Milczenie z przyzwyczajenia - Morgenzauer
Dla cudownej ColdGuns🖤, bo wiem co działa na Ciebie najbardziej.
"Bądź dumny ze swoich blizn. Są świadectwem, że walczyłeś i przetrwałeś"
Gregor czekał na ten wieczór od dawna. Wejście w magiczną, tajemniczą dorosłość, było słodką obietnicą szczęścia. Jednak, kiedy Thomas zabrał go do małej, górskiej chatki, oddalonej od jakiejkolwiek cywilizacji, dla Gregora straciło urok.
- Coś się stało, mały? - zapytał starszy z mężczyzn i powiesił na wieszaku przy drzwiach obie kurtki.
- Nie, wszystko jest w porządku - skłamał i naciągnął na zimne dłonie rękawy dużej, szarej bluzy.
- W porządku? Miałem nadzieję, że spełnię twoje ukryte fantazje - uśmiechnął się Thomas - romantyczny wieczór z ukochanym, w malowniczej okolicy.
Gregor przygryzł wargę, ale spróbował się uśmiechnąć. Na szczęście, Morgenstern tego nie zauważył. Odwrócił się, aby zapalić światło.
- A może kominek, co? - zagadnął Thomas i dopiero wtedy spojrzał na młodszego chłopaka.
- To dobry pomysł - zgodził się od razu, chcąc mieć przynajmniej chwilę samotności.
- To przyniosę drewno - dwudziestodwulatek przeczesał dłonią włosy i wyszedł na zewnątrz.
Gregor rozejrzał się po chatce. Była piętrowa, ale nie zamierzał sprawdzać co jest na górze. Od momentu, kiedy przekroczył jej próg, chciał jak najszybciej wrócić do... No właśnie nie miał dokąd wracać, nie sam, nie bez Thomasa.
Wszedł do małego pomieszczenia. Na podłodze leżał duży materac, na którym rzucone były koce. Pewnie ich dzisiejsza sypialnia. Na przeciwległej ścianie było małe okno. Za małe. Pewnie nawet w dzień było tutaj strasznie ciemno. Przygryzł wargę. Nie lubił ciemności. Czerni.
Stanął w drzwiach. Na parterze była jeszcze łazienka, kuchnia. To chyba wszystko. Zacisnął palce na drewnianej framudze. Brak miejsca na ucieczkę. Ale czy musiał uciekać? Czy to nie dzisiaj miało się spełnić jego największe marzenie?
Usłyszał jak drzwi wejściowe znowu się otwierają. Serce zaczęło bić mu szybciej. Niewiele myśląc, wskoczył do sąsiadującej z sypialnią łazienki.
- Gregor?! - krzyknął Thomas.
- Zaraz przyjdę - zachrypiał Schlierenzauer.
Oparł się o drzwi. W pomieszczeniu nie było lustra. Na szczęście. Dlatego wsunął dłoń pod za dużą bluzę. Przejechał plecami po własnym brzuchu. Poczuł nieestetyczne zgrubienia na skórze. Blizny. Potem, wyżej, żebra, nie musiał dociskać dłoni, aby poczuć, każdą pojedynczą kość.
- Nienawidzę - szepnął cicho.
Jeszcze parę godzin wcześniej myślał, że może uda mu się zapomnieć. Patrząc na Thomasa, nie będzie myślał o swoich niedoskonałościach, ale teraz już wiedział. To było niemożliwe, każde zgrubienie, blizna, niewyczuwalna siniaki... Element znienawidzonej przeszłości, której nie chciał pokazać Thomasowi, bo wiedział, że mężczyzna by uciekł, a on nie mógł mu mieć tego za złe. Kto by chciał, kogoś takiego jak on.
- Miłość nie istnieje mój drogi. Za bliskość, uwielbienie się płaci - usłyszał kiedyś i nie potrafił zapomnieć - a jak już się płaci, to oczekuje się perfekcji.
On już od dawna nie był perfekcyjny. Był wybrakowany i bezużyteczny. Nie zasługiwał na Thomasa...
- Kochanie? - tembr głosu Morgiego był słodki, przyjemny, nawet szczery. Jeszcze szczery, bo nie znał prawdy.
- Daj mi chwilę - odkrzyknął.
- Przyniosłem twoje rzeczy z samochodu - odpowiedział Thomas.
- Dziękuję.
- Nie dziękuj, tylko się pośpiesz - zażartował.
