46. Legilimencja
Garreth i Sebastian przemykali korytarzami, aby jak najszybciej dostać się do Pokoju Życzeń na siódmym piętrze. Chcieli załatwić tę sprawę jeszcze przed zajęciami, zwłaszcza, że dziś zaczynali Obroną przed Czarną Magią w towarzystwie aurorów. Idalina czekała już w środku, kiedy chłopcy wparowali nieco zdyszani do Pokoju Życzeń, strasząc przy tym Smyka. Skrzat podskoczył, upuszczając z rączki garść borówek, które dziś mu przyniosła Ida. Dziewczyna od razu machnęła dłonią, sprawiając, że te wróciły na rękę skrzata. Sebastian przystanął w miejscu, już kolejny raz widząc, jak Idalina czaruje bez różdżki. Kiedyś wyczytał, że tylko potężni czarodzieje są w stanie rzucać zaklęcia bez pomocy różdżki. Z tego, co pamiętał — na zajęciach była słabą pojedynkowiczką, ale poza zajęciami stać ją było na wiele sztuczek.
— Co tacy zasapani? Gonił was ktoś? — spytała Puchonka od razu poważniejąc. Ostatnio czuła się ciągle przez kogoś obserwowana. A kiedy Sebastian zdradził jej, że Marvolo był w Hogwarcie, niepokojowi towarzyszył nieustanny strach. — Garreth, miałeś tylko sprowadzić Sebastiana, a nie się z nim ścigać.
— Byłem bardzo ciekawy tego, co się stanie, jak spróbuje mojej nowej mieszanki. — Gryfon wzruszył ramionami, uśmiechając się dumnie.
Sebastian zmarszczył czoło, nie bardzo orientując się w sytuacji. Sądził, że został tu sprowadzony z powodu rośliny Idy, a nie wybryków Weasley'a.
— Co?
— Co? — zawtórował mu Weasley. — Mój towarzyszu, czy byłbyś tak skłonny to wypić? — Podstawił Sebastianowi żelazny kufel z zielonym płynem, który pachniał trochę wanilią, a trochę pieprzem, bo aż drapało Sallowa w nosie. — Tak w ramach badań.
— Serio ciągnąłeś mnie tutaj tylko dla twojego durnego eksperymentu? — sapnął zirytowany Sebastian, rozmasowując sobie skronie jedną ręką. — Weasley, kurwa, myślałem, że mamy jakiś przełom w badaniach Idaliny... I... Zaraz, skoro Idalina tu jest, czemu ona nie mogła tego spróbować?
— Nie chciałbym przypadkiem otruć Idy — odparł z lekkim uśmiechem rudzielec.
— Ale mnie już tak? — żachnął się Ślizgon.
— Jest to poświęcenie, na które jestem gotów.
Garreth położył dłoń na swojej piersi, pochylając nisko głowę. Idalina wywróciła oczami, mając wciąż skrzyżowane ręce na klatce piersiowej. Przyglądała się obu chłopcom spod kurtyny czarnych rzęs. Im dłużej patrzyła na Sebastiana, tym bardziej ciekawiło ją, co było w nim takiego wyjątkowego, że auror o niego dopytywał. Może to była jakaś forma rekrutacji? Chcieli popytać osoby trzecie, nim kogoś wdrożą w swoje szeregi? Co za bzdura. I pytanie o Salomona Sallowa niedługo po tym, jak jej się przyśnił. Czy kiedykolwiek go spotkała? Korciło ją zapytać o to Sebastiana.
Ogólnie ta cała sytuacja wydawała jej się absurdalna. Stała w sekretnym pokoju w Hogwarcie z dwoma najprzystojniejszymi chłopakami w całej szkole — nie licząc Gaunta i Larsona z Ravenclaw. Obaj byli jej przyjaciółmi i chcieli pomóc jej spełnić marzenie o odkryciu k stworzeniu nowej rośliny, w tym Garreth pomagał uciec od przykrego obowiązku, jakim było małżeństwo mimo woli.
— No, Sallow, za mamusię? Do dna! — ponaglał go Garreth, coraz bardziej się niecierpliwiąc.
— Tak właściwie — podjęła temat Idalina, występując krok do przodu — ma to związek z moim eksperymentem. Garreth, jako znawca eliksirów musi być przytomny, by wiedzieć, co poprawić, a ja z kolei służę, jako medyczne wsparcie.
