17. Głód

Jak coś to jest to na 1.0 happ
tw ed? chyba
Miało być bez shipu, ale Nataloo_ przekonała XD edited by alemqa <3 No i fragment został dopisany dzięki mentiss27 <3

zakshot/morwin, 1560
~~~~

Erwin wybiegł z mieszkania, ignorując dzwoniący telefon. Wiedział, że jest spóźniony, nie musiał słuchać zirytowanego głosu Nicollo w słuchawce, aby to potwierdzić. Sekundy później gnał swoim Zentorno przez miasto. Gdy dotarł do Burger Shota natychmiast wyskoczył z auta i wbiegł do środka. Zapach oleju i niezdrowego jedzenia jednocześnie spotęgował odczuwany głód, jak i przyprawił go o mdłości.

— Jestem! — krzyknął, uśmiechając się niemrawo.

— Kurwa, wreszcie. Ile można czekać? — mruknął David, spoglądając znad telefonu.

— Siwy, jak sobie nie kupisz funkcjonującego budzika w przeciągu następnego tygodnia, to przysięgam, że będę cię budził kulką w ciało — prychnął Carbonara.

— No już już, jestem? Jestem. Co robimy? — zapytał Knuckles, odkładając temat spania na później. To nie jego wina, że nie potrafi się rano zebrać...

— Myślałem o luźnym banczyku. Ostatnio tyle rozkminiamy z tym Pacyfikiem, że wszyscy się lekko zatraciliśmy. Zróbmy dzisiaj chill day i małą Fleece na rozluźnienie — zachęcił białowłosy o wiele spokojniej.

— Niegłupi pomysł — stwierdził Gilkenly.

— No nie wiem — zawahał się Erwin. — Jesteśmy tak blisko... A musimy być pierwsi! Wolałbym się skupić na Pacyfiku tak czy inaczej...

— Hej, więcej hajsu i złotych kart nas nie zaboli, a przyda nam się dzień na odpoczynek. Przepracowujesz się, Erwin. Tyle pierdolisz Grześkowi, że dużo siedzi w pracy, a sam nie jesteś lepszy. Jeden dzień nas nie zbawi — przekonywał Nicollo. — I tak nie ma nas dziś dużo, właściwie, to chwilowo jest tylko nasza trójka.

— No dobrze — westchnął Knuckles. — Ale jeśli ktoś nas wyprzedzi z Pacyfikiem, to przysięgam Carbo, że jedyne co z ciebie zostanie to makaron.

— Bardzo śmieszne — prychnął. — Chodźmy. David, będziesz negocjatorem?

— Jasne. Jakieś kreatywne negocjacje czy klasyczek?

— Klasyczek, skoro mamy odpocząć — rzekł złotooki. — No to chodźmy. Macie przedmioty?

Parę minut później, złota trójca była gotowa. Jechali w stronę najbliższego banku Fleeca, nie przejmując się przepisami. Erwin nieco się rozluźnił; jego przyjaciele mieli racje, dużo pracował ostatnimi czasy i taki luźny banczyk pomoże mu trochę wyluzować.

Będąc już w środku, rozdzielili się na swoje zwykłe role: David negocjator, Carbonara celujący do zakładników i Erwin hacker. Knuckles od razu podszedł do drzwi i podpiął laptopa. Łamanie zabezpieczeń nie było proste, jednak Fleeca była dosłownie orzeźwieniem w porównaniu z Pacyfikiem. Złotooki poczuł jak robi mu się trochę gorąco, lecz zwalił to na pogodę. W końcu jest to Los Santos, tu przez większość roku jest całkiem ciepło, a on był ubrany w grube ubrania, zakrywające jego tożsamość.

Wszedł do środka bez większych problemów, po czym od razu przeszedł do wiercenia skrytki. Duchota go nie opuszczała i czuł coraz większą potrzebę by usiąść. Zagryzł mocniej zęby; tylko dokończy wiercenie i zbieranie pieniędzy i potem odpocznie. Teraz nie może przerwać czynności.

W skrytce nie znalazł nic wartościowego, ale to nic. Nie był to napad po przedmioty. Lekko zawiedziony, zaczął zbierać pieniądze do torby. Gorąco nie ustępowało, a torba coraz bardziej mu ciążyła na ramieniu. Erwin mrugnął dwa razy; wydawało mu się, że w pokoju zrobiło się delikatnie ciemniej. Dopiero gdy odgłosy napadu z drugiego pokoju znacznie się wyciszyły, a w uszach pojawiły się ciche piszczenie, zrozumiał co się z nim działo.

Kurwa, nie teraz.

Myśli skupiły się na tylko jednym celu. Zebrać pieniądze do końca, a następnie odpocząć chwilkę. Jednak, Erwin nie zdążył dokończyć pakowania torby. Nim to zrobił, padł nieprzytomny na podłogę.

