24. Lista uczniów
Dni mijały.
Nauczyciele nie ukrywali zaskoczenia nagłą zmianą wyglądu Idy. I nikt poza Poppy nie wiedział jak osiągnęła taki efekt, w razie pytań broniła się użyciem jakichś ziół, zmieszania eliksirów. Mało kto pytał o powód, jedynie chwaląc jej nowy wygląd. Ida unikała spoglądania w lustro. Głównie dlatego, że obawiała się dostrzec gdzieś w oddali cień Marvolo. Mężczyzna nawiedzał ja każdej nocy w koszmarach, wyrywając ją ze snu z krzykiem na ustach. Zawsze wtedy dostawała dziwnego ataku paniki — dłonie drżały jej jak szalone, jej oddech stawał się nierówny, a mimo to dociskała dłonie do ust, zduszając wrzask, pozwalając w wymuszonej ciszy płynąć łzom.
Z tego też powodu spała z małym zaczarowanym ognikiem, który unosił się swobodnie nad jej szafką nocną i gasnął wraz z pierwszymi promieniami słońca. Jedno spotkanie z tym jednym człowiekiem sprawiło, że Ida śmiało nazywała się większym tchórzem niż Duncan Hobhouse. Zyskała dziwną obsesję na punkcie brata Ominisa, spodziewając się, że wyskoczy zaraz na opustoszałym korytarzu, otworzy drzwi do opuszczonej sali, po prostu zaraz się pojawi. Ida wciąż nie rozmawiała z Poppy, która dość szybko zauważyła dziwną i przesadną ostrożność przyjaciółki, ale trzymała dystans, nic nie mówiąc. Wybawieniem okazał się Garreth odprowadzający ją codziennie spod dormitorium na śniadanie, potem na zajęcia i tak aż do kolacji.
W wolnych chwilach zaszywała się w Pokoju Życzeń (oczywiście z Weasley'em) i kiedy on próbował stworzyć eliksir modyfikujący glebę i rosnące rośliny, Idalina zajmowała się pierwszym pnączem diabelskiego sidła, kiedy wyrosło z doniczki. Smocze łajno pozwalało roślinom naprawdę szybko się rozrastać i w ciągu ostatnich dwóch tygodni całe to skrzydło stało się jedną wielką cieplarnią. Za plecami Idy coś buchnęło, odwróciła się w kierunku skupionego Gryfona, z uśmiechem dostrzegając, że ma całą fioletową twarz.
— O nic nie pytaj — mruknął, przecierając brudny policzek. — Czyli możemy skreślić sproszkowany korzeń mandragory... Łatwiej byłoby eksperymentować mając dostęp do pozycji niezbyt powszechnych dla uczniów, jeśli wiesz, co mam na myśli. — Puścił jej oczko, siląc się na uśmiech, choć wcale nie był zadowolony, bo była to kolejna nieudana próba wpłynięcia na Eliksir Wielosokowy, mający mieć... zupełnie inne właściwości. To było stworzenie nowego eliksiru na bazie istniejącego.
— Dział ksiąg zakazanych— odpowiedziała. — Wątpię, by jakikolwiek nauczyciel dał nam łaskawie pozwolenie, nawet profesor Garlick. Pomimo że chodzi o czysto naukowe podejście, eksperymenty są po prostu... niemile widziane — dodał, posyłając Gryfonowi sugestywne spojrzenie, a ten od razu wyczuł aluzję, bo podniósł ręce w geście poddania.
— Ostatnio niczego nie wysadziłem! — bronił się.
— Garreth... Dostałeś w środę szlaban na sobotę — przypomniała mu. — Dałeś spróbować dziwnego eliksiru pierwszakom, a że ich języki zrobiły się fioletowe i zaczęli mówić po hiszpańsku...
— Skąd miałem wiedzieć, że profesor Ronen mówi po hiszpańsku i zrozumie ich, kiedy pójdą na skargę? — obruszył się, a potem machnął lekko różdżką, czyszcząc kociołek. — Kolejne podejście. Zanotuję to w zeszycie. Dochodzi pora kolacji... Jeśli chcesz możesz iść pierwsza.
— A co z tobą?— spytała, pakując swoje notatki do skórzanej torby. — Mogę zaczekać.
