15.1 Ślub
Zgadnijcie skąd i kiedy dostałom pomysł na tego fika XD (gdy były plotki że.. a kto wie ten wie, a jak nie, to można się domyślić z fika XD)
Wgl napisany strasznie dawno temu, ale dopiero teraz publikuje XD
Lekki angst z myślą o Nataloo_ peepi
Edited by alemqa <3
morwin, 739
~~~~
Gregory dokańczał kolejnego z rzędu papierosa. Przestał liczyć którego z kolei. Chciał żeby dym zapełnił jego wnętrze, by tylko przestać czuć tą pustkę, która nie dawała mu spokoju. Od kilku tygodni przeczuwał, że coś jest nie tak, lecz dopiero parę godzin temu dowiedział się o ślubie Erwina i Heidi. Człowiek, w którym był zadurzony od miesięcy, znikąd postanowił się ożenić.
Szatyn dobrze pamiętał swoją reakcję po tym, gdy usłyszał o związku Knucklesa. Zalała go złość i chciał odpłacić się pięknym za nadobne, więc sam postanowił szukać partnerki. Przez dłuższy czas nawzajem wzbudzali w sobie zazdrość, którą Montanha leczył procentami. Wkrótce, obie dziewczyny zdawały się przejść na drugi plan, a ich relacja była bliższa, niż kiedykolwiek. Na wspomnienie "operacji biznesowej" Gregory lekko się uśmiechnął. Tęsknił za tymi czasami.
Naprawdę wtedy myślał, że ma szansę. Nie minęło jednak dużo czasu, zanim ich rozmowy ponownie zaczęły ograniczać się do krótkich sprzeczek na napadach. Brązowookiego lekko bolało serduszko, widząc jawny brak zainteresowania, lecz liczył, że wszystko się naprawi. Po otrzymaniu pierścionka od siwowłosego, jego nadzieja ponownie rosła.
Aż do czterech godzin temu, gdy jeden z pracowników na Grześ Cafe poinformował go o plotkach o ślubie Erwina z Heidi. Informacja ta była dla niego jak kubeł zimnej wody. Pracownicy chyba nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji, gdyż wszyscy żartowali sobie z tego, a Robercik wyskoczył z kolejną propozycją związku. Montanha wymamrotał coś o bólu głowy i prędko ulotnił się z własnej kawiarni, modląc się, że były to jedynie niepotwierdzone plotki.
Jednak, patrząc na stojącą w oddali parę, jego nadzieja została pokruszona na milion maleńkich kawałeczków. Kolejny raz złotooki łamie mu serce — tym razem, jednak, na stałe. Brązowooki bał się, że kolejnego załamania życiowego nie przeżyje, bądź iż wróci do złych nawyków. Nie mógł dłużej patrzeć na to przedstawienie piętnujące jego ból i cierpienie, a jednak nie potrafił odwrócić wzroku. Czuł, że jedyne co mu zostało, to zakopać się we własnym łóżku i nie wychodzić...
— Co tutaj robisz? — Głos, którego Gregory nie słyszał od bardzo dawna, szepnął ostentacyjnie tuż przy jego uchu. Szatyn podskoczył, a niedopałek wypadł mu z ręki. — I daj zapalić, wisisz mi za wpierdolenie mnie do więzienia o dziesięć miesięcy za dużo.
— Eva? — bąknął Montanha, jednocześnie podając kobiecie pudełko z papierosami.
— Nie, pastor. Ou, za wcześnie? — zapytała fałszywie współczującym głosem. — Chodź stąd, Gregory, nie ma sensu marnować na nich czasu. Nie, gdy możemy sami się zabawić i to dużo ciekawiej. — McCarrot mrugnęła do niego, uśmiechając się szeroko.
— Nie jestem w nastroju na to — wymamrotał policjant. — Co tu robisz?
— Patrzę na godne pożałowania show, a ty? — prychnęła. — Nadal mi nie odpowiedziałeś. Chociaż chyba już nie musisz, widzę sama. Naprawdę będziesz się przejmował Erwinem? On zawsze był dla ciebie chujem i cały sztyk z tobą był pod publiczkę.
— Nie zawsze... — wyszeptał smutno Gregory, odrywając wzrok od blondynki i ponownie spoglądając na parę. Rozchylił wargi by coś dodać, lecz nie wiedział co.
— Może masz rację. — Eva przyznała tak niespodziewanie, że brązowooki aż zamknął usta. — Dużo o tobie mówił, jeszcze gdy byliśmy razem. "Montanha to, a Montanha tamto, a słyszałaś, że Montanha powiedział to?" — Kobieta roześmiała się z własnej imitacji Erwina. — W takim razie dlaczego nie walczysz?
— Nie będę się wpierdalał, jak mnie nie chce. Wybrał ją — mruknął szatyn, ponownie wdychając trujący dym do płuc.
— Ty jesteś ślepy czy co? Nie widzisz, że on stoi tam jak za karę? Jakby ktoś nim kontrolował, a cała ta decyzja była jedynie dla świętego spokoju? Może myśli o kimś innym, o kimś, z kim faktycznie chciałby stać przed ołtarzem... — mówiła niebieskooka rozbawionym tonem.
— Skończ pierdolić, dobra? — warknął szatyn. — Nie dawaj mi nadziei — dodał ciszej.
— Spójrz, składają przysięgę. Są to ostatnie chwile Erwina jako wolnego człowieka. Nie sprzeciwisz się temu? — kusiła McCarrot.
— Skoro chcesz poddymić, to czemu sama się nie sprzeciwisz?
— A wiesz, że miałam taki zamiar? Chciałam to zrobić żeby było śmiesznie i jakkolwiek ciekawie na tej stypie, ale przecież nie zrobię tego, gdy ktoś tu faktycznie cierpi — odparła kąśliwie. — Sam pójdź! — zachęcała.
— Nie.
— Ty na serio jesteś debilem — mruknęła McCarrot, po czym odeszła.
Gregory nie odpowiedział, a jedynie wpatrywał się w dwójkę ludzi trzymających się za ręce. Eva miała trochę racji, Knuckles nie wyglądał na zbyt szczęśliwego, lecz Montanha zrzucił to na fałszywą nadzieję zasianą przez słowa blondynki. Przytłumione "możecie się pocałować" rozbrzmiało mu w uszach, a po chwili dwójka postaci się zbliżyła do siebie tak, jak Gregory mógł jedynie pomarzyć. Słone krople spadły na jego policzki, a okropne uczucie pustki przemieniało się w jeszcze gorszy ból.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top