25. Legowisko żmij

Idalina opuściła Hogwart w piątek po ostatnich zajęciach, prawdopodobnie Ominis również zdążył wyjechać. Minęli się, choć nie zaskoczyło jej to, unikali się wciąż jak obcy, jak odwieczni wrogowie. Z tyłu głowy Ida wciąż myślała o odkryciu Kasjana w obozowisku czarnoksiężników - z jakiegoś powodu obrali sobie garstkę uczniów za cele. Zlikwidować. Obserwować. Schwytać żywcem. Ominis i Fiona mieli zostać zabicie, od razu. Norden nigdy nie podejrzewałaby, że sława i wielkość Ashford wiązała się z odebraniem życia komuś takiemu jak Victor Rookwood. Owszem, był okropną osobą, ale morderstwo? Czy Ministerstwo zamierzało podjąć kroki przeciwko siedemnastoletniej wiedźmie? Kasjan nie wydawał się tym zbytnio przejęty, tak jak jej darem.

Po weekendzie mieli się spotkać i porozmawiać, by omówić całą tę sytuację. A teraz Puchonka przebywała w swojej sypialni, gdzie skrzat rodzinny, Wąsik, rozczesywał jej jasnobrązowe włosy. Spoglądała w swoje odbicie z tą samą nienawiścią, co kilka dni temu - przecież nie mogła w domu rodzinnym przyznać się do tak otwartej zmiany wyglądu. Ukaraliby ją. Nie pozwalano jej zmieniać wyglądu w szkole. Dlatego, gdy opuściła bezpieczne mury zamku, znów wyglądała jak dawna Idalina Norden, ta, która swym wyglądem zwróciła uwagę Marvolo Gaunta. On również będzie przebywał na przyjęciu, i znikąd pomocy. Przecież nie mogła liczyć, że jej narzeczony nagle zainteresuje się jej losem. Z pewnością w swoim domu wyklinał ją, żałując, że ten dzień spędzą skazani na swoje towarzystwo.

Do sypialni nastolatki wkroczyła dumnym krokiem matka, która idealnie wyglądała w krwistoczerwonej sukni. Perfekcyjnie dopasowała złotą biżuterię z rubinami, co jasno wskazywało na majętność ich rodziny. Kobieta odpędziła skrzata, samej wsuwając ostatnie srebrne wsuwki we włosy córki, z uśmiechem podziwiając urodę własnego dziecka. Oczywiście Ida musiała założyć szmagardową suknię, ponieważ ten kolor Gauntowie wręcz uwielbiali. Czuła, że gorset jest zbyt mocno zawiązany, buciki na lekkim obcasie uciskały ją w stopy. Wyglądała jak laleczka żyjąca w złotej klatce, i właśnie tak było. To Garreth Weasley dał jej nadzieję, że będzie mogła uciec. Zrobi to. Nie obejrzy się za siebie.

- Twój ojciec jest wściekły - rzekła kobieta, wpatrując się w twarz dziewczyny w lustrzanym odbiciu. - Alistair wysłał sowę, że zjawi się na urodzinach Corvinusa Gaunta na wiosnę.

- To chyba dobrze, że dziadek przyjedzie? - spytała Ida, poprawiając swoją postawę, by pani Norden nie zwróciła jej uwagi, że znowu się garbi.

- Twój dziadek jest przeciwny małżeństwu z Gauntami. - Ida się cieszyła, że miała w rodzinie w tej sprawie choć jednego sojusznika. - Ojciec obawia się, że może zaburzyć umowę z nimi. Ido, małżeństwo z tych chłopakiem da ci długie, majętne życie. On... jest ślepy, możesz mieć kochanków, nawet nie zauważy.

Idalina zerwała się z krzesła, tym razem odwracając się do matki i wpatrywała się w jej bladą twarz. Jak mogła w ogóle coś takiego sugerować?! Ida nie była tego typu osobą! Nieważne, jakby była nieszczęśliwa w małżeństwie, nawet gdyby odkryła, że jej mąż ma kochankę, ona nigdy by się tak nie upodliła! Miała swoje zasady i szacunek do samej siebie. Jeśli nie mogła być wierna wobec męża to jak mogłaby być wierna wobec samej siebie?!

