36. Szalony plan Poppy
To był ciężki tydzień.
Idalina po wyznaniu Sebastiana starała się nie opuszczać murów szkoły, jeśli to nie było konieczne. Wszędzie chodziło z Poppy, a samotnie chadzała wręcz z duszą na ramieniu. Uczucie ze spotkania Marvolo w Hogsmeade powróciło ze zdwojoną siłą. W każdym cieniu widziała jego świecące oczy. Tylko czekała aż ją dopadnie. Z tego powodu nie była w stanie zmieniać swojego wyglądu tak jak chciała. By utrzymać zielone oczy i białe włosy, musiała się bardzo dobrze skupić. Poprosiła Poppy, aby ta jej towarzyszyła w bibliotece, bo chciała się dowiedzieć czegoś więcej o morfomagach. I odkryła, że strach, silne emocje pozbawiają ją mocy. Marvolo jeszcze nic jej nie zrobił, a zniszczył dziewczynę psychicznie.
Poppy chcąc odciągnąć przyjaciółkę od mrocznych myśli, chociażby nie znając całej prawdy, wpadła na genialny pomysł. Odszukać adresata zaczarowanej walentynki. Wydawało się to trudne, ale zdaniem wesołej Puchonki nie niemożliwe.
- Słuchaj, ja mam plan! - obwieściła Poppy któregoś dnia po śniadaniu. - Znajdziemy osobę, do której wysłałaś walentynkę, bo to oznacza, że to twój wybranek serca!
Była taka godzina, że było za wcześnie by odmówić, zresztą Ida mogła spędzić więcej czasu z przyjaciółką, a także ten cały plan pochłonąłby ją tak, że może udałoby jej się na chwilę zapomnieć o Marvolo czy Ominisie. Przytaknęła zatem i patrzyła na rozwinięty przed sobą pergamin, na którym Poppy rozrysował dziwny schemat.
- Mamy trzech podejrzanych, czterech, jeśli liczyć Garretha. - Tu Poppy spojrzała sugestywnie na Idę.
- Tylko interes - odparła z podniesionymi rękoma. - Kto nam pozostał?
- Sebastian Sallow, Ominis Gaunt i...
- Serio? Czemu oni?
- Bo z jednym byłaś na balu, a z drugim się całowałaś? - Ach, czyli to oznaczały te krzywd symbole... - I Kasjan Eastwood.
Idalina zachłysnęła się śliną, kradnąc ze stołu pergamin, niemal wsadzając w niego nos. Eastwood?! Ten przystojny auror o płomiennej urodzie? Znaczy, owszem był uroczy, miły, uratował ją w Zakazanym Lesie, oddał różdżkę, ale... żeby serducho wybrało jego? Prędzej by uwierzyła, że zadurzyła się w profesorze Blacku! Wolała już nie pytać, skąd to założenie, ale Poppy uśmiechnęła się podstępnie, odpowiadając.
- Wyczuwam między wami niezłe napięcie seksualne - powiedziała. - Dobra, na pierwszy ogień leci nasz przystojny auror. Akurat świetnie się składa, bo tu właśnie zmierza.
Idalina zamarła, bojąc się spojrzeć na mężczyznę. Poppy poklepała ją zachęcająco w ramię, zwijając pergamin z ich planami i uciekając na drugą stronę biblioteki. Cholera, mogły to planować w Pokoju Życzeń, ale wtedy możliwe, że Smyk podsłuchałby je i niby przypadkiem szepnął do Fiony o zdradzie jej chłopaka.
- Hej, Norden - przywitał ją ciepły głos mężczyzny. - Dawno cię nie widziałem poza lekcjami, co słychać?
- A wiesz... Nic ciekawego. - Wzruszyła ramionami, próbując zamaskować zdenerwowanie.
Ten mężczyzna działał na nią dość dziwnie. Stresowała się w jego obecności, a jednak pociągała ją ta jego tajemniczość. Jak niby miała go zapytać o walentynkę? Czyżby ta jej mała fascynacja tą osobą wystarczyłaby, aby zaczarowana walentynka znalazła się w jego rękach.
Kasjan zaproponowała spacer, chcąc porozmawiać o ostatnich wydarzeniach z udziałem czarnoksiężników. To nie było coś, co powinni słyszeć inni uczniowie, zwłaszcza ci, których nazwiska były na liście. Anthony Carrow nadal wyżywał się na młodszych uczniach, wciąż będącym poddenerwowanym, prawdopodobnie sam nie wiedział, co się stało z jego siostrą. Idalina wiedziała. A raczej tylko podejrzewała. Na liście czarnoksiężników dodano dopisek ZLIKWIDOWAĆ. Ale jak dopadliby uczennicę z tak wpływowej rodziny i obeszłoby się bez szumu.
Zaskoczona Puchonka stwierdziła, że zmierzają w stronę cieplarni, na co auror przytaknął. Uśmiechał się do niej cały czas, zapewniając, że przy nim nic jej nie grozi. Na pewno i jego dotarły słuchy o zerwaniu Idy z Weasley'em, ale co miałoby go obchodzić, co się dzieje między uczniami. W cieplarni panowała pustka, nawet profesor Garlick przebywała poza tym miejscem. Kasjan, niezrażony niczym, podszedł do stolika z dyptanem.
