Nowy Rok

To jest ten rodzaj fanfika, który nigdy nie powinien być publikowany. Ale mam nadzieję, że może chociaż zmotywuje to kogoś do ożywienia fandomu i pokazania jak wyglądają prawilne fanfiction.

A na razie... Życzę miłej zabawy :D

________ 

Ten pomysł od początku wydawał się zły.

On brzmiał przerażająco. Na samą myśl o tym, Qrow dostawał ataku paniki.

To był ten rodzaj pomysłów, które skazane są na porażkę.

Ale kiedy trzydziestego pierwszego grudnia,wszedł do domu swojego kolegi ze starej drużyny wraz z jego córką – zaparło mu dech w piersiach. Tai naprawdę się postarał, by wszystko wyglądało jak najbardziej realnie.

Czuł się jakby znalazła się w pałacu Salem. Wszystko miało w sobie ten mroczny klimat.

Może oprócz tych różowych baloników.

Ruby wolała nie wiedzieć ile pieniędzy jej ojciec musiał przeznaczyć na tak potężne dekoracje.

– Mam nadzieję, że Salem też to doceni. – powiedział Tai dumny ze swego dzieła – Sprzedałem nawet telewizor.

– Co zrobiłeś? – zapytała przerażona Ruby. – Jak ja teraz będę oglądać moje seriale bez telewizora? Ty.. ty... nieuprzejmy ojcze.

– Zaraz... zaraz... Zaprosiłeś tu Salem? – zapytał Qrow, który postanowił, że w tym roku na Sylwestrze będzie pić tylko szampana. Toteż już na starcie odznaczał się najbardziej rozsądnym umysłem.

Tai wydawał się co najmniej zaskoczony tym pytaniem. Oburzony odpowiedział:

– A przepraszam cię bardzo, jak ty to sobie wyobrażałeś... Impreza w stylu „Urocze Klimaty Salem" bez Salem. Bez tego cała impreza nie miałabym tego... smaku.

– No, tak teraz będzie miała smak krwi. Cudowny sposób na rozpoczęcie nowego roku. – ironizował Qrow – Nie ma to jak na dobry początek dostać po mordzie.

– Mylisz się mój drogi. – odparł Tai. – Wszystko jest przemyślane tak, by ta impreza zakończyła się bez ani jednej kropli krwi.

– Mogę się założyć, że tak nie będzie. – odpowiedział Qrow.

– A o co chcesz się założyć? – zapytał dziarskim tonem Tai.

Qrow nie musiał ani chwilę się zastanawiać. W tym domu była tylko jedna rzecz, której brakowało mu do pełni szczęścia.

– Twój toster. – powiedział poważnym tonem.

Tai skinął głową, uścisnęli sobie ręce, po czym Tai pobiegł do kuchni i po chwili wrócił z małym pudełkiem, które wręczył koledze mówiąc:

– Masz! Szare soczewki! Wszak Salem nie zabije nikogo z szarymi oczyma, prawda?

– Aktualnie Salem, raczej nie zabije nikogo. – mruknęła Raven, która ni stąd ni zowąd dołączyła do dyskusji. Taki urok klimatu pałacu Salem, wszyscy pojawiali się nagle, by wtrącić swe trzy grosze do rozmowy.

– Ale Ruby raczej nie odzyska już psiaka. – dodała z żalem.

Qrow wyjrzał zza okno. Ujrzał wielką królową zła trzymającą w dłoni patyk. Z uśmiechem bawiła się z psem. To było tak absurdalne, że aż zgłodniał i musiał udać się do lodówki.

Bo jak przystało na Taia – nic nie ugotował, żadnych przekąsek nie przygotował, tylko zamówił pizzę.

Tymczasem w kuchni Weiss próbowała wykonać trójkątne kostki lodu. Zamiast tego zamroziła już nawet swój czubek nosa. Widząc jej wściekłe spojrzenie, Qrow postanowił szybko się wycofać.

Przy wyjściu minął się z Ruby, która zapytała go:

– Wujku, widziałeś gdzieś Zweia?

Qrow nie miał serca powiedzieć jej prawdy.

– Może schował się do wanny? – odpowiedział.

Ruby, która zawsze miała go za mentora – poszła sprawdzić w łazience.

