Ulubiona Baśń
Całość ma miejsce podczas podróży Oscara do Mistralu – autorska odpowiedź na pytanie czemu Salem chce by Ozpin spłonął.
Miłego czytania xD
______
Oscar od kilku dni nie mógł porządnie zasnąć.
Na tę przypadłość złożyło się kilka czynników.
Po pierwsze właśnie uciekł z domu swojej ciotki.
Po drugie – nigdy wcześniej nie był aż tak daleko od domu – I czuł się nie swojo – wiedząc, że jest zdany tylko na siebie.
Po trzecie – w jego głowie siedział dyrektor jakiejś szkoły. Pomijając sterotyp, że dyrektor szkoły to jednostka porównywalna do szatana. Zostaje tylko przerażjąc fakt, iż ktoś siedział w jego głowie. I choć ów głos był bardzo przekonujący to wciąż pamiętał o swej babce, która cierpiała na schizofremię. Oscar czasem poważnie się zastanawiał czy, aby I on nie padł ofiarą swego umysłu. Ale wtem głos z głowy mówił spokojnym tonem: Ja nie jestem twoim wymysłem.
I choć chciał go zapewne w ten sposób uspokoić – to tylko pogarszał sprawę.
Zaśnij. Będziesz potrzebował siły, gdy dojedziemy.
Takimi słowami ozwał się do niego Ozpin – gdy byli mniej – więcej w połowie drogi do stolicy. Chłopak odpowiedział, mrucząc pod nosem:
– Ciężko się śpi w takich warunkach.
Taak... Spanie w pociągach nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy, ale...
– Ja nie mówię o pociągu. – odparł na tyle cicho by nie usłyszał go żaden z współpasażerów.
Cóż – ryzko było niewielkie – w środku nocy wszyscy spali albo siedzieli na swych scrollach ze słuchawkami w uszach.
Po ciele chłopaka przeszedł niemiły impuls – który spotykał go zawsze, gdy Ozpin wyrażał swe zrezygnowanie.
Dobra, opowiem ci bajkę.
– Nie jestem małym dzieckiem. – mruknął.
Ale tak się zachowujesz.
– Nie zapominaj, że to ty jesteś gościem, w dodatku nieproszonym, w mojej głowie. A nie na odwrót. Zawsze mogę się ciebie pozbyć.
Ciekaw jestem jak to zrobisz... Chciałem ci to przekazać w bardziej eufemistyczny sposób, ale nie pozostawiasz mi wyboru.
Nic nie mów! Po prostu słuchaj.
Dawno, dawno, temu – dwóch bogów – postanowiło stworzyć swych ludzkich odpowiedników – było to w czasach, gdy jeszcze interesowali się naszym światem I pragnęli zobaczyć, który z nich lepiej poradziłby sobie w przezeń stworzonym świecie. Ten jeden raz ich ciekawość zwycieżyła nad podziałem. Zakład był prosty – wygrywa ten kogo "dziecko" umrze jako drugie.
Jeden z nich stworzył dziewczynkę, którą pozostawił samotnej kobiecie – pragnącej mieć dzieci. Widząc dziecko u swego progu – od razu pojęła, że to dar I wzięła ją na wychowanie.
Drugi z nich stworzył chłopca, którego zostawił u mężczyzny żyjącego na pustelnii – tak, dokładnie u tego samego, u którego wcześniej zawitały Damy. Widząc dziecko u swego progu – zdziwił się niepomiernie, sądząc, że to kolejne zadanie od Dam – wziął go na wychowanie.
I oboje żyli jak zwyczajne dzieci – bawili się, śmiali I kłócili – jak wszyscy inni. Tylko wnikliwy obserwator dostrzegł by skłonności destrukcyjne u jednego – lecz nazwałby je tedy nadpopudliwością I jeszcze nieopanowaną agresją.
U drugiego zauważył by zaś skłonnosć do tworzenia, lecz nazwałby je talentem – nie przekleństwem.
Oto po kilkunastu latach przeznaczenie zjednoczyło ich drogi – byli na tym samym przyjęciu. Zaczęło się od zwyczajnej rozmowy o ponczu, potem było kilka wspólnych tańców. Zaczęli się spotykać. I naprawdę coś między nimi zaiskrzyło.. Po kilku latach – planowali już wspólną przyszłość.