- Ministerstwo nie wystosowało jeszcze oficjalnego pisma, ale... Znaleźliśmy tę dziewczynę od Carrowów. - Nie dodał, w jakim stanie, więc Idalina miała nadzieję, że jeszcze nie raz zostanie skrytykowana przez tę idiotkę, ale chociaż żywą. - Niestety, dopadli ją.
- Jak to możliwe? - Wzdrygnęła się na myśl o martwym ciele.
Przed oczami znów pojawił jej się ten czarny pokój. Ktoś leżał na jego środku, spoglądając z rezygnacją w sufit. Gdzieś za drzwiami były krzyki, wołano jej imię, ale ona była zbyt słaba, zbyt zmęczona.
,,Wytrzymaj" - powiedziano jej wtedy. A ona wytrzymała.
Nagle głos Kasjana sprowadził ją z powrotem na ziemię, a ona spojrzała na niego, jakby widziała go po raz pierwszy. Mimo to, starała się nie dać po sobie poznać, że odpłynęła gdzieś myślami. Postanowiła w końcu przejść do najbardziej nurtującego ją pytania. Nie wiedziała, jak się za to zabrać, ale pomyślała, że nie ma nic do stracenia.
Najwyżej wyjdzie na desperatkę.
- Odprowadzić cię pod wejście do pokoju wspólnego? - zapytał, a Ida pokiwała głową. - Jakaś zamyślona się wydajesz, wszystko w porządku?
- Tak... To znaczy nie, może? Nie wiem. Jestem zestresowana trochę - odparła, bawiąc się swoimi palcami, jak miała w zwyczaju, kiedy była zakłopotana. - Po prostu jest mi głupio i chciałam cię przeprosić za tę durną walentynkę.
Kasjan uniósł wysoko brwi, rozglądając się dookoła, czy przypadkiem nikt ich nie podsłuchuje. Tylko tego jeszcze brakowało, aby szkoła plotkowała o rzekomym romansie aurora z uczennicą.
- Jaką walentynkę? - dopytywał zaintrygowany.
- Tą, która przyszła do ciebie do balu. Pocałowałam zaczarowaną walentynkę i miała pójść do osoby, która niby mi się podoba i... - mówiła dalej, nieświadoma dziwnego wyrazu twarzy mężczyzny. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, co powiedziała na głos. Jej twarz zrobiła się mocno czerwona, a Eastwooda wybuchnął śmiechem. - To nie jest zabawne!
- Przepraszam - zachichotał, ocierając niewidzialną łezkę przy oku. - Jesteś urocza, kiedy dostajesz słowotoku. - Rumieniec Idy przybrał jeszcze bardziej na sile. - Czyli ci się podobam, co?
- Co? Oczywiście, że nie! - pisnęła zawstydzona.
- To czemu miałabyś myśleć, że to ja dostałem twoją walentynkę? - Skrzyżował ręce na piersi.
Cholerny auror i jego zdolności prowadzenia przesłuchań. Ida westchnęła z zamiarem ucieczki, by uniknąć większego wstydu, ale Kasjan chwycił ją za ramię.
- Poczekaj... Nie dostałem od ciebie żadnej walentynki - powiedział z lekkim zawodem. - Ale nie miałbym nic przeciwko, gdybym dostał. Jesteś uroczą dziewczynę i bardzo chciałbym cię lepiej poznać. Co ty na to? W sobotę Hogsmeade?
Jego wyznanie zbiło Idę z tropu. Podobała się Kasjanowi? Przecież był kilka lat starszym mężczyzną, dojrzałym z niebezpieczną pracą. I on się zainteresował zwykłą siedemnastolatką? Brzmiało to absurdalnie, ale to jego intensywne spojrzenie, pociągający uśmiech... Musiał być szczery w swoich uczuciach. Co zatem pozostało Idzie? Zgodziła się, próbując udawać spokojną, choć w głowie szalała burza myśli i obaw. Skąd w jej życiu nagle tyłu facetów?!
Kasjan odprowadził ją pod beczki, będące wejściem do pokoju wspólnego Hufflepuffu. Gdy dziewczyna zniknęła za drzwiami, uśmiech spełzł z jego twarzy, ponownie ukazując chłodną obojętność. Ktoś za nim zaczął powoli klaskać, a on już po krokach wiedział, kto to. Obejrzał się przez ramię na swojego kompana Ellisa.
- Świetnie, świetnie zagrane! - przyznał drugi auror. - Prawie uwierzyłem, że ciągnie cię do tej dziewuchy. I umówiłem się na randkę! Nieźle. Ciekawe, co powie szef, że flirtujesz w trakcie pracy.
- Zapewne mnie pochwali - stwierdził oschle Kasjan. - Wszystko idzie zgodnie z planem. Jeśli chcesz zachować posadę, nie wpierdalaj mi się, gdzie cię nie chcą. I trzymaj się z daleka od Idaliny Norden. Jest moja.
Kasjan wyminął kolegę, a Ellis wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, kręcąc głową.
- I takiego chuja zawsze znałem i nienawidziłem - mruknął do siebie. - Wszystko do zrealizowania celów. - Ellis obejrzał się na skrzynie z tajemniczym wejściem. - Aż mi nawet trochę szkoda tej uczennicy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top