Gregor przymknął oczy. Ile razy, słyszał to zdanie zdecydowanie ostrzejszym, nieznoszącym sprzeciwu głosem.
Wziął głęboki wdech i wyszedł. Przestraszony zobaczył przed sobą twarz Thomasa.
- Coś się stało? - mężczyzna położył dłonie na jego biodrach i go do siebie przyciągnął.
- Nie... Ja... Muszę się przygotować - mruknął osiemnastolatek.
- Musisz się przygotować na męski, urodzinowy wieczór? - zaśmiał się Thomas.
- Tak, dokladnie - zachichotał nerwowo Gregor i wyrwał partnerowi torbę ze swoimi rzeczami.
- Misiu? - Thomas uniósł brew i pocałował go w czoło.
- Daj mi chwilę, dobrze? - poprosił Schlieri i go wyminął - piętnaście minut.
***
Wszedł do sypialni. Zamknął się w niej. Szybko otworzył torbę. Na podłogę wyrzucił dresy, bieliznę, żel pod prysznic, aż wreszcie znalazł zieloną kosmetyczkę. Otworzył ją płynnym ruchem i wyjął rzeczy których od dawna nie używał.
Obok siebie zaczął układać fluid w możliwie najjaśniejszym odcieniu, puder, korektor, rozjaśniacz. Były tam nawet paletka i parę pomadek, szminek... Wszystko to, co bardziej niż blizny przypominały mu o trudnym i przedwczesnym wchodzeniu w dorosłość.
Znalazł przenośne lusterko. Postawił je na prawie pustej szafce i ściągnął bluzę. Wycisnął trochę fluidu na dłonie, rozgrzał go, a potem zaczął rozprowadzać po brzuchu, w miejscach, gdzie miał siniaki, starał się też w ten sam sposób zatuszować siniaki.
Będziesz lepszy. Cenniejszy. Więcej kasy wyląduje w twoich kieszeniach, po - myślał, że ten głos w jego głowie zniknął, ale okazało się, z tylko spał i teraz budził się na nowo.
Kiedy skończył z brzuchem, żebrami, przeszedł do twarzy.
- Nienawidzę - szepnął do siebie. Odgarnął złote włosy z czoła. Związał ją gumką.
- Wyglądasz jeszcze gorzej niż zwykle - warknął na swoje własne odbicie, a potem prychnął i pokręcił głową - narzekanie nic nie pomoże.
Powtórzył dobrze mu znaną rutynę. Zawachał się przy cieniach.
- On lubi mężczyzn, nie cioty - upomniał sam z siebie, zastanawiając się czy nałożony przez niego rozświetlacz nie jest zbyt widoczny.
Dwa lata wcześniej
Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna zaprowadził go do najpiękniejszej kobiety, jaką kiedykolwiek widział. Blondynka posadziła go na wygodnym fotelu.
- Pskudna cera - prychnęła na jego widok i sięgnęła po dziwną tubę - patrz i się ucz, to jest korektor. Nakładamy na wypryski, czyli teraz mi to trochę zajmie. Nie płacz! Za parę miesięcy będziesz to robił sam. Ej, ale naprawdę nie płacz, pomogę ci, wyleczymy tą piękną buźkę. Ile masz lat?
- Szesnaście - odpowiedział za niego tamten mężczyzna.
- Kolejny dzieciak? Nie podoba mi się to, Hans.
- Tobie nie musi.
Gregor spojrzał na swoje odbicie. Odrzucił pędzel, paletę. Potem wszystko wsunął do torby. Twarz wyglądała w miarę naturalnie. Kaira nauczyła go paru sztuczek, które teraz perfekcyjnie wykorzystał.
***
Thomas czekał na niego przed kominkiem. Z dumą patrzył na dzieło własnych rąk. Rzeczywiście, ogień powoli stawał się imponujący.
- Chodź tutaj - Morgi wyciągnął ku niemu rękę - jest tak cieplutko.
Gregor powoli się zbliżył. Usiadł koło swojego chłopaka, tak, aby stykały się tylko ich kolana. Dopiero po chwili wyciągnął nieśmiało dłoń, którą Thomas od razu złapał.
- Chcesz coś zjeść? - zapytał i wskazał na przygotowane przekąski.
Setki kalorii, tłuszcze, węglowodany, to widział nastolatek, więc tylko pokręcił głową.
- Nie jestem głodny - uśmiechnął się lekko.
Thomas go mocniej przytulił, a potem sprawił, że obaj upadli na dywan. Pomarańczowe światło padało na ich twarze, a ogień powoli ocieplał pomieszczenie.
