59. Konsekwencje klątwy
Gdy na piątym roku Fiona została ugodzona zaklęciem Cruciatus, zniosła to całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że następnego dnia od razu zjawiła się na zajęciach, odczuwając lekkie zawroty głowy, które minęły przed kolacją. Prawdopodobnie swoją odporność zawdzięczała starożytnej magii. Idalina nie posiadała takie samej odporności, bo skutki klątwy zniosła o wiele gorzej — oczywiście odmówiła udania się do skrzydła szpitalnego, nie chcąc wzbudzać podejrzeń pielęgniarnki. Wróciwszy do dormitorium, ze świadomością, że teraz Ominisem zajmie się Sebastian, Ida ledwo doczłapała się do łóżka. Starała się nie obudzić swoich lokatorek, w tym szczególnie Poppy.
Nie miała ochoty odpowiadać na niezręczne pytania, zwłaszcza, że na większość nie mogła odpowiedzieć szczerze. Jednak przeszłość oraz ból klątwy odezwały się ze zdwojoną siłą, kiedy Ida tylko chciała zasnąć. Zerwała się z posłania, zwracając całą zawartość żołądka na ziemię. Łzy napłynęły do jej oczu. Dławienie się, wymioty i łkanie obudziło pozostałe Puchonki, które natychmiast wezwały profesor Garlick. I tyle jeśli chodziło o dyskrecję.
— Nic... nic mi nie jest — tłumaczyła się przed opiekunką domu, profesor Garlick. — To chyba niestrawność.
Profesor Garlick dotknęła jej czoła, krzywiąc się, czując jak bardzo jest ciepłe, a potem mimo oporów uczennicy, zaprowadziła ją do skrzydła szpitalnego. Będąc w takie sytuacji postanowiła pokierować prawdą tak, aby nic się nie wydało.
— Gorączka — potwierdziła przypuszczenia profesor Garlick, pani Blainey. — Czy jakieś inne dolegliwości? Bóle? — Dotknęła dłonią najpierw klatki piersiowej dziewczyny, delikatnie przesuwając nimi także po żebrach i biodrach, następnie rzuciła kilka zajęć diagnozujących. — Czy odczuwasz tu ból? — spytała, marszcząc brwi na widok grymasu bólu na twarzy Norden.
Idalina niechętnie skinęła głową.
— Hm, to mi wygląda na jakieś zatrucie, jadłaś coś konkretnego?
Poza kolacją nic, najadła się klątwą Cruciatusa, ale przecież nie mogła przyznać się do tego, bo Sebastian wylądowałby w Azkabanie, chociaż powinien wylądować tam już na piątym roku po wielu innych zbrodniach.
— Podam eliksir łagodzący i powinno przejść, proszę przekazać reszcie nauczycieli, że jutro Idalina Norden jest zwolniona z zajęć dydaktycznych — powiedziała pielęgniarka, na co nauczycielka Zielarstwa skinęła głową.
I tak Idalina spędziła noc w skrzydle szpitalnym, mimo że upierała się, aby tu nie trafić. Na szczęście Noreen Blainey nie stwierdziła prawdziwej przyczyny stanu zdrowia dziewczyny, za co w duchu dziękowała Merlinowi i słodkiej Morganie. Dzisiejszej nocy czuwali nad nią, najpierw pomogli znaleźć Ominisa, a potem ukryć całą sytuację. Obawiała się jednak zasnąć. Skryptorium okazało się naprawdę paskudnym, mrocznym i niebezpiecznym miejscem, niemal czuła cały ten ból i cierpienie, jakie tam kiedykolwiek miały miejsce. Wyrzeźbione twarze przedstawiające ofiary Cruciatusa jeszcze długo będą nawiedzały ją w myślach, ale mrok tamtego miejsca rozbudzał wspomnienia, które dopiero wracały do Idaliny. Rozejrzała się po pustym skrzydle, po czym ułożyła głowę na poduszce.
Obudziły ją promienie słońca wdzierające się do skrzydła szpitalnego przez wysokie okna. Nad nią stała zmartwiona Poppy. Jej zwykle ciepłe i serdeczne oczy wydawały się powiększone i zaczerwione od ciągłego płaczu.
— O Merlinie, Ida, całe szczęście, tak się martwiłam... — Chwyciła przyjaciółkę za dłoń, ściskając z całych sił. Ida mimowolnie uśmiechnęła się. — Co się właściwie stało?
— Zatrułam się czymś... — stwierdziła Ida, nie zamierzając zdradzać nieswoich sekretów nawet Sweeting. — Ale już mi lepiej, naprawdę. Jeszcze dziś wracam do dormitorium, także...
Nagle Poppy zniknęła, a Ida nie leżała w białej pościeli łóżka szpitalnego. Znajdowała się znowu na tej zatęchłej, drewnianej podłodze, z której wyrastały zaczarowane łańcuchy, otaczające nadgarstki i kostki Idaliny. Szarpała się i wiła, ale nie mogła za nic uwolnić. Próbowała krzyknąć, zawołać kogoś, ale głos zamarł w jej ustach. Nie wydała z siebie nawet pisku, wpatrując się w zamknięte drzwi. Nasłuchiwała ciężkich kroków, zbliżających się ku niej z każdą chwilą. Serce ruszyło do szaleńczego biegu, oddychała za szybko, nie nadążając wypuszczać powietrze, bo zaraz znów nabierała go w płuca. Strach paraliżował jej ciało mocniej niż zaklęcie Petrificus Totalus. Drzwi skrzypnęły, ale gdy stanęły otworem, usłyszała głos Poppy, machająca jej dłonią przed twarzą.
