Miniaturka 10 - Incydent w jaskini part. 3

Kolejna miniaturka oparta na podstawie "Incydent w jaskini".

Tym razem napiszę tę miniaturkę swoimi słowami, no dobra, jest tam część z Incydentu.


________________________


<<Z perspektywy Voldemorta>>

Po odejściu Negury było mi strasznie słabo, próbowałem to powstrzymać, ale dodatkowa dyskusja z tym bachorem wykończyła mnie. Ostatnie co pamiętam przed upadkiem, to kroki chłopaka, a następnie poczułem wilgoć śniegu na mojej twarzy i na koniec straciłem przytomność.

~~*~~

Ciemność, kompletna ciemność, ale słyszałem jakieś dźwięki wokół siebie. Ktoś był koło mnie i czemu czuję, że jest mi nieco cieplej. Próbowałem otworzyć oczy, ale nie zdołałem, były zbyt ciężkie. Najwyraźniej moje siły witalne były jeszcze za słabe, ale magia wciąż była, gdyż czułem ją w palcach i na karku. Najbardziej dla mnie nieznośny był ból klatki piersiowej i ręki. Co się stało? Czyżby ten gówniarz mnie zostawił na pastwę losu magomedyków? Nie... To niemożliwe. Muszę się dowiedzieć...

Słuchałem przez chwilę, ale nagle zdałem sobie sprawę, że do pokoju, w którym się znajdowałem ktoś właśnie wszedł. Zmarszczyłem mentalnie brwi i słuchałem w milczeniu.

- Tutaj jesteś, panie Potter – 'Czy ja dobrze słyszę, że Potter mnie odwiedził, gdziekolwiek jestem?' - Szukałem cię. Martwiliśmy się, że się zgubiłeś. Szczerze, powinieneś poprosić o pomoc w znalezieniu swojego przyjaciela, skoro tak bardzo chciałeś go zobaczyć – "Ja i Potter nie jesteśmy przyjaciółmi!". Chciałem powiedzieć, ale nie mogłem niczego wydusić, jakbym był całkowicie sparaliżowany, tylko moje uszy i magia jakoś funkcjonowały. Szkoda, że nie mogę niczego zobaczyć... Wtem usłyszałem irutujący głos tego gówniarza:

- Umm... eee... On nie jest moim przyjacielem –'W jednym się zgadzamy, Potter'.

- Och, oczywiście, prawie zapomniałem – powiedział nieznany mi mężczyzna nieopodal czegoś, na czym leżałem. Zaraz, na czy ja leżałem? To coś jest miękkie, ciepłe i lekko skrzypi. Do moich nozdrzy docierały środki dezynfekujące. Pachniało jak... MUGOLSKI SZPITAL??? Czyli ten ktoś, to mugolski lekarz. Nagle ktoś mnie dotknął, a konkretnie mojej twarzy. "Ty cholerny mugolu, nie dotykaj mnie! Zabieraj ode mnie te swoje brudne łapy!". Chciałem krzyknąć, ale nawet struny głosowe odmawiały mi posłuszeństwa, a co dopiero całe ciało. Lekarz zaświecił mi w oczy, mówiąc coś.

- Wszystko w porządku. On nadal śpi i tak nadal będzie przez następne kilka godzin. Widzisz, żadnej reakcji – 'To chyba latarka medyczna'. Pomyślałem – Kiedy pierwszy raz zobaczyłem te oczy, byłem pewien, że nosi szkła kontaktowe – mówił lekarz. 'Szkła kontaktowe?!' – Byłem bardzo zaskoczony, gdy zorientowałem się, że się myliłem – dodał.

- Jesteś pierwszą osobą, która opisała je jako coś "fascynującego". Większość znanych mi ludzi nazywa je absolutnie przerażającymi – Usłyszałem głos Pottera. Parsknąłem mentalnie. 'I tak miały wyglądać'.

- Tak, z pewnością są niespotykane – mówił dalej lekarz – Podobnie jak większość rzeczy z nim związana – zmarszczyłem mentalnie brwi – Ale nie nazwałbym ich strasznymi. To zbyt przesadne stwierdzenie –'Tak? Niech ja się tylko stąd ruszę, a ci pokażę, mugolu!'. Nastała cisza, podczas której starałem się uspokoić swoje zamiary wobec tego idioty, który najwyraźniej mnie leczył. Po dwóch minutach usłyszałem pytanie Pottera.

- Co to jest? – 'Niby co?'. Zdziwiłem się. Jego głos brzmiał, jakby się czegoś bał. Po chwili chłopak wybełkotał: – Czy ty oszalałeś? – 'No, teraz się dowiem, dlaczego mnie wszystko boli' – Na litość boską, jak mogłeś mu przetoczyć mugolską krew?! – 'Że co?!'. Wydarłem się w myślach. Próbowałem uspokoić myśli, wcale nie słuchając ich dialogu, lecz jedna rzecz przykuła moją uwagę.

- Danielu... – głos Pottera był nerwowy – Zanim pójdziemy, muszę powiedzieć ci coś ważnego. Wiem, że możesz myśleć inaczej, ale to poważna sprawa – 'Co on kombinuje?' – Posłuchaj, koniecznym jest wyprowadzenie Waltera Moore'a ze szpitala, zanim się obudzi, a ty jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc - powiedział chłopak. 'Czy on... czy on chce mnie stąd wyprowadzić wbrew mojej woli i niewszczynania alarmu dla służb aurorskich? Co na to lekarz? Nie słyszałem go, więc najwyraźniej się zastanawiał. Co na to powie?' – Doktorze Rodgers, rozpaczliwie potrzebuję dostać się do Londynu, a on musi jechać ze mną. Wszystko, o co cię proszę, to żebyś nas tam zabrał. Czy możesz to dla mnie zrobić? Proszę – błagał Potter. Cisza trwała kilka minut, aż w końcu lekarz oświadczył:

- Harry, jakkolwiek bym chciał ci pomóc, nie sądzę, żebym mógł – Nie sądziłem, że to powiem, nawet w myślach, ale 'Mugolu, zgódź się. Nie chcę tej transfuzji!'. Błagałem w myślach – Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, czego ode mnie chcesz? Nie mogę wystawić wypisu pacjentowi z oddziału intensywnej terapii – 'Ze mną jest aż tak źle?'. Zdziwiłem się – Wymaga on stałej opieki medycznej i nawet ze swoimi specjalnymi mocami uzdrawiania będzie jej potrzebował przynajmniej przez kolejny dzień. Zabranie go oznaczałoby zagrożenie dla jego życia, a na to nie mogę się zgodzić - Nie mogłem wytrzymać. Całą siłą woli, mimo naszprycowanych leków usypiających, udało mi się otworzyć oczy. Żaden z nich tego nie zauważył. Dopiero mój ochrypły głos ich "obudził":

- Potter... zrób coś... ja nie chcę tej... transfuzji – powiedziałem. Zobaczyłem dwie różne reakcje. Pierwsza to zaskoczenie u obu, a druga to, że Potter zaczął szybko oddychać, patrząc na lekarza. Jeśli chodzi o samego lekarza też był z początku zaskoczony, ale uśmiechnął się dobrodusznie – A ty mugolu wyjmij mi to z ciała, i to już – To zdanie i mój wzrok, mimo zmęczenia organizmu był twardy.

