9. Przeprowadzka
Po zajęciach z profesor Hecate uczniowie wyszli mocno pod wrażeniem. Nikt nie spodziewał się, że aurorzy zastąpią im nauczycielkę, opowiadając o swej pracy (a przynajmniej te szczegóły, którymi mogli bez problemu się podzielić). Zachwyt Sebastiana aurorami wzrósł do jeszcze wyższego poziomu. Początkowo miał obiekcje przed podjęciem takiej pracy, zwłaszcza, że za bardzo przypominali mu Salomona. Na stare lata wuj stał się zgorzkniały i naprawdę ciężki w obyciu. Donovan i jego towarzysze utwierdzili Sallowa, jak niezwykłym zawodem była praca aurora. Tylko czemu ten cały Kasjan wpatrywał się w niego, kiedy mówił o Azkabanie? Sebastian uspokoił drżenie rąk, obawiając się, czy za tym stało coś więcej. To niemożliwe, przecież Anne ani jego przyjaciele nie wydali go nikomu. Nikt nie wiedział, co się wydarzyło dwa lata temu w katakumbach i jak rzeczywiście zginął Salomon Sallow.
Uczniowie, zachwyceni lekcją, jeszcze bardziej ucieszyli się, gdy powiedziano im, że aurorzy na zmianę będą wciąż prowadzić z nimi lekcje, pokazując różne aspekty tej pracy.
Idalina wyszła z klasy z czerwoną twarzą, czując jak kasztanowłosy auror odprowadził ją płomiennym wzrokiem. W jego uczach zapewne uchodziła za wariatkę, obawiała się kolejnych wspólnych zajęć. Zeszła po schodach, aby udać się do sali z uroków z profesorem Ronenem. Wokół jej ramienia oplotły się długie, lodowate palce, pociągające ją na bok. Zdumiona spojrzała na spokojną twarz Ominisa. Ślizgon odczekał moment, upewniając się, że nikogo nie ma w pobliżu, kto mógłby ich zauważyć.
— Możesz mnie puścić? To boli — syknęła do chłopaka, a ten, gdy zorientował się, że dalej ją trzyma za ramię, puścił ją. — Co się stało? Myślałam, że w szkole udajemy, że się nie znamy? A może chodzi o te durne przeprosiny Sebastiana?
Ominis zmarszczył czoło, nie do końca rozumiejąc, o czym mówi Puchonka.
— Jakie przeprosiny? — zapytał podejrzliwie. Czy jego przyjaciel znowu tworzył w głowie jakieś własne chore obrazy i wtrącał się tam, gdzie go nie chcieli? Idalina nie odpowiedziała mu, a on już nie naciskał. Zaczepił ją w jednej konkretnej sprawie, nie chciał stracić wątku. — Naprawdę napisałaś do rodziców o anulowanie zaręczyn? — powiedział szeptem. Bardzo nie chciał, aby inni dowiedzieli się o ich zaręczynach.
— Tak. Obiecywałam, że to zrobię, a ja zawsze dotrzymuję słowa. — Idalina cofnęła się o krok, przytulając się plecami do ściany. Zbyt bliska obecność Gaunta, wydawała jej się niewygodna. Nie zwrócił na to uwagi. — Nie wydajesz się zadowolony, myślałam, że tego chciałeś.
Popatrzyła wyczekująco na Ominisa, nie rozumiejąc jego narastającej irytacji, której powoli dawał upust. Chłopak westchnął ciężko, kręcąc przy tym głową.
— Czy rozumiesz, Idalino, jak nierozsądne to jest działanie? Mój ojciec nie odpuści tego małżeństwa, jeśli to nie będę ja, nie będzie miał żadnych oporów, by zaręczyć cię z Marvolo, a on nie jest kimś, z kim chciałabyś mieć doczynienia. — W jego błękitnych, nieobecnych oczach błysnęło coś tajemniczego.
— Nie tylko z nim — fuknęła, wydymając usta i robiąc dzióbek. — To wszystko? Posłuchaj, zrobiłam to dla nas, oboje nie chcemy małżeństwa, więc rozwiązałam ten problem. Czekam tylko na odpowiedź ojca.
