2. Zimno

Napisane inspirując się tym, jak zamarzałom raz na dworze, czekając aż mnie tata odbierze. Btw cringe alert na samym końcu <3 ale taki był zamysł.

Edited by alemqa <3

morwin, 932 słów

~~~~

Erwin drżącą ręką naciskał kontakt Carbonary. Próbował już zadzwonić do Vasqueza, Speedo, Davida, Laboranta, nawet Dii, ale nikt nie odpowiadał. Postanowił po raz kolejny wykręcić numer do białowłosego, mając nadzieję, że tym razem odbierze. Bez skutku. Tym razem, powodem była bateria, która się rozładowała. Widząc czarny ekran, przeklął. Jest na totalnym zadupiu w okolicach Sandy, bez auta, wytrychu, komórki, czy odbierających telefon znajomych.

Przede wszystkim, jednak jest cholernie zimno. Takiej zimy jak obecna nie było w Los Santos od dekad. Kilka stopni na minusie w dzień to rzadkość na tych szerokościach geograficznych. Erwin nie lubił zimna, a na pewno będąc na nie wystawionym. Zza szybki może i byłby w stanie docenić piękno śniegu i lodu, lecz ważnym warunkiem jest ciepły kocyk i herbatka.

Teraz zdecydowanie brakowało mu obu tych rzeczy.

Może wina leżała częściowo po jego stronie. Powinien był ubrać się cieplej. I nie rozbić samochodu, którym uciekał przed policją. I nie wpaść w kupę śniegu, ślizgając się na zamarzniętym lodzie. Teraz był przemoczony, zmarznięty i kompletnie sam. Knuckles zaczął rozglądać się za ewentualnym źródłem ratunku, lecz nie mógł dostrzec nawet pojedynczego samochodu na autostradzie. Jedyna rzecz w zasięgu wzroku, która oferowała jakiekolwiek schronienie, to stary budynek zamknięty na klucz. Wyglądał na opuszczony magazyn, bądź coś tego pokroju. Erwina to szczerze mówiąc, mało obchodziło. Budynek był i tak zamknięty, więc nawet nie mógł ochronić się przed zimnem i wiatrem.

Pomimo tego, podszedł do jednej z ceglanych ścian i oparł się o nią. Pustym wzrokiem wpatrywał się w autostradę. Nadal nic. Siwowłosy nie wiedział gdzie się znajduje, ani w jakim kierunku jest centrum miasta czy chociaż Paleto. Rzadko kiedy rozstawał się z GPS'em, a teraz było za późno by cokolwiek sprawdzić. Najprawdopodobniejszym źródłem pomocy jest więc autostrada, jak i nadzieja, że coś się na niej pojawi, nim on tu zamarznie.

Zmęczony ucieczką złotooki, powoli zsunął się na ziemię, podkulając nogi i obejmując je rękoma. Zimno. Sztywne od mrozu palce próbował rozgrzać, chowając je w lekko przydługich rękawach bluzy. Były nadal mokre od spotkania z kałużą, lecz lepsze to niż nic. Kaptur naciągnął na głowę, a zimno rozprzestrzeniające się po jego nogach starał się ignorować.

Zaraz coś przyjedzie.

Przenikliwy wiatr znajdował sposób by boleśnie irytował skórę, nawet tą pod warstwami wilgotnych ubrań. Knuckles zadrżał ponownie z zimna i przymknął oczy, opierając się wygodniej o ścianę. Było mu tak zimno... Starał się skupić myśli na czym innym, w trakcie oczekiwania. Ciekawe czy innym udało się uciec? Czy go szukali? A może uznali, że zniecierpliwiony czekaniem, poszedł najzwyczajniej do domu by odpocząć?

Mijały minuty. Z każdą chwilą wręcz piekące zimno stawało się coraz bardziej dotkliwe. Erwin nie miał już nawet siły by uchylić powieki. Zmęczenie ucieczką, połączone z wszechobecnym mrozem, spowodowało spadek w energii, która była użytkowana na utrzymaniu normalnej temperatury.

