30. Zaproszenie na bal

Możesz to zrobić, powtarzał sobie od lekcji Eliksirów z profesorem Sharpem. Powinien, tego od niego oczekiwano. W swojej szkolnej torbie od kilku godzin trzymał ten durny bukiecik, który miał wręczyć Idzie i zaprosić ją na bal, jako swoją narzeczoną. A przecież spotykała się z Weasley'em. Kolejna rzecz, z której on sam musiał zrezygnować, choć bardzo chciał, nie mógł iść z Fioną na bal. A zrobiłby wszystko, aby jej wieczór pozostał niezapomniany. 

W następną niedzielę miał odbyć się bal, a dzień wcześniej mecz Quidditcha Slytherinu przeciwko Hufflepuffu. Sebastian wracał każdego dnia późno wieczorem do dormitorium, trenując do upadłego siebie i drużynę, aby mieć szanse z puchońskim szukającym, Forestem Lestrenge. Bydlak, grywał dość ostro i zdaniem Sebastiana, po prostu był dupkiem. Ominis musiał załatwić swoją sprawę z bukiecikiem, zanim jego przyjaciel by wrócił i zaważył białą lilię, zadając niewygodne pytania. Dlatego Gaunt wyszedł z dormitorium z zamiarem odszukania Idy. Zwykle po zajęciach zaszywała się w bibliotece lub w Pokoju Życzeń. Fiona ciągle zachwalała rośliny Norden, chociaż ona ekscytowała się wszystkim. Była uroczo naiwna, choć dla wrogów zabójczo niebezpieczna. Liczył, że natknie się na nią bez eskorty Weasley'a, nie chciał jej zapraszać, ale obowiązek go zmuszał.

W bibliotece jej nie zastał, więc skierował się do Pokoju Życzeń. Smyk od razu go przywitał, przygotowując czarną herbatę brytyjską, taką, jak zawsze lubił. Słyszał krzątanie się po pomieszczeniu, jakie zajęła Puchonka ze swoją własną cieplarnią. Stanął za ścianą nasłuchując, czy na pewno jest sama, ale zastygł, słysząc jej cichy śpiew, taki niepewny, a jednak na swój sposób... ujmujący.

Lawendy smak, lali lali, lawendy woń. Czy kochasz mnie, lali lali, ja kocham cię — śpiewała, nie mając pojęcia, że ma słuchacza. Zdawała sobie sprawę, że Smyk lubił słuchać jej nucenia, ale nie spodziewała się słuchacza w postaci Ominisa Gaunta. — Słysz ptaków śpiew, lali lali, i owiec grę. Będziemy tu, lali lali, z dala od trosk. Chcę tańczyć dziś, lali lali, i śpiewać chcę. Królewną ja, lali lali, królem mym bądź. Któż mówił Ci, lali lali, któż mówił mi?
Ja kocham cię, lali lali, ty kochaj mnie.

Pieśń była tak piękna, choć była to zwykła kołysanka, mająca na celu usypiać małe dzieci, to Ida śpiewała to tak pięknie, że Ominis odczekał, aż słowa zamienią się w samą melodię. Naprawdę chciał stać tu dłużej i jej słuchać. Co w niej było takiego wyjątkowego, że rodzice zamiast wziąć córkę z rodziny Carrow, Malfoy czy nawet Lestrenge, głośno wielbiących czystą krew i potępiających mugoli, zdecydowali się na tak... pokojowa rodzinę.

Źle się czuł z tym, że tak tak jak kołek i bezczelnie ją podsłuchiwał, więc postanowił w końcu wyjść z ukrycia, odchrząkując głośno. Idalina przerwała pieśń w połowie, upuszczając z zaskoczenia doniczkę na ziemię. Ta hukła na ziemię, tłukąc się. Ominis, słysząc huk, od razu do niej doskoczył.

— Wybacz. Nie chciałem cię wystraszyć — powiedział, macając dłońmi podłogę, by odszukać kawałki doniczki. — Pomogę ci.

Idalina przez moment wpatrywała się z otwartą buzią w chłopaka, ale zaraz pokręciła głową, nie wierząc w absurdalność tej chwili. Odtrąciła jego dłonie, ponieważ po omacku tylko by pokaleczył się. Ominis odsunął się posłusznie, w ciszy słuchając jak zbiera kawałki doniczki, a potem wyczuł lekkie wibracje w powietrzu, jakie towarzyszyły zawsze ruchom różdżki. Z pewnością Ida naprawiła doniczkę zaklęciem Reparo, bez użycia słów.