Qrow ziewnął przeciągle.

Za stary już jestem na takie imprezy.

Chciał się zdrzemnąć, lecz na schodach zatrzymało go kółko nawiedzonych filozofów. Emerald siedziała z dłonią położoną na czole, Penny stała i podziwiała obrazy wiszące na ścianie, a

Blake medytowała.

– Czy jeśli człowiek byłby naleśnikiem, to jego matką była by mąka? – zapytała nagle Emerald, cierpiąca na kompleks matek i szukająca matek wszędzie i wszystkim.

Penny żywo gestykulując odpowiedziała:

– Och, przyjaciółko to wykluczone! Naleśnik posiadałby wielu rodzicielów... Wszak składników jest wiele.

Zapadła chwila ciszy, którą przerwało przybycie Nory. Miała ze sobą talerz naleśników. Obok niej szedł Ren, trzymający kolejne dwa talerze pełne tego wypieku.

– Ale i tak najważniejszą częścią filozofii jest jedzenie. – powiedziała częstując wszystkich ciastem.

Zgodnie przytaknęli i zabrali się za pielęgnowanie najpiękniejszej części filozofii. Tylko Qrow wydawał się być zaskoczony.

– A czy ty Qrow chcesz skosztować tego daru? – zapytała Nora. Była tak przekonująca, że już miał się zgodzić, gdy dodała – Czyż to nie fascynujące jak niewiele czasem brakuje, by być zjedzonym, a jeść? Jak niewiele brakowało, a zamiast być Starą Wroną. byłbyś Starym Naleśnikiem... Nawet nie wiesz jakie to szczęście...

Qrow się wycofał. To był najgorszy Sylwester jego życia. Sądził, że nic go już tego dnia nie zaskoczy. Ale żeby nie kusić losu, postanowił zabunkrować się w łazience. Już na korytarzu słyszał dziwne odgłosy dochodzące z pomieszczenia. Mimo to ostrożnie otworzył drzwi.

I to co się zobaczy to się nie od zobaczy.

Oto na klapie od wc, rozłożona była plansza do chińczyka. Dobór graczy był dość ryzykowny. Cinder grała zielonymi, Ruby czerwonymi, Yang żółtymi, a Tyrion niebieskimi.

– JAK ŚMIAŁAŚ ZBIĆ MOJEGO PIONKA!

Qrow nigdy w życiu nie widział Ruby równie wściekłej. Postanowił nie ryzykować i szybko opuścił łazienkę.

Gdyby wszystkie wojny można było załatwić w ten sposób...

Około dwudziestej drugiej rozległo się donośne pukanie do drzwi. Otworzył Jaune, który akurat stał przy drzwiach i zamierzał wychodzić, by zdążyć na dobranockę.

– Och, to pani? – zapytał rozpoznając w przybyszu, kobietę, którą spotkał przed pomnikiem Pyrrhy.

Po tym pytaniu Jaune wylądował na drugiej ścianie.

– Jaune! Nic ci nie jest? – zapytała z troską i dodała ostrym tonem – Ja tylko podcięłam włosy, jak mogłeś tego nie zauważyć?

– Pyrrha... Ale jak... – powiedział wciąż nie dowierzając w to co się dzieje,

– W zaświatach mają dobrego fryzjera. --- odparła. – Jak chcesz to dam ci namiary.

Doprawdy tego właśnie trzeba było Jauneowi. Jednakże na razie nie zamierzał opuszczać Pyrrhy.

Qrow zostawił zakochanych i poszedł dalej do salon. Tu zebrało się najwięcej dziwaków. Wystarczy wspomnieć o Adamie i Velvet grających w Superfarmera albo Glyndzie, która bawiła się drobinkami kurzu zrzucając je wszystkim do napojów. Lecz wszyscy na chwilę przerwali swoje zajęcia, gdy usłyszeli krzyki ze strony schodów.

To klub filozofów, teraz z Neo na czele zjeżdżał z pokrytych lodem schodów na parasolach.

I kiedy wydawało się, że już nic dziwniejszego stać się nie może – trzy minuty przed północą drzwi się otworzyły i weszła Summer Rose we własnej osobie, pytając:

– Macie jeszcze paluszki?