Zresztą, czy to o to chodziło? Z dwóch wolnych synów Gauntów wybrali akurat tego, który świat postrzegał w inny sposób. Czy uważali, że w ten sposób mogli łatwiej manipulować nim? Tym bardziej zainteresowało to młodą Puchonkę - jaki był prawdziwy powód tego małżeństwa? Fergus Norden ciągle odmawiał dania szansy rodzinie Weasley'ów...

- Twoim obowiązkiem jako żony jest danie temu ślepcowi dziecka, najlepiej syna, potem możesz trwonić jego majątek i zabawiać się w najlepsze, czy nie uważasz, że to wygodne życie, Ido? - Kobieta uniosła wysoko brwi, wciąż krytycznie przypatrując się córce. - Nie rozumiesz, że to szansa?

- Szansa na co? - podjęła temat, nie rozumiejąc matki i nie poznając jej. Pani Norden zawsze wierzyła w prawdziwą miłość, więc co się zmieniło?

Ale matka milczała. Przyłożyła dwa palce do czerwonych ust, nie odzywając się już ani słowem. Ostatnio państwo Norden zachowywali się dość nietypowo, nie przypominali tej ciepłej i kochającej rodziny, którą niegdyś Ida mogła się pochwalić. Jako jedyna, będąc z tak szanowanego rodu, mogła robić, co chciała, bez konsekwencji i pilnowania etykiety. Ostatnio jednak rodzice zaczęli bacznie przyglądać się jej działaniom.

- Jesteś piękna, Idalino. Uroda to kobieca broń, z której musimy korzystać, aby przetrwać w świecie mężczyzn. - Dotknęła policzka córki. - Nie zawiedź nas.

Idalina przytaknęła matce, a potem wraz z nią, ojcem i zdenerwowanym Henrym przeniosła się do posiadłości, e której przebywanie można było porównać do siedzenia w Azkabanie - mroczne miejsce, uchodzące za dom tylko z nazwy. Nie było tu ani krztyny miłości rodzinnej. Młodszy brat Idy grymasił wciąż, twierdząc, że chce już wracać do domu. Ciągle nie odstępował matki, łapiąc ją często za sukienkę.

W wejściu powitał ich gospodarz, Corvinus Gaunt wraz ze swoją małżonką. Pochwalił wygląd pani Norden, a dopiero później zwrócił uwagę na przyszłą synową. Miał te same lodowate oczy, co Marvolo. Dwóch niebezpiecznych ludzi. Może istniała iskra nadziei, że przez cały wieczór nie spotka średniego brata?

- Idalino, wyglądasz doprawdy czarująco. Szmaragdowa zieleń pasuje do ciebie wręcz idealnie - pochwalił ją fałszywym komplementem, z czego zdawała sobie sprawę. Bywała na tylu bankietach w życiu, że nauczyła się zauważać tę grę wśród wyższych sfer. Gra polegająca na uśpieniu przeciwnika, by uderzyć ze zdwojoną siłą i zniszczyć go. - Ominis przebywa wraz w braćmi przy kominku, znajdź go i ładnie się wspólnie prezentujcie.

Puchonka dygnęła, łapiąc za poły niewygodnej sukni i podążyła we wskazanym kierunku. Była skazana na spotkanie Marvolo, ale na szczęście Ominis opierał się o kominek, rozmawiając sztywno tylko z najstarszym bratem, Morfinem. Jego narzeczona z rodu Black siedziała na sofie nieopodal wraz z innymi damami. Wyglądała iście przerażająco. Czarna jak onyks suknia kontrastowała z jej śnieżnobiałą cerą, ale zlewała się z kruczoczarnymi lokami opadającymi na jej plecy i ramiona. Niczym banshee. Najwidoczniej nie służyło jej życie jako narzeczona Morfina, w ogóle się nie uśmiechała.