Gdy ponownie się obudził, ujrzał nad sobą Nicollo. Zestresowany białowłosy widocznie odetchnął z ulgą, widząc przytomnego przyjaciela. Erwin czuł jak kręci mu się w głowie i niezbyt ma siłę na cokolwiek; mimo tego, podniósł się do siadu. Chciał wstać, ale powstrzymała go ręka młodszego.

— Leż — rzekł krótko. Samemu wstał i zaczął kończyć pakować torbę z pieniędzmi. Knuckles dopiero wtedy zauważył, że torba została z niego zdjęta. — Brałeś coś?

— Nie — odparł bez emocji w głosie.

— Na pewno?

— Tak.

— Jesteś chory?

— Nie.

— Źle się czujesz?

— A jak myślisz? — zirytował się Erwin. — Ale jest już okej, to tylko chwilowe...

— Zamknij się, przepytuje cię — żachnął się Nicollo.

— A co ty, policja? — wymamrotał cicho siwowłosy.

— Kiedy coś ostatnio jadłeś?

— Um, rano? — rzekł niepewnie. Carbonara zaprzestał pakowania banknotów i spojrzał na niższego.

— Rano?

— No może wczoraj — speszył się Erwin.

— Wczoraj kiedy? — Piwnooki drążył temat, pozostając bez wyrazu twarzy.

— Lunch na BS'ie?

— TO BYŁO JAKOŚ O DWUNASTEJ! A TERAZ MAMY PRAWIE WIECZÓR! — wrzasnął Nicollo, patrząc z przerażeniem na starszego.

— Nie byłem głodny — bąknął Knuckles.

— Kurwa widzę — warknął białowłosy.

— Nie zwróciłem nawet na to uwagi!

— Porozmawiamy o tym później, na razie leż, ja zaraz wracam, naradzę się z Davidem.

Nim Erwin zdążył odpowiedzieć, Carbonara zniknął z sejfu. Złotooki westchnął głośno, po czym ignorując zastrzeżenia młodszego, wstał do pozycji pionowej. Lekko się zachwiał, lecz utrzymał się na nogach. Podtrzymując się ściany, wyszedł z pomieszczenia i usiadł przed sejfem, opierając się o ścianę. Po chwili podszedł do niego David.

— Co ty odjebałeś? — zapytał bardziej zdziwionym niż zdenerwowanym glosem.

— Nie wiem.

— Czemu nie jesz?

— Tak wyszło przypadkiem. — Erwin wzruszył ramionami.

— PRZYPADKIEM? — ryknął Gilknely. Następnie zamyślił się i dodał: — W sumie pasuje to do ciebie, zapomnieć o czymś tak podstawowym.

— Zostaw mnie. — Knuckles uśmiechnął się delikatnie. Kochał swoich przyjaciół całym sercem, razem z ich nietypowym stylem bycia.

— Potrzebujesz opieki medycznej? Carbo ją właśnie załatwia, ale wydaje mi się, że wytrzymasz parę minut ucieczki. Nie wyglądasz tak źle.

— Jezu... Powiedz Nikodemowi by przestał się zamartwiać i ogarnij zwykłe negocjacje — jęknął siwowłosy. Nie miał zamiaru stwarzać kłopotu przez coś tak błahego jak odpuszczenie posiłku. — Nic mi nie jest, muszę tylko trochę zjeść i odpocząć. Ogarnę się jak uciekniemy, lekarz chuja mi da.

— A od tego masz chłopaka. Rozumiem. To zaraz wracam — odrzekł różnooki i odszedł w kierunku drzwi. Erwin oparł się ponownie o ścianę, pozwalając swojej głowie opaść.

Kolejne minuty były dość szybkie. Nicollo niechętnie zgodził się na odpuszczenie medyka i zwykłą ucieczkę. Niestety, przez rozkojarzenie związane z sytuacją Erwina, Carbonara źle wykalkulował kilka zakrętów, a auto zaczęło się dymić.

— Do kurwy nędzy — warknął białowłosy, uderzając dłonią o kierownicę. — Siwy, biegnij i się schowaj gdzieś, a potem zadzwoń po kogoś — rzucił, po czym zniknął za zakrętem.

— Powodzenia — dodał David, zabierając ze sobą torbę z łupem.

Erwin wyślizgnął się z auta bez ociągania się. Czuł się nieco lepiej, przez co udało mu się pobiec kilka przecznic dalej. Jednak, nużące zmęczenie ponownie zaczęło go dopadać. W oddali słyszał krzyki funkcjonariuszy. Nawet jeśli żaden go obecnie nie widzi, ktoś pewnie go znajdzie, jeśli się tu zostanie.