- Jak to możliwe, że jesteś przytomny? – spytał młodzieniec. Uśmiechnąłem się lekko i odpowiedziałem:

- Zgadnij, Potter. Jeśli ten mugol natychmiast tego nie wyjmie to... – i uaktywniłem swoją magię, co spowodowało, że wszystkie światła w pokoju, na korytarzu, w szpitalu i nawet na zewnątrz zamigotały.

- Em, Danielu, zanim zaczniesz badać pana Moore'a... – kolejne migotanie świateł, dało znać chłopakowi, by nawet tak mnie nie nazywał – proszę cię o rozmowę z nim sam na sam. Muszę mu wyjaśnić kilka spraw.

- POTTER! – warknąłem. Obaj podskoczyli – Słyszałem na tyle dużo, by tego mugola... – tu młodzieniec zakrył mi usta dłonią, uniemożliwiając mi dalszą tyradę, a że nie mogłem się ruszyć, dawało mu przewagę.

- Danielu, proszę, wyjdź. Poradzę sobie. Sam widzisz, i tak nie może się nigdzie ruszać. Proszę, też o nie wzywanie policji – długo trwało nim mężczyzna się zgodził. Gdy drzwi się zamknęły za lekarzem i młodzieniec upewnił się, że drzwi są zamknięte, cofnął dłonie, ocierając je o swoje ubranie. Patrzyliśmy na siebie przez kilka chwil, aż w końcu zadrwiłem:

- Potter-inwalida – Harry prychnął i zripostował:

- A ty wcale nie możesz się ruszyć, Riddle – zmrużyłem oczy – Od tej chwili, Riddle jesteś na mojej łasce, bo tylko ja, z nas dwóch mogę się ruszać, co prawda na wózku inwalidzkim, ale jednak.

- Potter, powiedz temu mugolskiemu lekarzowi, by to ze mnie wyciągnął! – warknąłem. Harry popatrzył na mnie, po czym odpowiedział:

- Nie mogą tego zrobić, Riddle, bo jak widzisz, mieliśmy wypadek. Ty masz złamaną rękę, a ja nogę. Poza tym masz poważne obrażenia wewnętrzne. Nie doszedłbyś nawet do swojej kryjówki, ani ja do swojego domu – Riddle zmarszczył brwi w konsternacji.

- Jak do tego doszło? – zapytałem – Nie byliśmy na ulicy...

- Ani też w kamieniołomie, Riddle. Oj, będziesz zły gdy ci to powiem – powiedział, gdy zobaczył moje nalegające spojrzenie. Westchnął i wyjaśnił: – Moje sumienie kazało mi cię uratować. Musiałem cię nosić na rękach przez dwie mile na tym cholermy mrozie, nim znaleźliśmy się na przedmieściach i poza barierami. Byłem bardzo wykończony i zmarznięty, gdy znaleźliśmy się na ulicy. Nie miałem sił na deportację. Sam już opadałem z sił i miałem już upaść, gdy zobaczyłem nadjeżdżający samochód i w nas uderzył. Daniel nie mógł cię restrukturyzować, gdyż twoja magia sprawiała, że psułeś wszystkie elektroniczne urządzenia, więc wzamian tego musiał to robić ręcznie. Tom, mamy wobec niego dług życia.

<<Perspektywa lektora>>

Żadne z nich nie wiedziało, że za drzwiami stał wyżej wymieniony lekarz. Był zszokowany zasłyszanymi informacjami. Magia. Deportacja. Mugole. I to uporczywe niewzywanie policji. Poza tym, o jakich barierach młodzieniec mówił. Musiał się tego dowiedzieć. Bez ceremonialnie wszedł do pokoju, przerywając ich rozmowę. Obaj lekko się wystraszyli.

- Mówiłem ci, Potter, abyś mnie nie tak nie na... – lekarz mu przerwał, pytaniem:

- Proszę mi powiedzieć, panie Moore, jak się pan naprawdę nazywa? Co to wszystko ma znaczyć? Mugole? Dziwna magia, która psuje nasze urządzenia? Deportacja? Wyjaśnijcie mi to, gdyż macie wobec mnie dług życia – dodał na koniec, ostatecznie ich przekonując. Spojrzeli jeszcze raz na siebie.

- Dobrze, Danielu, powiemy ci, ale nikomu nie możesz o ty mówić, bo Tom będzie mieć poważne kłopoty, zwłaszcza że nie może się ruszać – dodał na koniec z wrednym uśmieszkiem, patrząc prosto w oczy Voldemorta. Mężczyzna chwilę się zastanawiał, aż w końcu przysunął sobie krzesło i usiadł po drugiej stronie łóżka, z oczekiwaniem.

- Więc będziesz tu siedział, mugolu - burknął Riddle, patrząc na niego przeszywająco.

- Przestań, bo go straszysz.

- I oto mi chodzi. Niech mnie zostawi w spokoju. Sam się uleczę – dodał.

- Jest pan lekarzem, panie Moore? – Harry spojrzał szybko na swojego arcywroga i zobaczył, że jego oczy zalśniły niezdrowym blaskiem.

- Nie nazywam się Walter Moore, Rodgers. Jestem Lor... – Tu Harry zakrył mu szybko usta i natychmiast czerwone oczy Voldemorta zwróciły się na niego z groźbą śmierci, tu i teraz.

- Danielu, proszę go tak nie nazywać, póki nie wyzdrowieje. Moje imię i nazwisko jest prawdziwe, ale on – zerknął ponownie na leżącego, który wciąż mordował go wzrokiem, a jego druga ręka (ta zdrowa) próbowała się poruszyć – On nazywa się Tom Marvolo Riddle – poczuł rękę na nadgarstku, która próbowała odciągnąć jego dłoń z jego ust, lecz Harry usilnie trzymał ją w żelaznym uścisku na ustach Riddle'a, lecz go nie dusząc – ale proszę nie wpisywać tego w jego kartę.

- Dlaczego?

- Bo widzisz, Danielu – spojrzał na drzwi, a potem w oczy Riddle'a dając mu niemy znak, by zamknął drzwi i wyciszył pomieszczenie. Dopiero po minucie Marvolo tak uczynił – Danielu, patrz, co robi Tom – Mężczyzna uważnie się przyglądał. Riddle wykonał lekki ruch palcem zdrowej ręki, a drzwi się zamknęły na klucz i kolejny, by pomieszczenie było wyciszone. To sprawiło, że mężczyzna opadł z sił, prawie mdlejąc. Harry cofnął dłonie, wpuszczając do jego ust powietrze.

