriusz, który jeszcze żył w tym czasach. Nie było tam nikogo, kto mógłby wytłumaczyć przerażonemu dziecku, co się wokół niego działo.
- Dlaczego? – spytał Harry z przerażeniem jego starszej wersji, gdy doszedł do siebie.
- Powiedz mi, czy chcesz spotkać rodziców?
- Em... Tak.
- A czy chcesz się uwolnić na dobre od Lorda Voldemorta, który w przyszłości by szerzył spustoszenie i terror w całym świecie społeczeństwa czarodziejów?
- Ale on jest Voldemortem – powiedział, wskazując na Toma.
- Tak, ale dzięki nam się zmienił. Więc jak, chcesz mieć spokój od Przeznaczenia i ciężaru przepowiedni? – chwila zastanowienia i odpowiedział:
- Tak.
- Czy więc zgadzasz się na to, byśmy cię zabili, a ja zajął twoje miejsce? – chwila wahania, aż w końcu ten skinął głową. Obaj wycelowali w niego różdżkami. Cicha klątwa skończył się żywot Chłopca, Który Przeżył.
Nastał czas, by światu ujawnił się nowy Chłopiec, Który Przeżył. Harry Potter, dwustuletni Mistrz Śmierci – prawdziwy i jeden jedyny. A resztę przyjaciół chłopca Czarny Pan zostawiłby kochankowi. Harry z pewnością ucieszy się na myśl o zemście. Przecież na nią nigdy nie było za późno.
– Dokonało się – powiedział Harry, przypatrując się z dziwnym wyrazem martwemu odpowiednikowi. Może żal albo melancholia...? Kto wiedział – Już ich z nami nie ma.
– Nie ma – przyznał Tom, pocierając policzek, na którym rozmazał zasychającą krew. Miło było pobawić się Glizdogonem, gdy Voldemort był zbyt zajęty rozmową z młodym Harrym – Czy został ktoś jeszcze?
– Nie. To byli wszyscy. Harry Potter nie żyje, Glizdogon powstrzymany. Moody odwołany. Czego chcieć więcej?
– Zemsty, mój drogi. Zemsty z nienawiści. Przecież nas zamknęli – powiedział Tom.
– W dwóch dalekich od siebie miejscach – dodał Harry
– W podziemiach Ministerstwa i Hogwartu. Zbyt daleko, a jednak na tyle blisko, bym cię wyczuł – tu uśmiechnął się.
– Cóż, pozostaje nam więc wyeliminować tylko jednego gracza – skonkludował Harry.
– Króla nad królami – przytaknął Tom – Najważniejszego na szachownicy.
– Lecz tym razem to my jesteśmy rozgrywającymi. I zamierzam dobrze się bawić.
~~*~~
Wrócili usatysfakcjonowani do posiadłości, gdzie czekali na nich Śmierciożercy. Wiedzieli, że coś się stało. Czuli to w znakach, ale nie mieli pojęcia, co dokładnie. I dobrze. Im mniej świadków, tym lepiej. Nikt nie miał domyśleć się znaczenia Horkruksów, ani roli Harry'ego jako Mistrza Śmierci. A tym bardziej wiedzieć tego, co działo się później pomiędzy dwoma czarodziejami. Bellatriks ugościła ich w salonie, a gorąca kawa czekała w dwóch kubkach. Poinformowany przez nią Lucjusz Malfoy uśmiechał się z zachwytem, podziwiając sylwetkę Czarnego Pana i nowego Harry'ego Pottera. Rabastan i Rudolfus czekali w drzwiach, zagradzając wejście całemu tłumowi wiernych, choć nieco ciekawskich Śmierciożerców.
Harry odchylił się w fotelu, przełykając łyk doskonałej kawy. Obrócił głowę, łapiąc wzrok Toma. I opuścił uszkodzoną barierę, za którą kryły się jego wszystkie emocje i wspomnienia. Nie miał już powodów, by powstrzymywać przeszłość. Teraz kiedy przyszłość miała się całkowicie zmienić. Poczuł dłoń Toma na swojej i uśmiechnął się lekko. Już wszystko miało być tak, jak należy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top