57. Skryptorium

Pospieszne kroki Fiony odbijały się echem od kamiennych ścian korytarzy, potęgując uczucie niepokoju, które narastało w jej sercu z każdą minutą. Oddech miała urywany, niemal bolesny, jakby każdy krok kosztował ją więcej wysiłku niż w walce z Ranrokiem i Rookwoodem. Nigdy wcześniej nie czuła takiego zmęczenia, a jednak teraz, w tym szaleńczym biegu przez ciemne, puste korytarze, czuła, że zbliża się do granic swoich możliwości. Szukała Ominisa od ponad dwóch godzin, a jej zmartwienie narastało z każdą mijaną chwilą. Zegar wybił już dawno ciszę nocną, więc starała się zachować jak największą dyskrecję, choć jej serce waliło tak głośno, że wydawało się, iż każdy uczeń czy duch w zamku mógłby to usłyszeć.

Zaklęcie kameleona, które opanowała na piątym roku, okazało się jej jedynym sprzymierzeńcem w tej nerwowej sytuacji. Razem z Sebastianem przemierzyli niemal cały zamek, zaglądając do wszystkich możliwych zakamarków, gdzie Ominis mógł się ukryć. Ich poszukiwania były jednak bezowocne. Krypta, jedno z jego ulubionych miejsc, świeciła pustkami, a Pokój Życzeń również nie zdradzał żadnych śladów jego obecności. Fiona czuła, jak w jej piersi zaczyna narastać coraz bardziej dotkliwa panika. Fiona zaczęła intensywnie analizować całą sytuację, szukając odpowiedzi na pytanie, jak Ominis mógł dowiedzieć się o jej potajemnym romansie z Sebastianem. Przecież starali się być tak ostrożni, tak dyskretni. W obecności innych powściągali swoje uczucia, trzymając je na wodzy, nie pozwalając, by ktokolwiek mógł dostrzec choćby cień ich namiętności. Kiedy nie mogli już dłużej się opanować, spotykali się w ustronnych miejscach, z dala od ciekawskich oczu. Jak więc Ominis mógł odkryć ich sekret? 

Jej myśli przeskakiwały od jednej osoby do drugiej, aż nagle zatrzymały się na Idalinie. Ta cicha i łagodna Puchonka była jedyną, która wiedziała. Fiona szybko odrzuciła tę myśl. Idalina miała zbyt miękkie serce, zbyt wiele współczucia dla innych. Ida na pewno nie wydałaby ich, a tym bardziej nie pozwoliłaby, by Ominis cierpiał z tego powodu. Zwłaszcza, że okazała się jego narzeczoną.

Myśli kotłowały się w jej głowie, wywołując zawrót głowy. Czy Ominis mógł wpaść w jakieś tarapaty? Czy może jego myśli, te nieustannie nawiedzające go demony, popchnęły go do zrobienia czegoś, czego nie powinien? Fiona potrząsnęła głową, próbując odegnać te przerażające wizje. Musiała go znaleźć, teraz bardziej niż kiedykolwiek. Czuła, że każdy kolejny krok zbliżał ją do granicy, po której nie będzie już powrotu.

— Ominis, gdzie jesteś? — wyszeptała rozpaczliwie, choć wiedziała, że jej słowa rozmyją się w ciszy nocy.

Fiona nie mogła znieść myśli, że mogła go stracić, że mógłby zniknąć z jej życia na zawsze. Choć ich relacja była pełna zawiłości i tajemnic, wiedziała jedno: Ominis był dla niej ważny. I teraz, w tej krytycznej chwili, była gotowa zrobić wszystko, by go odnaleźć i przekonać się, że jest bezpieczny. W jej sercu tliła się jeszcze nadzieja, choć słabła z każdą chwilą.

Fiona biegła przez korytarze, coraz bardziej zdeterminowana, by odnaleźć Ominisa, ale jej roztargnienie niemal doprowadziło do katastrofy. Gdy gwałtownie skręciła za róg, ledwo uniknęła zderzenia z profesorem Sharpem, który patrolował korytarz. Jej serce na moment przestało bić, a potem zaczęło łomotać w piersi jak szalone. Zatrzymała się gwałtownie, wstrzymując oddech, gdy nauczyciel ją mijał. Na szczęście jej zaklęcie kameleona działało bez zarzutu, a Sharp nie zauważył delikatnej gry świateł w kącie, gdzie stała Gryfonka, ukryta przed jego wzrokiem. Fiona z trudem opanowała drżenie rąk i, kiedy niebezpieczeństwo minęło, cicho wypuściła powietrze.