Ominis uważnie jej słuchał. Skoro czekała na odpowiedź, to znaczy, że decyzja jeszcze nie zapadła. Możliwe, że Fergus Norden odrzuci prośbę córki. Z jakiegoś powodu zgodził się na ten mariaż, zapewne widział w tym jakieś korzyści tak jak Corvinus Gaunt. Nie mówili tego głośno, ale im obu złączenie dwóch rodzin było na rękę. Pan Gaunt nie odpuści tak łatwo. Ominis nie wiedział dokładnie, ile kosztowała ręka Idaliny, ale kilkakrotnie razy słyszał rozmowę między braćmi o niewiarygodnej sumie pieniędzy wydanej na iście idiotyczny cel. Fergus możliwe zaopatrywał się na grube galeony, ale Gauntowie? Ich cele pozostawały owiane tajemnicą.
Idalina wyróżniała się na tle innych córek z rodów szlacheckich czystokrwistych. Nie obnosiła się ze swoim statusem, bogactwem czy czymkolwiek, co posiadała — tak przynajmniej powiedział mu Sebastian, kiedy zapytał o jakiekolwiek informacje o Puchonce. Zwykła nastolatka. Kolejna uczennica przydzielona do Hufflepuffu. Nie otaczała się gromadą przyjaciół, wokół niej kręciła się tylko Poppy Sweeting, rzadziej Amit Thakkar z Ravenclawu. Sebastian opowiadał, że dzielili mnóstwo zajęć, ale nigdy nie rzucała się w oczy o niczym nie wyróżniała.
Co było w niej takiego, że Gauntowie zaoferowali majątek za zwykłą dziewczynę? Ominis nasłuchiwał przyspieszonego oddechu Idaliny — zwykłe, szybkie kołotanie serca, nic szczególnego.
— Jesteś pewna, że tego chcesz?
— Jeszcze dwa dni temu powiedziałeś, że cuchnę nawozem, a teraz masz problem, bo chce odwołać zaręczyny? Cierpisz na dwubiegunowość?
Corvinus Gaunt jasno przedstawił synowi sytuację. Fergus powiadomił ich o prośbie córki, domagając się wyjaśnień, czym zawinił najmłodszy syn. Nakazał mu zajęcie się sprawą niesfornej narzeczonej, w innym wypadku Hogwart odwiedzą jego bracia. Ten scenariusz mu nie odpowiadała. Hogwart był jego bezpiecznym miejscem, wtargnięcie tu tej dwójki zaburzy wszystko. Popierał plan Idy o odwołaniu zaręczyn, ale kiedy jego ojciec miał inne plany, musiał się dostosować.
— Przepraszam, muszę już iść. — Norden wyminęła go, nie przejmując się jego odpowiedzią.
Chłopak prychnął pod nosem. W wywiadzie Sallowa ten nie wspomniał o upartości i zawziętości dziewczyny, to czyniło ją jeszcze trudniejszą do zniesienia. Ominis słabo widział ich przyszłość. Odczekał moment, by uniknąć widzenia ich razem, a potem wyciągnął przed siebie różdżkę, pozwalając czerwonemu błyskowa prowadzić go, o zgrozo, na kolejne wspólne zajęcia z Idaliną.
Przeszedł parę kroków, kiedy do jego nozdrzy doleciał słodki zapach czekolady. Odwrócił się, nasłuchując znajomych kroków. Fiona znalazła się tuż obok niego, oplatając ręce wokół jego ramienia, jak to miała w zwyczaju od szóstej klasy, a on schował różdżkę z powrotem do kieszeni. W prowadzeniu nie ufał nikomu tak jak Fionie.
— Ależ jestem podekscytowana — zaćwierkała, a Ominis skierował na nią swój wzrok. Zaciskała na jego ramieniu mocniej palce oraz szybko oddychała. — Dzisiaj Idalina przeprowadza się do Pokoju Życzeń, nie mogę się doczekać aż zobaczę jej skarby. Poppy opowiadała, że wyhodowała ogromną jadowitą tentakulę i ją tresuje, niezwykłe, nazwała ją chyba Thomas, zabawne, prawda? — Dobry humor Gryfonki udzielił się mu niemal od razu. Zawsze potrafiła na niego wpłynąć jak nikt inny. Tam, gdzie stykały się ich ciała, czuł gorąc i drżenie mięśni. — Pomożesz nam w przenoszeniu?