— Merlinie, nie strasz mnie tak! Myślałam, że to... — Oboje pomyśleli o dwóch różnych osobach. Ominis o Weasley'u, a Ida o Lestrenge'u, ale przecież Forest nie mógł wiedzieć o Pokoju Życzeń. — Nieważne. Co ty robisz? Nie ma tu Fiony.

— Tak właściwie to szukałem ciebie — powiedział takim obojętnym tonem, jakby recytował jakiś nudny wiesz, który ćwiczył kilka razy przed przyjściem tutaj. — Chodzi o ten cały bal walentynkowy. — Wyciągnął z kieszeni ładnie zapakowany bukiecik na damską rękę z białą lilią, a Ida uniosła wysoko brwi. Czy on ją właśnie...? — Uwierz mi, nie chcę tego robić, tak samo jak ty, ale nasze rodziny oczekują...

Och. No tak. Dla Ominisa to był tylko przykry obowiązek. Szczerze myślała, że istniejąca między nimi przepaść zacznie zanikać, kiedy pomógł jej na bankiecie u niego w rodzinnym domu. Może zrobiło mu się jej wtedy po prostu żal? Albo chciał zdenerwować brata. Po Ominisie można było spodziewać się wszystkiego. I naprawdę wolał spełnić zachciankę rodziny dla świętego spokoju niż zaprosić tę, którą szczerze kochał. Trochę zrobiło jej się go szkoda.

— Przyjmij zatem ten bukiecik, powinien pasować do twojej sukni, co wynika z listu mojej matki, obiec pracowały nad naszymi strojami... — Głowę ciągle miał spuszczoną.

Oczywiście Ominis nie wiedział o ,,zerwaniu" Idy i Garretha, nie ogłosili tego jeszcze szkole, więc Ominis zakładał, że to z nim pójdzie, ale dla świętego spokoju chciał tylko jej powiedzieć, że ją zaprasza. Ale Ida nie miała z kim iść. Może nawet by się zgodziła pójść na bal z Gauntem, chcąc podjąć kolejną próbę zakopania toporu wojennego, ale Forest i jego szantaż stanęły jej na drodze. Wpatrywała się w białą lilię z zaciśniętymi ustami.

— Przecież wiesz, że jestem z Garrethem — powiedziała cicho, na co ten pokiwał głową. — Dlatego nie możemy iść razem. Już niedługo uwolnimy się od siebie.

W ten czy inny sposób, obiecywała sobie Norden. Plan z drugim ukochanym nie przyniósł żadnych efektów, ale nie zamierzała się poddawać.

— Wiem. Nie spodziewałem się innej odpowiedzi. — I wcale nie był zawiedziony, a odczuwał nawet wręcz ulgę. — Ale chcę po prostu żebyś przyjęła ten bukiecik. Od początku był przeznaczony dla ciebie.

Idalina przyjęła prezent, podziwiając piękno kwiatu. Z pewnością został zaczarowany, aby pozostał wciąż świeży i pachnący. Otworzyła szklane pudełeczko, napawając się tym przyjemnym zapachem. Ominis stał obok, zdając sobie sprawę, że mimo wszystko Idalina jest zachwycona, bo uwielbiała wszystko, co miało związek z kwiatami i roślinami.

— Swoją drogą... Piękna pieśń — wyznał, po chwili zdając sobie sprawę, że właśnie się przyznał do podsłuchiwania. Całe szczęście nie mógł zobaczyć, jaką zdziwioną minę zrobiła Ida i jak mocno się zarumieniła aż po czubek uszu. — Nie spodziewałem się, że możesz tak... Ładnie śpiewać.

— Och, dziękuję... — wydukała, nie spodziewając się komplementu z jego strony. Dyskretnie powąchała swój czarno-żółty sweter, ale nie czuła nawozu. — To... Miłe z twojej strony.

— Będę się już zbierał — zignorował jej słowa, odwrócił się na pięcie i pozwolił, by czerwone światło różdżki poprowadziło go ku wyjściu, ale dobiegł go głos Puchonki.

— Ominis! Ja... To znaczy, zaproś Fionę, na pewno się ucieszy. — Chłopak tylko skinął głową.

Idalina stała tak jeszcze chwilę, mimowolnie przyciskając bukiecik w szklanym pudełeczku do piersi. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że się uśmiechnęła.

*

             *

/*

Spodziewał się tego, w końcu dziwnym by było, gdyby będąc z Garrethem, Idalina poszłaby z nim na bal walentynkowy, mimo że przez maski nikt nikogo tam nie rozpozna. Pomyślał, że może faktycznie powinien też dać sobie szansę na miłość. Jeśli Sebastian jeszcze nie zaprosił Fiony, to Ominis to zrobi.

