60. Wyprawa do Świńskiego Łba
W miarę zbliżania się wieczora, Idalina czuła, jak serce bije jej coraz szybciej. Miejsce spotkania, Świński Łeb, budziło w niej mieszane uczucia. Słyszała o nim wiele nieprzychylnych opinii — mroczne zakamarki, niebezpieczni klienci, a także plotki o dziwnych transakcjach odbywających się tam pod osłoną nocy. Jednak wewnętrzny głos podpowiadał jej, że to może być szansa na poznanie prawdy o jej przeszłości, o tym, co się stało z jej rodziną i kim naprawdę były osoby, które tak okrutnie z nią postąpiły.
Przygotowując się do wyjścia, przeszła przez swoje wspomnienia, zastanawiając się, kogo zabrać ze sobą. Fiona i Sebastian, byli ostatnimi osobami, o których by pomyślała wziąć, kompletnie im nie ufała. Ominis, z drugiej strony, był jej narzeczonym i chyba powinien mieć pojęcie, co obecnie dzieje się w jej życiu. Miał jednak dość swoich zmartwień, aby mu dokładać kolejnych, w dodatku... nie powinien mieszać się w to. Jeszcze nie byli małżeństwem.
Ostatecznie zdecydowała się na Poppy. Wiedziała, że jej przyjaciółka będzie lojalna i zrobi wszystko, aby ją chronić. Poza tym Poppy zawsze miała dobry instynkt, a jej obecność sprawiała, że Idalina czuła się pewniej. Wychodząc z zamku po zmroku natchnęły się na kolejną osobę. Garreth wypuścił wszystkie składniki, jakie trzymał, gdy tylko wyskoczył zza zakrętu, prosto na Poppy i Idę. Dziewczyny omal nie pisnęły, nie spodziewając się Gryfona o tej porze. Idalina spojrzała ukradkiem na to, co upuścił i zmarszczyła brwi.
— Czy ty, cholero jedna, znowu kradniesz moje rośliny?! — wysyczała przez zęby, starając się nie wybuchnąć ze złości.
Garreth uniósł ręce do góry w geście poddania, obawiając się gniewu Puchonki.
— Na swoją obronę... — zaczął, ale widząc złowrogi błysk w błękitnych oczach Idy, zamilkł. — Sallow mi kazał?
— Zabiję cię...
— Jesteś za młoda i za piękna na Azkaban, przemyśl to — parsknął.
Idalina poczuła, jak złość rozgrzewa ją od środka, ale Poppy delikatnie dotknęła jej ramienia, próbując ją uspokoić.
— Ida, oddychanie pomaga — powiedziała łagodnie, spoglądając z powagą na Garretha.
Idalina zatrzymała się, starając się opanować gniew, który pulsował w jej żyłach. Westchnęła głęboko i wyciągnęła rękę w stronę leżących na ziemi składników, które Garreth upuścił. Widząc jej gest, Garreth szybko się schylił, próbując je pozbierać, zanim dziewczyna zdołała je wziąć do rąk.
— Naprawdę, obiecuję, że wszystko oddam — wymamrotał pospiesznie. — To tylko parę ingrediencji, nic wielkiego!
— Parę ingrediencji? — syknęła Ida, zerkając na rozrzucone na ziemi korzenie, liście i kwiaty, które ewidentnie pochodziły z jej zasobów. — To moje parę ingrediencji!
Garreth próbował uśmiechnąć się w przepraszającym geście, ale widząc rosnącą irytację Idaliny, szybko zmienił podejście.
— No dobra, przesadziłem, wiem, że nie powinienem, ale... odkryłem coś na temat naszego eksperymentu, możemy mieć przełom!
Idalina westchnęła, nie mając siły na potyczki słowne z Garrethem. A skoro Poppy o nic nie pytała to znaczy, że chłopak już ją wtajemniczył w jej misterny plan, aby wynaleźć nową roślinę, gwarantującą jej niezależność od rodziny, co w obecnej sytuacji było wręcz wskazane. Czy jeśli wyjawi, że zna prawdę z przeszłości, ludzie, którzy ją wychowali, po prostu ją porzucą? Wolała o tym nie myśleć, nie pozwalając, aby negatywne myślenie rozproszyło ją.
P.G.