Jednak Ida musiała skupić się na swojej roli, więc podeszła od razu do narzeczonego, nie chcąc grać w teatrzyku dorosłych. Ale jakie miała wyjście? Nim się odezwała, Ominis odwrócił głowę w jej kierunku, jakby wpatrywał się w nią z... podziwem?

- Zostawię was samych, gołąbeczki - prychnął Morfin, nie racząc Idy nawet spojrzeniem. - Przemyśl to, co powiedziałem, braciszku.

Poklepał Ominisa po ramieniu i odszedł, wciąż ignorując Idę. Dziewczyna objęła ramię chłopaka, zdając sobie sprawę, że są obserwowani przez wielu gości. Ominis też musiał sobie z tego zdawać sprawę, bo nie odtrącił jej.

- Uśmiechnij się, według twego ojca wspaniale razem wyglądamy - mruknęła cicho.

- Czyżby? - spytał Ominis. - W co... - zastanowił się, jak ubrać to w słowa, o co chciał zapytać. Wydawało mu się to wielce niestosowne, ale potrzebował jasnego opisu, by mieć chociażby jakieś wyobrażenie. - W co jesteś ubrana?

Ida zerknęła na swoją suknię, czując, że to nie był jej kolor i nie powinna go nosić, udając kogoś, kim nie jest. Wolała kolor błękitnego nieba, żółtych żonkili, delikatnej lawendy... Kolory kojarzące jej się z wiosną, natomiast właśnie noszona zieleń wydawała się taka chłodna, kompletnie nie pasująca do wyobrażenia ulubionej pory roku Idy.

- W szmaragdową suknię - odparła, ale Ominis czekał, by mówiła dalej - mam długie rękawy zakończone czarną koronką, mój gorset również przystrojono nią oraz spód sukni i kilka falban. Jest niewygodna, gorset za ciasny, pod pachami lekko pije, a buty to moja zmora - podsumowała, robiąc naburmuszoną minę, dostrzegła cień uśmiechu na twarzy chłopaka, a kiedy przypomniała sobie słowa matki, że będzie musiała dać mu dziecko, najlepiej syna, zarumieniła się niczym sztandar Gryffindoru. - A ty... Masz na sobie elegancki, czarny garnitur obszyty szmaragdową nicią, podszewką, czarną koszulę i zieloną muszkę. Wyglądasz bardzo dostojnie.

Ominis pokiwał głową. Od początku domyślał się, że zostaną ubrani podobnie, by podkreślić przed innymi gośćmi, że rodzina Norden i Gaunt wkrótce staną się jednością za ich sprawą. Dziewczyna przez moment wpatrywała się w Ślizgona, podziwiając jego urodę- wyglądał elegancko w tym ubraniu, ale sama jego spokojna twarz nie wyrażająca żadnych emocji sprawiała, że kobietom robiło się gorąco. Puchonce nie umknął fakt, że kilka samotnych, niezaręczonych panien spogląda tęsknie za Ominisem, jakby spodziewały się, że w ten sposób zwrócą na siebie jego uwagę. Niestety, ale Ominis Gaunt... był ślepy na takie amory. I to dosłownie.

A nawet, jakby widział, to patrzyłby tylko na Fionę Ashford.

- O czym rozmawiałeś z Morfinem? - spytała Puchonka, posyłając czarujący uśmiech jakiemuś starszemu mężczyźnie, badającego ją wzrokiem. Wtuliła się w ramię Gaunta. - Zanim przyszłam.

- O niczym, co powinno cię interesować. - Ale Idaliny taka odpowiedź nie usatysfakcjonowała, bo wbiła dyskretnie swoje paznokcie w jego ramię. Syknął cicho, ale nie poruszył się. - Nie drażnij mnie.

- Brawo, popsułeś moje plany na ten wieczór, zamierzałam bezczelnie cię prowokować, aż do białej gorączki, i wieczór stracony - prychnęła ironicznie, nadal wbijając mu paznokcie. - O czym rozmawialiście? - Ponowiła pytanie.