Dziewczyna przebywała w Wielkiej sali wraz z Natty, układając karty i przygotowując się na zajęcia z Wróżbiarstwa.

— To łatwe. Pierwszą kartą tarota jest głupiec, któremu przypisana jest liczba 0 — wyjaśniła Natty, pokazując barwną kartę. — Symbolizuje ona nowe doświadczenia i nowe początki. To przepowiednia nowej drogi, na której zaczynamy wszystko od zera. Głupiec w pozycji prostej przypomina o tym, że każdy koniec to nowy początek. Może zwiastować na przykład nowy związek.

Fiona pokiwała głową, nadal nie bardzo rozumiejąc karty, choć lubiła ten przedmiot, bardziej interesowało ją wróżenie ze szklanej kuli albo fusów herbacianych. Do kart nie miała w ogóle głowy. Ominis słyszał jak pojękuje, nie mogąc załapać tłumaczeń przyjaciółki. Uśmiechnął się, słysząc wróżbę o nowym związku. Czy to był znak dla niego...?

— Natomiast głupiec w pozycji odwróconej, do góry nogami, podpowiada, aby zachować szczególną ostrożność w podejmowaniu decyzji. Ostrzega przed ryzykiem wiążącym się z ewentualnymi zmianami i zobowiązaniami. Rozumiesz już?

— Rozumiem, że nie zdam — burknęła Ashford, a potem odwróciła się w stronę Ślizgona. — Hej, Ominis! Chodź tu do nas.

Natty patrzyła nieufnie na chłopaka, lecz ten zdolnie udawał, że nie czuje jej badawczego spojrzenia na sobie. Może był ślepy, ale tracąc jeden zmysł, wyostrzają ci się inne, więc był doskonale świadomy, co się wokół niego dzieje. Usiadł obok Fiony, choć obecność drugiej Gryfonki nie sprzyjała jego planom.

— Potrzebuję pomocy z jednym zadaniem na Zielarstwo — powiedział pierwsze kłamstwo, jakie przyszło mu do głowy, a mogło skutecznie wyciągnąć Ashford poza mury zamku.

Nie spodziewał się, że pierwszą strzałę amora strzelił we własne kolano.

— Pytałeś o pomoc Idę? Jest w tym świetna! — odparła ucieszona Fiona. Idealna okazja, by załagodzić jej zdaniem napiętą relację Ominisa i Idaliny.

— Tak, ale jest bardzo.... Bardzo zajęta. — Merlinie, niech ona się zgodzi z nim wyjść, aby mógł ją zaprosić na bal. — To zajmie dosłownie chwilę.

— Jasne, chodźmy do cieplarni.

Słyszał jak Fiona wstaje od stołu i łapie go pod ramię. Pozwolił jej się prowadzić, ufając jej bezgranicznie. Nie przeszkadzało mu, gdy pod nosem recytowała sobie słowa Natsai, przypominając sobie nazwy kart tarota i jakie znaczenie miały poszczególne karty. Tak uroczo się denerwowała, gdy się myliła. Ominis rozpoznał, że zbliżają się do cieplarni, wyczuwając zapach nawozu i różnych roślin, mieszający się ze sobą. A słysząc, że nikogo nie ma w pobliżu, zatrzymał się, zmuszając tym samym Fionę, by i ta przystanęła. Gryfonka spojrzała z troską na przyjaciela. 

— Czemu się zatrzymaliśmy? Zapomniałeś czego? — Cholera, tą swoją troską była tak kochana, że Ominis z każdym dniem zakochiwał się w niej coraz bardziej. 

Serce waliło mu jak młot, starał się zapanować nad własnym ciałem, oddechem. Słowa nie mogły opuścić jego ust, łatwiej byłoby mu wysyczeć to w mowie węży, ale wtedy Ashford nie zrozumiałaby go. Uniósł głowę tak, by móc ,,wpatrywać'' się w jej twarz. Nie tak wyobrażał sobie to wyznanie. Ba, nigdy go sobie nie wyobrażał, sądząc, że nie ma żadnych szans. Postanowił zaryzykować — skoro Idalina mogła być szczęśliwa z Weasley'em, on również postanowił wziąć swoje życie we własne ręce. Zabawne, to już druga sprawa, w której nieświadomie posłuchał się Puchonki.

— Fiono — zaczął, czując, jak pocą mu się ręce, więc otarł je o spodnie. — To nie jest takie łatwe...

— Spokojnie, pomogę ci z zadaniem, nie musisz się martwić.