- Co to było? – Harry uśmiechnął się lekko, lecz to Riddle odpowiedział:

- Magia, mugolu. Magia.

- A czy możecie mi powiedzieć, co znaczy słowo "mugol" oraz co znaczy"mugolska krew"? – zapytał.

- To znaczy, mu... – Riddle nie do kończył, bo wtrął się się Harry.

- To osoba, która nie posiada magicznych zdolności, jak wy – wyjaśnił szybko Harry.

- A co z respiratorem? – tym razem czerwonooki przestał ich słuchać, gdyż przysnął.

- Cóż, w naszym świecie nie posługujemy się elektroniką – Spojrzał na Riddle'a – Może lepiej go nie budźmy - przeszli kawałek dalej, by porozmawiać – Główną zasadą w świecie czarodziejów jest to, że nie możemy się ujawniać mugolom i urzywać magii na ich terenie i przy nich.

- A ta deportacja?

- Teleportacja, nazywana też aportacją lub deportacją jest jedną z magicznych sztuk transportu w naszym świecie. W skrócie polega ona na znikaniu i pojawianiu się w zupełnie innym miejscu przy użyciu siły woli i naszej magii. Jest to bardzo trudna sztuka, a błędy w jej wykonaniu mają katastrofalne skutki. Tej uniejętnści uczy się każdy czarodziej i czarownica od 16 roku życia – objaśnił.

- Hm... Powiedz mi prawdę, jak długo znasz pana Riddle'a? – Harry się zawachał. Nie mógł mu powiedzieć, że Voldemort chciał go zabić odkąd skończył rok.

- Tak. Znam. Znam go odkąd skończyłem 11 lat. Gdy skończyłem 16 lat wybuchała w czarodziejskim świecie bitwa, którą sam rozpoczął. Było bardzo trudno zaufać nowym czarodziejom i czarownicom, gdyż każde z nich mogło być jego polecznikiem.

- Polecznikiem? Czyli on jest jakimś gangsterem lub należy do jakiejś sekty? – zapytał lekarz.

- Gorzej, doktorze – rozległ się słaby głos. Oboje spojrzeli na źródło głosu i okazało się, że Riddle ponownie się obudził.

- Szybko, Danielu, daj mu coś mocnego na sen – powiedział Harry z przestrachem.

- Czy mam się go obawiać? – zapytał z obawą doktor.

- Nie. Jego magia jest tak słaba, że gdy jej użyje ponownie, znowu zemdleje. Poza tym nie ma siły nawet na ruszanie się. Najlepiej, jeśli będzie odpoczywał bez stresu – odparł ze śmiechem Harry, widząc minę Riddle'a, która wyrażała obrzydzenie i wściekłość. Gdyby miał w sobie Horkruksa, wyczułby jego gniew, ale nie ma, więc może się tylko śmiać – Śmiało, Danielu idź. Nic ci nie zrobi – lekarz wziął strzykawkę i jakiś lek. Zbliżył się niepewnie do mężczyzny, którego oczy lśniły niezdrowo z każdym jego krokiem.

- A tylko spróbujesz mnie dotknąć, mugolu! – syknął do niego.

- Spokojnie, panie Riddle, to nie będzie bolało. Tylko pan zaśnie – Marvolo obnażył zęby, chcąc się choć o milimetr poruszyć, ale nic mu nie wychodziło. Po drugiej stronie łóżka Harry chwycił go za rękę, rozpraszając jego uwagę od lekarza, który już zbliżał końcówkę strzykawki do welfromu. Gdy lek został wprowadzony do organizmu, Riddle powiedział tylko:

- Potter, dostaniesz... tyle Cruciatusów... że... nie... – to były jego ostatnie słowa, bo zasnął.

- Cru-co? – zapytał lekarz.

- Cruciatus, to zaklęcie torturujące z dziedziny czarnej magii, jedno z trzech niewybaczalnych zaklęć. Gdy ktoś użyje ich i nasze Ministerstwo Magii dowie się o tym, natychmiast zostaje zesłany do więzienia na dożywocie – wyjaśnił Harry najlepiej, jak umiał.

- Dzwonię na policję – oświadczył natychmiast lekarz, lecz Harry mu przeszkodził podjeżając szbyko wózkiem do drzwi. Obaj wiedzieli, że zaklęcia zostały zdjęte, ze względu na osłabienie Riddle'a.

- Nie możesz zawiadamiać policji, Danielu! – zawołał Harry spanikowany.

- Dlaczego? Pan Riddle jest przestępcą. To mój obowiązek.

- Wiem o tym i rozumiem towje obawy, ale jeśli nasze ministerstwo się dowie, gdzie Tom teraz jest i dowiedzą się w jakim jest stanie zabiją go na miejscu, a tobie i personelowi, który go widzieli zmodyfikują pamięć, czyli nie będziecie pamiętać o nas. Chcesz mieć go na sumieniu, Danielu, mimo jego zachowania wobec ciebie? – Mężczyzna popatrzył na Harry'ego w zamyśleniu.

- Jak niby wasze Ministerstwo Magii miałoby się dowiedzieć, że Tom Riddle tu jest? – zdziwił się lekarz.

- Mam kilku przyjaciół w Ministerstwie Magii, którzy mi powiedzeli, że aurorzy sprawdzają rejstry policyjne dla bezpieczeństwa, głównie dzieci urodzonych w mugolskich rodzinach, by sprawdzać, czy używają magii poza szkołą. Auror, to łowca czarnoksiężników – dodał, widząc pytające spojrzenie lekarza. Ten skrzyżował ręce na piersi, myśląc.

- Dobrze, nikomu nic nie powiem, ale pod warunkiem, że zostaniecie tu, puki nie uznam, że jesteście na tyle zdrowi, by wyjść o własnych siłach, szczególnie pan Riddle – z kolei to Harry skrzyżował ręce na piersi, zastanawiając się nad warunkami. Musi odzyskać siły, by przynajmniej chodzić, a z tego, co się zoriętował organizmy czarodzieji i czarownic mają szybszy metabolizm niż u mugoli ze zwględu na magiczny rdzeń, więc zostaliby przynajmniej dwa, góra trzy dni.

- No dobrze, ale bardzo proszę, abyś tylko ty się nim zajmował i to w mojej obecności. Nie chcę, aby ktoś inny był narażony na jego obecność i by go w ten sposób nie denerować. Sam widziałeś miganie świateł, gdy on się denerwował. To jest jego magia, który koliguje z elektroniką. Spróbuję się z nim też dogadać jeśli chodzi o dokończenie rechabilitacji. Prawdopodobnie w jego domu znajduje się różdżka, której moglibyśmy użyć z Riddlem – wyjaśnił.

- A mogę wiedzieć w jakim celu? – zaciekawił się lekarz.

- Cóż, są zaklęcia, które umożliwią szybsze zagojenie ran zewnętrznych. Czyli dzięki różdżce i znajmomości odpowiednich formuł zaklęć uzdrawiających jeden z nas mógłby uleczyć nasze koniczyny, wystraczy, że nas tam zawieziesz – wyjaśnił.

