4. Złodziej roślin

Ida krzątała się w szklarni, chodząc od jednej jadowitej tentakuli do drugiej. W tym roku naprawdę pięknie się rozrosły i niebawem Ida zamierzała zacząć hodować diabelskie sidła. Problem jedynie polegał na tym, że w szklarni profesor Garlick i tak zaczynało brakować miejsca i była to kwestia czasu, aż nauczycielka grzecznie poprosi ją o pomniejszenie hodowli. W dodatku pomysł Poppy na zapoznanie się z bohaterką Hogwartu, którą każdy uwielbiał był okropny. Przy niej Ida czuła się szara i nijaka, a Poppy zawsze opowiadała o Ashford z takim uwielbieniem, jakby mówiła o nowym gatunku smoka. I w tym wszystkim pojawił się on... Ominis Gaunt. Jej narzeczony, który przed swoimi przyjaciółmi udał, że jej nie zna. Rozumiała go. Sama zaaranżowanym małżeństwem nie chciała się chwalić, dlatego nie powiedziała Poppy na kogo została skazana.

I miała wyjść z nim i jego przyjaciółmi na piwo krewmowe. Idalina miała słabą głowę, jedno piwo i wraca do dormitorium. Nie była w stanie odmówić, kiedy każdy czekał na jej odpowiedź odnośnie wyjścia do Hogsmeade. Zasłoniła się dodatkową pracą w szklarni, a i tak nie wymigała się od tego.

— I co ja mam teraz zrobić? On mnie zabije wzrokiem... Może wzrokiem nie, ale nie dość, że zostaliśmy zaręczeni to teraz wpraszam się w jego paczkę. — Ida wplotła palce w teraz krótkie białe jak śnieg włosy. — Osiwieję zaraz... O, za późno.

Puchonka usiadła na jednej ze skrzynek, oczekując aż któraś z jej jadowitych tentakuli jej odpowie, ale rośliny były jedynie dobrymi słuchaczami, ale odpowiadać już nie były tak łaskawe. Idalina pomyślała, by podpuścić kąsającą kapustę do ugryzienia, ale z jakiegoś powodu rośliny (nawet te zabójcze) nie zamierzały jej zranić. Za dobrze się z nimi obchodziła! Włosy wróciły do pierwotnego, brązowego koloru, długimi falami opadając na jej ramiona.

— A może zdążę w te cztery godziny zarobić szlaban? Jakie my mamy dzisiaj lekcje... — zastanowiła się na głos, nie zwracając uwagi, że ktoś wszedł do środka. Dopiero, kiedy ten ktoś stanął krok za nią i usłyszała cichy świst, podskoczyła do góry. — Na Merlina! 

— Przepraszam! Sorry! Nie chciałem cię wystraszyć! Nie wiedziałem, że ktoś tu będzie o tej porze dnia! Myślałem, że wszyscy siedzą w Wielkiej Sali albo się uczą albo coś — tłumaczył się chłopak.

Miał na sobie czarne spodnie od mundurka i białą koszulę z podwiniętymi po łokcie rękawami. Jedynie czerwony w złote paski krawat zdradzał, z jakiego jest domu. Ida cofnęła się, nieufnie na niego zerkając. Oczywiście, że go kojarzyła ze wspólnych zajęć... Ach, no tak — Garreth Weasley, odwieczny wróg profesora Sharpa, który uwielbiał eksperymenty nad standardowymi procedurami. Nie było chyba lekcji, żeby coś mu nie wybuchnęło w twarz. Garreth miał rude, potargane włosy, jakby dopiero wstał z łóżka lub leciał z zawrotną prędkością na miotle, jasną skóre pokrywała masa piegów tworząc własne konstelacje, dałoby się z niego czytać jak z nocnego nieba.

— Ida, prawda? — zapytał z uśmiechem chłopak.

— Idalina — poprawiła go, krzyżując ręce na piersiach. — Ida tylko dla przyjaciół. Co robisz w mojej części szklarni?

Jadowita tentakula poruszyła się niespokojnie, uświadamiając coś Puchonce, bo zaraz spojrzała morderczym wzrokiem na Gryfona. Omal nie sięgnęła po różdżkę, by go przeklnąć.

— Ty parszywcu! — krzyknęła oburzona, a Garreth wyciągnął przed siebie uspokajająco ręce.

— Co złego to nie ja!

— A właśnie, że ty! To ty skubiesz moje rośliny z liści! 

Chłopak zrobił głupią minę, kiedy się zmieszał. Wyglądał jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku i tak też się stało, ponieważ wiadomym było, po co Weasley tu przyszedł akurat w porze, kiedy nie powinno tu być nikogo. 