Decyzja zapadła — musiała spotkać się z jeszcze jedną osobą, mimo późnej pory. Wiedziała, że to może być ryzykowne, ale nie miała wyboru. Jeśli Idalina naprawdę była narzeczoną Ominisa, to na pewno zależało jej na nim choć odrobinę. A jeśli tak, mogła mieć jakieś pojęcie o tym, gdzie teraz mógł się ukrywać.

Z taką myślą Fiona ruszyła w stronę pokoju wspólnego Hufflepuffu. Kiedy dotarła pod charakterystyczne wejście do niskiej, okrągłej dziury prowadzącej do przytulnych komnat Puchonów, poczuła lekkie ukłucie wątpliwości. Czy Idalina w ogóle będzie chciała jej pomóc? Czy może od razu wyczuje, że to ona jest powodem, dla którego Ominis mógł się teraz ukrywać? Fiona, pełna niepokoju, posłała zaczarowany liścik, złożony w samolocik, licząc, że ten odnajdzie Idalinę. Czuła, że nie ma innej opcji — musiała dowiedzieć się, czy Puchonka wiedziała cokolwiek o miejscu pobytu Ominisa. Patrzyła, jak papierowy samolocik unosi się w powietrzu, znikając w cieniu korytarza, a jej serce z każdym uderzeniem wypełniało się coraz większą obawą.

Oczekując na odpowiedź, poczuła, jak ktoś zbliża się do niej cicho. Odwróciła się i zobaczyła Sebastiana, którego twarz zdradzała wyraźne zmęczenie. Jego oczy były pełne troski, a oddech nierówny, jakby również przez dłuższy czas szukał przyjaciela.

— To moja wina — mruknęła Fiona, spoglądając na niego ze smutkiem. — Powinnam być z nim szczera od początku...

Sebastian westchnął ciężko, opierając się o zimny kamienny mur. Jego spojrzenie, zwykle pełne pewności siebie, teraz było przygaszone, jakby sam zmagał się z poczuciem winy. Przez chwilę milczał, szukając właściwych słów.

— Fiona... — zaczął, jego głos był cichy, prawie szept. — Żadne z nas nie chciało, żeby tak to się potoczyło. Myśleliśmy, że chronimy go, trzymając to w tajemnicy. Ale może powinniśmy byli postawić na szczerość... od samego początku. Może wtedy... — urwał, niepewny, jak dokończyć zdanie, bo wiedział, że już nie można cofnąć czasu.

Fiona spojrzała na niego, a potem spuściła wzrok, czując ciężar swoich słów. Wiedziała, że to, co powiedziała, było prawdą, ale to nie sprawiało, że czuła się lepiej. Oboje byli uwikłani w sytuację, która wymknęła się spod kontroli. Cokolwiek by teraz zrobili, musieli to zrobić razem, choć wiedzieli, że konsekwencje ich działań mogą być bolesne.

— Gdyby tylko się odnalazł... — szepnęła Fiona, niemal błagalnym tonem. — Może wtedy... moglibyśmy to jakoś naprawić.

Sebastian położył rękę na jej ramieniu, próbując dodać jej otuchy, choć sam nie był pewien, czy wszystko da się jeszcze naprawić. Czekali w ciszy, mając nadzieję, że Idalina odpowie na ich wezwanie, a wraz z tym pojawi się szansa na odnalezienie Ominisa i wyjaśnienie całej sytuacji, zanim będzie za późno.

Idalina pojawiła się na korytarzu, wyglądając na zdezorientowaną i zaniepokojoną. W jednej ręce trzymała zwinięty pergamin, który przyniósł jej zaczarowany samolocik. Jej brwi były lekko ściągnięte, a spojrzenie pełne troski, gdy zobaczyła Fionę i Sebastiana czekających na nią. Było późno, a cisza nocna dawno już zapadła, co jeszcze bardziej potęgowało dziwność całej sytuacji.

— Co się dzieje? — zapytała, podchodząc bliżej. — O co chodzi z tym liścikiem? Coś się stało?