Znów znajdowała się w skrzydle szpitalnym, była jeszcze bardziej blada niż w nocy. Wpatrywała się w Poppy ze łzami w oczach.
— Ida? Odpłynęłaś... powiedz mi, co się dzieje?
Poppy od pierwszego roku nauki w Hogwarcie była powiernikiem najróżniejszych tajemnic Idaliny — od tych błahych po naprawdę poważne sekrety. Do tej pory nie zdradziła jej tego, że podszyła się pod Ellisa Bane'a, odkryła prawdę, że za dzieciaka zamordowano jej rodzinę, porwano ją i torturowano, a uratował ją wujek Sebastiana, wychowywało ją wujostwo oraz już wie, kto za to wszystko odpowiadał. Dlaczego w całym tym rozgardiaszu nie zająknęła się Poppy, że coś się zmieniło.
Z pomocą przyjaciółki usiadła na łóżku, a potem nabrała powietrza w usta, wiedząc, że czeka ją długa opowieść i spodziewała się, że Poppy zareaguje najpierw złością za przemilczenie tak istotnej sprawy, by następnie przytulić ją, współczując całego bólu. Taka była Poppy Sweeting.
*
*
/*
Zgodnie ze słowami pani Blainey Idalina opuściła po obiedzie skrzydło szpitalne, trochę czując żal, że Sebastian, Fiona czy nawet Ominis nie odwiedzili jej ani razu, chociaż to z ich powodu wylądowała tutaj. Może byli zbyt zajęci dojrzałym omawianiem ich spraw, w jakie się wplątali? Było sporo do wyjaśnienia, ale krótka wizyta między lekcjami by ich nie zabolała. Po wyjściu ze skrzydła wpadła na kogoś, omal nie krzywiąc się z bólu. Jej ciało wciąż odczuwało skutki klątwy Sebastiana. Podniosła wzrok na osobę przed sobą, początkowo sądząc, że potrąciła profesora Sharpa. Nic bardziej mylnego.
Przed Idaliną stał Donovan, szef departamentu aurorów, no tak... aurorzy wciąż przebywali w Hogwarcie, a co jeśli oni wszyscy używali legilimencji i czytali im w myślach, już dawno wiedząc o wszystkim? Auror uważnie przyjrzał się Puchonce, delikatnie kiwając głową. Wyciągnął z kieszeni szarego płaszcza zwitek pergaminu i wręczył go dziewczynie, czego początkowo nie rozumiała.
— Co to jest? — spytała zaskoczona.
— Chciałaś poznać osobę, która anonimowo poinformowała nas... — rozejrzał się dookoła, upewniając się, że nikt ich nie słyszy. Nawet Irytek trzymał się z dala od Donovana — o twoim miejscu przebywania. Umówiłem wam spotkanie. Dzisiaj wieczorem w Świńskim Łbie.
Idealne miejsce dla niecnych sprawek — i auror świadomie posyłał ją do tak niebezpiecznego miejsca? Każdy szanujący się młody czarodziej trzymał się od tej karczmy, chyba że prowadził jakieś szemrane interesy albo robił coś nie do końca zgodnego z regulaminem szkoły. Idalina nigdy nie zamierzała postawić tam stopy, przerażona złą sławą gospody. Po surowej minie aurora wnioskowała, że sam pomyślał o tym samym.
— Pójście tam może wiele zmienić, czy jesteś pewna? — Absolutnie nie była pewna. — Rozmawiałaś z rodziną? — Nie rozmawiała, więc milczała. — Przebywałaś w skrzydle?
— Tak, zatrułam się czymś — wyjaśniła, siląc się na słaby uśmiech.
— Mhm, chciałbym, abyś nie szła tam sama. Nie przydzielę żadnego aurora, aby zachować tę starą sprawę wciąż jako starą. Weź jedną osobę, której ufasz najbardziej. I trzymaj się, Idalino Norden.
Wyminął ją i dopiero wtedy Idalina rozwinęła pergamin, odczytując piękne, eleganckie pismo. Poza miejscem, datą i godziną na samym dole widniały inicjały autora liściku, prawdopodobnie także autora anonimu, któremu zawdzięczała. Czego dokładnie zamierzała się dowiedzieć? Dlaczego ta osoba jej pomogła? Skąd wiedziała? I dlaczego zdecydowała zadrzeć z jej oprawcami, bo z pewnością wiedziała, kto za to odpowiadał, więc...?
P. G.
Z tą osobą miała spotkać się wieczorem w świńskim łbie. Resztę dnia spędziła na rozmyślaniu, kim mogła być ta osoba i kogo powinna ze sobą zabrać. Chwilę przed wyjściem zdecydowała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top