— Myślę, że nie jestem odpowiednią osobą do przenoszenia czegokolwiek — stwierdził, wskazując na swoją twarz. — Wolałbym się nie narazić na gniew Idaliny, gdybym upuścił doniczkę z czymkolwiek, co wyhodowała. Nie wiem, czy bardziej martwi mnie, jej wściekłość czy samo to, co upuszczę. Wytresowana jadowita tentakula nie brzmi zbyt... optymistycznie.
— Czujesz się zagrożony przez to, że byłeś ostatnio dla niej niemiły? — Czyli zauważyła to. — Spokojnie, raczej cię nie poszczuje kąsającą kapustą. Idalina jest naprawdę miłą osobą, Poppy dużo o niej opowiadała, Amit też ją lubi, wydaje mi się, że Garreth też się z nią przyjaźni.
Ominis przystanął w miejscu. Weasley? Serio? Co on miał do tego? Sebastian mówił mu tylko o Poppy i Amitcie, skąd w tym wszystkim wziął się ten gamoń Garreth? Zresztą, co go obchodziło, kto się wokół niej kręcił, cieszył się w duchu, że okazała się odrobinę rozsądna i nie narzucała mu się, wręcz błagając go, aby ją zaakceptował. Niektóre dziewczęta wyrażały sporą chęć bliższego zapoznania, nie wiedział, jak wygląda i czy to wygląd miał wpływ na to zainteresowanie, ale równie dobrze mogła być to chęć przejęcia tak wpływowego nazwiska. Idalina o to nie dbała, tym bardziej wydawała mu się cudaczna.
— Weasley? — Pytanie wymsknęło mu się mimowolnie, samemu nie wiedząc, czemu go to interesowało.
— Tak, siedzieli razem na zajęciach u profesor Hecate — odparła, dalej go prowadząc na zajęcia z profesorem Ronenem. — A tak z innej beczki, co sądzisz o tych aurorach?
— Myślę, że Sebastian miał z pewnością mokro w gaciach — parsknął sarkastycznym śmiechem. — Ironio, on na aurora. Jest ostatnią osobą, którą bym o to posądzał.
— A ty?
— Co ja? — zdziwił się, ale nadal szedł przed siebie. — Mam zapewnione stanowisku w Ministerstwie Magii, już wam to mówiłem. Nie mogę być wybredny w kwestii swojego zawodu z moją ułomnością.
Fiona zatrzymała się gwałtownie, puszczając przy tym zaskoczonego chłopaka. Przeniosła swoje dłonie na jego twarz, dotykając zimnych policzków. Ominis czuł, że jego skóra wrze w miejsach, gdzie go dotykała. To zupełnie inne uczucie, kiedy dotykała go tak otwarcie niż gdy stykali się przez materiał ubrań. Trzymała go mocno, nie pozwalając mu odwrócić głowy, choćby na chwilę.
— Ominisie Gaunt! To nie jest żadna ułomność! — powiedziała twardo. Tonem, jaki rzadko u niej słyszał. — Jesteś niezwykłym czarodziejem, bardzo utalentowanym i mógłbyś być kim tylko chcesz! Twój brak wzroku nie jest żadną przeszkodą w spełnianiu marzeń!
Chciał coś jej odpowiedzieć, ale głos ugrząznął mu w gardle, nie pozwalając na to. Ta jej stanowczość budziła w nim takie emocje, że zapragnął wyjść na świeże powietrze. Zapomniał jak się oddycha, mając ją tak blisko. Zapach mlecznej czekolady stał się jego tlenem.