Ominis odwrócił głowę w jej stronę. Miała wrażenie, że to zamglone spojrzenie wywierca w niej dziurę. Z bliska te oczy były cholernie piękne. Ida przyznała w myślach, że mogłaby się w nie wpatrywać dość długo, o ile nie wieczność. Niestety na samego Ominisa wolałaby nie patrzeć wcale. Chłopak westchnął, nadal udając spokojnego i zadowolonego z przebywania w rodzinnym domu.

- Twierdził, że powinienem cię lepiej pilnować - powiedział cicho, a Ida spojrzała na jego delikatnie poruszające się usta. Czy były tak samo lodowate jak te Marvolo?

- Lepiej? Przecież ty mnie w ogóle nie pilnujesz - wytknęła mu. - W szkole jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi.

- Możliwe, że doszło do ich uszu fakt, że chcesz zerwać zaręczyny oraz to, że zabawiasz się z Weasley'em - wypowiedział nazwisko Gryfona z największą pogardą.

Oczywistym było, że Ominis nie chciał brać ślubu z przymusu, ale godził się na to. Spełniał zachcianki rodziny. Ida wiedziała, że on oddał swoje serce Fionie w przeciągu tych ostatnich lat, od kiedy Ashford dołączyła do szkoły. I chociaż Idalina robiła wszystko, by zerwać zaręczyny, uwolnić ich od przykrego obowiązku (robiła też to po części dla niego), krytykował ją i obracał wszelkie plany w gruz. Dlaczego więc wydawało jej się, że jest zły, że i ona ,,oddała" serce Garrethowi? Może Marvolo się wygadał, że była z nim w Hogsmeade? A duma tej rodziny ucierpiała, że potencjalna synowa kręciła się w pobliżu zdrajcy krwi.

- Och, nie, ugodziłam w Gauntową dumę - udała przejęcie, z satysfakcją patrząc, jak chłopak marszczy czoło. Najwidoczniej nie podobał mu się jej ton, bo tym razem on zagrał na jej nerwach. Uwolnił ramię spod jej uścisku i objął ją w pasie, kładąc dłoń na biodrze. Niedostrzegalnie ścisnął mocniej palce, na co dziewczyna jęknęła cicho, nie spodziewając takiej stanowczości z jego strony. - Co ty wyprawiasz?

- Uśmiechnij się, kochanie, obserwują nas - szepnął cicho. A Ida dyskretnie rozejrzała się dookoła. Faktycznie, wszyscy obserwowali ich, wyczekując potknięcia. Oboje byli myszami rzuconymi wygłodniałym wężom. - Nie rób nic głupiego, chodźmy na parkiet i zatańczmy jeden taniec ku ucieszy tym hienom.

Idalina posłusznie podążyła za Ominisem. Nie minęła chwila, a w sali rozbrzmiała muzyka klasyczna. Jednak nikt nie poza nimi nie ruszył się z miejsca, przez co Ida i Ominis znaleźli się samotnie na środku sali. Za pewne zdawał sobie z tego sprawę, a jednak dalej podtrzymywał idę. Zostawił rękę na jej biodrze, a drugą odszukał dłoń Puchonki. Ominis prowadził w tańcu z niezwykłą gracją, jakby wcale nie był ślepy i doskonale wiedział, gdzie postawić stopę, by jej nie nadepnąć. Muzyka zyskiwała na sile.

- Nie nadążam za tobą...

- Całkiem dobrze ci idzie, jeszcze mnie ani razu nie nadepnęłaś - rzucił Ominis ze złośliwym uśmieszkiem.

- Nie o tym mówię - mruknęła, pozwalając się okręcić wokół własnej osi. - Jak to możliwe, że w jednym zdaniu potrafisz mnie zdenerwować i być tak czarujący?

Ale nie odpowiedział jej, wyciągnął jedną nogę, by ustawić się lepiej do kolejnej pozycji tanecznej. Objął mocniej talię Puchonki, przechylając ją do tyłu tak gwałtownie, że zaparło jej dech w piersiach. Ominis nachylał się nad nią, unosił się nieco nad jej klatką piersiową - właśnie wtedy omiótł go ten uzależniający zapach kwiatów polnych, taki odmienny od słodkiego zapachu mlecznej czekolady, jako roznosiła wokół Fiona. Ida zaskoczona jego działaniem, uchyliła lekko usta.