- Hmm.. Rozumiem - otworzył drzwi na całą szerokość, po czym obszedł go, chwycił za rączki wózka.

- Co robisz? – spanikował Harry, spojrzawszy na niego.

- Pan Riddle... znaczy się pan Moore będzie spał kilka godzin, więc mamy czas na wyjaśniene kilku kwestii. Opowiesz mi, jak to się stało, że znalazłem was na tamtej drodze i dlaczego byliście w ciężkiej hipotermii? – odparł lekarz – No chyba że to jest tajne – dodał z chytrym uśmieszkiem, co nie pasowało do charakteru tego mężczyzny, jak nie pasowało do Riddle'a spokojne spanie w mugolskim szpitalu – Opowiesz mi o tym, czy mam zawiadomić policję? – zapytał doktor Rodgers. Harry kompletnie oniemiał. Przełknął ślinę i kiwnął głową na zgodę – Dobrze. Pójdziemy do mojego gabinetu.

Gdy dotarli na miejsce, doktor Rodgers ustawił wózek Harry'ego na przeciwko biurka, po czym usiadł za nim. Nim rozpoczął rozmowę, wziął słuchawkę, nacisnął jakiś guzik i powiedział:

- Natalie, proszę, aby nikt nam nie przeszkadzał i nie łącz mnie z nikim aż do odwołowania. Jeśli potrzebują jakiegoś lekarza niech poproszą doktora Coopera lub innego, ale nie mnie. Mam ważne spotkanie. A, i proszę mnie powiadmić, gdy pan Moore się obudzi.

- Dobrze, dyrektorze Rodgers – rozległ się miły głos sekretarki z głośnika.

- Dyrektor Rodgers? – zdziwił się Harry.

- Tak. Czy to jakiś problem? – zapytał mężczyzna. Harry zarumienił się.

- Nie, żaden.

- To dobrze. Powiedz mi teraz coś więcej o waszym świecie i o was – poprosił dyrektor. Harry się zawahał.

- Opowiedzienie MUGOLOWI o świecie CZARODZIEJI byłoby przestępstwem w moim świecie – powiedział pokrótce. Daniel zdziwił się.

- Dlaczego?

- Bo, my obdażeni magią nie mamy prawa mówić mugolom o naszym świecie, no chyba że jest się wziązku. Gdy jeszcze chodziłem do szkoły na pierwszym roku, na Uczcie Powitalnej kolega z mojego roku powiedział, że jego matka dopiero po ślubie powiedziała swojmu mężowi, że jest czarownicą.

- A był mugolem – wywnioskował lekarz.

- Dokładnie. Lecz jeśli chcesz wiedzieć coś o nas, to opowiem tyle, ile wiem o Tomie Riddle'u i o naszej wspólnej przeszłości. Nie miej mi za złe, to czego się dowiesz i nie wzywaj policji – powiedział.

- Dlaczego? – ponowił pytanie lekarz.

- Bo widzisz... Riddle, gdy miałem rok, wybił mi całą rodzinę, a ja jedyny ocałem. Spróbuję ci opowiedzieć naszą historię.

~~*~~

Opowiadanie ich histori zajęło Harry'emu dwie godziny, dodając słowa, których lekarz nie znał, a pochodziły ze świata czarodzieji. Zajęło mu tyle czasu, ile spał czarnoksiężnik. Daniel miał o coś jeszcze zapytać, gdy odezwał się głos sekretarki w głośniku:

- Panie dyrektorze, przepraszam, że przeszkadzam, ale przyszła pielęgniarka Ross. Ma jakieś wiadomości związane z panem Moorem – Obaj spojrzali na siebie.

- Dobrze, wpóść ją – po chwili pielęgniarka weszła – Co się stało, panno Ross, że przeszkadzasz nam w rozmowie?

- Bo widzi pan, panie dyrektorze, pan Moore się obudził i wypytuje o pana Pottera oraz o pana – obaj mężczyźny zmarszczyli brwi w konsternacji.

- Panno Ross, co pan Moore mówił w sprawie ze mną? – zapytał Harry.

- Jest głównie zdenerwowany i zdekoncentrowany, a w sali migają światła... – nie skończyła, bo dyrektor Rodgers wstał szybko, chwycił rączki wózka Harry'ego i poganał możliwie najszybciej i najbezpieczniej do sali Riddle'a.

Zastali na miejscu mały bałagan i pół przytomnych lekarzy oraz pielegniarki.

- Niech pan wyprowadził stąd personel, ja zajmę się Riddlem – gdy mężczyzna już wyprowadził swoich ludzi, dał im znać, by im nie przeszkadzali, sam Harry podjechał do czarownika i nachylił się. Mężczyzna udawał, że spał, jednak gdy wyczuł iż ktoś się nad nim pochyla, chwycił za gardło. Mało brakowało, aby go udusił. Harry spadł z wózka i uklęknął, a sam wózek odjechał kawałek dalej – Riddle... uspokój się. Nic... ci... nie grozi – Riddle dopiero po chwili go puścił.

- Potter, co... – urwał, gdyż wszedł doktor Rodgers. Chciał rzucić na niego jakąś niewerbalną klątwę, ale Harry go powstrzymał, chcwyciwszy go z ramię i opuszczając ją delikatnie.

- Nie, Riddle, spokojnie. Doktor Rodgers tylko cię zbada.

- Ale ja nie chcę, by mnie badał jakiś mugol – warknął. Daniel i Harry spojrzeli na siebie wymownie.

- Przypomnę ci, Riddle, że TEN oto mugol, owszem potrącił nas, ale również nas URATOWAŁ od zamarznięcia, szczególnie CIEBIE. Pozwól mu się zbadać – prosił Harry.

- W tym temacie powiem ci dwie rzeczy, Potter.

- Zamieniam się w słuch.

- Po pierwsze: Jeśli komuś powiesz, że dotykał mnie mugol, obiecuję ci, że nie dożyjesz następnego roku – Mimo groźnego tonu, Harry lekko parsknął.

- W porządku. A po drugie? – Harry był ciekawy.

- A po drugie, Potter: Będziesz mi winny przysługę – tym razem Harry się nie śmiał, gdyż zobaczył w jego oczach powagę.

- Dobrze, zgoda, ale niewyzywaj naszego wybawcy i zachowuj się – przypomniał mu.

- Twierdzisz, że jestem niecywilizowany? – zapytał Riddle.

- Cóż, tak. Szczególnie wobec mugoli – Harry wyszczerzył zęby. Oczy starszego czarodzieja zalśniły niebezpiecznie. Po chwili westchnął zrezygnowany i powiedział:

- No dobra! Dla świętego spokoju niech mnie zbada! – warknął ponuro.