Nie wiedział ile czasu minęło, zanim usłyszał zbliżający się samochód. Chwilę mu zajęło, by do niego dotarło, co się właściwie wydarzyło, lecz potem natychmiast podniósł się na równe nogi. Niestety, auto już odjeżdżało w przeciwnym kierunku.

— Kurwa! — krzyknął, ponownie opadając na zimną ziemię.

Poddał się. Albo ktoś go znajdzie, albo trafi do szpitala z odmrożeniem.

Jestem żałosny.

Nawet mu nie zależało. Chciał po prostu odrobinę ciepła. Powieki były coraz cięższe, trudniej mu było utrzymać pełną świadomość i skupienie. Nawet nie było już mu aż tak zimno, jak przed chwilą. Za to zachciało mu się tak bardzo spać...

— Erwin?

Niepewny głos dotarł do niego, jakby był stłumiony bardzo puchatą poduszką. Odmruknął coś niezrozumiale. Czuł obcą obecność, lecz nie miał siły zrobić czegokolwiek z tą informacją.

— Ja pierdole. — Podsumował głos. — Chodź, zamarzniesz tu zaraz.

Erwin poczuł ciepłą dłoń na swoim zamarzniętym policzku. Była ona taka przyjemna, miękka i przede wszystkim ciepła, ze siwowłosy nie potrafił skupić się na niczym innym, niż tym miłym dotyku. Jego wybawiciel westchnął ciężko i jednym, gładkim ruchem, podniósł go i wziął na ręce. Knuckles nawet nie zarejestrował zmiany pozycji, dopóki nie znalazł się w ogrzewanym wnętrzu samochodu.

— Masz. — Ocieplana kurtka wylądowała na drżącym ciele złotookiego, który instynktownie się w nią wtulił. — Nie mam kocyka, ani nic podobnego, ale to musi ci wystarczyć.

— Hm? — Erwin w końcu wykrzesał z siebie jakiś możliwy do zidentyfikowania dźwięk.

Kolejne westchnięcie. Towarzysz najwidoczniej stracił cierpliwość, gdyż stanowczym ruchem wyciągnął Knucklesa na kolana, szczelnie opatulając go kurtką. Przycisnął go do siebie, pozwalając Erwinowi poczuć przyjemne, emanujące ciepło.

— Ustawiłem ogrzewanie w samochodzie na maksa — poinformował mężczyzna. — Jechać z tobą na szpital?

— Nie... — wyszeptał siwowłosy, wtulając twarz bardziej w klatkę piersiową jego osobistego grzejniczka. — Zabierz mnie do domu, Grzesiu.

Złote oczy w końcu otworzyły się i spojrzały z niemą wdzięcznością na zmartwionego szatyna. Widząc, że Erwin zaczyna kontaktować, Montanha uśmiechnął się lekko. Odsunął fotel bardziej do tyłu, poprawił siwowłosego na swoich kolanach i powoli zaczął kierować się do miasta.

— Dziękuję — wymamrotał Erwin, błądząc długimi palcami po piersi policjanta. Minęło już kilka minut i zdążył wrócić do pełnej świadomości.

— Wykonuję swój obowiązek jako stróż prawa. — Gregory odparł niezręcznie.

— Ta, jasne. Jestem poszukiwany, powinieneś mnie zabrać do celi.

— Do aresztu zawsze zdążysz trafić. Teraz najważniejsze jest twoje zdrowie. Nie chce się zapamiętać jako żałośnie zmarzniętej, siwej kulki.

— Jak mnie znalazłeś? — zapytał zaciekawiony Knuckles, ignorując poprzedni komentarz.

— Twoi wpadli i siedzą już w więzieniu. Ja natomiast byłem praktycznie na Paleto, pod koniec tego chorego pościgu. Serio, co wy w ogóle mieliście za plan? Nie ważne... Zobaczyłem człowieka przy jakimś budynku, a raczej niewyraźny cień. Postanowiłem zawrócić, tak na wszelki wypadek, i cię znalazłem.

Złotooki nie odpowiedział. Oparł się wygodniej o swojego policjanta, ciesząc się ciepłem, które go otaczało z każdej strony, najbardziej skupiając się na niespodziewanie przyjemnym żarze w sercu. Bolesny i szczypiący mróz nareszcie przemienił się w dający ciepło i światło ogień.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top