Mieli się pobrać następnego lata.
– Wzruszająca historia...
Oscar musiał przyznać, że w tej opowieści było coś... pociągającego. Choć wiele już było takich historii o "zakazanej miłości" – to ta baśń opowiedzana przez Ozpina sprawiała wrażenie, jakby była prawdziwa. A to dawało jej więcej blasku.
Tak... To moja ulubiona baśń.
Po policzkach Oscara zaczęły spływać łzy. Otarł je dłonią. Gdy pociąg zatrzymał się na oświetlonej stacji – patrząc na swoje odbicie w szybie dostrzegł, że wygląda jakby był smutny. Usta miał lekko wygięte w dół, brwi zmarszczone w grymasie cierpienia. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że on wcale nie czuł się smutny. A mimo to bezskutecznie próbował opanować drżenie warg.
– Wszystko w porządku? – spytała starsza pani siedząca koło niego.
– Tak... – wyszeptał swoim spokojnym głosem I dodał jeszcze ciszej. – Co ty sobie myślisz?
Wybacz... To silniejsze ode mnie.
– Wyjaśnij mi to.
Cóż – w tamtym momencie skończyła się baśń. Dosłownie.
Bo oto ta co jej opiekunką była – miała przedziwny przejaw – potrafiła rozczytywać przeszłość. Nigdy nie mogła pojąć po cóż bogowie zesłali jej ten dar, skoro nijak przydawał się w bitwie. Czasem spoglądając w niebo pytała: Skoroś mi swą latorośl zesłał, to czemuś nie wyjaśnisz mi po co to?
W końcu otrzymała swą odpowiedź. To było w dniu, w którym próg jej mieszkania przekroczył ów młodzieniec co z jej wychowanką chciał się ożenić. Patrząc w jego oczy – wiedziała już wszystko. I oto ludzka duma wzięła górę nad rozumem – postanowiła pomóc bogom w rozwiązaniu ich zakładu.
Pozwoliła chłopakowi zostać u nich na noc – a gdy upewniła się, że przyszywana córka już śpi – zawołała go na dół – do salonu, gdzie robiła na drutach. Gdy zszedł – dumna z siebie opowiedziała mu o wszystkim, wyjęła nóż I go zaatakowała. Pech chciał – że stanęła zbyt blisko kominka I jej suknia zaczęła płonąć.
Dziewczyna, którą zbudziły przeraźliwe krzyki słyszała tylko słowa swej matki:
Podpaliłeś mnie potworze! Dlaczego?
Bała się zejść na dół, a gdy rano – poszła do salonu – widziała tylko zwęglone zwłoki swej "matki" Ten, którego kochała – teraz stał się tym, którego nienawidziła najbardziej na świecie. Serce jej w kamień się zmieniło, a jedynym jej pragnieniem stała się zemsta I chęć zniszczenia wszystkiego o czym on chociażby pomyślał.
On tymczasem pobiegł do swego opiekuna I wyjaśnił mu wszystko. Stary mędrzec odpowiedział spokojnym tonem:
– Na świecie musi istnieć równowaga. Jeśli przeżyło by tylko jedno z was – zapanował by chaos.
– To stawia nas w niezbyt wygodnej sytuacji, prawda? – spytał młodzieniec, wciąż nie wierząc, że to wszystko jest prawdą.
Mężczyzna skinął głową.
– Ty jej nie zabijesz, ale ona ciebie z chęcią. Przykro mi to mówić, ale musisz znaleźć kogoś kto zrobił by to za ciebie.
– Nie mogę pozwolić by ktoś splamił swe ręce krwią tylko, dlatego, że...
– Obawiam się, że będziesz musiał wybierać między życiem jednego człowieka, a całej ludzkości. – odparł.
I obdarzył tę dwójkę darem długowieczności – samemu tracąc przy tym własne życie – wierząc, że równowaga sił zostanie zachowana na zawsze.
– Wolałem tę opowieść bez tego smutnego zakończenia.
Ta baśń jeszcze nie ma zakończenia, Oscarze.
– Zapewne koniec, więc musi być jeszcze bardziej tragiczny. – powiedział na głos Oscar to czego oboje się obawiali.
Starsza kobieta spojrzała na niego jak na dziwaka.
_______
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top