W godzinach wieczornych Fiona wraz z Poppy i Sebastianem wymknęli się po cichu do cieplarni, gdzie Idalina przetrzymywała swoje rośliny. Nikt nie spodziewał się, że będzie ich aż... tyle. Jedna ogromna doniczka z jadowitą tentukulą w trakcie tresury, trzy ze znacznie mniejszymi okazami, skrzynia pełna różnych składników do eksperymentów nad nawozem, pięć doniczek z chińską kąsającą kapustą, kolejne cztery z prawie dojrzałymi mandragorami (te były naprawdę ciężkie, choć wcale się nie takie nie wydawały), i kolejne doniczki z figą abisyńską, krzakiem malwy i ślazem, w dodatku kolejna skrzynia z jeszcze niewykorzystanymi nasionami innych roślin.
Sebastian pobladł, widząc, ile Ida tego wyhodowała przez ostatnie miesiące. Nic dziwnego, że profesor Garlick ograniczyła jej obszar pracy. Gdyby mogła zazieleniłaby cały Hogwart! Dla bezpieczeństwa roślin (a raczej paranoi Idaliny, by ich nie skrzywdzić) przenosili je w tradycyjny sposób — te mniej bezpieczne za pomocą tradycyjnego Wingardium Leviosa. Było już po ciszy nocnej, kiedy skończyli pracę.
Pokój Życzeń znajdował się na siódmym piętrze, gdzie Idalina rzadko zaglądała, biorąc pod uwagę, że jej dormitorium znajdowała się niedaleko Slytherinu, przy wejściu do kuchni. Jej oczom ukazały się wymalowane drzwi, zyskujące z każdą następną sekundą trójwymiarowości, a potem stanęły przed nią prawdziwe drzwi. Fiona zaprosiła ją do środka, uważając na porozrzucane przedmioty, z którymi jeszcze nie zrobiła porządku.
Nawet w najpięknieszych snach Idalina nie widziała takiego miejsca. Marmurowa podłoga lśniła, odbijając blask księżyca wpadający przez ogromne okno umieszczone w suficie. Jak to było możliwe skoro nad tym miejscem mieścił się dalej Hogwart? Już pomijając elegancki, dopracowany wystrój wnętrz, Idalinę zaskoczyła masa... rzeźb i trofeum. Pozwoliła się poprowadzić schodami w dół korytarzem po prawej stronie, a tam... wszystko było już przygotowane. W jednym pomieszczeniu oddzielonym od reszty szklaną ścianą stały cztery ogromne stoły, na których śmiało mogła poustawiać swoje rośliny, w czym pomógł jej Sebastian. Był jednak nieostrożny, bo najmniejsza jadowita tentakula ugryzła go w nos.
Chłopak zawył z bólu, niemal puszczając przy tym doniczkę. Złapał się za obolałe miejsce, z ulgą stwierdzając, że mu go nie ogryzła i wcale nie ma tak dużego krwotoku, jak się spodziewał.
— Jesteś cały? — zapytała Puchonka, odbierając od niego doniczkę z rośliną. Sebastian przytaknął. — Ona dopiero kwitnie, nie ma zębów, a jej jad jest nieszkodliwy — uspokoiła go. — To miejsce jest... niezwykłe.
— Podoba ci się? Pokój daje to, co uważa, że jest nam to w danej chwili potrzebne. Jeśli uznasz, że potrzebujesz więcej miejsca na rośliny, wystarczy o tym pomyśleć. Poczekaj chwilę... Smyku!
Obok nich pojawił się skrzat domowy. Popatrzył swoimi wielkimi oczami na nową uczennicę, a potem zwrócił się do Fiony, wyjaśniającej mu, co się dokładnie tu działo. Idalina uśmiechnęła się na widok stworzenia i przykucnęła przy nim, sięgając po coś do swojej skórzanej torby.
— Lubisz borówki? — Skrzat popatrzył na jej rękę z kilkoma borówkami i nieśmiało ich spróbował. — Będę je tu hodować, także będziesz mógł ich zjeść, ile tylko będziesz chciał.
— O, Smyk dziękuje! Uczennica jest bardzo miła!
— Nazywam się Idalina Norden —przedstawiła się, kiwając mu nisko głowę, co zaskoczyło skrzata, ponieważ czarodzieje nigdy nie kłaniają się skrzatom. Ani nikomu. — Liczę na naszą owocną współpracę Smyku!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top