17. Druga wpadka

Idalina rozejrzała się po łazience, w której powinien czekać na nią Garreth. Właśnie powinien. Łazienka wiała pustką, nigdzie nie było cynowego kociołka ani składników, choć w powietrzu unosił się słaby zapach mięty. Dziewczyna zaczęła panikować, na myśl, że zraniła uczucia chłopaka, spóźniając się. Wyszła z damskiej łazienki, marszcząc czoło na widok swobodnie lewitującego w powietrzu sobie Irytka. Poltergeist popatrzył na nią z kpiącym uśmiechem.

Irytek nigdy nie odpuściłby sobie sprowadzenia kłopotów na uczniów, czasem nie ograniczał się do robienia im krzywdy, kradł ich prace domowe, straszył. Był po prostu wrzodem na tyłku. Idalina szybko połączyła kropki ze sobą, czując, że jej spóźnienia ochroniło ją przed szlabanem, ale przez to Garreth wziął całą odpowiedzialność na siebie. Zaraz wybijała godzina kolacji, tak go złapie i z nim porozmawia. Taki miała plan.

Przechodziła przez lochy, kiedy w ścianie utworzyło się wejście do dormitorium Slytherinu. Ogromny wąż prześlizgnął się po ścianie, wypuszczając ze środka uczniów. Idalina pobladła jeszcze bardziej, widząc postacie Sebastiana i Ominisa. Przyspieszyła kroku, nie chcąc znowu rozmawiać z Gauntem, liczyła, że on też jej nie wyczuje, ale Sebastian pokrzyżował te plany.

— O! Ida! Hej! — zawołał za nią tak głośno, że z pewnością po drugiej stronie Hogwartu również go słyszeli. — Czekaj chwilę. Też idziesz na kolację? — Przytaknęła nieśmiało. — Pójdziemy razem?

— Myślę, że to zły...

— Super — przerwał jej Sebastian, nie zwracając uwagi na to, że zamierzała mu odmówić. — Właśnie mówiłem Ominisowi, że w ten weekend mam swój pierwszy mecz, jako kapitan. Przyjdziesz nas oglądać?

— Nie jestem zbytnio fanką Quidditcha — odparła, czując się niezręcznie przy Gauncie, na które kilka godzin temu się wydarła, wyjawiając swoje uczucia. — Ale trzymam kciuki, Sebastianie. Z kim gracie?

— Z Gryffindorem. — Och, drużyna Garretha. On chyba coś kiedyś wspominał, że gra jako obrońca, ale mogła się mylić. — Myślałem, że wiesz. Weasley też gra, a wy ostatnio trzymacie się ciągle razem. — Ida zarumieniła się, czy aż tak bardzo dało się zauważyć, że spędzała mnóstwo czasu z Gryfonem? — W ogóle jak się czujesz po zajęciach z Ronenem?

— Dobrze...

— Na litość Merlina, Ida, trochę śmiałości! — Zaśmiał się Sallow. — Przecież cię nie ugryzę, Ominis tym bardziej. Bywa zgryźliwy i wredny, co już zauważyłaś, ale...

— Ale stoję tuż obok — prychnął Gaunt.

— Tak... Stoisz tuż obok — powtórzył chłopak. — O, czekajcie. Carrow tam jest, muszę zagadać go o mecz, idźcie na kolację beze mnie, później was dogonię.

Ślizgon zostawił ich samych, zaczepiając rok młodszego kolegę. Idalina za wszelką cenę nie chciała zostać z Ominisem sam na sam, wierząc, że zemści się na niej za pyskowanie w bibliotece. Jednak szli razem w ciszy, niestety dla dziewczyny tak niezręcznej, że aż się nią dławiła.

— W następny weekend jest bankiet w moim domu rodzinnym — zaczął Ślizgon, a Ida podskoczyła na dźwięk jego głosu. Wierzyła, że będzie ją ignorował całą drogę do Wielkiej Sali. — Rozumiesz, że nasza obecność jako pary jest wręcz obowiązkowa?

— Pracuję nad tym — mruknęła, skupiając na sobie uwagę chłopaka. Przystanął w miejscu, a Ida stanęła obok. — Uwolnię cię od tego obowiązku, ode mnie.

— Uwolnisz? — Uniósł pytająco brwi. — Ty myślisz, że mój ojciec od tak wypuści cię z tego układu? On ma plany, Idalino, związane z twoją rodziną. To musisz być ty, inaczej nie pisałby, że mam cię pilnować.

— Mnie nie trzeba pilnować — syknęła, irytując się powoli. — Zresztą, kiedy nie będziemy już zaręczeni nie będzie miał zbyt wiele do gadania, zwłaszcza, jak będę zaręczona z kimś innym.

— Z kimś innym?

— Och, to ty nie wiedziałeś? — Zatem miała nad nim przewagę i bardzo jej to odpowiadało. — Nie tylko twoja rodzina złożyła memu ojcu propozycję. Dostałam jeszcze inną propozycję małżeństwa.

Ominis parsknął śmiechem, ale nie było w tym krztyny radości. On po prostu ją wyśmiał. Nie wierzył, że uda jej się ich rozdzielić, uwolnić.