Ta osoba na nią czeka, a nie chcąc w żaden sposób komplikować sobie sytuacji, pociągnęły Garretha za sobą, w skrócie zdradzając mu zamiary Idy. Wydawał się niemal płakać ze szczęścia, że Kasjan okazał się totalnym dupkiem. Gdzieś w tym wszystkim pominęła jedną istotną rzecz, którą nie podzieliła się ani z Poppy ani z Garrethem. Nie zdradziła nazwiska. Nie potrafiło ono przejść jej przez gardło, choć znała je i kilkakrotnie używała.
Idalina szła szybkim krokiem, ciągnąc za sobą zarówno Poppy, jak i zdezorientowanego Garretha. W jej głowie kłębiły się myśli, ale starała się skupić na najważniejszym — spotkaniu w Świńskim Łbie. P.G. czekał, a tajemnice, które mogły wyjść na jaw, wciąż budziły w niej obawy. Garreth, mimo swojej zwykłej beztroski, wyczuwał powagę sytuacji. Widząc napięcie na twarzy Idaliny, starał się być cicho, choć jego ciekawość nie dawała mu spokoju.
— To spotkanie... Jest bezpieczne? — zapytał w końcu, szurając butami po kamienistej ścieżce. — Świński Łeb nie słynie z gościnności, a aurorzy ostatnio tam zaglądają.
Idalina westchnęła, nie mając ochoty odpowiadać na to pytanie. Wiedziała, że Garreth miał rację. Świński Łeb to miejsce, w którym często załatwiano szemrane interesy, a ona sama nie czuła się komfortowo, wchodząc tam. Ale to była jej jedyna szansa na uzyskanie odpowiedzi.
— Nie wiem, Garreth — odpowiedziała szczerze. — Ale muszę tam pójść. P.G. wie coś ważnego, coś, co może zmienić wszystko. Poza tym, szef aurorów dał mi niby gwarancję, że tam nikogo od nich nie będzie.
— Właśnie — burknął niezadowolony Gryfon — Niby.
Idalina zatrzymała się na chwilę, by spojrzeć Garrethowi w oczy. Był wyraźnie zdenerwowany, choć próbował to ukryć pod warstwą swojego typowego sarkazmu. Zrozumiała jednak, że w tym "niby" kryła się cała niepewność tej sytuacji. Nie była w stanie mu obiecać, że wszystko będzie w porządku.
— Wiem, Garreth — powiedziała spokojnie, choć w środku sama miała wątpliwości. — Dlatego właśnie potrzebuję was obok. Żeby mieć pewność, że jeśli coś pójdzie nie tak, nie będę sama.
Poppy, stojąca obok, kiwnęła głową, potwierdzając jej słowa.
— Zaufaj mi, wszystko będzie dobrze. — Poppy złapała Idalinę za rękę, próbując dodać jej odwagi. — Razem damy sobie radę.
Garreth, widząc ich determinację, wziął głęboki oddech i poddał się.
— Dobra, dobra. Ale jak coś, to rzucamy wszystko i uciekamy. Bez bohaterstwa, okej? — rzucił, starając się rozluźnić atmosferę.
— I mówi to Gryfon? — zachichotała Idalina.
Garreth uniósł brew, udając oburzenie, choć kąciki jego ust nieznacznie drgnęły w uśmiechu.
— Hej, nie zapominaj, że Gryffindor to nie tylko szalone rzucanie się na śmierć! — odparł, rozkładając ręce. — Czasem mamy też odrobinę zdrowego rozsądku. W małych dawkach, ale jednak.
Idalina pokręciła głową, śmiejąc się cicho, choć jej nerwowość wciąż była wyczuwalna. Poppy uśmiechnęła się, przysłuchując się tej wymianie.
Ruszyli dalej, coraz bardziej zbliżając się do gospody. Wkrótce stanęli przed ciężkimi, skrzypiącymi drzwiami Świńskiego Łba. Idalina nie mogła powstrzymać przyspieszonego bicia serca. Otworzyła drzwi i weszła do środka, a za nią Poppy i Garreth. Powietrze było ciężkie od zapachu alkoholu, dymu i potu. Jednak gospoda... była niemal pusta. Owszem, byli dwadzieścia minut przed czasem, bo Idalina nie mogła się doczekać spotkania z autorem anonimu, któremu poniekąd zawdzięczała życie. Odprowadzeni podejrzliwym spojrzeniem karczmarza, zajęli jeden stolik przy oknie, z idealnym widokiem na drzwi wejściowe, dzięki czemu mogli szybko zarejestrować pojawienie się P.G.