— Ja... nie mam problemu z zadaniem — przyznał się. — Chciałem po prostu wyciągnąć cię z Wielkiej Sali, aby porozmawiać. — Gryfonka zmarszczyła czoło, bo takiej zagrywki bardziej spodziewała się po Sebastianie niż po spokojnym Ominisie. — Chciałem to zrobić bardziej w Krypcie, gdzie jest więcej prywatności, ale... Fiono, chcę być z tobą absolutnie szczery. — Aż do bólu, pomyślał, do bólu, który zadawała mu dwa lata, latając za Sebastianem. — Znam swój obowiązek wobec rodziny. Kiedyś będę musiał wziąć ślub z osobą wybraną przez rodzinę. — Osobę, która nie jest Fioną. — Nigdy nie miałem znaleźć miłości. Fiona... moja miłość do ciebie była głęboka, co mnie przerażało, bo miałaś nade mną kontrolę, jakiej nikt do tej pory nie miał.

Fiona otworzyła usta, by coś powiedzieć, nie wierząc własnym uszom.

— Wiedziałem, że nic nie może z tego wyjść i zdawałem sobie sprawę, jak bardzo troszczysz się o Sebastiana, wiele razy marzyłem, abyś zatroszczyła się tak o mnie... — Ominis bał się mówić więcej, ale czuł się lżejszy, kiedy wyjawiał przed ukochaną swoje prawdziwe uczucia. 

— Co masz na myśli, że troszczę się o Sebastiana? — spytała szeptem, podchodząc o krok do chłopaka. — Ominis... Sebastian jest moim najlepszym przyjacielem, tak jak i ty... Owszem, zależało mi na nim, ale od kiedy nazwał mnie ignorantką, kiedy starałam się dla niego tam bardzo, że tego nie doceniał, przestałam za nim gonić. Uczucia Sebastiana wobec mnie to był tylko sposób jak mnie wykorzystać do ocalenia Anne, a teraz, kiedy on pogodził się z tym, że nie mogę mu pomóc... Ominis, zależy mi na tobie. — Ujęła jego zimną dłoń, wtulając w nią swój policzek. — Dlaczego uważasz, że jesteś dla mnie mniej ważny niż Sebastian? Też jesteś moim przyjacielem.

— Fiona, przestań! — Wyrwał rękę z jej uścisku. — Nie rozumiesz? Jestem takim egoistą! Przyjaźń między nami mi już nie wystarcza! Chcę... Pragnę czegoś więcej... Chcę ciebie, Fiono Ashford, więc czy zgodzisz się być moją i zacząć od pójścia ze mną na bal walentynkowy?

Dziewczyna zachłysnęła się śliną. Ominis wyznawał jej uczucia. Był w niej zakochany, a ona tego nigdy nie widziała, zaślepiona gonitwą za Sebastianem. Nie wiedziała, jakie uczucia teraz odczuwał względem niej Sallow. Kochała go. Był jej pierwszą miłością, tak toksyczną i zabójczą, jak najpaskudniejsza trucizna. A przed nią stało lekarstwo. Kochany i czuły Ominis mógł podarować jej miłość, której ona oczekiwała od kogoś innego. Fakt, że jej drugi przyjaciel nie był jej obojętny, nie potrafiła nazwać uczuć względem niego, ale nie zamierzała go odrzucać. Stanęła tuż przed nim, łapiąc jego twarz w dłonie. Jego skóra paliła go tam, gdzie go dotykała, ale dla niej był gotowy spłonąć, choćby w piekle.

— Ominis... — szepnęła mu w usta. — To zawsze byłeś ty... — Zbliżyła się, całkowicie niszcząc między ich ciałami dystans. Ich usta spotkały się w długim, czułym pocałunku, a serce Ominisa ogarnęło takie szczęście, jakiego nigdy nie czuł. Mógł teraz zrobić wszystko, nawet samemu wysłać do ojca sowę o zerwaniu zaręczyn, byleby tylko porwać Fionę w swoje ramiona i zabrać ją na koniec świata. — Tylko ty.

Pocałowała go z jeszcze większą żarliwością, a jego dłonie zacisnęły się na jej talii, przybliżając ją najbliżej jak się tylko dało. Jęknęła mu cicho w usta, wsuwając jako pierwsza swój język, badając usta Ominisa, a on nie pozostał jej dłużny, żyjąc tą bliskością. 

Nie był świadomy, jak bardzo ta chwila zmiażdży czyjeś serce. Kogoś, kto stał kilka metrów od nich i trzymał w dłoni mały bukiet kwiatów. Sebastian tak bardzo chciał je dziś wręczyć Fionie, prosząc ją o bycie jego partnerką na balu, wyznając jej swoje prawdziwe uczucia. Jaka szkoda, że tak długo zwlekał i spóźnił się, bo Fiona wybrała Ominisa.

Nie jego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top