Fiona spojrzała na Idalinę z widocznym zmęczeniem i napięciem, a jej oczy zdradzały więcej, niż chciała przyznać. Sebastian, stojący obok niej, wyglądał na równie przejętego, ale to Fiona pierwsza zabrała głos.

— Ominis zniknął — powiedziała cicho, niemal szeptem, jakby wypowiedzenie tych słów głośniej miało sprawić, że sytuacja stanie się jeszcze gorsza. — Od kilku godzin próbujemy go znaleźć, ale nigdzie go nie ma. Przeszukaliśmy już wszystkie miejsca, gdzie mógłby być... Ale teraz myślimy, że może ty wiesz, gdzie mógł się udać.

Idalina przez chwilę patrzyła na nich, próbując zrozumieć, co właściwie się stało. Wiedziała, że Ominis czasami potrzebował przestrzeni, ale to brzmiało poważniej. Widząc wyraz twarzy Fiony, domyślała się, że to musiało być związane z czymś więcej niż tylko chwilowym oddaleniem.

Dowiedział się. Idalina poczuła nagły chłód na skórze. To wyjaśniało wiele — nagłe zniknięcie Ominisa, napięcie w głosach Fiony i Sebastiana. Choć starała się zrozumieć sytuację, poczuła też falę złości. Wiedziała, że Ominis był delikatny, że jego uczucia łatwo mogły zostać zranione. Teraz rozumiała, jak bardzo musiał cierpieć.

Idalina wpatrywała się w nich, a jej umysł gwałtownie pracował, próbując zrozumieć, jak doszło do tego, że Ominis odkrył ich sekret. Jej oczy były szeroko otwarte, a serce przyspieszyło, gdy uświadomiła sobie, jakie konsekwencje mogły wyniknąć z tej sytuacji. To nie była już tylko kwestia zdrady, ale coś o wiele głębszego — naruszenia zaufania, które mogło zniszczyć ich wszystkich.

— Dowiedział się... — powtórzyła cicho, wciąż zszokowana. — Ale jak? Jak mógł się tego dowiedzieć, skoro nikt mu nie powiedział?

— Nie my — Fiona odpowiedziała z bólem w głosie, wciąż nie potrafiąc się uspokoić. — Sam to odkrył, ale naprawdę nie mam pojęcia jak. Może ktoś nas widział, może to jakieś niefortunne przypadki... Nie wiem!

Sebastian, zirytowany i coraz bardziej nerwowy, przerwał jej.

— Czy to teraz ważne? — syknął, nie potrafiąc już dłużej tłumić frustracji. — Zaginął i nie wiadomo, co może mu strzelić do łba. Może jest w niebezpieczeństwie, a my tu tylko tracimy czas na analizowanie, jak do tego doszło!

Idalina poczuła, jak gniew Sebastiana zderza się z jej własnymi emocjami. Wiedziała, że miał rację, ale nie mogła zignorować uczucia, że ta sytuacja była wynikiem nie tylko przypadku, ale także ich zaniedbania.

— Nie podnoś na mnie głosu! — huknęła, jej głos wypełnił korytarz, odbijając się echem od kamiennych ścian. W jej oczach pojawiła się mieszanka gniewu i determinacji, które natychmiast uspokoiły Sebastiana. Przez chwilę poczuł, jakby był dzieckiem przyłapanym na gorącym uczynku, a nie tym pewnym siebie Ślizgonem, którego wszyscy znali.

Sebastian zamarł, zaskoczony gwałtowną reakcją Idaliny. Nigdy wcześniej nie widział jej takiej. Zwykle spokojna, opanowana, zawsze z łagodnym uśmiechem na ustach — teraz wyglądała, jakby wybuchła wewnętrzna siła, której istnienia nawet nie podejrzewał. Idalina spojrzała na niego z intensywnością, która sprawiła, że nie potrafił się jej sprzeciwić. W tej chwili zdał sobie sprawę, że pod łagodną powierzchownością kryła się ogromna siła, którą lekceważył. A teraz ta siła była skierowana przeciwko niemu.

— Przepraszam — wymamrotał w końcu, czując, jak napięcie w jego ciele nagle ustępuje. — Po prostu... martwię się o niego.

Ida wzięła głęboki oddech, pozwalając, by gniew opadł, choć nie zniknął całkowicie. Wiedziała, że wszyscy byli pod wpływem emocji, ale nie mogła pozwolić, by sytuacja wymknęła się spod kontroli.