- Wspaniale! Doktorze Rodgers, niech pan wejdzie, zgodził się! – zawołał na całą salę. Lekarz wszedł trochę niepewnie – Och, niech się pan nim nie przejmuje. On tylko robi groźne miny – powiedział, widząc trochę wystraszoną minę dyrektora.

- Panie Riddle – tu oczy mężczyzny zalśniły, ale Harry natychmiast zaradził, ściskając jego przedramię, a wzrokiem dając mu do zrozumienia, by się nie denerwował za taką błachostkę. Westchnął, a oczy przygasły, więc lekarz mógł podejść bliżej. Był niepewny, ale chwyciwszy setoskop nachylił się nad bladym mężczyzną. Sprawdził jego serce, płuca i chciał sprawdzić żebra, ale Riddle poruszył się niespokojnie – Już, spokojnie. Z tego co mówił mi doktor Rodgers miałeś poobijane żebra i chce je sprawdzić, lecz musi cię dotknąć – powiadomił go Harry. Przez kilka sekund Voldemort patrzył to na jednego, to na drugiego. W koncu ustąpił, kiwając niemo głową. Lekarz sprawdził także żebra, temperaturę i ciśnienie. W końcu się wyprostował i powiedział:

- Panie Riddle, zanim powiem o moich wynikach, pozwoli pan, że o coś zapytam – zaczął lekarz.

- Dobrze, niech pan mówi, doktorze.

- Harry opowiedział mi waszą wspólną historię i wiem, że przebywaliście w jaskini pełne pięć dni, nim wypłyneliście na powierzchnię – Zaczął lekarz. Riddle spojrzał groźnie na młodzieńca, który unikał jego spojrzenia.

- Potter, spójrz na mnie – rozkazał. Harry z lekkim wahaniem podniósł oczy i spojrzał w czerwone oczy czarodzieja. Nie było wątpliwości, że nie jest zadowolony, że chłopak przed nim wyjawił jego tajemnice – Co masz mi do powiedzenia?

- Ja... Widzisz... jeśli bym mu nie powiedział, to by wezwał policję, a Aurorzy dowiedzieliby się gdzie przebywasz. Gdyby zobaczyli cię w takim stanie, zabiliby cię na miejscu, gdyż byłeś bezbronny – objaśnił – Słuchaj Riddle, wolisz być w celi Ministerstwa Magii i czekać na śmierć, czy tu w mugolskim szpitalu w moim towarzystwie i mugolskich lekarzy, którzy mogą cię wyleczyć? Wolniej, co prawda, ale jednak – Voldemort myślał dość długo. W pewnym momencie wstał. Jęknął, więc lekarz chciał mu pomóc, ale został odepchnięty... magią niewerbalną. Poleciał na druga stronę pomieszczenia. Gdy Harry upewnił się, że Riddle stanął tylko przy oknie, podszedł możliwie jak najszybciej do lekarza.

- Nic ci nie jest, Danielu? – zapytał z troską.

- Nie. Jestem tylko poobijany. Co on zrobił?

- Cóż, w skrócie mówiąc: Użył swojej magii, abyś go więcej nie dotykał. Bądź na prawdę ostrożny, gdyż jest bardzo drażliwy. Jestem jedyną osobą, która w tym momencie może go powstrzymać od czegokolowiek.

~~*~~

Tego samego wieczora jakąś godzinę po północy coś się wydarzyło.

Harry pół leżał na łóżku Toma, a mężczyzna nieświadomie przez sen objął młodzieńca. Nie byli świadomi, że ktoś ich odwiedzi tej nocy.

~~*~~

Harry zasnął i miał dziwne sny. Pływał w dzikiej rzece. Początkowo było łatwo i zabawnie i cieszył się uczuciem, że jego ciało nieważko unosi się w spienionych falach. Potem scena się zmieniła i nagle został bezlitośnie holowany w kierunku gwałtownego wodospadu. Walczył z szybkim strumieniem, ale im bardziej starał się, tym szybciej tam woził. Ostatecznie zanurzył się pod wodą, zagłębiając się coraz głębiej, aż ciemność całkowicie go ogarnęła. Czuł się okropnie zimno i nie mógł oddychać. I ktoś się z niego śmiał. To było irytujące słyszeć ten okrutny śmiech, kiedy tonął.

- Kto tam jest?! – krzyknął i zdawał sobie sprawy, że nie można tak krzyczeć pod wodą. To nie mogło być prawdziwe – musiał marzyć.

Harry obudził się z niesamowitym okrzykiem. Sala wokół niego była ciemna i cicha. Zajęło mu kilka długich sekund, zanim przypomniał sobie to miejsce. Kiedy to zrobił, odetchnął wstrzymywane powietrze, które trzymał w płucach i wytarł krople potu z czoła. Jego mokre włosy przykleiły się do skóry, ale nie obchodziło go to. Dziwne, nadal czuł to straszne zimno, mimo że jego ciało było podgrzewane i przesiąknięte potem. Czy może być chory? Harry przeklął się pod nosem i automatycznie sięgnął po okulary. Założył je i rozejrzał. Najpierw zauważył, że Voldemort nie stał już przy oknie, jak ostatnio zaraz po małej sprzece z Danielem parę godzin temu. Spojrzał na szpitalne łóżko i zobaczył go. Czarny Pan leżał spokojnie, jak gdyby nigdy nic, obejmując go ramieniem. Jego oczy były zamknięte, a on mamrotał przez sen. Harry czuł się zbyt nieszczęśliwy, aby być na niego wściekły za to, że tak ostro potraltował swojego lekarza; wpływ tego dziwnego koszmaru był zbyt silny i bardzo uporczywy. Jego serce wciąż gorączkowo biło i czuł się dziwnie, jakby ktoś obserwował go w ciemności. To nie mógł być Czarny Pan, gdyż odpoczywał obok niego, ale kto inny może to być? To było bardzo niepokojące, zwłaszcza w obecnym stanie, więc usiadł nieruchomo, czekając na to uczucie. Kiedy nasiliło się w śmiertelnej ciszy, Harry zaczął być poważnie zdenerwowany. To okropne uczucie sprawiło, że na jego skórze pojawiła się gęsia skórka. Voldemort coś mruczał, jego długie palce wtopiły się w miękkie prześcieradło, a jego chuda postać na krótko zadrżała. Harry miał potajemnie nadzieję, że się obudził, żeby mogli porozmawiać. Wiedział, że to infantylne życzenie, normalni ludzie nie chcieli, aby ich wrogowie ich uśmiercali, ale Harry nie mógł się powstrzymać. Gdy Czarny Pan wciąż spał, Harry w końcu postanowił go obudzić i sfałszować później jakąś wymówkę. Nie mógł już znieść tej obsesyjnej sensacji. Pochylił nad nim twarz, przygotowując się do szeptu jego imienia, gdy nagle niepowstrzymany popęd zmusił go do spojrzenia w okno sali szpitalnej. Coś głęboko instynktownego przejęło kontrolę nad jego ruchami i obrócił głowę w tym kierunku.

