Czy ja się przesłyszałem?
*Pov. Igor*
Razem z Adrianem wbiegliśmy do szpitala, w którym podobno znajdowała się Lena. Podchodzimy do recepcji, by dowidzieć się, gdzie jest dziewczyna.
- Przepraszam - zacząłem, podchodząc do recepcjonistki. - Ponoć jakąś godzinę temu przyjechała tu karetka z młodą szczupłą blondynką.
- Aaa tak Lena Cho... - nie dokończyła, szukając czegoś w papierach.
- Chojnacka - dodaje po chwili.
- A tak - mówi. - Są panowie rodziną? - pyta kobieta zza lady.
- No... ni..e do końca - jąkam się nerwowo.
- To przepraszam, ale nie mogę udzielić żadnych informacji, tylko rodzina - tłumaczy.
- Babo słuchaj no. Dziewczyna straciła matkę w wieku sześciu lat, przy okazji tracąc ojca, który zapił się na śmierć i nie ma rodziny, a ja jestem jej chłopakiem, dlatego gdzie ona jest! - krzyczę na kobietę, nie wytrzymując z nerwów.
- Proszę nie krzyczeć.. - upomniała. - Nie mógł pan tak od razu, że jest pan chłopakiem. Dziewczyna została zabrana na operację, ale później powinna zostać przeniesiona do sali 207 na drugim piętrze - powiedziała lekko wystraszona.
- Dziękuje - mówię i od razu z Borowskim ruszamy na drugie piętro. Gdy tylko znajdowaliśmy się przy sali, w której powinna znajdować się dziewczyna. Spojrzałem przez okienko drzwi, jednak nikogo tam nie było, więc to znaczyło, że Lena ma jeszcze operację. Na samą myśl o tym, że może umrzeć, aż mnie ciarki przechodzą, a nie wspomnę już o rękach, które trzęsą mi się jakbym miał padaczkę.
*****
Chodzę w tą i we w tę po korytarzu czekając na jakiekolwiek informacje dotyczące jej stanu. Najgorsze jest to, że mija już 3 godzina czekania a tu nic. Zero informacji, czy w ogóle żyje.
- Co z nią? - atakuje doktora, który w końcu wyszedł z sali i kieruje się w moją stronę. Oby nic jej się nie stało, błagam.
- Stan Leny jest stabilny. Dziewczyna jest odważna i silna, oczywiście nie obeszło się bez drobnych zadrapań i skręceń. Jednak podczas uderzenia, uderzyła się dość mocno w głowę i nastąpiło mocne wstrząśniecie mózgu, co za tym idzie nastąpił obrzęk w głowie, więc Lena zostanie w śpiączce przez najbliższe kilka dni. Ale na szczęście z dzieckiem jest wszytko dobrze, a teraz Lena musi odpoczy.... - tłumaczył.
- Przepraszam czy ja się przesłyszałem? Z jakim dzieckiem? Lena nie była w ciąży? - wtrącam się. - Niech pan sprawdzi jeszcze raz, chodzi o Lenę Chojnacką - dopytywałem.
- No tak Lena Chojnacka przyjechała do nas jakieś 5 godzin temu z wypadku samochodowego - powiedział z pełną powagą doktor. Spojrzałem na niego oraz przełknąłem głośno ślinę. Jestem w takim szoku, że przez moment nie mogłem się ruszyć. Na chwilę zapominam o otaczającym mnie świcie. Lena jest w ciąży? Zaraz, czyli ja będę ojcem.
- Czyli... będę ojcem - wypowiadam po chwili, nadal będąc w dużym szoku.
- Na to wygląda - zaśmiał się mężczyzna.
- No stary gratki - odezwał się Adi.
- Z dzieckiem wszystko dobrze? - pytam doktora.
- Yyy tak jak mówiłem, z dzieckiem jest wszystko w porządku - odetchnąłem z ulgą.
- Zajebie gościa, który spowodował ten wypadek - mówię wkurzony. - Wyjdzie z tego?
- Na razie jej stan jest stabilny, bądźmy dobrej myśli - mówi lekarz.
- Mogę do niej wejść?
- Oczywiście, tylko proszę krótko. Dziewczyna musi odpoczywać - ostrzegł doktor, a ja skinąłem głową. Gdy doktor nas opuścił, usiadłem na najbliższej ławce chociaż nie. Ja upadłem na ławkę, nie mogąc poukładać sobie myśli.
- Co teraz zrobisz? - zapytał Adrian. Nadal wszystko muszę przemyśleć. Lena miała wypadek, jest w śpiączce i do tego nosi moje dziecko. Japierdole. W sumie nie mogę nadal tego przyswoić, że będę ojcem, ale też tego, co będzie z Reto. W tak młodym wieku będę mieć dziecko. No halo mam dwadzieścia trzy lata, a tu już dziecko na karku. Co z moją karierą? Dziecko wywróci teraz wszystko do góry nogami. Nie stop, nie mogę tak myśleć. Kocham Lenę i nie zostawię jej samej. Przecież to by było najgorsze świństwo, jakbym tak zrobił. Dlatego postaram się nimi zaopiekować.
- Jezu, będę ojcem - mówię w szoku do przyjaciela - Adrian, ja będę musiał się nimi zaopiekować - odpowiadam. - Nie potrafiłbym zostawić Leny i dziecka dla kariery.
- No i to się nazywa podejście - klepie mnie po plecach. - A teraz idź do niej - rozkazał, a ja skinąłem głową i wszedłem do sali.
Widok Leny na białym łóżku w szpitalu, mną wstrząsnął. Chwiejnym krokiem podszedłem do łóżka i usiadłem na krzesełku obok. Dziewczyna była blada jak ściana, a do tego miała zamknięte powieki. Złapałem dziewczynę za rękę, nadal nie mogąc do końca zrozumieć, dlaczego akurat ona i dlaczego nic mi nie powiedziała o dziecku, bała się?
- Walcz księżniczko, masz o co - ścisnąłem jej dłoń. - Razem wychowamy to dziecko - wyszeptuje dziewczynie do ucha, choć i tak wiem, że tego nie słyszy.
"Coś mówi, że dorosłem, pragnę, lecz boje się zmian..."
~~~~
Dziękujemy za ponad 10 tysięcy wyświetleń 😍💓
~ Julka
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top