18. Propozycja

Po ,,małym" kłamstwie, które najwidoczniej Poppy przyjęła bez wątpliwości, zaczęły spokojnie rozmawiać o trywialnych rzeczach. Oczywiście Ida nie zapomniała wspomnieć o ciąży Wzniosłoskrzydłej.

— To niesamowite! — ekscytowała się Poppy. — Na wiosnę powinna urodzić, będziemy musiały się nimi zająć. Mówiłaś już Fionie? Z pewnością też się ucieszy.

Ach, no tak. Wspaniała Fiona Asfhord. O wilku mowa, weszła do Wielkiej Sali długo po rozpoczęciu kolacji, w towarzystwie Ominisa. Czyli Ślizgon przyjął do wiadomości plany Idaliny i postanowił wziąć się za swoją sympatię, świetnie. Wydawał się tak swobodnie w towarzystwie Gryfonki, nawet nie używał różdżki, całkowicie ufając czarnowłosej, która prowadziła go do stołu. Ida wywróciła oczami, pochłaniając ostatnią roladkę, na którą się jednak zdecydowała.

O dziwo, nigdzie wśród Gryfonów nie dostrzegła Garretha. Irytek sprowadził na niego ogromne kłopoty, jutro powinna go przeprosić przed zajęciami, a co najgorsze przyznać się do kłamstwa.

I tak nastał piątek. Dzień przed weekendem i pierwszym meczem Quidditcha po Nowym Roku. Idalina omal nie zaspała razem z Poppy. Odpuściły śniadanie i pędziły na Zielarstwo. Idalina nie mogła pozwolić sobie spóźnić się na swoje ulubione zajęcia. Profesor Garlick powitała ją uśmiechem, zachęcając, by zajęła miejsce przy swoim stanowisku.

— Już, już, kochane różyczki — zaćwierkała nauczycielka. — Zajmijcie miejsca, dziś omówimy naprawdę wyjątkową i rzadką roślinę, która znajdziecie tylko na Morzu Śródziemnym. — Profesor Garlick przyzwalają tacę, na której znajdowała się ogromna kula przypominająca pęk szczurzych ogonów. — Czy ktoś wie co to za roślina?

— Roślina? Wygląda jak szczurze ogony — prychnął ktoś z niedowierzaniem.

Kobieta zachichotała, a potem rozejrzała się po pozostałych uczniach, aż jej wzrok spoczął na podniesionej ręce Idaliny i Leandra. Tego mogła się spodziewać po swoich najlepszych uczniach. Głos udzieliła Puchonce.

— Skrzeloziele, pani profesor — odpowiedziała, posyłając tryumfujący uśmiech Prewettowi. — Zjedzenie go pozwala oddychać pod wodą przez godzinę.

— Naprawdę?! — pisnęła radośnie Nerida Roberts ze Slytherinu. — To mogłoby umożliwić nam kontakty z Trytonami!

Niektórzy parsknęli śmiechem. Niestety entuzjazm Ślizgonki ostudziła nauczycielka, tłumacząc, że skrzeloziele mogłoby zostać odebrane przez istoty wodne za obrazę, naruszając ich teren bez zaproszenia. Nerida nie wydawała się zadowolona z tego powodu, aczkolwiek nadal z zainteresowaniem słuchała nauczycielki.

— Waszym dzisiejszym zadaniem jest zaopiekować się tą rośliną, by osiągnęła maksymalną dojrzałość, a także napisać esej o właściwościach skrzeloziela.

Uczniowie od razu zabrali się za pracę. Idalina mogła pracować z zamkniętymi oczami, nie mając najmniejszego problemu z opieką nad rośliną. Niestety nie każdy tak dobrze sobie radził, Ominis Gaunt wzdrygał się za każdym razem, dotykając rośliny. Jego głównym zmysłem poznawczym był dotyk, a roślina faktycznie w dotyku była obrzydliwa.

— Droga Idalino, czy mogłabyś pomóc proszę panu Gauntowi przy jego stanowisku? — spytała nauczycielka, stojąc przy stanowisku Cloptona z Ravenclaw.

Ida spojrzała ukradkiem na Gaunta, nie wierząc w swoje szczęście. Kiedy próbuje od niego uciec, los każe znowu stanąć obok. Popatrzyła błagalnie na nauczycielkę, mając nadzieję, że ta odczyta jej niewypowiedziane myśli i poprosi Leandra, ale nadal upierała się.

— Nie wiem, czy to dobry pomysł, pani profesor — wydukała, ale Garlick nie zmieniła zdania. — Oczywiście.

Przeszła obok swego stanowiska, by ustawić się obok Ominisa. Chłopak nie skomentował w żaden sposób jej obecności, nadal wzbraniając się przed dotykiem skrzeloziela. Czy naprawdę rośliny wodne były aż tak ważnym tematem? Już wolał trudzić się z mandragorą. Zielarstwo i Eliksiry stanowiły dla niego nielada problem, tak jak niegdyś Wróżbiarstwo i Astronomia, pomimo braku wzroku jakoś sobie radził.

