3 (IV)

Erick

Od rana chodziłem zdenerwowany. Tom napisał w smsie, że jest źle. Wiedziałem, że tak się skończy! Nie są zainteresowani nami w Londynie!

- Co się stało? - spytała Emma, w chodząc do gabinetu.

Pewnie zauważyła moje zdenerwowanie. Stanęła za mną i przytuliła się do mnie od tyłu. Jej włosy opadły wokół mojej twarzy, a ja poczułem słodki smak wanilii, jej szamponu do włosów. Zawsze uwielbiam wyulić się w nią i zaczerpnąc jej perfum lub kosmetyków.

- Wszystko gra? - spytała.

Pokiwałem przecząco głową. Zgarnąłem ją na swoje kolana i przytuliłem. Między nami nastała błoga cisza. Wdychałem jej zapach jak oszalały, ale wiedziałem, że tylko to mnie uspokoi. Tylko ona nadaje sens mojemu istnieniu, a dzieciaki? Pogłębiają moją miłość do całej gromadki.
Emma odchrząknęła, co zwróciło moją uwagę na nią.

- Leć do niego i pomóż mu. - powiedziała i wstała z moich kolan.

Oparła się biodrem o biurko i znowu przemówiła.

- Nie na rok, ale na parę miesięcy. Napraw firmę i wróć. Ja dam sobie radę, a dzieciaki będą pewnie dzwonić codziennie. - zaśmiała się. - Walcz o swoją karierę. - uśmiechnęła się.

Nie mogłem uwierzyć w jej słowa. Chciała zatrzymać mnie na wszelki sposób, a teraz pozwala mi wcielać moje plany w życie. Co za kobieta!

- Jesteś pewna? Ja mogę zostać. Nie potrzeba nam tej firmy. - powiedziałem i złapałem ją za rękę.

- To było twoje marzenie, więc dlaczego masz go nie zrealizować. Mi się nie udało spełnić swoich, więc zrób to dla mnie i dla dzieciaków. - uśmiechnęła się i ucałowała w czoło jak dzieciaki, kiedy kładą się spać. - A teraz idź coś jeść i połóż się spać, jeśli chcesz zdąrzyć na jutrzejszy samolot. - wskazała ręką na laptopa.

Zerknąłem w tamtą stronę i zobaczyłem, że nie zamknąłem strony, na której sprawdzałem możliwość jutrzejszego lotu do Londynu.

Gdy wróciłem wzrokiem na miejsce, w którym stała, nie znalazłem jej.

Ale coś innego przykuło moją uwagę.

Nasze wspólne zdjęcie razem z dziećmi, leżało rozbite na podłodze...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top