Miniaturka 5 "Halloween"
Wszystko zaczęło się od pomysłu Diabła. A pomysły Diabła w dziewięćdziesięciu ośmiu procentach kończą się, łagodnie mówiąc, nieprzyjemnie.
Na lekcjach mugoloznawstwa, na które zostaliśmy zobligowani chodzić, nauczycielka przybliżyła nam tradycję mugolskiego odpowiednika Dnia Duchów – Halloween.
Zabini postanowił spontanicznie przygotować taką właśnie imprezę tematyczną dla ostatnich, dwóch roczników. Kilka osób mu przyklasnęło, ale nie ja.
A na moim poparciu zależało mu najbardziej.
– Pansy no proszę – jęczał mi nad uchem w pokoju wspólnym. – Proszę zgódź się.
– Nie.
– Proszę.
– Nie-e.
– Pansiczku zrobię co zechcesz, tylko pomóż w organizacji drinków. Jesteś najlepsza w tej robocie. Proszę, proszę, proszę.
– Jak się zgodzę to się zamkniesz? – warknęłam zirytowana. Blaise był najbardziej uparty ze wszystkich znanych mi ślizgonów.
– Oczywiście, przecież mnie znasz.
– Warunek pierwszy jest taki, że zapraszasz uczniów wszystkich domów. Nikt nie będzie donosił na swoich. Po drugie nie będę ślęczeć całą imprezę przy barze, Theo może mnie zastąpić na godzinkę lub dwie.
– Oczywiście, Pans. Chcesz sprowadzić tego swojego tajemniczego chłoptasia, nie?
– Po trzecie masz zakaz wpieprzania się w mój związek, czaisz?
– Okej, okej. Dzięki ci że się zgodziłaś.
– Spieprzaj stąd zanim się rozmyślę.
Zwiał w podskokach. Dosłownie.
Jeszcze tego samego wieczora spotkałam się ze swoim chłopakiem – samym Harrym Potterem.
Zaczęliśmy się spotykać na początku września na stadionie Quidditcha – gryfon szukał odrobiny spokoju od zgrai fanów. Ja lubiłam tam przesiadywać. Zaczęliśmy ze sobą gadać no i jakoś tak wyszło, że jawnie z nim flirtowałam.
Schlebiało mi, że nie był jednym z tych chłopaków, którzy gapią się na cycki i tyłek dziewczyn jak na nie wiadomo co. Harry był widocznie zestresowany, kiedy go kokietowałam. Do czasu.
Jakoś na początku października przespaliśmy się ze sobą, co skutkowało jego ośmieleniem. Śmiałam się, że stworzyłam potwora.
– Robimy imprezę halloweenową w piątek – powiedziałam na przywitanie, wchodząc do opuszczonej salki.
– Dobra i co?
– Zapraszamy uczniów wszystkich domów ostatniego roku. Chciałabym żebyś przyszedł.
– Przecież wiesz, że nie potrafię tańczyć.
– Zapewne nie będę miała okazji zaciągnąć na parkiet, bo muszę ślęczeć przy barze. Możesz dotrzymać towarzystwa przy drinkach.
– Chcesz mnie upić? – założył mi włosy za uchy.
– Upić i niecnie wykorzystać – zarzuciłam mu ręce za szyję. Zanim mnie pocałował odwróciłam lekko głowę. – Przyjdziesz?
– Jasne, że tak. Dla ciebie wszystko.
***** ***
Zabini zadbał o odpowiednio duży zasób alkoholu na różnego rodzaju drinki, a także soki i napoje.
Nie starałam się specjalnie z kostiumem. Krótka mała czarna i czarna maska na oczy. Poinstruowałam również Harrego, żeby przygotował sobie dwa komplety ubrań.
Punkt dwudziesta trzydzieści w pokoju wspólnym Slytherinu zaczęli pojawiać się goście.
Wiedziałam, że dekoracją zajęły się siostry Greengrass. Wydrążone dynie stały na stolikach, zmienionych z kanap. Krzesła przyozdobione były delikatnym, białym materiałem imitującym pajęczyny. Barek znajdował się dokładnie pomiędzy parkietem, a strefą wypoczynku. Zabini załatwił skądś urządzenie z mugolską muzyką – odtwarzacz.
Od razu poznałam Harrego kiedy tylko pojawił się i podszedł do baru.
Czarny garnitur leżał na nim idealnie. Ciemnozielony krawat pasował mu pod kolor oczu, tak jak i maska.
– Mało halloweenowy kostium – oparłam się o blat, eksponując dekolt.
– Ten drugi musiałem zostawić – przywitał mnie pocałunkiem.
– Na Salazara! – usłyszałam Diabła i musiałam się odsunąć od swojego chłopaka. – Naprawdę nie sądziłem, że nasza Pansy sobie kogoś znajdzie.
– Diabeł w kostiumie diabła, mało oryginalne.
– Mało oryginalne to jest twoje przebranie, ale nie narzekam bo robisz najlepsze drinki na świecie. Jestem Blaise Zabini, główny organizator tej imprezy, dla przyjaciół Diabeł.
