9.2 Klucz

eh, dobra, macie drugą i trzecią część dzisiaj, czemu nie XD

Proszę nie pytać skąd pomysł XD a i to przesłodzone gadanie było specjalnie sztuczne, jeśli ktoś nie załapał.

Edited by alemqa <3

morwin, 733

~~~~

Gregory stąpał, dobrze udając pewność siebie. Miał zamiar zrobić coś, co mogło równać się z końcem jego długiej kariery w policji. Mimo tego, był gotów poświęcić całe swoje obecne życie za wolność tego siwego dupka.

Montanha odczuwał jego brak bardzo dotkliwie. Budził się bez ukochanego u boku, nie otrzymywał telefonów o losowych godzinach z losową treścią, nikt mu nie przeszkadzał w pracy... Wszystkie małe rzeczy, które na codzień go wnerwiały w siwowłosym, ich nagły brak powodował ból i tęsknotę. Po kilku tygodniach męczarni i braku jakiegokolwiek znaku progresu ze strony Zakshotu, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Nawet jeśli łamało to jego zasady moralności.

Lekko drżącą ręką przekręcił klamkę metalowych drzwi, po czym wszedł do środka. Tam czekał na niego starszy mężczyzna.

— Dobry, panie Montanha — burknął. — Pan na rozmowę z Knucklesem?

— Tak — odparł zwięźle brązowooki.

— Zapraszam za mną.

Strażnik zaprowadził oficera do odpowiedniego korytarza. Po drodze, którą pokonali w milczeniu, Gregory nareszcie znalazł się oddalony przez szybę od ukochanego. Prędkim krokiem podszedł do szyby.

— Erwin — wyszeptał, przez chwilę zapominając, że ten nie może go usłyszeć. — Cześć — powiedział, tym razem do słuchawki.

Postać ubrana w charakterystyczny pomarańczowy strój, uśmiechnęła się szeroko. Włosy Knucklesa zdążyły w sporej mierze odrosnąć, choć nadal były krótsze od jego zwykłej długości. Były jednak tak samo jak zawsze siwe. Złote oczy zdawały się delikatnie bardziej wyblaknięte, lecz na widok Montanhy, wesołe iskierki zawitały w nich ponownie.

— Cześć Grzesiu — odparł ucieszony, przybliżając się znacznie do szyby.

— Hej Malutki... tęskniłem — wyszeptał policjant, kurczowo ściskając słuchawkę.

— Ja też.

— Pamiętasz naszą ostatnią prywatną rozmowę?

— Oczywiście — prychnął rozbawiony młodszy. — Zrobiłeś aferę o nic.

— Nie o nic — wymamrotał Gregory, wymownie patrząc na pomarańczowy ubiór kochanka. — No to jak?

— A jak ma być? Gówno. Nie mnie się pytaj, tylko reszty. Boże, Grzegorz, skoro ty się mnie pytasz, to jak źle jest? — Erwin się nagle zestresował. — Myślałem, że zbliżamy się do... no, wiadomo.

— Nic o tym nie wiem — westchnął zmartwiony Montanha. — Kurwa, na prawdę za tobą tęsknie... Chciałbym cię przytulić, cokolwiek... — westchnął teatralnie.

Erwin zmarszczył lekko brwi, lecz nie skomentował niecodziennego zachowania policjanta. Postanowił zagrać w jego grę.

— Nooo... Cholernie tęsknie za całym tobą, kochanie, a najbardziej za twoją cias--

— Gdybyśmy mogli tylko się zobaczyć bliżej... — Gregory ponownie westchnął, nie zwracając uwagi mana słowa młodszego. — Chwila...

Montanha odwrócił się w stronę strażnika, który obserwował ich z gasnącą nutą zainteresowania.

— Proszę pana... bardzo cierpię, nie mogąc zobaczyć mojego ukochanego bliżej... myśli pan, że mógłby pan zrobić wyjątek? Że mógłbym się zobaczyć z panem Knucklesem twarzą w twarz?

— Panie Montanha, wie pan, jakie procedury nas obowiązują — mruknął strażnik. — Ten tu jest skazany na dożywocie, to dla pańskiego bezpieczeństwa...

— Oj, Erwiniunuś mnie nie skrzywdzi — zapewnił szatyn. — Proszę pana, jestem policjantem! Nie dopuściłbym się czegokolwiek nielegalnego, po prostu tęsknię tak cholernie za moim bubulkiem...

Strażnik zrobił minę, z której niewiele można było wyczytać, po czym westchnął głęboko.

— Przykro mi, ale...

— Zabiorę pana do baru! Ja stawiam, cokolwiek pan zechce — wypalił Montanha. Mężczyzna znacznie się ożywił.

— Hmm... No, chyba małe przymknięcie oka nie zaszkodzi... Zresztą, pan policjant z wieloletnim stażem... Chyba mnie za to nie wywalą?

— Oj, na pewno nie. — Brązowooki uśmiechnął się życzliwie.

— Muszę pana uprzednio przeszukać — dodał mężczyzna. — Wie pan, z pańską reputacją w policji i plotkami odnośnie Knucklesa... Jak i samym faktem, że państwo jesteście parą i...

— Oczywiście — ukrócił Montanha. — Nie ma problemu.

Po pobieżnym przejrzeniu kieszeni, strażnik otworzył ostrożnie drzwi dzielące więźnia od policjanta. Erwin patrzył zaciekawiony na ową dwójkę, zastanawiając się, czy powinien skorzystać z szansy. Stanowcze spojrzenie szatyna powstrzymało go jednak przed lekkomyślnym ruchem.

Gregory podbiegł do złotookiego i wpił się w jego wargi. Usłyszał stłumiony dźwięk obrzydzenia ze strony strażnika. Właśnie o to mu chodziło. Nie odrywając się od ust siwowłosego, ostrożnie przekazał mu językiem niewielki kluczyk, który trzymał dotychczas w buzi. Zaskoczony takim obrotem spraw Erwin, najpierw rozszerzył w zdumieniu oczy, lecz po chwili przymknął je z powrotem. Po dłuższej chwili odkleili się od siebie.

— Kurwa — mruknął Knuckles, będąc pod wrażeniem.

— Kocham wyolbrzymiać — szepnął starszy. — Homofob? — zapytał rozbawiony, kiwając nieznacznie głową w kierunku strażnika, który stał do nich tyłem.

— Raczej po prostu nie chciał widzieć dwójki liżących się ludzi. Starszy człowiek w końcu. Albo po prostu normalny? — zastanowił się Erwin.

— Bądź ostrożny. — Brązowooki wymamrotał znacząco. — Nie spierdol niczego — dodał cichszym szeptem.

— Spokojnie. Chłopaki czy...?

— Sam. Uliczki przy południowym LS?

— Wyślę GPS'a jak będzie po wszystkim. Bądź cierpliwy — mruknął Erwin, po czym ponownie, tym razem spokojniej i z prawdziwym uczuciem, zatopił się w ciepłych wargach kochanka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top