— Musisz... Podlać ją — powiedziała cicho, spodziewając się jego wybuchu jak ostatnio. — Dużo podlać, to roślina wodna.

— Wiem.

Ale nie poruszył się. Wciąż stał nieruchomo. Nawet nie podniósł rąk. Pozwolił, by Ida zbliżyła się jeszcze bardziej i zajęła rośliną. W innych okolicznościach pozwoliłaby temu dupkowi męczyć się samemu, ale było jej szkoda rośliny.

— Musisz jej dotknąć — nakazała Puchonka.

— Czy to konieczne? — westchnął. — Ja... To jest bardzo obślizgłe, niemal jak Sebastian.

— Czarujące. — Ida wywróciła oczami. — Nie mogę tego robić za ciebie. Ominis, musisz zająć się swoją rośliną.

— Nie mogę znieść dotyku skrzeloziela.

— Kto by się spodziewał, że Ominis Gaunt jest taki delikatny — zażartował, ale chłopak zacisnął usta w wąską linię. — Skrzeloziele jest niesamowite, ma szarozielony kolor i jest jadalne, niezwykłe jest to, że pozwala oddychać pod wodą. Skóra człowieka wtedy staje się zielona, a obłona między palcami ułatwia pływanie — mówiła, niemal zapominając kogo obok siebie ma. Jednak Gaunt jej nie przerywał, w ciszy słuchając jej monologu o skrzelozielu. Nie sądził, że ktoś może opowiadać o roślinach z taką pasją. — Konsumowanie przypomina żucie bezkręgowca.

— Jadłaś kiedyś bezkręgowca? — zdziwił się Gaunt, unosząc wysoko brwi.

— Zwariowałeś? Tak było napisane w książce — zaśmiała się. — W życiu bym czegoś takiego nie zjadła. Zastosowanie skrzeloziela odkryła Elladora Ketteridge. Chociaż odkrycie przypisuje się Beaumontowi Majoribanksowi, który dokonał tego sto lat później. Nie ma to jak odbierać sławę kobietom przez silnych mężczyzn. A wiedziałeś, że po spożyciu rośliny prawie się udusiła, ale uratowała się trzymając głowę w wiadrze z wodą.

— Jak to się udusiła? — Nawet nie wiedział, kiedy zaczęło go interesować, co mówiła Puchonka. Skrzeloziele okazało się ciekawsze niż przypuszczał, z pewnością łatwiej byłoby mu teraz napisać esej dla profesor Garlick.

— Po zjedzenia skrzeloziela wyrastają ci skrzela, więc oddychasz powietrzem rozpuszczonym w wodzie. Nasze zwykłe powietrze staje się zabójcze jak dla ryb. No, gotowe. — Odsunęła się, pozwalając chłopakowi zająć się do końca rośliną i zawołać nauczycielkę, by zaliczyła mu zadanie.

Słyszał jak oddala się o krok, a potem następnym. Ominis wziął głęboki oddech i złapał Idę za łokieć. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona.

— Idalino... — zaczął, zastanawiając się jak powiedzieć to, co chciał jej przekazać. — Dziękuję. Za pomoc.

— Drobiazg.

W ten sposób minęła im lekcja Zielarstwa. Idalina pierwsza opuściła cieplarnię, szukając Garretha, który nie pojawił się na Eliksirach. Na szczęście był już na Transmutacji. Udało jej się go dojrzeć przed lekcją. Gryfon, widząc ją, uciekł wzrokiem, ale zaraz ruszył w jej kierunku. Zaraz wyjawi mu kłamstwo, w które go wkręciła. Stanęli naprzeciw siebie z wypiekami na twarzy i wstydem świecącym w oczach.

— Muszę ci coś powiedzieć — powiedzieli jednocześnie.

Na moment wybuchnęli śmiechem, ale zaraz znów stali się śmiertelnie poważnie. Uczniowie dopiero zbierali się na zajęcia. Garreth zdobył się na odwagę, by jako pierwszy wyznać, co przeskrobał, ale tuż za nimi wyrosła jak spod ziemi jego ciotka, a on mimo wolnie objął Idę ramieniem. Puchonka otworzyła szeroko oczy, a widząc uśmiech wicedyrektorki, również uniosła kąciki ust.

— Bardzo się cieszę, że tak się dobrze dogadujecie — przyznała i jako pierwsza weszła do klasy.

