5 Wierzył

Peter pracował u Tonego Starka już tydzień i mógł z radością utwierdzić się w przekonaniu że to najlepsza praca jaką miał.

Jego opiekun, Joen Marcedlin, nowy chłopak cioci May który zajmował się nim kiedy ta wyjeżdżała na delegacje za granicę twierdził że Peter powinien rzucić szkołę i poświęcić się pracy całkowicie.

Peter jednak jako iż Joen nie miał prawa by wypisać go ze szkoły to nadal mógł się uczyć.

Tyle dobrego.

Do tego Peterowi bardzo uśmiechało się że spędzał w domu tak mało.

Nie ukrywając nie lubił Joena, choć nie właściwie niewielu chłopaków cioci May lubił.

Był to jedna wyjątkowo wredny i przerażający facet. Wysoki i barczysty z krótkimi jasnymi kosmykami opadającymi na lekko opalona nawet w zimę twarz.

Kiedy uderzał robił to z największą precyzją i siła przez co Peter wiele razy zwijał się z bólu.

Ale nie marudził. Bo przecierz zasłużył.

„May zaraz będzie, ani słowa że cię uderzyłem, zasłużyłeś! ”-  powtarzał mu zawsze przed przyjazdem cioci.

A Peter wierzył. Wierzył że zasłużył. Wierzył że tak powinno być.

Wierzył że wszystko jest okej.

Choć w cale nie było.

*****

Uniusł pomału wzrok nadal czując piekący ból ma policzku.

Przyniósł do domu piątkę, nie szustke. Zdaniem Joena zniszczył ich dobrą reputację.

I Peter wierzył że tak jest.

Zaszlochał cicho nierozumiejąc czemu nie umie sprostać wymagania opiekuna. Przecierz się starał!

A jednak starania nie zawsze gwarantują nam sukces.

I Peter po raz kolejny się o tym przekonał.

Ale wciąż jednak wierzył, wierzył że kiedyś podoła wymaganią.

Wierzył że będzie dobrze.

Hej hej!

Jak tam się rozdział podoba?

Mam nadzieję że sprostał waszym wymaganią!

To raczej wszystko na dziś!

Miłego dzionka,
LitteAilaEvans

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top