- Nie mogę uwierzyć, że mogę tak po prostu trzymać swój największy skarb, tak po prostu w swoich objęciach - Thomas szepnął mu do ucha.
Gregor nie odpowiedział. Przecież to niepotrzebne. Przysunął się tylko do Thomasa. Ale nie czuł przyjemności z jego dotyku, z wilgotnych warg na uchu, przemieszczającej się po całej długości szyi. Zareagował dopiero, w momencie, gdy usta partnera znalazły się na twarzy.
Odsunął się trochę.
- Wszystko w porządku? - Thomas zmarszczył brwi.
Gregor pokiwał głową.
- Jeżeli nie chcesz, to nie będę tego robił. Możemy po prostu leżeć, gadać, rozumiem, że jeszcze nie jesteś gotowy. Pierwszy raz powinien być magiczny i jeżeli nie chcesz teraz... - głos Morgensterna był ciepły, uspakajający.
- Nie. Ja chcę - skłamał Schlierenzauer, nienawidząc siebie za te słowa.
- To może ty...
- Nie - odpowiedział twardo, a łzy napływały mu do oczu.
Nie musiał a to robił. Odsunął się od chłopaka. Usiadł na piętach. Szybkim ruchem ściągnął bluzę i odrzucił ją daleko. Przymknął oczy, a jego ręce same, bezwiednie zasłoniły tors. Co on robił? Przecież Thomas tego nie zażądał. Gregor zaczął się trząść, przez szloch, który całkowicie opanował jego ciało.
- Misiu? - dwudziestowulatek przypadł do niego błyskawicznie.
Zamknął go w swoich, silnych ramionach. Położył głowę na jego włosach. Głaskał po plecach.
- Martwię się o ciebie, misiu - szepnął - co się stało? Możesz powiedzieć mi o wszystkim.
Nie mógł. Nie chciał, to znaczy chciałby, ale Gregor doskonale zdawał sobie sprawę, że wiązałoby się to z rozstaniem. A niczego innego nie bał się bardziej.
- Powiedz coś, kochany, cokolwiek, czemu milczysz - Thomas mówił tak cichutko, tak jak nikt nigdy do nie mówił.
Gregor wolałby krzyk. Wymuszenie. To, do czego był przyzwyczajony, z czym umiał walczyć. Teraz, ktoś chciał wydobyć z niego informację, dając w zamian dobroć. Robiąc to, w trosce o niego. Nie potrafił się przed obronić.
- Przepraszam - wyszeptał i pokręcił głową - ja...
Odepchnął od siebie partnera, zaskoczony swoją własną siłą. Zasłonił dłońmi usta i pochylił głowę.
Zapanowała cisza. Thomas usiadł naprzeciwko niego, nie wiedząc co robić. Nie rozumiał, a Gregor nie był wstanie niczego wytłumaczyć. Chociaż czuł, coraz większą potrzebę aby to zrobić.
Przesunął się bliżej ognia. Potrzebował ciepła. Jasna łuna oświetliła jego ciało. Odwrócił się. Plecami do Thomasa.
Nagle poczuł na wysokości łopatek dużą, ciepła dłoń. Zapomniał.
- Kto ci to zrobił? - zapytał ostro Thomas.
Nie odpowiedział. Nie można skarżyć.
- Gregor! - gdzie się podział ten słodki, pełen miłosny ton.
Chciał się odsunąć, ale dłonie Thomasa już przesuwały się po jego ciele, śladem blizn, zatrzymując się na wyraźnie zarysowanych żebrach.
- Mam delikatną skórę, siniaki, zadrapania, pojawiają się od byle czego - wytłumaczył, kiedy Thomas zszedł do ostatniego żebra.
- Mhm... - starszy z mężczyzn, zdawał się w to nie wierzyć - wstań.
Przyzwyczajony do wykonywania poleceń, prawie już zupełnie zoobojętniały Gregor zrobił to. Jego ręce bezładnie opadły wzdłuż ciała. Przygryzł wargę i opuścił głowę. Pozostawiając całkowitę władze w dłoniach partnera.
Thomas najpierw przyglądał mu się w milczeniu. Jego wzrok był skierowany w stronę niemal całkowicie zapadniętego brzucha.
- Ile ważysz? - zapytał lekko drżącym głosem.
- Nie mam anoreksji - odpowiedział szybko, jak rolę wyuczoną na pamięć, Gregor.