Nogi odmawiały mu posłuszeństwa, a mroczki przed oczami i pisk w uszach powracał. Ledwo przytomny, Knuckles dotarł do najbliższego krzaku i opadł na ziemię, po chwili mdlejąc.

Obudził go chłodny materiał nasiąknięty wodą na czole. Czyżby Nicollo bądź David go znaleźli? Pewnie dostanie kolejny opierdziel od Carbonary... Nie mając siły, ani ochoty by walczyć ze swoim organizmem, jedynie mruknął cicho.

— Obudziłeś się — stwierdził znajomy głos. — Nie wstawaj debilu.

— Nie chciałem — wychrypiał Knuckles.

— Nikodem mi mówił, że masz dziś głupie pomysły. Chociaż, ja najwyraźniej też, zważając, że zamiast cię zaaresztować, wziąłem cię do domu...

Dopiero wtedy Erwin zauważył, że jest we własnym apartamencie. Było ciemno, a uchylone okno pozwalało na orzeźwiający przepływ powietrza. Złotooki spojrzał zdziwiony w brązowe oczy, które patrzyły na niego z troską.

— Hm? — wymamrotał zdezorientowany.

— Zjedz coś — polecił szatyn. — Chodź — dodał, wstając i wyciągając rękę do młodszego.

Knuckles przyjął pomoc. Lekko się zachwiał, więc Gregory przytrzymał go mocniej i pomógł przedostać się do salonu. Do Erwina powracały wspomnienia z banku i ucieczki. Nieco zawstydzony, że z własnej głupoty doprowadził się do takiego stanu, usiadł na kanapie. Montanha natomiast podsunął mu pożywny posiłek składający się ze zwykłych kanapek, lecz te miały sporą ilość różnych składników. Siwowłosy nie narzekał i zaczął jeść. Jego chłopak siedział obok w milczeniu, utrzymując jednak kojący kontakt fizyczny.

— Chcesz o tym porozmawiać? — zapytał Gregory, gdy młodszy ukończył jedzenie.

— Niezbyt — mruknął.

— Wiesz, że ta rozmowa cię nie ominie.

— Jezu, zapomniałem i tyle. Zbyt zatraciłem się w pracy — stwierdził złotooki.

— Nie możesz się tak zaniedbywać — westchnął Montanha. — Ja może i czasem biorę zbędne nadgodziny, choć ostatnio mniej, ale dbam o posiłki i napój w ciągu dnia. Ty też musisz. Chyba, że chcesz mieć Carbonarę stojącego nad tobą, który ciągle ciebie pilnuje . Uwierz mi, byłby skłonny do tego, z tego co mówił mi w dzisiejszej rozmowie.

— Podziękuję — wymamrotał. — Nie powtórzy się to — zapewnił go Erwin.

— Wiem, że to nie pierwszy raz, gdy zapominasz o jedzeniu. Straciłeś dużo na wadze ostatnio — powiedział wprost. — Martwię się o ciebie. Tak jak i Nikodem. I David.

— Dam sobie radę — powtórzył Knuckles zniecierpliwionym głosem.

— Czy na pewno jest to jedynie powiązane z brakiem czasu? — zapytał w końcu starszy. Erwin już otwierał usta by potwierdzić, lecz głos ugrzązł mu w gardle. Czy było to tylko dlatego?

— Nie wiem. — W końcu wydukał. — Tak myślę, nie liczę kalorii, ani nic takiego, mój wygląd też mi nie przeszkadza ani nic. Ale no, nie wiem, czasem podejmuję świadomą decyzję, by pominąć posiłek.

— Dlaczego?

— Nie wiem — powtórzył. — Nie wiem.

— A kiedy się to zaczęło?

— Nie wie... Hmm... — zamyślił się młodszy. — Chyba w czasie, kiedy Kui zginął.Sposób na żałobę? Może? Chuj wie. Nie myślałem o tym za dużo, może podświadomie chciałem się ukarać, że to nie ja zostałem wybrany. Ale to też nie to... Po prostu, nie miałem apetytu, a głód pomagał zapomnieć o Kui'u. I jakoś to zostało? Może? Nie wiem. — Wzruszył ramionami. — Nie potrafię ci wytłumaczyć czegoś, czego sam nie rozumiem i nie wiem.

— Okej — odparł delikatnie. — Malutki, wiesz, że zawsze dla ciebie będę? Nie ważne co? — rzekł troskliwie brązowooki, łapiąc za dłoń kochanka.

— To akurat wiem — uśmiechnął się, przybliżając się do mężczyzny. Czuł, że będzie lepiej. Przytulił go mocno i pozwolił na słodki pocałunek na policzku. — Wiem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top