Każdy zaczął oglądać swoje ręce, by sprawdzić czy wciąż posiada dziesięć palców.

– Mamo, gdzie ty byłaś? – zapytała Ruby, trzymając w ręce strzępy planszy do chińczyka.

– Ano, jak Oscar na zakupy sobie poszłam... – odpowiedziała i pokazała dwie duże torby. – Padniesz jak zobaczysz, moją torebkę.

– Bo to jest dobra taktyka! Przynajmniej nikt nie krzyczy, że zmarnowałaś kasę na nowy strój, tylko cieszą się, że żyjesz. – wtrącił Oscar, który akurat trzymał w dłoni watę na patyku, czy też raczej na lasce.

Taki genialny. Dwie osoby w tym ciele żyją,a takie to głupie...

– Wy wiecie, że istnieje coś takiego jak sklepy online? – zapytał Qrow.

Summer i Oscar spojrzeli na niego z podziwem, niczym wielkiego rewolucjonistę.

I tak pogrążyli się w szukaniu ciuchów internecie, że nikt nie był ich w stanie od tego odciągnąć.

– A będą chociaż fajerwerki? – zapytał Qrow uświadamiając sobie, że zaraz nowy rok i trzeba to jakoś uczcić.

– Oszalałeś? – zapytała Salem, która ni stąd ni zowąd pojawiła się w drzwiach.

Qrow obiecał sobie, że na urodziny kupi Taiowi zamek do drzwi, bo zaczynało go to już irytować, że to wszystko dzieje się tak nagle.

– Biedny Zwei przestraszył się takiego hałasu! – powiedziała.

Wszyscy przytaknęli.

– Zamiast tego zrobimy pokaz mocy Salem.

Wszyscy jak jeden mąż zaczęli bić brawa i wyszli na zewnątrz.

Qrow nie wierzył w to co się dzieje.

– Czy ja jestem tutaj jedyną trzeźwo myślącą osobą? – zapytał, lecz nikt go nie słuchał.

Wszyscy byli zachwyceni pokazem Salem,

I wtedy wbiła północ. Życzyli sobie szczęśliwego nowego roku – wszyscy wszystkim. Salem Oscarowi, Ruby Cinder...

Qrow czuł się naprawdę zaniepokojony.

Lecz jedno odbyło się normalnie – dwie minuty po północy wszyscy smacznie spali.

I wtedy właśnie zadzwonił dzwonek do drzwi. Oto przyjechała pizza. Qrow przypomniał sobie o swoim zakładzie i postanowił pomóc w jego realizacji. Kiedy pizzermen przekroczył próg – Qrow uderzył go mocno w twarz, po czym zawołał Taia. Ten widząc mężczyznę krzyknął przerażony.

– Qrow... Dostaniesz ten toster.. Nawet dam ci parę tych baloników. – powiedział Tai chichocząc.

Początkowo Qrow nie rozumiał o co chodzi, ale wtedy przyjrzał się swojej ofierze. Przeklął pod nosem. Pizzermenem był sam generał Ironwood.

– Ale czemu rozdajesz pizzę? – zapytał Tai

– Ściśle tajne. – odparł. – A tak na serio, jak śmiałeś nie zaprosić mnie na Sylwestra! Żołnierze do ataku...

Qrow wywrócił oczyma. Jeszce tego nudziarza brakowało na tej imprezie. Już miał iść dalej, nie zważając na to wszystko, by wrócić do domu, gdy poczuł mocne uderzenie. Różowy balonik na jego twarzy był ostatnią rzeczą jaką zapamiętał.

Otworzył oczy. Spojrzał na zegarek. Była minuta po północy.

– Nosz, znowu przespałam całego Sylwestra! – krzyknął pojmując właśnie co się wydarzyło.

Yang energicznym tonem zaczęła go pocieszać mówiąc:

– Nie martw się wraz z tatkiem, mamy już plan na przyszły rok. Tego na pewno nie prześpisz! Chcemy zrobić .... uwaga, uwaga... Sylwestra w Uroczych Klimatach Salem.

Qrow marzył, by to postanowienie się nie zrealizowało.

Chociaż... Przynajmniej miałby nowy toster.

____

Szczęśliwego Nowego Roku życzę xD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top