- Ile ważysz? - naciskał Morgi, tym razem dwoma palcami ujmując brodę nastolatka.
- Pięćdziesiąt cztery - odpowiedział Schlierenzauer przez łzy.
- I nie masz anoreksji, tak? - prychnął Thomas.
Morgenstern zabrał dłoń. Zmarszczył brwi i spojrzał na swoje palce.
- Malujesz się? - zapytał zaskoczony.
- Ja... - Gregor nie wiedział jak na to odpowiedzieć.
Thomas nie czekał. Spojrzał na brzuch i żebra chłopaka. Nie pytając, dotknął największej blizny.
- Kto ci to zrobił? - powtórzył pytanie.
Gregor tylko pokręcił głową.
- Sam się okaleczałeś? - zapytał z niedowierzaniem Morgi.
- Nie - odpowiedział po chwili wahania.
- To...
Gregor czuł, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Czy mógł jej uniknąć?
- Nie znasz - szepnął w końcu.
- Imię, Gregor - Thomas zdawał się bezsilny.
- To nie jest proste - osiemnastolatek zaczął się jąkać.
Tym razem Thomas tylko wpatrywał się w niego, czekając w milczeniu.
- Trudno mi o tym mówić - zaczął Gregor, nieprzyzwyczajony do mówienia o sobie - to się zaczęło dwa lata temu.
Zrobił przerwę, aby przełknąć łzy, spływające po policzku. Mimo że wiedział, iż w każdym momencie może po prostu przytulić się do Thomasa, to czuł się samotny. Tak bardzo bał się niezrozumienia. Nie umiał ładnie mówić, opowiadać. A uczuciach, a przede wszystkim cierpieniu, nigdy nawet nie myślał. Do niedawna był pewien, że jest w nim tylko ból, strach i ogromne pragnienie miłości, której się przestraszył, jak tylko ją otrzymał.
- Uciekłem z domu. Rodzice... nie okazywali, że mnie kochają, tylko bardzo wiele oczekiwali. A co mógł zaoferować im syn z astmą i niesłyszący na jedno ucho - mimowolnie przykrył dłonią, lewy płatek ucha - miałem problemy z emocjami, indywidualista, samotnik, problemy z nauką. Potem, chcąc być przynajmniej trochę, jak moi rówieśnicy, wpadłem w złe towarzystwo. Powiedzmy, że na to nałożył się jeszcze fakt, że nie jestem osobą asertywną.
Thomas nie patrzył już na niego groźnie. Nie próbował wymusić kontaktu wzrokowego. Przysunął się trochę i położył dłoń na udzie partnera. Gregor tylko uśmiechnął się lekko, jakby ze smutkiem. Teraz ten dotyk go nie parzył. Jakąś część nawet tego chciała.
- Był alkohol, papierosy. Nic na długo. Narkotyków nawet nie tknąłem. Ale od kiedy uciekłem od rodziców miałem problemy finansowe. Na modela byłem za gruby. Z resztą nawet teraz jestem - głos mu się trząsł, a kiedy Thomas zacisnął palce na nogawce jego spodni, chcąc coś wtrąci, odważył się, aby położy mu palec na ustach - ale jako męska dziwka byłem niemal idealny... Tylko no, problemy z cerą...
Thomas zamarł. Spojrzał mu prosto w oczy.
- Kim...
- Byłem chłopcem do towarzystwa. Najpierw towarzystwo w klubie, restauracji, na przyjęciu, potem w łóżku, do rana - Gregor zamknął oczy.
Czekał na ruch ze strony partnera. Na uderzenie, krzyk, cokolwiek.
- I to oni ci to zrobili? - zapytał łamiącym się głosem Morgenstern.
- Klienci nie mogli. Chyba, że specjlną opłatą, plus nie mogły to być uszkodzenia trwałe - wyrecytował formułkę Gregor - te blizny to właściciel, zazdrośni kochankowie... Różnie. Te siniaki. Naprawdę nie są nowe, po prostu mam trwale uszkodzone naczynka, czy coś takiego...
- Jak ci się udało uciec? - szepnął Thomas.
- Miałem szczęście. Mój właściciel był prawie amatorem. W większości to były dzieciaki, słabo zabezpieczone pomieszczenia. Nie dokładnie sprawdzeni ludzie. Moja makijażystka okazała się być wtyką - odpowiedział Gregor.
- Makijażystka?