I wtedy to zobaczył.

Powinien raczej powiedzieć, że go widział, ale w tej chwili nie mógł myśleć zbyt jasno. Na początku zauważył wysoką postać ubraną w czarny płaszc za oknem, unoszącą się w powietrzu bez żadnego wsparcia. Gdyby Harry nie był pewien, że Czarny Pan spał obok niego, obiecałby, że to on. Harry zebrał całą swoją odwagę i spojrzał tej osobie w twarz. Mężczyzna z pewnością nie był Riddle'em, ponieważ widział dość dobrze przystojną twarz, mimo że jego ostre rysy były krzywe pomimo obfitego grymasu. Jego granatowe oczy były jednak bardzo dalekie od przyjemnych; świeciły w wściekłym świetle, dźgając Harry'ego jak dwa długie stalowe sztylety. Kiedy ta osoba ruszyła w kierunku okna, Harry nie mógł powstrzymać jęku. Wycofnął się również i szturchnął ręką Voldemorta, który obudzył się na krzyk Harry'ego.

- Potter! – warknął Czarny Pan i chwycił nagie ramię Harry'ego. Najwyraźniej chciał go znieważyć, gdy wtem zauważył zszokowany wyraz twarzy Harry'ego – Co? O co chodzi? Co się stało? – szybko zapytał, jego zimny głos był groźny, a jego uścisk bolesny.

- Ktoś... ktoś jest na zewnątrz – wyjąkał Harry, próbując otrząsnąć się z tego lodowatości.

- Kto jest na zewnątrz? – Voldemort warknął wściekle, nie ukrywając swojej furii i strachu za swoją zwykłą maską obojętności.

- Nie wiem! – Harry płakał – Spójrz sam, on jest za oknem! – Obaj spojrzeli tam jednocześnie, ale nikogo nie widzieli. Okno było puste, tylko światło latarni padało w miękkim świetle dochodzące z ulicy – Był tam, zaledwie chwilę temu! – Harry utrzymywał swoje zdanie, czując się trochę głupio i paranoicznie. Voldemort zawahał się tylko przez sekundę. Potem zwrócił się do Harry'ego i chwycił go za podbródek.

- Spójrz na mnie, Potter – nakazał, a kiedy Harry to zrobił, natychmiast poczuł, że Czarny Pan włamuje mu się do jego umysłu – Chodź! – Voldemort przeklął pod nosem i zanim Harry mógł zrozumieć, co się dzieje, został odepchnięty dziko, a Riddle zniknął z jego wzroku. Harry też czuł się jak przeklnięty.

- Kto to był? Co się dzieje?

- Bądź cicho, Potter! – otrzymał szybką odpowiedź, a następnie usłyszał szemranie i dziwne dźwięki przy stolku dla pielęgniarek.

- Do diabła, nie będę cicho, nim mi o...! – Zimna dłoń zakryła mu usta, zatrzymała tyradę.

- Bądź cicho, chłopcze – powtórzył Riddle i może to była tylko wyobraźnia Harry'ego, ale brzmiał w jakiś sposób desperacko – Muszę słuchać – Harry próbował wydostać się z zimnego uścisku Voldemorta, ale drugie ramię, pokryte gipsem, okrążyło mu klatkę piersiową i trzymało go na stałym poziomie – Nie ruszaj się – Stali w milczeniu, a Harry był tak niespokojny, że miał problemy z oddychaniem. Sekundy szybko mijały i do tej pory nic się nie stało. Jedynym dźwiękiem, jaki Harry bez wątpienia usłyszał, było jego własne bicie serca, walące mu w uszach. Jego oczy były utkwione w oknie, które wyglądało zupełnie nieszkodliwie w swojej pustce. Czuł, że jego strach stopniowo odchodzi, gdy irytacja zajęła jego miejsce. Ten drań trzymał swoje dłonie na jego ustach, a zapach i smak jego zimnej skóry wyprzedziły Harry'ego ponad wszelką miarę. Voldemort oddychał również przy jego szyi, a jego twarde żebra co jakiś czas pocierały o nagie łopatki Harry'ego. To sprawiło, że młody czarodziej wił się. Odmówił uznania pierwszych śladów ciepła między ich ciałami, a także jego nagłej, mimowolnej reakcji na to. Zdecydowanie chwycił nadgarstek Voldemorta i odciągnął go od twarzy. Jego oddech złagodniał, a on odwrócił się, aby spojrzeć przez ramię i szepnął.

- Pójdę to sprawdzić.

- Nie bądź głupcem, Potter. On już jest tutaj – usłyszał ruch warg na płatku ucha. Zabawne, gdyby Voldemort znał go lepiej, nie próbowałby go powstrzymać. Wiedziałby, że to bez znaczenia. Młody mężczyzna wyrwał się Czarnemu Panu i z ostatnim spojrzeniem przez ramię ostrożnie podszedł do okna. Przekonał się, że nie ma się czego bać. Ktokolwiek zdenerwował Voldemorta, nie powinien mu zaszkodzić? Zatrzymał się około dwie stopy od okna i ostrożnie pochylił się do przodu. Było ciemno na zewnątrz, niebo było pokryte ciężkimi chmurami i wydawało się, że trochę pada. Jego oczy przeszły przez światła uliczne, dachy i gałęzie drzew kołysały się na wietrze. Kiedy nie zobaczył nic niezwykłego lub niepokojącego, Harry powoli się rozluźnił. Właśnie miał się odwrócić; już patrzył na bok, gdy usłyszał, jak ktoś szepcze jego imię. Ten melodyjny głos brzmiał zabawnie i uwodzicielsko, ale w jakiś sposób fałszywie i niebezpiecznie. W ułamku sekundy Harry spojrzał wstecz i nieznajomy był tuż przed nim, twarzą do niego kilka cali od szyby, jego blade palce dotykały jej eksperymentalnie.

- Harry Potter, prawda? – szepnął do niego. Co dziwne, Harry słyszał go tak dobrze, jakby stał tuż obok niego – Powiedziano mi, że wciąż żyjesz. Voldemort cię jeszcze nie zabił?

- Kim... kim jesteś? – spytał Harry przez zwężone gardło. Przeszywające granatowe oczy skupiły się na nim, a przystojna twarz mężczyzny rozbłysła, gdy się uśmiechał.

- Jestem przyjacielem... może... chociaż nie przyszedłem po tak przeciętnego chłopca jak ty. Chcę mieć Czarnego Pana. Mam dość czekania na niego. Przyprowadź go do mnie – Ta prośba zszokowała Harry'ego. Z drugiej strony tak bardzo chciał usłuchać rozkazu nieznajomego. Kosztowało go to całą jego siłę woli, aby odmówić – Nie odpowiesz? – szepnął ponownie mężczyzna. Z jakiegoś powodu Harry czuł się jak kurczak pod spojrzeniem jastrzębia – Nie możesz tego wiedzieć, ale... odmawiając mojej prośby, wpadasz w poważne kłopoty.

