Ponoć jest tu bardzo miękkie łóżko...

 *Pov Sky*

Stałam w bezruchu i nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Z jednej strony bardzo się cieszyłam z tego ile ten szalony człowieczek dla mnie robi, a z drugiej byłam zła, bo nie dość, że nie dał mi zapłacić za swój bilet, to jeszcze ogarnia takie drogie rzeczy. Ja wiem, że on ma hajs i go stać, ale nie chce ciągle żerować na jego pieniądzach... NIE PO TO Z NIM JESTEM... Ale postanowiłam później się z min rozliczyć i zignorowałam to.

- Masz chorobę morską? - zapytał lekko zasmucony i zmartwiony moim milczeniem.

- Nie... nie mam spokojnie. Po prostu nie wiem co powiedzieć... - odpowiedziałam szybko.

- Podoba ci się? - zapytał z tym swoim chytrym uśmieszkiem.

- Kocham cię. - podbiegłam do niego i pocałowałam. Kuba automatycznie zaczął pogłębiać pocałunek.

- Chodź do środka, bo chyba nie będziemy całować się na moście. Ponoć jest tu bardzo miękkie łóżko... - powiedział, a ostatnie zdanie wyszeptał wprost do mojego ucha. Przerzucił mnie przez ramię jak worek ziemniaków i zaniósł do środka...

*Rano*

Obudził mnie szum morza i promienie słoneczne wpadające przez szybę. Czułam się jak bym leżała na chmurze i to wśród aniołów. A tak dokładniej to obok jednego anioła, w którego jestem wtulona. Obróciłam głowę w lewo i spojrzałam na Kubę. Jakie szczęście mnie spotkało, że ktoś taki jak on jest ze mną... Niedługo minie czwarty rok naszego związku... Jak ten czas szybko leci...

Pomyślałam, że mogłabym zrobić jakieś śniadanie dla nas, jednak po rozejrzeniu się przypomniało mi się, że nie wiem gdzie znajduje się tu kuchnia. Miałam również w planach obudzenie Kuby i zapytanie go o to jednak zbyt smacznie spał, wyglądając przy tym, jak bóg. Ostatecznie wyplątałam się z objęć chłopaka i skierowałam się do łazienki. Na wieszaku obok prysznica znajdował się szlafrok, więc założywszy na siebie bieliznę, okryłam się nim i wyszłam na pokład. Widok był piękny... Byliśmy na tyle daleko od brzegu, że wydawał się on być jedynie cienką linią. Woda była przepięknego błękitnego koloru a niebo bezchmurne jedynie wiał leciutki wiaterek. Podeszłam do barierki i zaczęłam wpatrywać się w otaczające mnie widoki. Po chwili poczułam jakieś ręce oplatające mnie w pasie, a następnie czyjś oddech na szyi. Zaciągnęłam się pięknym zapachem perfum Kuby.

- Ładnie to tak uciekać? - zapytał z lekką chrypką.

- Nie miałam serca cię obudzić. - zaśmiałam się.

- Jak ci się podobają wakacje? - zapytał, odwracając mnie przodem do siebie i patrząc w oczy.

- Bardzo, ale jak wrócimy to przynajmniej jedną trzecią ceny ci oddam. Przecież wypożyczenie jachtu kosztuje fortunę. - zaczęłam kuć go palcem po klatce piersiowej pełnej tatuaży.

- Nie przesadzaj. Potraktuj to jako prezent urodzinowy ode mnie. - zaśmiał się.

- Kuba mam urodziny za 2 miesiące...

- I co z tego. Poza tym... - chciał coś powiedzieć, ale czyjś donośny głos mu przerwał.

- Witam młodzieży! - krzyknął do nas jak mniemam "kapitan" naszej łodzi. - Kuba jak ja cię dawno nie widziałem. Ale żeś wyrósł! - dodał, będąc już koło nas.

- Właśnie o tym chciałem ci powiedzieć. Kochanie to jest mój wujek i to jest jego jacht. - powiedział, a ja ponownie zaniemówiłam.

- Dzień dobry panu. Sky. - powiedziałam i podałam mu rękę.

- Dziecko, jaki Pan mów mi wujku albo po prostu Ryszard. W końcu niedługo będziemy rodzinom. Chyba że Kubuś nie ma tego w planach. - zaśmiał się, na co ja i Kuba poczuliśmy się trochę niezręcznie.

- Wujku wiesz jak dawno nie jadłem twojej przepysznej jajecznicy? - powiedział na co jego wujek się zaśmiał.

- Widzę, że lenistwo ci zostało. Niech ci będzie. Przyjdźcie do jadalni zaraz. - powiedział i zniknął za drzwiami.

Zgodnie z jego prośbą przyszliśmy po chwili do kuchni i zjedliśmy rzeczywiście przepyszną jajecznicę zrobioną przez wujka Que.

Po południu zatrzymaliśmy się w Rabacie. Zwiedziliśmy piękną dzielnicę Kasbach of the Udayas. Kuba bardzo chciał zwiedzić to miejsce, gdyż tam również nagrywany był teledysk do Arabskiej nocy. Potem poszliśmy coś zjeść. Po drodze do pobliskiej knajpki zauważyliśmy bilbord zachęcający do pójścia do zoo. Nas zachęcił. Po zjedzeniu pizzy zamówiliśmy taksówkę i dotarliśmy do zoo. Było ono ogromne. Najbardziej nas urzekły lemury, ale wszystkie zwierzęta były bardzo ciekawe i ładne. Wieczorem wróciliśmy na jacht i odbiliśmy od brzegu.

Przez resztę naszego wyjazdu popłynęliśmy do Włoch i spędziliśmy tam cały dzień. Po drodze dużo rozmawialiśmy z wujkiem Kuby i dalej utrzymuje mnie w przekonaniu, że jego rodzina jest zajebista. Będąc we Włoszech, niestety musieliśmy się pożegnać z wujkiem Ryszardem i resztę drogi pokonaliśmy samolotem.  

~~~

WOOOOOW Mamy już 2 tys. wyświetleń!

Dziękujemy wam za to <3

Przez najbliższy czas rozdziały będą pojawiać się bardzo często (jeśli je ktoś sprawdzi ;)), więc jeśli ktoś lubi tą książkę to może świętować :)

~Alex 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top