- Trzeba wyglądać doskonałe, trzeba spełniać oczekiwania, a czasami oni nie są pewni czy chcą chłopca. Albo po prostu lubią kolory... - wyszeptał Gregor - trezeba zasłonić to, co nie idealne, bo nie będą cię chcieli.
- Bałeś się, że ja nie będę cię chciał ze względu na wyrządzoną ci krzywdę? - zapytał Thomas.
- A kto lubi się bawić zepsutą zabawką?- osiemnastolatek zanurzył palce we własnych włosach.
- Ale ty nie jesteś rzeczą, Gregor, a ja nie chcę się tobą zabawić. Nie jesteś jednorazowym gadżetem. Jesteś moim planem na przyszłość, kochaniem. Ale przede wszystkim jesteś człowiekiem. Od dzisiaj dorosłym. Musisz znać swoją wartość - Thomas przemawiał chwiejącym ze wzruszenia głosem - musisz za siebie decydować. Nie możesz pozwalać się krzywdzić.
Po chwili Morgi zamknął go w swoich ramionach. Pocałował w czubek głowy, a potem w policzek.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? Nie naciskałbym, spędzilibyśmy ten wieczór jakoś inaczej - starszy z mężczyzn szeptał cichutko - pomógłbym ci.
- A chciałbyś męską dziwkę za chłopaka? Widziałem, jak cieszysz się, że będziesz mnie wprowadzać w ten świat uczuć, dotyku, bliskości... - Gregor kurczowo uczepił się bluzy partnera.
- Wiedziałbym, że bardziej niż chłopaka, potrzebujesz starszego brata, przyjaciela - tłumaczył Morgenstern.
- Nie chciałem litości.
- To by nie była litość, a pomoc i miłość.
- Miłość - wyszeptał, jak mantrę Gregor.
- Tak. Dojrzała. Pełna, ale inna niż sobie wyobrażałeś - Thomas zaczął gładzić jego zaciśnięte palce.
- Czyli nie chcesz mnie?
- Chcę, to ty nie jesteś gotowy - uśmiechnął delikatnie starszy - nie potrzebujesz kogoś, kto będzie się z tobą kochał, potrzebujesz kogoś, kto się tobą zaopiekuje i pomoże dźwigać, to wszystko, czego doświadczyłeś.
- Ale ja...
- Nie możesz udawać, że to się nie wydarzyło, bo to ukształtowało kim jesteś. Musisz być dumny ze swoich blizn, bo są świadectwem, że walczyłeś i przetrwałeś. Nie kryj ich. Nie chowaj przede mną. Teraz należą także i do mnie - Thomas odsunął go delikatnie.
- Nie powiem ci wszystkiego od razu.
- Wiem.
- Będziesz musiał długo na mnie czekać.
- Wiem.
- Będę płakał.
- Zrozumiem.
- To będzie długi proces.
- Będę pilnował, abyś się nie poddał.
- Znienawidzisz mnie.
- Wątpisz w moje uczucia, misiu?
- Nie, ale znam siebie - Gregor westchnął.
- A powiesz, jak ci pomóc?
- Nie pal przy mnie - poprosił Schlierenzauer i wskazał na drobne, okrągł blizny na swoim boku, na wysokości żeber.
Thomas zacisnął wargi.
- I obiecaj mi, że nigdy nie będziesz ich szukał - Gregor złapał mężczyznę za rękę - nigdy.
Thomas milczał.
- Obiecaj - naciskał.
- Dobrze.
- Nie będziesz mnie karmił. Zmuszał do jedzenia. Pozwolisz mi robić to powoli.
- Ale...
- Proszę.
- Tu chodzi o twoje zdrowie - Thomas pogładził Gregora po włosach.
- W zamian możesz mnie o coś poprosić - nieśmiało uśmiechnął się młodszy.
- Już nigdy więcej się maluj - bez namysłu poprosił Morgi.
- Bo...
- Bo ja lubię praw... Ja lubię takich mężczyzn, jakim ty jesteś naturalnie - Thomas pocałował Gregora w nos.
To jest podejście nr 2164, miało być syntetycznie, teraz mam nadzieję, że nie jest zbyt chaotycznie. Miał być wyraźny Happyend... Uznaimy, że jest.
Dziękuję Kurolilly za przyjęcie do tego typu wyzwania, bo myślę, że na dłuższą metę pomoże mi się to rozwinąć.
Jak zwykle proszę o opinię, krytykę, oraz opis wrażeń, jakie uczucia towarzyszyły wam podczas czytania. Buziaki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top