— Cholera, brzmi rozsądnie. — Sebastian wzruszył ramionami w końcu wypił całą zawartość kufla. — Ale paskudztwo.
Kufel wypadł z ręki chłopaka, przetaczając się po podłodze. Sebastian zaczął kaszleć, poluzowując zielony krawat. Zrobiło mu się cholernie gorąco, wręcz płonął. Gdyby nie obecność Idy, chyba rozebrałby się do naga, a jeszcze lepiej wskoczyłby to rzeki w jednym w wiwarium, ignorując obecność magicznych stworzeń. Drapał paznokciami szyję, próbując zdrapać ten okropny posmak od zewnątrz. Idalina prędko przykucnęła przy nim, podając jakiś zielony listek.
— Weź go do buzi — szepnęła tak łagodnie, że Sebastian wziąłby do ust nawet truciznę, gdyby tylko go o to poprosiła. — Żuj powoli.
Usłuchał jej, a dolegliwości od razu zaczęły ustępować. Sebastian przysiadł na chłodnej posadzce, oddychając coraz to spokojniej.
— Chciałeś mnie zabić? — warknął w stronę Weasley'a. — Co to miał być za eliksir? Mieliście tworzyć roślinę leczącą, a nie rasowego mordercę!
Idalina parsknęła śmiechem, ponownie kucając tuż obok złego Sebastiana. W dłoni znów miała ten mały listek. Obracała go w palcach z wyjątkową gracją, ale i ostrożnością.
— Wykiełkowały pierwsze liście, Sebastianie — oznajmiła mu ze świeczkami w oczach.
Chwilę zajęło mu, nim połączył fakty. Dwa uderzenia serca później łzy spłynęły mu po twarzy, kiedy zanosił się głośnym śmiechem wymieszanym z płaczem. Objął mocno Idalinę, wtulając się w nią niczym w cud. Mikstura Weasley'a miała wywołać objawy jak przy chorobie, a liść od Idy, pochodzący od jej rośliny niemal od razu unieszkodliwił wywar.
Udało się.
Cholera, naprawdę się udało? Niemożliwe... Przecież Idalina nie użyła do tego żadnej czarnej magii czy starożytnej. Jednak jego radość nie trwała długo, bo ponownie odczuwał to pieczenie. Wtedy uratował go Eliskir Wiggenowy. Nadzieja, która płonęła w jego sercu nieco przygasła, gdy spojrzał spode łba na Puchonkę. Ta uśmiechnęła się smutno.
— Przepraszam, Sebastian... Efekty na razie są krótkotrwałe. Możemy tylko go wydłużyć. Osoba cierpiąca na jakieś przypadłości musiałaby go brać maksymalnie co godzinę... To jeszcze nie to — przyznała skruszona Norden, której było przykro, kiedy zobaczyła ten zawód w oczach chłopaka. — Ale jesteśmy już na dobrej drodze.
Mimo to Sebastian nie puszczał dłoni Idaliny, ściskając ją mocniej. Wpatrywał się prosto w jej oczy.
— Nie przepraszaj. Po miesiącach, kiedy się poddałem, dałaś mi nową nadzieję i nawet nie użyłaś czarnej magii! Ido! To przełom! Jest szansa! Jest nadzieja! Dla ciebie, dla mnie, dla nas, dla Anne!
Z tym dobrym humorem Sebastian wybiegł z Pokoju Życzeń, nie zastanawiając się już nad niczym. Idalina odczekała aż wyjdzie na zewnątrz, po czym osunęła się na ziemię, ukrywając twarz w dłoniach. Zaniosła się ciężkim płaczem. Garreth dopadł do niej, od razu ją obejmując. Potarł jej ramiona, chcąc przekazać jej jak najwięcej wsparcia.
— Widziałeś go... — wydukała przez łzy. — Był taki szczęśliwy...
— Ido, będzie trzeba mu powiedzieć — odparł Garreth, tuląc ją mocniej do piersi, ale ta nie przestawała się dławić łzami. — Iduś...
— Nie... Nie może się dowiedzieć, nie o tym. To by go zrujnowało... Jego nadzieje, ja nie chce mu tego odebrać... Garreth, Sebastian nie może się dowiedzieć, że te dwa liście to wszystko, co zostało, a roślina umarła nim zakwitła. Musimy próbować dalej... Czasu jest mało, zaraz po ukończeniu szkoły wchodzę za mąż. Za Ominisa, a on jest taki szczęśliwy z Fioną. Odbieram ich dwójce przyszłość, Sebastianowi i Ominisowi.