Niestety odpowiedział jej w dość dziwny sposób. Poprosił ją o chwilę dla samego siebie, nie zdradzając, co dokładnie miał na myśli. Wyszła więc z Pokoju Życzeń, uprzednio upewniając się, że zostawiła dla Smyka całą miskę borówek. Skrzaty w Hogwarcie uwielbiały je jeść. Ida obiecywała sobie, że następnym razem uraczy ich kompotem z borówek.
Związek z Garrethem po upływie tych kilku dni przestał być taką sensacją, ale ludzie nadal interesowali się, jakich specyfików użyła Puchonka do tak nagłej zmiany. Najbardziej ciekawa była Sacharissa Tugwood, domagająca się odpowiedzi w nieuprzejmy sposób. Chociaż wygląd Norden spodobał się większości, nie zabrakło przypadków chcących nadal upokorzyć dziewczynę. Kilka osób stwierdziło, że wystraszyła się czegoś tak strasznie, że straciła kolor włosów jak ta legendarna wiedźma Maria Antonina. Irytek ciągle podśpiewywał jak to starość zaskoczyła Idalinę, na co dziewczyna nie zważała. Pozostałe wytykanie palcami odbywało się w sposób dyskretny, co jej osobiście odpowiadało.
Korytarze wiały pustką, kiedy wszyscy już przebywali w Wielkiej Sali. Ida źle się czuła sama na tak otwartej przestrzeni, nazywając sobie łatwym celem. Krzyknęła głośno, gdy ktoś złapał ją nagle za ramię. Odwróciła się, łapiąc torbę za ramiączko i cisnęła nią w napastnika. Zduszony jęk, uświadomił ją, że to nie Marvolo Gaunt.
— Kasjan? — zdziwiła się, widząc aurora w tej części zamku. — Wystraszyłeś mnie!
— Wcale się nie domyśliłem, kiedy pizdłaś mnie torbą, co ty w niej tak masz? Książki?
— Tak.
Mężczyzna westchnął, rozmasowując swoje ramię, ale zaraz przybrał na twarz swój czarujący, ciepły uśmiech.
— Tak ciężko cię złapać ostatnio — mruknął. — Nie chciałem cię odrywać od ukochanego, staliście się niemal nierozłączni. — Podniósł z ziemi torbę Idy, przy okazji podnosząc wysypane przy uderzeniu książki. — Nie wiedziałem, że lubisz aż tak transmutację — stwierdził, przyglądając się jednej z książek. — To by wyjaśniało twój niezwykły wygląd. Wyglądasz...
— Kasjan, wiem, jak wyglądam. Patrzę w lustro i słyszę jak jestem wytykana palcami, bo chcę niby wzbudzić sensację i szum wokół siebie — powiedziała, z wdzięcznością przyjmując swoją torbę z powrotem. Aczkolwiek miło, że zauważył jej wygląd, a sądząc po jego minie... podobała mu się ta zmiana.
— Chciałem tylko powiedzieć, że ładnie ci, chociaż wcześniej też byłaś ładna — zarumienił się nieznacznie na własne słowa, ale wciąż wpatrując się w Idę intensywnie. — Zdolność metamorfomaga są niezwykłe.
— Dziękuję ci bardzo i... Czekaj, co ty powiedziałeś? — Ida przestała się uśmiechać, cofając się dwa kroki, robiąc dystans między nią a aurorem. — Jakie zdolności? To tylko mieszanina ziół i eliksirów — tłumaczyła się, ale słowa zaczynały jej się mieszać a ją ogarnął narastający strach.
— Idalino, wiem, że jesteś metamorfomagiem — przyznał stanowczo. — I z tego, co się dowiedziałem, niezarejestrowanym w Ministerstwie Magii. Nie wnikam, dlaczego twoja rodzina to ukryła, co samo w sobie jest wykroczeniem, ale... Posłuchaj mnie. Tamtego dnia, kiedy znalazłem cię w Zakazanym Lesie, odnalazłem obozowisko czarnoksiężników i znalazłem coś.
— Co takiego? — spytała, patrząc na niego z nieufnością.
— Nie tutaj. Chodź ze mną do mojego pokoju, tam ci pokażę, skąd się dowiedziałem o twoim darze...
