42 Strach zniknał

Oto ostatni rozdział tego ff, z dedykacją dla wszystkich czytelników <3 Dziękuję że to czytaliście

Tony obserwował jak grupka uwięzionych wcześniej dzieciaków biegnie w ich stronę. Mimo uwolnienia płakali co sprawiło że poczuł w sercu ukłucie niepokoju.

Kiedy podeszli bliżej Tony spojrzał na nich.

-Dlaczego płaczecie? Gdzie Peter?

-Uratował nas - szepnęła najmłodsza z grupy pomiędzy głośnym szlochem. Starsza z dziewczyn przygarnęła ją ramieniem i ścisnęła za ramię.

Tony upadł na kolana czując jak nagle cały jego świat sypie się jak domek z kart
Avengers spojrzeli na niego zdziwieni.

-Tony? - Clint zmarszcył lekko brwi.

-Peter - Miliarder poczuł jak po policzkach zaczynają spływać mu słone łzy. Uderzył pięścią w grunt. - Peter, mój Peter! Mój syn!

Płakał głośniej niż kiedykolwiek wcześniej. Głos miał przepełniony czystą rozpaczą.

Odgłos ten echem roznosił się pomiędzy sąsiednimi magazynami.

-Tony może wrócilibyśmy do wierzy - zaproponowała Natasha - po drodze odstawimy dzieciaki bo straż już zajmuje się pożarem.

-Idzcie sami - warknął - ja zostaję.

Nie mając lepszego wyjścia bo uratowanych musieli stąd odwieść po posłaniu mu ostatnich współczujących spojrzeń odeszli w stronę wierzy.

Tony został sam na małym placyku otoczonym naokoło magazynami.

Uczucie samotności pomału roznosiło się w nim samym jak zaraza pozostawiając po sobie jedynie przerażającą pustkę.

-Tato? - ten jeden cichy głosik wystarczył by uniusł Tony momentalnie wzrok.

Stał przed nim nizótki chłopaczek z brązowymi loczkami. Peter. Teraz może i cały w siniakach ale żywy.

Nagle na cały świat powrucili barwy a ten nagle ożył.

Tony milczał. Choć nie oznaczało to wcale, że nie chce mówić. Po prostu nie był w stanie wydobyć słowa bo łzy szczęścia i widok żywego syna odbierały mu głos.

Na drżących nogach podszedł do Petera i objął go ramionami.

-Masz szlaban - mruknął w włosy młodszego.

Ten zaśmiał się.

-Wiem tato, kocham cię

Wtulił się w siebie mocniej z ulgą czując obiejmujace ich ramiona.

Oto ojciec i syn ponownie mogli być razem. I kto wie, może już nie będą musieli milczeć. Bo to że wcześniej milczeli wcale nie oznaczało, że nie chcieli mówić, a to że się bali. Teraz jednak jak za dotknięciem magicznej różdżki w postaci ciepłych ramion strach zniknął.

Zniknął jak potwór z pod łóżka i oby nigdy już nie wrucil.

Dobra oto był ostatni rozdział tego ff shshshsh

Jestem strasznie podekscytowana droga jaką przeszedł ten tekst i szczerze powiedziawszy jestem z niego na ten moment zadowolona

Chce podziękować teraz wszystkim czytelniką, ludzią którzy komentowali a także tym z mojego realnego życia którzy może i nie wiedzą o tym ff ale bardzo mnie w pisaniu wspierają

Jesteście cudowni <3

Nie wiem jak opisać to, że czuje się jednoczesnej świetnie kończąc tą opowieść a jednocześnie tak smutno że to już koniec

To chyba trochę tak jak z z dobrymi książkami - chcesz i nie chcesz ich kończyć jednocześnie

Żeby zapełnić swój czas i nie wybijać się z rytmu pisania na moim profilu już niebawem ( prawdopodobnie jutro) pojawi się nowy irondad standardowo dam znaka o publikacji na tablicy i może też w tej książce ¯\_(ツ)_/¯

Liczę że zobaczymy się też w moich innych opowieściach.

Miłego wieczorku,
LitteAilaEvans



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top