6. Odpoczynek

Jebać anty-bottaniarzy /hj

Edited by alemqa <3

morwin (switch/bottana implied), 322

~~~~

Gregory otworzył powieki, które niebywale mu ciążyły. Nie pamiętał kiedy ostatnio czuł się tak zmęczony, nawet gdy budził się na kacu po dwóch godzinach snu. Teraz natomiast, nie potrafił ruszyć nawet głową. Z drugiej zaś strony, czuł się cholernie dobrze, nawet nie miał ochoty zmieniać pozycji. Bliżej nieokreślony dźwięk opuścił jego spierzchnięte wargi. Wspomnienia z poprzedniej nocy powoli do niego wracały. Ostatnie co pamiętał, to oszałamiająca przyjemność.

— O, widzę, że wróciłeś do żywych. — Ciche mruknięcie rozbrzmiało po pokoju, a po chwili nastąpił cichy, życzliwy śmiech. — Zajęło ci to jedynie piętnaście minut.

— Hm? — Tylko tyle był w stanie z siebie wydobyć. Po chwili poczuł czuły pocałunek na policzku. Przez lekko uchylone powieki, szatyn zobaczył złoty blask bijący od ciepłych oczu kochanka.

— Jest okej? Nie skrzywdziłem cię? — zapytał cicho Erwin, przeczesując palcami wilgotne od potu brązowe kosmyki.

— Mhmm... — westchnął Gregory. — Wolę być na górze, ale raz na jakiś czas... może być — wychrypiał, słabo się uśmiechając.

— Boli? — wyszeptał zmartwiony siwowłosy.

— Troszeczkę. Nie przejmuj się, było zajebiście dobrze. Co się właściwie stało?

— Chyba trochę przesadziłem, po trzecim orgaźmie straciłeś przytomność. — Knuckles uśmiechnął się niemrawo. — Zająłem się tobą, bo mniej więcej wiem co ty zazwyczaj robisz. Chciałem cię ubrać, ale uznałem, że jebać, jutro się tym zajmiemy. Właśnie, mam wodę. Napij się.

Złotooki podał mu szklankę z wodą, jednak zauważając jego tępe spojrzenie wlepione w przedmiot, pomógł mu nieco się unieść, po czym przyłożył naczynie do ust. Montanha mruknął cicho, dopiero teraz odczuwając jak wielkie pragnienie odczuwał. Złotooki odłożył szklankę na szafkę nocną, po czym wdrapał się na łóżko, przytulając partnera. Knuckles milusio głaskał go po miękkich kosmykach, za które wcześniej ciągnął.

— Potrzebujesz czegoś? — zapytał mu do uszka, całując je.

— Chcę spać — odparł Montanha niemrawo, opierając się bezwładnie o siwowłosego.

Młodszy bez przeciągania ułożył ich obojgu, wtulając wyższego w swoją klatkę piersiową. Gregory przypomniał sobie, jak nie raz robił to samo ze złotookim. Słysząc szeptane mu komplementy i tak rzadkie, miłe słówka, zasnął, czując się perfekcyjnie szczęśliwym.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top