– Poznaj Alana – weszłam w słowo Harremu. – Mojego chłopaka.
– Na naszym roku jest jakiś Alan?
– Chyba mówiłam coś na temat wpieprzania się w moje życie prywatne Diable.
– No dobra, dobra – mulat uniósł dłonie w poddańczym geście. – Idę witać innych gości.
– Jest kochany, ale irytujący – opowiedziałam Harremu.
– Fajnie poznać kogoś z innej strony.
– O ile ta strona jest fajna.
– A te drinki, które tak chwalił Zabini. Na serio są takie dobre?
– Jak chcesz możesz się przekonać – postawiłam na blacie puste szkło i podniosłam jedną brew.
– Raz się żyje.
Wlałam do szklanki wódkę, sok z kaktusa, sok z limonki i kilka swoich tajemnych składników.
Przesunęłam trunek do gryfona.
– Proszę.
Brunet wziął szkło do rąk i wypił najpierw jeden łyk, by potem wypić wszystko na raz.
– Gdzie się nauczyłaś robić tak dobre drinki?
– W sumie nigdzie. Mieszanie drinków to trochę jak eliksiry. Składniki i odpowiednie proporcje, to wszystko.
Jakieś dwie godziny spędziłam na rozmowie, przygotowywaniu trunków, bujaniu się w rytm muzyki i wymienianiu całusów z Harrym.
– Podmienić cię? – spytał Theodore, podchodząc.
– Bardzo chętnie. Theo to Alan, Alan to Theo zazwyczaj towarzyszy mu Astoria, ale chyba ją zgubił.
– Wyskoczyła do łazienki, zaraz wróci – Nott wszedł za bar i zadarł rękawy.
– My pójdziemy gdzieś – chwyciłam za dłoń Harrego i splotłam nasze palce. – Jakby co to niech Daph nie zagląda do naszego pokoju.
Pociągnęłam gryfona do damskiego dormiturium.
Bez oporów wprowadziłam go do pokoju mojego i sióstr Greengrass.
Drogę do łóżka odnalazł sam, pomimo mojego wiszenia na nim.
***** ***
– Pokażesz mi to swoje tajne laboratorium? – spytał, kreśląc palcem wzorki na moim nagim ciele.
– Skoro chcesz – przeciągnęłam się i zeszłam z łóżka. Zabrałam swoje ubrania porozrzucane po podłodze i założyłam je. – To tuż obok.
– Zrobiłaś je w którymś dormiturium?
– Dokładnie, w dormiturium prefekt naczelnej, której nie ma w Slytherinie od trzech lat. Draco wisiał mi przysługę, poprosiłam go o nieograniczoną możliwość korzystania z tego pokoju.
Wyszliśmy na korytarz i weszliśmy do pierwszego pokoju po lewej.
Moja pracownia wyglądała jak na pracownię przystało. Blaty do krojenia, szafki do przechowywania składników i skończonych eliksirów, kociołki z wywarami.
– Robi wrażenie.
– Wiem.
– Co warzysz?
– Aktualnie eliksir na kaca, Felix Felicis i Amortencję w słabszej wersji.
– W słabszej wersji?
– Taki mój eksperyment. Nie chcę nikomu nic wlewać do picia, ani nic takiego, tylko zamierzam zrobić coś w rodzaju perfum. Daphne na przykład używa tak mocnych perfum, że odstrasza wszystkich na starcie. Moje perfumy pomogą jej wreszcie kogoś znaleźć.
– Felix Felicis do czego jest ci potrzebny?
– Odrobina szczęścia jeszcze nikogo nie zabiła. Potrzebuje go choćby na Owutemach, mogę się podzielić jak będziesz chciał.
– Zastanowię się.
Po obejrzeniu pracowni wróciliśmy na imprezę. Zmieniłam Theo i zabrałam się za drinki.
– Jestem Astoria – przedstawiła się szatynka Harremu.
– Alan, dużo o tobie słyszałem.
– Na serio?
– Na serio. Pansy mówi, że jesteś najmilszą osobą jaka uczy się w Hogwarcie.
Astoria zarumieniła się lekko, jak zawsze kiedy przyjmuje komplementy. Była skromna, naprawdę skromna.
– Dziękuję – wypowiedziała patrząc w moim kierunku.
– Nie ma za co Ast, przecież jesteś dla mnie jak siostra.
Po chwili pojawił się Theodore i zaciągnął szatynkę na parkiet.
Wróciłam do wykonywania zamówień, co jakiś czas wymieniając zdania lub całusy z Harrym.
Byłam nastawiona dość negatywnie do całej tej imprezy, a wyszła nieźle. Zebrałam trochę kasy, oferując eliksir na kaca.
Przedstawiam Wam miniaturkę Halloweenową, która powstała na październikowe wyzwanie #writetober
Jest tam jeszcze kilka innych Hansy, serdecznie zapraszam
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top