- Jeszcze tego nie rozumiesz, ale nie chcesz zadzierać z moją rodziną. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo jestem w tej kwestii rozdarty - szepnął, zbliżając się do niej, a jego ciepły oddech połaskotał Idę. Z nieznanego powodu poczuła dziwny impuls między nogami. - Chcę pozwolić ci uciec ode mnie, chociażby do Weasley'a, bo każdy zasługuje na szczęście, ale z drugiej strony, jeśli ode mnie odejdziesz, nie będę mógł cię ocalić przed Marvolem, nic ojca wtedy nie powstrzyma, aby was zaręczyć.

- Mam uwierzyć, że chcesz mnie chronić? - W klatce piersiowej dudniło jej szalone serce, nie powinna tak się czuć przy Ominisie. Może to przez ten wspaniały wygląd, a może dlatego, że pierwszy raz uzewnętrzniał przed nią uczucia inne niż pogarda i złość.

- Nie jesteś dla mnie nikim ważnym, by cię chronić - przyznał, a te słowa, choć nie powinny, lekko ją zabolały. - Ale jesteś przyjaciółką Poppy, w pewien sposób Fiona też cię polubiła i nie byłyby pocieszone, gdybyś skończyła z kimś takim jak Marvolo.

Tańczyli razem jeszcze przez kilka minut. O ile wcześniej ten taniec wydawał się magiczny i romantyczny zdaniem Norden, tak teraz chciała uciec i zapaść się pod ziemię. Na szczęście wybiły ostatnie takty i Ominia ukłonił się, dziękując za taniec, a Ida dla pozorów dygnęła. Chwilę później przy nich przystanął Marvolo, wręcz pożerający wzrokiem Idalinę.

- Wspaniałe przedstawienie - pochwalił ich tonem pełnym jadu i fałszu.

- Miałem świetną partnerkę - zgodził się Ominis, obejmując narzeczoną ramieniem, kładąc dłoń na jej biodrze.

- To prawda... Czy miałbyś coś przeciwko, gdyby ją użyczył do, powiedzmy, jednego czy dwóch tańców?

Idalina zesztywniała, czując jak strach przenika ją na wylot. Nie mogła liczyć na Ominisa, że ochroni, nie robił tego dla niej, jedynie dla Fiony. A teraz mógł się od niej uwolnić, przekazując ją bratu. I grałaby, że nic się nie dzieje, uśmiechałaby się i potakiwała, ale obecność Marvolo sprawiała, że nie mogła trzeźwo myśleć, dłonie drżały, a nogi się pod nią uginały. Marvolo postąpił krok bliżej, a Ida desperacko zapragnęła uciec, wbiła więc palce w ramię Ominisa, nic nie mówiąc.

Chłopak wyczuł stojąca tak blisko Puchonkę. Drżała. I to cholernie. To było dziwne, bo ostatnio warczała na Marvola jak wściekła kotka, a teraz przypominała wystraszonego szczeniaka. Wtulała się w niego coraz mocniej, podtrzymywał ją, by nie przewróciła się.

- No co, braciszku? Nie podzielisz się ze mną? - Uniósł wysoko brwi, dalej się uśmiechając niczym drapieżnik.

- Obawiam się, że to jest niemożliwe - odpowiedział w końcu Ominis. - Moja partnerka jest już zmęczona i chyba wolałaby odpocząć, w towarzystwie swojego narzeczonego - położył nacisk na relację, która ich łączy - jeśli pozwolisz.

Poprowadził Norden ku stolikowi ze słodkimi wypiekami skrzatów domowych. Idalina była mu ogromnie wdzięczna, choć niw potrafiła wykrztusić żadnego słowa. Wiedziała jedno - Ominis Gaunt był kompletną zagadką, bo potrafił być jednocześnie kochany jak i być dupkiem.

Który Ominis był prawdziwy?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top