- Albo wyjawisz mi swoje imię, albo zostaniesz zabity! – oświadczył Harry, unosząc podbródek, nie okazując strachu. Dopiero zaczynało świtać i prawie Harry ich widział. Nieznajomego i Voldemorta jednocześnie. Konsekwencje tego mogą być poważne.

- Uparty dzieciak – uśmiechnął się delikatnie – Może to jest powód, dla którego Voldemort pozwolił ci żyć tak długo. Pamiętam, jak bardzo cenił sobie odwagę – Oblizał usta, uśmiechając chytrze – Ale dość głupich rozmów, chłopcze. Otwórz to okno – Te niebieskie oczy miały niesamowitą siłę przymusu. Harry czuł, że zamarznie na śmierć, jeśli nie będzie posłuszny. Niepewnie, podniósł rękę i zatrzymał się ponownie. Czuł się, jakby był pod władzą Imperiusa; był również zmuszony do zrobienia czegoś, czego nie chciał. Jeśli to możliwe, to było jeszcze trudniejsze do zwalczania. Mężczyzna po drugiej stronie okna pochylił się bliżej i wziął głęboki oddech przez nos – Masz bardzo ładny zapach, Harry. Bardzo mi go przypominasz, chłopcze. Może... tylko może zmienię zdanie na twojej temat – Kiedy mówił jego pełne usta powoli ujawniły zestaw białych zębów z podejrzanymi długimi kłami – Otwórz to okno! – Dłoń Harry'ego zadrżała. Gdzieś w jego umyśle rozpoznał wszystkie znaki ostrzegawcze wampiryzmu u tego człowieka. Wiedział, że najgorszym błędem, jaki mógł zrobić, było patrzenie mu w oczy. Ale już to zrobił i nie mógł oderwać wzroku, bez względu na to, jak bardzo się starał. Jego zdradliwe ciało znów się poruszało, a jego palce dotykały zimnej tafli. Kiedy to poczuł, jego trans przez chwilę osłabł i zmusił się do zamknięcia powiek.

- Nie – powiedział przez zęby – Idź stąd – Wampir się śmiał. Zimno. Okrutne.

- Nadal się opierasz. Jestem naprawdę rozbawiony. Szczerze, nie mogę się doczekać, aby skosztować twojej krwi... – Sprzeczne uczucia we wnętrzu Harry'ego nasiliły się i zaczął poważnie obawiać się, że jego krew zamarzła w żyłach. Nie mógł już tego znieść, po prostu nie mógł. Otworzył oczy i usłyszał głośne starcie. Wychylił się w momencie, gdy okno się roztrzaskało, a jego małe odłamki wleciały do sali szpitalnej. Harry od razu pomyślał, że to wampir to zrobił. Ale dlaczego jego twarz wywołała tak wielką niespodziankę? Zimny wiatr wiał, a druga ciemna postać uklękła obok parapetu.

Voldemort.

Harry zupełnie zapomniał o Czarnym Panie, który wykorzystał szansę, że nikt nie zwracał na niego uwagi. Jego prawa ręka była zaciśnięta, wszystkie jego palce były poplamione krwią przed rozbiciem przez okno. Oczy Harry'ego skupiły się na jego pięści, która była niebezpiecznie blisko klatki piersiowej wampira. Jego długie, pajęcze palce były zaciśnięte wokół nożyczek, które chorobliwie wystawały z klatki piersiowej stworzenia. Wampir spojrzał w dół na czarnoksiężnika, a jego usta ukrztałtowały się w zdumiony kształt litery "o", a jego twarz przedłużyła się w komicznej niewierze. Voldemort zauważył to, podniósł głowę i powiedział ze złośliwą przyjemnością.

- Myślałem, że mnie szukasz, Dragomir – Obaj patrzyli na siebie przez nieznośnie długi moment, podczas którego usta wampira poruszały się i wytworzył dźwięk, który zdaniem młodzieńca przypominał przeklinanie w jakimś obcym języku – Nie słyszałeś Harry'ego, świrze? Wynoś się! – Czarny Pan szepnął okrutnie i wypuścił trzymane nożyczki. Istota wyraźnie straciła zdolność latania i natychmiast opadła wzdłuż ściany, a jej ciało mocno łupnęło o ziemię o 15 stóp niżej. Potem po całej sali rozeszła się ciężka, zszokowana cisza. To Harry pierwszy złamał ją z ostrym westchnieniem. Patrzył, jak Voldemort odchylił się od okna, odwrócił się i spojrzał mu w twarz.

- Zabiłeś go – szepnął w końcu – Zabiłeś tego wampira – powtórzył Harry silniejszym głosem.

- Gdyby to było takie proste, Potter – mówił z daleka Voldemort i zaczął wycierać krew ze swoich szat.

- Ale... – zaczął Harry.

- On żyje, jeśli można powiedzieć tak o wampirze. Przez jakiś czas mamy go w spokoju – odciął go Voldemort – Możesz brać to za pewnik – Harry stracił słowa.

- Ja... Ja – zaczął – Co do diabła...? Po prostu powiedz mi, o co tu chodzi! – Voldemort otwierał już usta, aby przemówić, ale szybko je zamknął i zamarł, słuchając ponownie. Tym razem Harry też to usłyszał. Ktoś szedł do ich sali; dźwięk szybkich kroków był niewątpliwy. Wielu kroków.

- Daniel – jęknął Harry, a jego ciśnienie krwi podniosło się. Jak zamierzał wyjaśnić wybite okno i krwawiącą dłoń Voldemorta, kiedy sam nie wiedział dokładnie, co się stało?

- Wróć na miejsce, Potter! – nakazał Mroczny Pan i Harry zrobił to, co mu kazono. Wrócił na wózek, okrywając się okcem i szykował się do udawania, że śpi

- Reparo – Voldemort syknął miękko, a Harry odwrócił się i zobaczył, jak rozrzucone odłamki przeleciały przez salę, zcaliły się razem i napełniły pustą ramę okienną. Niesamowite było to, jak szybko Voldemort wyzdrowiał. Dwanaście godzin temu był nieprzytomny, prawie martwy; kiedy się obudził, nie mógł nawet rozwiązywać pokrętła na ubraniu, a teraz walczył z wampirem i używał magii bezróżdżkowej. 

Pociąg jego myśli zatrzymał się, gdy kroki zatrzymały się za drzwiami. Kiedy szyba znów była cała, a Voldemort położył się do swojego łóżka. Przykrył się w ostatniej chwili i spokojnie zamknął oczy.

Zamek delikatnie kliknął, a sala natychmiast wypełniła ciekcie światło pochodzące z korytarza.

- Harry? – zapytał miękki głos, który młody człowiek natychmiast uznał za Daniela – Harry? – powtórzył i lekarz ostrożnie wszedł do środka. Młody czarodziej podniósł głowę, gdyż udawał, że śpi na wózku i udając, że budzi się ze snu. Voldemort się nie ruszał.