— Nadzieja umiera ostatnia, Ido, zaraz są zajęcia, zajmiemy się tym później, razem, nie zostawię cię z tym całym bałaganem.
— Dlaczego tak usilnie chcesz wierzyć, że mi się uda?
— Bo wierzę w ciebie. I wiem, że jesteś niezwykłą czarownicą, nigdy się nie poddasz, chodźmy na zajęcia.
Garreth wystawił Idzie ramię, by móc ją eskortować na zajęcia ku Wieży Obrony przed Czarną Magią. Wszyscy byli już na miejscach, z aurorów stał tylko Ellis. Jego obecność budziła w Idalinie niepokój, a gdzie był Kasjan? Od nieudanej randko miała takie szczęście, że mijała się z nim, w ogóle nie widując go. Nie żałowała. Chciał ją wykorzystać jako środek do celu, by dosięgnąć Sebastiana Sallowa.
Ellis kroczył niespokojnie wzdłuż ławek i na krótką chwilę, ale tylko krótką, skupił całą swoją uwagę na Idalinie. Z pewnością wiedział już, że Kasjan nic z niej nie wyciągnął. Profesor Hecate również nie było w sali, zostawiła swoich uczniów na pastwę aurora. Dziś miał na sobie bordową koszulę z czarną kamizelką i ciemne spodnie przylegające do ciała. Wyglądał całkiem atrakcyjnie i nie tylko Ida o tym pomyślała, bo Adelaide i Violet ze Slytherinu wzdychały na jego widok.
— Umysł — odezwał się Ellis. — Jakie to kruche, tak łatwo można nim zmanipulować, zniszczyć, zmienić... Czy ktoś z was, młodzieży, słyszał kiedyś o legilimencji?
Kilku Krukonów podniosło ręce, ale Ellis skupiał się cały czas na Idzie. Dziewczyna miała wrażenie, jakby przewiercał ją wzrokiem. W końcu mężczyzna przerwał ich kontakt wzrokowy i pozwolił Larsonowi odpowiedzieć.
— Jest to zdolność, umożliwiająca wniknięcie w umysł jakiejś osoby, odczytywać jej uczuciaz wspomnienia. Pozwala penetrować umysł, kontrolować go. Oklumentacja jest zaporą, pozwalającą ochronić się przed wdarciem do umysłu.
— Świetnie, młodziku — pochwalił go Ellis. — Legilimencja może łatwo określić, czy ktoś mówi szczerze czy kłamie.
— Przepraszam... — odezwała się Fiona. Ellis stanął tuż przed nią, patrząc na Gryfonkę z góry. — Legilimencja została uznana za niebezpieczną dziedzinę magii, narusza zbytnio prywatność człowieka, więc Ministerstwo zakazało nauki tego, przynajmniej tak mówił profesor Fig... — dodała mniej ochoczo.
W klasie zapadła cisza. Ellis przesunął wzrokiem po całej klasie, uśmiechając się tryumfalnie, jakby właśnie coś odkrył. Klasnął w dłonie, powoli, sarkastycznie, a potem usiadł na biurku profesor Hecate.
— Dokładnie tak, Gryffindor i Ravenclaw otrzymują po dziesięć punktów. Dlatego to ja tu dzisiaj jestem. Jestem niezwykle uzdolniony zarówno w legilimencji jak i w oklumencji. Wielu z was tutaj podało, że chce zostać aurorem, a jest to niezwykłe ważna i przydatna umiejętność. Wróg nigdy nie może odczytać waszych zamiarów, bo was zniszczy. Wiem, że Ministerstwo nie pozwala programowi nauczania tego uczyć, ale ja jestem aurorem i zrobimy sobie dzisiaj z tego zajęcia. Jedno spróbuje wedrzeć się w umysł, a drugie będzie walczyć. Dobiorę was w pary...
Sięgnął po kawałek pergaminu, odczytując nazwiska uczniów i łącząc ich w pary, kiedy padło nazwisko Ookes i Gaunt, auror zawiesił się na chwilę.
— Interesujące. Gaunt, będziesz próbował wedrzeć się w umysł koleżanki — mówił mężczyzna. — Salazar Slytherin był jednym z najlepszych użytkowników legilimencji, zobaczymy, czy w rodzinie nic nie ginie. — Ponownie skupił wzrok na pergaminie. — I zostały nam... Ashford i Norden.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top