— Winny — przyznał się, robiąc smutne oczy. — Ale miałem powód!

— Też mam dobry powód, by cię przeklnąć!

— To byłaby zbrodnia! — bronił się Gryfon. — Ja mogę ci to wynagrodzić, naprawdę! Mogę zapłacić.

— Nie chcę twoich pieniędzy, po prostu nie zbliżaj się już do moich roślin, ty... ty... nielubco roślin!

— Że co? — parsknął śmiechem, ale widząc, że dziewczyna nie podziela jego dobrego humoru, spoważniał. — Dobra, przepraszam... Nie powinienem okradać cię z roślin, zwłaszcza bez pytania. Po spytaniu zresztą też nie... Czy mogę ci to jakoś wynagrodzić? O, mam! Piwo kremowe!

Na Merlina, nie! Znowu! Idalina ukryła twarz w dłoniach, głęboko oddychając. Dlaczego po siedmiu latach nauki nagle każdy chce z nią się zaprzyjaźniać i wychodzić na piwo kremowe? Do tej pory robiła to tylko z Poppy, co prawda na piątym roku wychodziły znacznie rzadziej, bo uwaga Sweeting była całkowicie oddana Fionie. Ale zaraz... nie każdy chciał się zaprzyjaźniać, jej przyszły mąż gardził nią na każdy możliwy sposób.

— Nie chcę iść z tobą na piwo kremowe — odparła nieuprzejmie, a Garreth spąsowiał. Mina zbitego psa działała na nią zbyt intensywnie, bo westchnęła przeciągle. — Ale możemy sobie pomóc wzajemnie. Ja pomogę ci wyhodować własne rośliny na składniki, a ty... pomożesz mi w eliksirach. Z jakiegoś powodu niemal każdy jest niewypałem.

Chłopak uśmiechnął się szeroko, zyskując tym samym sporo uroku. Rzeczywiście uśmiech wpływał na ogólną urodę ludzi, bo Garreth teraz wyglądał jak heros z greckiej mitologii. Piękny, ale nieokrzesany. Zdecydowanie zmężniał, od kiedy przybył do Hogwartu, bo znacznie urósł, a jego barki stały się szerokie. Podwinięte rękawy odkrywały zarysowane mięśnie rąk, mógł je wyrobić przy ciągłym mieszaniu w kotle... albo innych rozrywkach. 

Dla zapieczętowania ich umowy podali sobie ręce. Ech, gdyby z Gauntem też tak łatwo dało się dojść do porozumienia... Weasley raz jeszcze przeprosił za swoje zachowanie i zniknął ze szklarni, obiecując, że wyśle sowę odnośnie ich pierwszych wspólnych korków.

Przez ten cały czas Idalina zapomniała, że próbowała się wymigać od wyjścia do Hogsmeade z Poppy, Ominisem, Sebastianem i Fioną. Jęknęła żałosnie, kierując się w stronę dormitorium. Tam czekała już na nią Poppy, na szczęście w pokoju nie było Adelaidy i Lenory, dzięki czemu miały więcej swobody przy prywatnych rozmowach.

— Przepraszam, że cię wplątałam w to wyjście — mruknęła od razu Poppy, siadając na łóżku obok Idy. — Po prostu... nie chciałam, abyś zawsze siedziała sama wśród roślin.

— Kiedyś ci to nie przeszkadzało — zauważyła Ida, marszcząc czoło. — Kiedyś byłyśmy tylko we dwie, ja z roślinami i ty ze zwierzętami, czemu myślisz, że chcę czegoś więcej?

— Po prostu... jestem pewna, że przy większej ilości przyjaciół rozkwitniesz! — Uśmiechnęła się Poppy, kładąc dłoń na kolanie przyjaciółki. —Kiedy mnie nie ma, jesteś samotna.

— Ty mi wystarczasz, Poppy. Doceniam to, że chciałaś mnie zaprosić do swojego grona, ale to nie moje towarzystwo. Fiona to bohaterka Hogwartu, wręcz ikona, wzór do naśladowania. — Ida mimowolnie wywróciła oczami, nie wiedząc, czemu złości ją wyjątkowość koleżanki. Do tej pory nie zwracała na to uwagi i naprawdę podziwiała Ashford. — Sebastian to obiekt westchnień wielu dziewczyn, a Ominis...

To mój narzeczony, który gardzi mną tak mocno, jak jego rodzina mugolami, chciała powiedzieć, ale to brzmiało, jakby ubolewała nad tym. Chciała w spokoju przeżyć swoje zaaranżowane małżeństwo, a wychodziło na to, że Ominis wolał być jej wrogiem niż sojusznikiem w niedoli.

