41. Wyznania przy kominku

Sebastian nie marzył o niczym innym, jak o położeniu się w swoim łóżku i zaśnięciu, ze świadomością, że jutro jest sobota, a trening Quidditcha miał mieć dopiero około godziny dwunastej. Wyprawa do Zakazanego Lasu niezwykle się przedłużyła, a walka z napotkanym trollem omal nie zakończyła się tragicznie. Na szczęście Fiona była utalentowana, jeśli chodziło o pojedynkowanie się. No, jej starożytna magia też była przydatna. Może powinien zaproponować użycie tej mocy do wzrostu rośliny Idy? Nie, obiecał, że zrobi to na jej warunkach i nie będzie się wtrącał, jedynie taka pomoc, o jaką go poprosi.

Wszedł po cichu do pokoju wspólnego Slytherinu, z nadzieją, że nikogo nie zastanie już przy kominku. Początkowo szczęście mu sprzyjało, póki nie usłyszał brzdęku szkła. Podskoczył, spodziewając się, że zaraz będzie musiał wymyślić dobrą wymówkę, czemu o tej porze był poza dormitorium i to jeszcze brudny od błota i krwi trolla. Fiona czasem potrafiła być okrutna, aż za bardzo dla wrogów.

— Ominis? — Ujrzenie przyjaciela o tej godzinie przed palącym się jeszcze kominkiem ze szklanką ognistej whisky było co najmniej dziwne. — Co ty tu robisz? Ty pijesz? Tak w tygodniu?

— Jest piątek — odpowiedział, niezbyt przejęty Ominis. Na stoliku obok stała niemal całkowicie opróżniona butelka po złocistym trunku. Nie zważając na Sebastiana, upił łyk alkoholu, już nawet nie krzywiąc się od jego gorzkiego smaku. Z jakiegoś powodu Ominis najbardziej lubił pić whisky albo kremowe piwo, nic innego. — Czy jest jakiś konkretny powód, dla którego mnie nachodzisz?

— Ominis, siedzisz w pokoju wspólnym.

Niewidomy chłopak westchnął, odkładając szklankę na stolik obok butelki. Jego twarz oświetlało światło rzucane przez płomień kominka. Sebastian wiedział pogłębione worki pod oczami, zmęczoną twarz przyjaciela. Czy tak się martwił o Fionę, kiedy zbyt długo przebywali w Zakazanym Lesie?

— Fiona wróciła cała i zdrowa — powiedział, jakby to miało przekonać Ominisa do zaprzestania picia. Nie mógł wiedzieć, że umysł Ślizgona zaćmiewa zupełnie inna postać. — Wróciła do dormitorium odpocząć.

— Wiem, rozmawiałem już z nią — przytaknął, znów upijając łyk whisky. — Moja dziewczyna naraża się w Zakazanym Lesie, ciągle komuś pomagając, mój najlepszy przyjaciel wpakowuje się ciągle w kłopoty, a moja... — ugryzł się w język, nim wypowiedział to słowo na głos, odchrząknął, udając, że to alkohol podrażnił jego gardło — a Idalina zaniedbuje własne zdrowie i...

— Czekaj — przerwał mu Sallow, ostrym głosem — Jak Idalina zaniedbuje zdrowie? Gdzie ona jest? — Przeszedł dwa kroki przez pokój wspólny, póki nie zatrzymały go słowa wyjaśniające Ominisa. — To chyba nie rozumiem, dlaczego upijasz się tutaj?

— Czy chociaż znalazłeś to, czego szukałeś w lesie, gdzie pociągnąłeś za sobą moją dziewczynę? — Położył nacisk na dwa ostatnie słowa, ale Sebastian nie dał się sprowokować.

Oczywiście, że tak. Zdobyli niemal wszystko z listy, musiał tylko rano podrzucić składniki Weasley'owi, pozwalając mu skończyć eliksir i sprawdzić jego działanie. Nawet Fiona nie została wtajemniczona w prawdziwe zamiary tej trójki, więc czy powinien mówić Ominisowi? W żaden sposób nie tykali się czarnej magii — Idalina z pewnością bała się mówić o tym, a co dopiero praktykować. Sebastian nie namawiał jej, póki co był cierpliwy, ale jeśli... JEŚLI eliksiry nie przyniosą rezultatów, Sallow nie zawahałby się zaproponować innych rozwiązań.

Przysiadł przy swoim przyjacielu, wpatrując się tępo w kominek. Kiedy ostatnio tak siedzieli we dwoje bez zmartwień? Po prostu rozmawiając o głupotach, jak Sebastian spuścił sromotny łomot Prewettowi podczas zajęć, jak Ominis ,,przypadkowo" zaczarował sznurówki Hobhouse'a, że biedaczek ciągle się przewracał. To się wydawało tak odległych wspomnieniem.

— Moment, w którym Fiona wybrała mnie, a nie ciebie... Wydawał się niemal nierealny. — Sebastian wciągnął powietrze, starając się nie wybuchnąć. Naprawdę, teraz chciał poruszać ten temat? — Zawsze był Sebastian i Ominis, nie Ominis i Sebastian, zawsze drugi, ostatni. Przyjaciel Sebastiana, cień Sallowa, chłopak Sallowa. Całe życie żyłem jako twój cień, odpowiadało mi to, bo pokazywałeś mi świat na swój własny sposób. Nigdy ci niczego nie zazdrościłem, akceptowałem wszystko, aż na piątym roku, wyjątkowa Gryfonka wyszła z Krypty, próbując cię kryć, okropna była z niej kłamczucha. — Sallow popatrzył na przyjaciela. Ominis rzadko bywał wylewny, jednocześnie chciał kontynuować tę rozmowę, ale także bał się tego. — Pokochałem ją od tamtej chwili, i zakochiwałem się coraz bardziej, za każdym razem, kiedy próbowała cię przekonać do porzucenia czarnej magii, odłożenia relikwii... Wiedziałem jednak, że była dla mnie nieosiągalna, bo patrzyła tylko na ciebie, ja ślepy to widziałem, wszyscy to widzieli, tylko nie ty.