- Czy wszystko jest w porządku? Zostałem poinfromowany przez ochroniarzy o jakichś zamieszkach w okolicach waszej sali – cocho szepnął pan Rodgers.

- Naprawdę? – Harry mrukął, mrugając i pocierając oczy pod okularami. Cholera, zupełnie zapomniał je zdjąć.

- Ja nic nie słyszałem.

- To bardzo dziwne – szepnął Daniel zmieszany. Mówiono, że coś się roztrzaskało. Przepraszam, że cię obudziłem.

– Nieważne – mruknął Harry – Danielu, zawieziesz mnie do mojej sali?

- Tak, tak, oczywiście. Nie jest wam za zimno? – Daniel zapytał skromnie rozglądając się uważnie.

- Nie, w porządku – wydyszał Harry. Lekarz uważnie rozglądał się po pomieszeniu i wtem zauważył trochę krwi na podłodze i w okolicach okna. Zmarszczył brwi.

- Gregory, zaprowadź pana Pottera do mojego gabinetu – powiedział do ochroniaża stojącego przy drzwiach. Następnie podszedł do łóżka swojego pacjęta. Wziął głęboki oodech i powiedział: – Wiem, że pan nie śpi, panie Riddle – szepnął – Proszę wstać i na mnie spojrzeć – Nakazał. Cisza trwała chwilę, aż w końcu Voldemort wstał.

- O co chodzi... doktorze?

- Twój groźny ton i spojrzenie na mnie już nie działają, panie Riddle – oświadczył – Pójdzie pan ze mną – powiadomił.

- Gdzie?

- Do mojego gabinetu. Oboje z Harrym powiecie mi, co się stało parę minut temu, że aż ochrona musiała mnie tu sprowadzać z domu w środku nocy, skoro było już po moim dyżurze. To jak, panie Riddle... – ledwie wypowiedział jego nazwisko, a doktor Rodgers został przygwożdżony do łóżka robiąc trochę hałasu. Jednak lekarz nie wystraszył się, mówiąc dalej – pójdzie pan ze mną, czy mam wzywać policję do pana osoby? – zapytał.

- Wiesz co, mugolu nie jeden śmiałek mi groził i wychodził cało – miał coś jeszcze powiedzieć, ale lekarz się wtrącił:

- Tak, jak pan Potter, odkąd go zaatakowałeś pierwszy raz? – wpadł mu w zdanie.

- Skąd...?

- Jeśli pójdzie pan ze mną to wyjaśnimy, co się wydażyło dzisiejszej nocy w pana sali, a my z Harrym powiemy, skąd o tym wiem – wyciągnął ku niemu dłoń – Zgoda? – Riddle patrzył to na twarz mugola to na jego rękę – Wiem, że mnie... o przepraszam nas, mugoli nie lubisz i nie chcesz z nami przebywać i brzydzi się nami, ale perspektywa spotkania z Aurorami jest gorsza, prawda? – ostatni argument najwyraźniej przekonał czarodzieja, gdyż go puścił i skierował się ku wyjściu z sali.

- Doktorze Rodgers, czy mógłby mnie zaprowadzić do pana gabinetu? – spytał zimnym tonem.

- Tak, oczywiście. Proszę za mną – Daniel porowadził Voldemorta do windy, gdzie pojechali na ostatnie piętro, a tam zaprowadził do jednego z gabinetów. Gdy tam wszedł pokazał na drzwi na przeciw, dając do zrozumienia, żeby tam wszedł. Voldemort naburmuszony wszedł do środka – Natalie, chcę porozmawiać z panem Potterem i panem Moorem na osobności. Proszę cię, abyś mnie z nikim nie łączyła i by nikt nie wchodził do mojego gabinetu, nawet gdyby była to policja, czy prezydent we własnej osobie – oświadczył, po czym wszedł, a to co tam zobaczył zaskoczyło go. Obaj mężczyźni krzyczeli na siebie, niezwracając uwagi na lekarza, póki nie zamknął głośno drzwi. Obaj zamarli w komicznej pozie. Harry pół leżał na swoim wózku, a Tom prawie go dusił. Gdy drzwi zostały zamknięte, obaj spojrzeli w jego kierunku – Panie Riddle, chcę zauważyć, że dusi pana Pottera. Proszę go puścić, chyba że mam we... – nie skończył swojej wypowiedzi, bo Voldemort warknął:

- Dobra, dobra! Rozumiem! – i usiadł na krześle obok Harry'ego. Daniel uśmiechnął się znacząco do Harry'ego.

- Dobrze, po pierwsze, jak się pan czuje, panie Riddle?

- Nie mogę narzekać, ale ręka nadal boli – odpowiedział, zekając na lekarza.

- A ty Harry, jak noga?

- Już prawie nie boli, dziękuję za troskę, Danielu.

- Dobrze. Teraz druga sprawa, powiedzcie mi, co się wydarzyło w tamtej sali? – spytał lekarz.

- W sumie to nie jestem pewiem, ale myślę, że wampir chciał nas zaatakować, ale Tom mu na to nie pozwolił – próbował wyjaśnić Harry.

- Panie Riddle, co się tam wydarzyło? – ponowił pytanie lekarz. Czarnoksiężnik dłuższą chwilę milczał, aż pod upornym zielonym spojrzeniem uległ.

- Dobrze. Potter mówi prawdę. Wampir próbował nas zaatakować, lecz zasadą każdego wampira jest to, że nie może wejść bez bezpośredniego zaproszenia. Cud, że nikt z personelu i pacjentów go nie zaprosił do waszego szpitala. Potter mnie obudził, mówiąc, że ktoś jest za oknem w sali, gdzie spaliśmy. Dzięki moim specjalnym zdolnościom, dzięki którym mam wyostrzone zmysły podobne do wampirzych, zoriętowałem się, że wampir jest za oknem, lecz nie mógł wiejść bez zaproszenia. Tak więc postanowiłem urzyć jako przynęty Pottera, gdyż się strasznie wyrywał. Chłopak odwracał uwagę ode mnie, bym mógł zadać mu cios – westchnął.

- Mówiłeś, że tego wampira nie da się zabić tak łatwo – powiedział Harry.

- Tak, to prawda.

- Wnioskując z waszych opowieści, drodzy panowie, mimo osłabienia i braku różdżki udało się panu, panie Riddle nas uratować – w tym momencie Harry zaczął się śmiać z miny Voldemorta.

- Potter, przestań się ze mnie nabijać i ty też, Rodgers! – warknął, patrząc na nich swoim złowrogim spojrzeniem.

- Ty, sam Lord Voldemort uratował Harry'ego Pottera i wszystkich MUGOLI w MUGOLSKIM szpitlu! Co za bezcenne wspomnienie! – parsknął Harry, a zaraz za nim poszedł Daniel. Voldemort był naburmuszony.


_________________________________

Co o tym sądzicie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top