Zasiedli przy stoliku, a napięcie między nimi było niemal namacalne. Idalina siedziała sztywno, wpatrując się w drzwi wejściowe, gotowa w każdej chwili zerwać się z miejsca. Garreth, wyraźnie mniej komfortowy w tak ponurym miejscu, zajął się przyglądaniem plamom na podłodze, które, jak zauważył, mogły być śladami zarówno rozlanego piwa, jak i czegoś znacznie gorszego.
— To chyba najdziwniejsze miejsce na spotkanie, jakie mogłaś wybrać, Ida — mruknął, próbując rozładować atmosferę.
Poppy, siedząc blisko Idaliny, odwróciła się do niej, pochylając się nieco nad stolikiem. W jej oczach widać było troskę, ale nie mówiła nic. Doskonale wiedziała, jak ważne było to spotkanie dla jej przyjaciółki, i że żadne słowa nie zdołają uspokoić jej myśli.
— Chociaż może to i dobrze, że przyszliśmy wcześniej — powiedziała Poppy cicho. — Zawsze możemy lepiej zorientować się, kto wchodzi i wychodzi.
Idalina skinęła głową, nie odrywając wzroku od drzwi. Czuła, jak czas ciągnie się w nieskończoność. Każdy szmer, każda sylwetka, która pojawiała się w polu widzenia, sprawiała, że jej serce przyspieszało. W końcu musiał nadejść ten moment.
Minuty mijały, a wnętrze Świńskiego Łba pozostało wciąż puste, aż wreszcie... drzwi otworzyły się po raz kolejny. Do środka wszedł ktoś owinięty ciemnym płaszczem z kapturem, z twarzą częściowo skrytą w cieniu. P.G.? Zerwali się ze swoich miejsc, ale osoba zdążyła przejść zaledwie dwa kroki, po czym upadła przerażona na podłogę. Karczmarz wychylił się zza baru, ale nie przejął się stanem nowego gościa. Za to uczniowie Hogwartu natychmiast go otoczyli. Nie takiej osoby spodziewała się Idalina.
Mężczyzna otworzył oczy i chwycił Garretha za czerwono-złoty krawat, przyciągając go znacznie bliżej.
— Uciekajcie... — wymamrotał. — Ona tu idzie...
— Kto taki? — spytała niecierpliwie Idalina.
— Victoria Rookwood. I jest żądna krwi.
— No po prostu zajebiście! — zawołał Garreth, gdy mężczyzna znowu zemdlał. — To, co teraz?
Idalina zamarła, jakby chłód przeszył jej ciało od stóp do głów. Rookwood — nazwisko to wywoływało ciarki na sam dźwięk. Victor Rookwood do niedawna zastraszał niemal wszystkich mieszkańców Hogsmeade, z czym uporała się Fiona Ashford na piątym roku w Hogwarcie. Pokonała Victora, a jego pomocnika, Harrowa, wpakowała do Azkabanu. Osoba o niemal identycznym imieniu nie mogła być przypadkową czarownicą. Zapewne miała jakieś więzi z Victorem Rookwoodem, a samo to nakazywało im uciekać.
— Musimy stąd zniknąć, teraz! — rzuciła Poppy, chwytając Idalinę za ramię, gotowa wyprowadzić ją z gospody. Jej głos, choć pełen napięcia, miał w sobie determinację, której Idalina zazwyczaj u niej nie widziała.
— No pewnie, osoba o nazwisku Rookwood raczej piwa nam nie postawi...
— Otóż, nie, Piegusku.
Przed gospodą pojawiła się grupa mężczyzn w czarnych pelerynach. Idalina poczuła, jak jej ciało sztywnieje. Victoria Rookwood. Wysoka, smukła postać o surowej twarzy i zimnym spojrzeniu zablokowała wyjście. Jej ciemna peleryna powiewała w słabym świetle latarni przed gospodą, a wokół niej zdawało się krążyć napięcie.
— Witajcie, drodzy uczniowie Hogwartu, zapytam tylko raz, dobrze? A wy grzecznie odpowiecie... — Idalina starała się nie uciekać wzrokiem od twarzy tej kobiety, ale aura okrucieństwa niemal ją przygniatała do ziemi. — Gdzie jest ta suka, co zabiła mojego brata? Gdzie jest Fiona Ashford?!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top