— Sprawdzaliście Kryptę? — spytała spokojnie.

— Kilkakrotnie — odparła Fiona.

— A czy w Hogwarcie jest... inne ukryte miejsce, o którym on wie a nikt inny? —dopytywała Puchonka.

Fiona i Sebastian zamarli. Było tylko jedno takie miejsce, ale nawet nie sądzili, że Ominis z własnej woli sam udałby się do skryptorium Salazara Slytherina. Fionę przeszedł dreszcz na wspomnienie Cruciatusa rzuconego na nią przez Sallowa, zdruzgotanego Ominisa, czy jego ciotki. 

Idalina zauważyła, jak Fiona i Sebastian wymienili niepewne spojrzenia. Widziała, że coś przed nią ukrywali, coś, co mogło mieć kluczowe znaczenie w odnalezieniu Ominisa.

— Co to za miejsce? — spytała spokojnie, choć jej ton nie pozostawiał miejsca na wymówki.

Fiona westchnęła, jakby ważąc słowa, zanim odpowiedziała.

— Skryptorium Salazara Slytherina — powiedziała cicho, jakby samo wymówienie nazwy mogło przywołać złe wspomnienia. — To miejsce jest ukryte głęboko w podziemiach Hogwartu. Trafiliśmy tam kiedyś... Ominis ma z tym miejscem wiele złych wspomnień.

Sebastian, który dotąd milczał, zacisnął szczęki. Widać było, że i jemu nie jest łatwo o tym mówić.

— Nie sądziliśmy, że sam by tam wrócił. Po tym, co się tam wydarzyło... — Jego głos na chwilę się załamał, ale szybko odzyskał rezon. — Ale to jedyne miejsce, które przychodzi mi do głowy, jeśli chciałby się gdzieś ukryć przed światem.

Idalina spojrzała na nich z mieszaniną troski i determinacji.

— Skoro to jedyne miejsce, to musimy tam pójść — stwierdziła stanowczo. — Nie możemy go tam zostawić samego, szczególnie teraz.

Fiona zadrżała na myśl o powrocie do skryptorium, ale wiedziała, że Idalina miała rację. Musieli zaryzykować, jeśli chcieli odnaleźć Ominisa, zanim stanie się coś gorszego.

— Prowadźcie — powiedziała w końcu, jej głos był cichy, ale zdecydowany.

Sebastian kiwnął głową, rzucając ostatnie spojrzenie na Idę, wciąż nie mogąc uwierzyć, jak bardzo się mylił, lekceważąc ją wcześniej. Z tą świadomością poprowadził ich w stronę podziemi, a każdy krok w dół po kamiennych schodach przybliżał ich do miejsca, w którym mieli nadzieję odnaleźć Ominisa.


*

                    *

/*


Sebastian poprowadził Idalinę do wejścia do skryptorium, tego samego, którym kiedyś opuścili to przeklęte miejsce, pełne prób Salazara Slytherina. Tym razem jednak kamienna płyta, która skrywała sekretne przejście, ani drgnęła. Sallow zmarszczył brwi, bo doskonale pamiętał, że niedawno działała bez zarzutu. Przecież sam w lutym zaciągnął do skryptorium Foresta Lestrange'a, gdy odkrył jego powiązania z Marvolo i złe intencje wobec Idy.

Sebastian zatrzymał się przed kamienną płytą, która skrywała wejście do skryptorium. Jego dłoń przesunęła się po chłodnej powierzchni, jakby próbował przypomnieć sobie dokładnie, jak otworzyć przejście.

— Działało bez zarzutu... — mruknął do siebie, wyraźnie sfrustrowany. — Co jest nie tak?

— Może jakiś klucz? — zapytała Idalina, przyglądając się kamiennej płycie.

— A widzisz tu gdzieś zamek, w który można wsadzić kluczyk? Tak też myślałem — sapnął zirytowany Sebastian.

— Świetnie, szkoda, że nie zabrałeś ze sobą więcej rozsądku zamiast sarkazmu — odparła Ida, starając się utrzymać spokój.

— Ale przecież ostatnio działało... — Sebastian przetarł dłonią twarz, zastanawiając się, co mogło się zmienić. — Co jeśli... Ominis musi tam być i zablokował wyjście, abyśmy nie mogli do niego dotrzeć.

— Inne wejście?

— Jest, ale może ci się nie spodobać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top