— Druga propozycja, mówisz — powiedział ostrożnie. — To ciekawe, mów dalej.

Jawnie z niej drwił, a ona z wielką przyjemnością starłaby mu ten uśmieszek z tej przystojnej twarzy.

— Zresztą, jestem skora przyjąć tę ofertę, bo spotykam się już z kimś. — Kłamstwo. Ale Ominis nie znał jej na tyle, by to wyczuć, a jak jej nie widział, nie mógł dostrzec, że przy naginaniu prawdy marszczy nos. — Jesteśmy razem i przyjmę jego oświadczyny. — Jego obojętność tylko napędzała ją, by brnąć w to kłamstwo, by po prostu mu zagrać na nerwach.

— Spotykasz się z kimś, będąc ze mną zaręczoną? Nie podejrzewałem cię o taką rozwiązłość — rzucił ze złośliwym uśmieszkiem.

Idalina nie wytrzymała, najpierw go spoliczkowała i z dumą podziwiała czerwony ślad odznaczający się na jego bladej twarzy, a potem dobiła gwoździa do trumny, celując w to, co Gauntowie cenili sobie najbardziej. W dumę. A na tej płaszczyźnie Ominis niczym nie różnił się od swojej rodziny.

— Spotykam się z Garrethem Weasley'em! I zamierzam przyjąć jego oświadczyny! — pisnęła głośno, ciesząc się, że nikogo w pobliżu nie było.

Zostawiła Ominisa samego na korytarzu, samej wpadając do Wielkiej Sali. Gaunt jeszcze moment stał zaskoczony nagłym uderzeniem. Położył dłoń na policzku, czując jeszcze to pieczenie. Jeśli wejdzie tak od razu do Wielkiej Sali, każdy zauważy odcisniętą dłoń dziewczyny, a plotek na jego tematu już mu wystarczy. Wciąż mówili o jego rodzinie, czarnej magii i niestety zawsze go z tym powiązywali, pomimo jawnej pogardy mroczną sztuką magii. Ale kto by go słuchał? Gaunt to Gaunt, a to znaczyło czarnoksiężnik.

Jeżeli Idalina naprawdę związała się z Weasley'em to faktycznie istaniała szansa, aby ich narzeczeństwo się rozpadło. Jego ojciec nie chciałby ,,czegoś'' użytego przez zdrajców krwi. Zamierzał pozwolić jej się bawić w związki i miłostki, on sam nie pozostanie bierny. Uśmiechnął się łagodnie, czując ten przyjemny zapach czekolady.

— Ominis? Co ty tu robisz? Nie wchodzisz do środka i... O Merlinie! Czemu masz taki czerwony ślad? — zmartwiła się Fiona. Powinien chyba podziękować Norden, bo dzięki temu zyskał uwagę swej ukochanej. — Boli cię to?

Boli, pomyślał, ale to, że nie mogę cię mieć. Wiedział już od dawna, że Fiona Ashford jest zakochana, oczywiście z nieświadomą wzajemnością, w Sebastianie Sallow.


*

                    *

/*


— Ida! Tutaj! — Poppy wstała od stołu, by pokazać przyjaciółce, że zajęła dla niej miejsce.

Oczywiście. Idealna okazja, by porozmawiać. Norden zajęła miejsce obok Sweeting, ale spoglądając na zastawiony stół nie odczuwała głodu. Wciąż czuła mrowienie pod palcami po uderzeniu Ominisa w twarz. Może przesadziła? Nigdy nikogo nie skrzywdziła. Względem Gaunta miała mniejsze wyrzuty sumienia. On śmiał nazwać ją rozwiązłą! Nigdy się nie całowała, nie miała chłopaka! A on... Co za kretyn! Wyzywała go w myślach od najgorszych, licząc, że uwolni się od niego.

Uświadomiła sobie, że skłamała. I pociągnęła za sobą Garretha. Będzie musiała z nim porozmawiać. Bała się, że to zrujnuje ich rozwijającą się przyjaźń i ją znienawidzi za kłamstwo. Powiedziała, że się spotykają! I będą zaręczeni! 

Garreth ją znienawidzi...

— Wreszcie możemy porozmawiać — westchnęła Poppy z wyraźnym smutkiem. — Miałam wrażenie, że mnie unikasz. 

— Przepraszam, Poppy... To trochę... 

— Wróciłam wczoraj do dormitorium, ale cię nie było. Gdzie byłaś? — dociekała, a Ida bała się jej powiedzieć prawdę. Co jeśli wytknie jej zazdrość o Fionę? Każdy wolał otaczać się obecnością ujmującej Gryfonki, na jej tle Ida była nijaka. — Ida?

— Ja... byłam w Pokoju Życzeń, zajmowałam się roślinami i zasnęłam na kanapie. — Od kiedy ona stała się taką perfidną kłamczuchą? Czy z kimkolwiek była w ciągu tych dwóch dni szczera? —Przepraszam, że cię zmartwiłam.

Przepraszam, że cię okłamałam.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top