Idalina chciała postukać się w czoło. Nie spadła z hipogryfa, by iść z ledwo znanym mężczyznom do jego pokoju, sam na sam. Wiedział o niej, kiedy ona sama była ostrożna i sekret wyjawiła na przestrzeni siedmiu ostatnich lat tylko Poppy. A jednak auror o tym wiedział. Skąd? Co takiego odkrył w tym obozowisku i dlaczego nie mógł jej od razu tego zdradzić? Ściany miały uszy, a w Hogwarcie wszystko dość szybko się rozpowszechniało, jeśli było się nieuważnym. Wbrew sobie i rozsądkowi, Idalina podążyła z Kasjanem do jego pokoju, który znajdował się w skrzydle z pokojami nauczycieli.
Kasjan i pozostali aurorzy mieli własne pokoje, które dzielili tylko z jednym współlokatorem. Nie trudno było się domyślić, z kim pokój dzielił Eastwood. Na szczęście Ellisa nie było teraz w pokoju. Jako że był to pokój tymczasowy, był on prawie pusty i nie zdradzał nic ciekawego o swoich lokatorach. Ida niechętnie zamknęła za nimi drzwi, ale ciągle stała przy nich, gotowa uciec. Karciła się w myślach za ten szalony pomysł.
Z kolei Kasjan nie zwrócił uwagi na dziwne zachowanie uczennicy, szukając czegoś w rozsypanych papierach na swoim łóżku. Obejrzał się na Idę i zachęcił ja uśmiechem i ruchem dłoni do podejścia bliżej.
— Już wiem, czego czarnoksiężnicy szukali. Was — wyjaśnił, a tym zainteresował dziewczynę na tyle, że odsunęła się od drzwi i podeszła do łóżka Eastwooda, chcąc zajrzeć w te dokumenty. — Polują na uczniów o wyjątkowych darach lub umiejętnościach. Sama zobacz.
Ida sięgnęła po plik kartek pobrudzonych zaschniętą krwią i pyłem. Na pierwszej stronie widniała ruchoma ilustracja znanej jej Gryfonki. Uśmiechnięta Natty patrzyła wprost na nią.
— Natsai Onai — przeczytała na głos — animag, postać gazeli. Schwytać żywcem. — Przełożyła kolejną kartkę. — Ominis Gaunt, dziedzic Slytherina, wężousty, niebezpieczny. Zlikwidować. — Jej serce zabiło mocniej, kiedy odczytała te słowa zapisane niechlujnym pismem. Przełożyła kolejną kartkę, a łzy same napłynęły jej do oczu, widząc spokojną twarz Poppy. — Poppy Sweeting. Zamieszana w salę rogogona, córka kłusowników. Obserwowana.
— Czytaj dalej.
Kolejna kartka.
— Fiona Ashford. Dziwna magia. Zabiła Victora Rookwooda. Niebezpieczna. Zlikwidować. — Przez moment wpatrywała się w zdjęcie Fiony. Ona zabiła Rookwooda? Kolejna osoba z papierów czarnoksiężników była... nią. Widziała swoją twarz. — Idalina Norden... Metamorfomag, niezarejestrowana. Schwytać... żywcem.
Idalina spojrzała z nadzieją na Kasjana, licząc, że powie jej, iż to tylko żart. To nie mogła być prawda, ona i kilku innych uczniów miało zostać schwytanym żywcem, zginąć lub po prostu jeszcze śledzeni. Czego oni od nich chcieli? Zależało im na rzadkich umiejętnościach i darach, ale jeśli osoba była zbyt nieprzewidywalna, uchodziła za niebezpieczną. Jak Fiona i Ominis. Idalina przełożyła kolejną kartkę, tym razem widząc dumną z siebie Imeldę Reyes.
— Schwytać żywcem. Albus Dumbledore, schwytać żywcem. Sebastian Sallow... Akcja w Feldcroft, zlikwidować. Bethany Carrow, zlikwidować. Amnesia Malfoy, obserwowana. Andrew Larson, obserwowany... To cała masa uczniów. Czego oni chcą? — spytała drżącym głosem.
— Jeszcze nie wiem. Nie zgłosiłem sprawy Donovanowi, bo zaraz się wyda, że jesteś niezarejestrowanym metamorfomagiem. A to sprawi wiele komplikacji. Weź to. — Wskazał palcem na kartkę ze swoimi danymi. — Resztę mu przekażę. Ktoś poluje na uczniów Hogwartu, dyrektor Black musi się o tym dowiedzieć.
— Myślę, że jego to najmniej zainteresuje — skwitowała kwaśno Ida.
— Uwierz mi, zainteresuje go, bo na liście jest także jego syn, Syriusz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top