Sebastian poczuł, jakby dostał w twarz, i to maczugą trolla górskiego. Nigdy nie podejrzewałby, że Ominis tak widział ich relację, nie na równi, lecz jako gorszy i lepszy. Owszem, to Sebastian miał tę swoją charyzmę, bogatą kartotekę szlabanów i wybryków, mnóstwo pomysłów, ale nigdy, przenigdy nie spojrzał na Gaunta z góry. A on... sam na siebie tak patrzył, jak na gorszego. Faktycznie, jedyną osobą, która dała mu odczuć, że nie jest totalnym rozczarowaniem była Ashford.

— Kiedy powiedziała mi, że to ze mną chce być, zapragnąłem latać, myślałem, że odlecę. Chwila, kiedy to ktoś wybrał mnie, kiedy nie byłem tylko twoim dodatkiem, już nic od życia więcej bym nie chciał, gdyby... — Opróżnił całkowicie szklankę z whisky, wtulając się plecami w oparcie kanapy. — Gdyby nie to, że jestem Gauntem. Mam poślubić kobietę wybraną przez moją rodzinę, by podtrzymać status, bogactwo, czystą krew i potężną magię. Kompletnie nie rozumiem, dlaczego ze wszystkich rodzin wybrali akurat Nordenów, Idalina jest... Jest zbyt...

— Delikatna? — dopowiedział cicho Sebastian — niewinna, łagodna? — Gaunt parsknął śmiechem, kiwając głową. — Powiem ci, że mogłeś gorzej trafić. I uwierz mi, tym razem to ja zazdroszczę tobie.

Ominis odwrócił głowę w kierunku, gdzie siedział drugi Ślizgon.

— Chodzisz z miłością mojego życia, a jesteś zaręczony z wyjątkową osobą. Nie możesz mieć obu, wiesz o tym? — spytał Sebastian, nadal nie wierząc, że chociaż raz to on jest głosem sumienia w ich przyjaźni. — Jedna będzie cierpieć kosztem drugiej. Albo sprzeciw się rodzinie, by być z... z Fioną albo zostaw ją w spokoju i skup się na swojej narzeczonej.

— Masz rację.

— Możesz powtórzyć?

— Pieprz się, Sebastian — warknął Ominis, na co jego przyjaciel wybuchnął śmiechem.

— Idalina jest naprawdę utalentowaną czarownicą, kiedy jutro Weasley doda składnik do eliksiru, który dziś zdobyłem z Fioną to...

— Zaczekaj.

Cholera. Sebastian zapomniał ugryźć się w język i powiedział stanowczo za dużo. Miał tylko nadzieję, że Idalina go za to nie zabije.

— Co Idalina ma wspólnego z waszą wyprawą do Zakazanego Lasu? — Uniósł wysoko brwi. — Sebastian. Mów.

— Okeeej. — Chłopak podniósł ręce w geście poddania, choć przy pijanym Ominisie było to absurdalne. — Ale nie wiesz tego, ode mnie. Wiedziałeś, że Ida marzyła o podróżach i odkrywaniu nowych roślin? — Oczywiście, że nie wiedział. — No więc, zaręczyny z tobą, trochę te plany zjebały. Ida chce udowodnić rodzinie, że nie potrzebuje wpływowego męża ani w ogóle ślubu, by sobie poradzić w życiu. Pracuje ciężko, by stworzyć nową roślinę.

Ominis zmarszczył brwi, choć zaczynało mu coraz mocniej szumieć w głowie od wypitego alkoholu.

— A jaki ty masz z tego pożytek?

— Ranią mnie twoje słowa! To czysta altruistyczna... — Sallow skurczył się pod naciskiem ,,spojrzenia" Gaunta — no dobra, roślina ma mieć lecznicze właściwości, zwalczać choroby, klątwy.

Już nie miał siły robić awantury, jakie to nieodpowiedzialne, że z pewnością używają czarnej magii, skoro składników szukają w Zakazanym Lesie, informacje pochodzą z działu ksiąg zakazanych, ale... No właśnie, ale. Ominis z tego wszystkiego, skupił się tylko na tym, że Idalina łapała się najbardziej niemożliwej do zrobienia rzeczy, byleby go nie poślubić. Związek z Weasley'em, sztuczna roślina. Może faktycznie powinien sam wyjść z inicjatywą, by zakończyć ten niedorzeczny układ, ale co z Marvolo, który tylko czeka na okazję?

— Sebastian — odezwał się Gaunt, powoli coś sobie uświadamiając — czy podoba ci się Idalina?

— Kurwa, Ominis, zawsze byłeś drugi, mówiłeś, a zobacz, zabrałeś mi Fionę, zabierasz Idalinę, taki jesteś przyjaciel? A może uważasz, że nie zasługuję na żadną z nich?

— Nic takiego nie powiedziałem, po prostu... Nic, nieważne, idę spać, dobranoc.

Sebastian mruknął cicho pod nosem odpowiedź, ale został jeszcze w pokoju wspólnym. Nalał sobie do szklanki Ominisa ognistej whisky i sam pociągnął solidny łyk. Może faktycznie Idalina zaczęła mu się podobać? Ale może była to tylko ucieczka od tego, że nie może być z Fioną?  

Dlaczego nic nie mogło być chociaż trochę łatwiejsze?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top