31 Bał się

Peter lekko się bał. Znaczy, bał się ogromnie ale udawał że nie ma w nim a nie grama strachu.

To że z marnym skutkiem to inna sprawa.

-Długo tu jesteście? - spytał resztę w pomieszczeniu, dudniący nerwowo palcami po ławeczce.

Nikt nie odpowiedział. Peter przełknął ślinę. Ich zachowanie napawało go pewnym niepokojem.

Więc zamilkł. Nie po raz pierwszy i pewnie nie ostatni w swoim życiu.

Czuł ich spojrzenia które wbijają się w jego skulona postać.

Słyszał ich oddechy i bicie serc.

Widział każdy nerwowy tik którym się posługiwali.

Odetchnął odwracając wzrok i zamykając powieki. Skulił się jeszcze mocniej jakby pragnął że otuli go jakaś niewidzialna tarcza chroniąca przed spojrzeniami i przyciągnał dłonie do uszu. Może i nie niwelowało to dźwięku ale przynajmniej tłumiło.

Cała bańka odwagi którą starał się kiełkować naokoło siebie pękła. Pękła jak coś delikatnego a przecierz odwaga była siłą.

Ktoś ścisnął go za ramię.

-Czy coś się stało? - Na dzwięk czyjegoś głosu poderwał głowę do góry patrząc na osóbkę przed nim. Teraz kiedy zobaczył Rami na żywo wiedział że ma góra jedenaście lat. Była nizutka i chuda, a cichu które miała na sobie wręcz z niej zwisały.

Spojrzał na jej bladziutka dłoń ściskająca z uparciem jego ramię. Otaczały ja drobniutkie zielonkawe smugi magi. To była raczej ciemna zieleń, jeden z tych nieco mrocznych odcieni przyprawiających o ciarki.

Widząc że przygląda się jej dłoni przyciągnęła rękę na powrut bliżej siebie.

-Przepraszam. Jeszcze jej niekatroluje.

Peter uśmiechnął się do niej.

-Nie wiedziałem że masz super moce.

Zmarszczyła brwi.

-Ale przecierz każdy z nas je ma...

Dum dum dum

Ktoś ma pomysł dlaczego podawali Peterka? Podpowiem ostanie zdanie w dzisiejszym rozdziale to ogromna podpowiedź.

A teraz standardowe pytanko:

Jak tam się rozdział podoba?

Mam nadzieję że spoko.

Miłego dzionka,
LitteAilaEvans

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top