— A z Ominisem nie umiem rozmawiać, jest zawsze taki skryty — powiedziała w końcu, siląc się, by cokolwiek o nim powiedzieć. 

— Tak, tu się zgodzę... Na Ominisa Gaunta akurat trzeba uważać, ponoć interesuje się czarną magią — szepnęła jej na ucho Poppy.

— Och, a to... ciekawe.

Poppy nie była typem plotkary, a skoro nawet ona ją przed nim ostrzegała, postanowiła zwrócić większą uwagę na niego, zwłaszcza, że w jego domu kłębiła się naprawdę mroczna moc, która wręcz odurzała Idalinę.

— Zróbmy tak... pójdziemy razem, a jeśli źle się poczujesz w towarzystwie, wyjdziemy razem, zgoda?

Ida za bardzo ceniła sobie przyjaźń Poppy i widziała jak wiele dla niej znaczy to wyjście. Nie pozostało nic innego jak się zgodzić, dlatego o wyznaczonej porze stały już przed wyjściem z dormitorium. Ida miała ciągle złe przeczucia odnośnie tego wyjścia. Domyślała się, że przez Ominisa nie jest tam zbyt mile widziana. Pewnie pomyślał, że to ona wszystko uknuła, by się do niego zbliżyć. 

We dwie opuściły Hogwart i udały się do wioski Hogsmeade. Ida uwielbiała przebywać w niej zimą, kiedy śnieg pokrywał dachy i ulice, a wszędzie wisiały świąteczne dekoracje, nadające wiosce bajkowego klimatu. Pod pubem Trzech Mioteł stała już trójka przyjaciół, która ich wyczekiwała. Fiona na widok Puchonek pomachała wesoło, zapraszając je. Sebastian trzymał ręce w kieszeni, nieco drżąc z zimna. Musieli tu zapewne stać już dobre kilka minut. Ominis patrzył w zupełnie innym kierunku. Nie poruszył się, kiedy ona i Poppy stanęły przy nich.

— Ale jestem podjarana tym naszym wyjściem — mówiła Fiona. — Musisz mi opowiedzieć o tych swoich tentakulach. — Chwyciła Idę za rękę i przyciągnęła bliżej siebie, co zainteresowało Ominisa, bo zwrócił głowę w ich kierunku.

Ida dopiero teraz spojrzała w jego oczy. Nawet w jego domu nie miała odwagi upewnić się, czy to prawda, co mówili, że najmłodszy Gaunt jest niewidomy. Jego oczy były przeźroczyste, niemalże białe, pozbawione źrenicy. Jakie to musiało być przykre, być ślepym, żyć w świecie i nie móc go podziwiać. Z tego powodu Idalinie zrobiło się go żal, ale tylko na chwilę, bo po następnych słowach miała ochotę go udusić.

— Idalino, czy przed spotkaniem byłaś w tych swoich szklarniach? — spytał niby obojętnym tonem. — Niezwykle cuchniesz nawozem. Następnym razem skończ pracę wcześniej, by móc się wykąpać i nie ranić nas tym przykrym zapachem.

Ida zacisnęła usta, a Fiona i Sebastian natychmiast stanęli w obronie Puchonki.

— Nie bądź wredny — skarcił go Sebastian. — Od kilku dni chodzisz nastroszony jak kogut, jeśli masz taką potrzebę, idź do łazienki, załatw swoje sprawy, a potem do nas dołącz.

Fiona parsknęła śmiechem wraz z Poppy, a Ominis poczerwieniał ze złości zmieszanej z zażenowaniem.

— Nie wiem, o czym mówisz, Sebastianie! — obruszył się Ślizgon. — To nie ja siedzę ponad godzinę w łazience, dobrze polerując swoją różdżkę i...

— Hej! Naprawdę jest to edukacyjna rozmowa, ale jesteśmy na wychodnym, więc może napijmy się w końcu tego piwa? — przerwała im Fiona, również zarumieniona z powodu przebiegu tej rozmowy. — I Ominis, wiem, że nie lubisz poznawać nowych osób — szepnęła mu do ucha — ale spróbuj byc miły, dobrze?

— Dla ciebie mogę spróbować.

Posłał jej czarujący uśmiech, którego Idalina nigdy nie widziała i raczej nie zobaczy. Żeby nim zostać obdarzonym... musiałaby być Fioną Ashford, a była tylko sobą, Idaliną Norden, która zdaniem Gaunta śmierdziała nawozem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top