Garreth odsunął się z ociąganiem od przyjaciółki i wszedł za nią, mówiąc do Idy ciche ,,później". Potraktowała to jako obietnicę, wchodząc do klasy. Zajęcia Transmutacji, chociaż ciekawe, dziś nie interesowały Idaliny. Ciągle zerkała na Weasley'a, zastanawiając się, czy za tym ciepłym uśmiechem Mathildy kryło się coś więcej. Nawet nie zdążyła przeprosić Garretha za wczoraje wystawienie go. Jakie spotkały go konsekwencje przyłapania? Może zdążył uciec nim Irytek sprowadził nauczycieli?

Lekcja skończyła się, i choć Ida starała się nie zauważać ciekawskich spojrzeń nauczycielki, nie było to łatwe. Dlaczego ciotka Garretha uparcie ją pilnowała na zajęciach, często zadając pytania, i nawet jak nie znała odpowiedzi, kobieta uśmiechała się?! Ta niepewność i wyrzuty sumienia zmusiły ją, by pociągnąć Garretha do najrzadziej uczęszczanej części zamku, czyli do hangarzena łodzie. Chociaż był jeszcze styczeń, a na błoniach szkoły zalegała gruba warstwa śniegu, w hangarze dało się wytrzymać w samym mundurku i czarnej pelerynie. 

Byli tu tylko we dwoje, Garreth także stresował się tą rozmową, ale jako mężczyzna musiał się wykazać. Wziął głęboki oddech i zaryzykował wszystko, włącznie z ryzykiem oberwania jakąś paskudną klątwą.

— Irytek przyprowadził moją ciotkę do łazienki i przyłapała mnie z eliksirem, żeby się wykaraskać, skłamałem ją, że... — przełknął głośno ślinę — że jesteśmy zaręczeni... Nie bij.

— TY TEŻ?! — wrzasnęła Idalina, zaskakując tym rudzielca. Ten na podniesiony jej głos, podskoczył nieco wystraszony. — Merlinie... Garreth! Ja skłamałam... Ominisa, że jesteśmy zaręczeni, by dał mi spokój!

— Zaraz... Gaunta? — powtórzył niewyraźnie. —Dlaczego go okłamałaś? — Po co do tego wszystkiego mieszać tego Ślizgona?

Idalina zarumieniła się, przysiadając na opartej o ziemię łodzi, głośno wzdychając. Tego sekretu nie wyjawiła nawet Poppy i wolała to zachować dla siebie. To nie było coś, o czym powinien każdy wiedzieć, ale potrzebowała zaufać Garrethowi. Musiała mu zaufać. Mógł okazać się jej wybawieniem i pomóc jej w osiągnięciu celu, który na pozór wydawał się niemożliwy do zrealizowania. Popatrzyła z nadzieją na Weasley'a, a niema prośba błysnęła jej w oczach, więc Gryfon przysiadł obok niej.

— No właśnie... Mam propozycję i myślę, że możemy sobie pomóc wzajemnie, co ty na to? Zacznę od początku...

I opowiedziała mu wszystko. To, czego jej najbliższa przyjaciółka nie wiedziała. Fergus Norden i Corvninus Gaunt zawarli umowę, której przypieczętowaniem miał być jej ślub z Ominisem Gauntem, i chociaż początkowo jej to nie przeszkadzało bycie towarem w tej umowie, tak po odrzuceniu propozycji przyjaźni przez Gaunta zapragnęła uciec jeszcze szybciej. Miała marzenia, plany — zwiedzać świat i odkrywać do tej pory nieodkryte rośliny. Ominis nie chciał mieć z nią nic wspólnego, przez co traktował ją jak wroga, jakby to ona go wybrała, co było kompletną bzdurą. Dziadek zdradził jej, że nie tylko Gauntowie złożyli propozycję małżeństwa, ale też, jak sam potwierdził Garreth, Weasley'owie również. 

Niestety ród Norden wolał bardziej szanowaną rodzinę, a Ida nie znała dokładnych warunków i powodu zawarcia tej umowy. W przypływie złości na Ominisa, Ida wytknęła mu, że spotyka się z Garrethem, a ten na samą wzmiankę o tym zaczerwienił się po czubek uszu.

— Niedługo koniec szkoły, chcę byśmy udawali związek, ty, by mieć spokój od ciotki, a ja od Ominisa — wyjaśniła.

— A co potem? Co po szkole? Myślałaś o tym?

Oczywiście, że myślała i dokładnie wszystko obmyśliła.

— Po szkole zniknę i nikt mnie nigdy nie znajdzie. Wyruszę w podróż nim moja rodzina zorientuje się, co się wydarzyło.

I uwolni siebie, Ominisa i Garretha od przykrego obowiązku małżeństwa. Przynajmniej w ich okręgu, bo co byłoby później... nikt nie mógłby tego przewidzieć.

— Och, moja droga Ido... — Chwycił ją za dłoń, zataczając kciukiem koła na jej ciepłej skórze. — Właśnie zyskałaś swego partnera w zbrodni. Możesz na mnie polegać, ale musimy sobie wprost wyjaśnić, co możemy robić jako para.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top