Zespułeś wszystko...

Stiles

Nareszcie nastała upragniona sobota. Jeszcze nigdy nie cieszyłem się na nadejście weekendu tak jak teraz. Mogłem pobyć sam w domu nie przejmując się ani Theo ani Derekiem. Ten dzień miał być leniwy i bez żadnych kłopotów, jednak grubo się co do tego pomyliłem.

Wstałem tego dnia po trzynastej i powoli zwlokłem z łóżka. Wziąłem długi gorący prysznic i zszedłem na dół z zamiarem zrobienia śniadania. Tego dnia nie będę się z niczym spieszyć. - postanowiłem.

Gdy byłem najedzony zaległem na kanapie z paczką moich ulubionych chipsów. Skakałem po kanałach aż natknąłem się na Shadowhunters. Słyszałem o tym serialu wiele dobrego, ale jakoś nigdy nie zacząłem go oglądać aż do teraz. Gdy skończył się pierwszy odcinek nie mogłem pohamować ciekawości co będzie dalej, więc ruszyłem do pokoju po laptop.

Akurat z nim schodziłem na dół, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Nie domyślałem się, kto mógłby mnie odwiedzić, przecież z nikim się nie umawiałem. Na niezpowiedzianą wizytę Scotta bądź Lydii nie miałem co liczyć, gdyż chłopak wyjechał na biwak z Kirą, a Lydia pojechała z mamą do rodziny.

Nie zastanawiając się dłużej podszedłem do drewnianych drzwi i nacisnąłem klamkę. Stanąłem jak wryty na widok osoby która za nimi stała.

Stał przede mną Theo z tym swoim cwanym uśmieszekiem. W tym momencie żałowałem, że w ogóle wszedłem dzisiaj z łóżka.

Czego on tutaj chce? Skąd wie gdzie mieszkam? Nie mogę mieć nawet dwóch dni spokoju od niego? Co ja powiem tacie jeśli znowu mnie pobije? Zadawałem sobie te pytania na przemian.

-Cześć Stilinski. -powiedział niby przyjaźnie, ale poczułem jad w jego słowach. Nie spodziewałem się niczego dobrego po tej wizycie.

-Theo, czego tutaj chcesz? - zapytałem z nadzieją, że może sobie odpuści.

-A może "cześć, wejdź do środka"?- gdy to usłyszałem wiedziałem, że nie mogę do tego dopuścić, bo wtedy będzie po mnie. Jak najszybciej chciałem zamknąć drzwi, lecz Reaken był szybszy i silniejszy.

Wepchnął mnie do domu i przyparł do ściany. W tym momencie zorientowałem się, że nadal trzymam laptop w rękach. Zamachnąłem się nim, jednak chłopak zrobił unik i mi go odebrał.

-Nie ładnie Stilinski. Nie nauczyli cię manier?- zapytał niby miło, a potem rzucił laptopem za siebie. Usłyszałem tylko trzask i zrobiło mi się szkoda, bo w końcu tyle na niego zbierałem, a i tak poszło to na marne.

- Gdy byłem już przy drzwiach pomyślałem, że może nie ma cię w domu. Wiesz w końcu jest sobota południe, ale wtedy przypomniałem sobie, że ty nigdzie nigdy nie wychodzisz, bo nie masz znajomych. Zresztą kto by chciał się z tobą zadawać? -zapytał i poczułem zaciskającą się dłoń na mojej szyi.

-Przyszedłeś tutaj tylko po to żeby się pośmiać, że nigdzie nie wychodzę w weekend?- zapytałem na co dłoń na mojej szyi zacisnęła się jeszcze mocniej.

-Nie, nie po to tutaj przyszedłem.- powiedział, a ja zrobiłem zdziwioną minę. Jeśli nie przyszedł tutaj żeby się ponabijać to w takim razie po co? - Masz dać spokój Derekowi, zasługuje na kogoś lepszego niż ty.- powiedział groźnie.

-O co Ci chodzi? Przecież nic między nami nie ma.- powiedziałem i łza spłynęła mi po policzku, gdy zaczęło mi brakować powietrza.

-Nie kłam. Wiedzę jak na niego patrzysz, a on na ciebie. -powiedział i wyczułem ból w jego słowach. Gdy nie był takim dupkiem pewnie zrobiło by mi się go żal. Jednak to Theo więc jakoś mnie to nie obchodziło.- Chcesz wiedzieć dlaczego tak cię traktuję? - zapytał, a ja tylko pokiwałem głową. Wreszcie to wszystko miało się wyjaśnić.- Kiedyś miałem dobry kontakt z Derekiem, zakochałem się w nim. Kiedy w końcu zdecydowałem się wyznać mu prawdę pojawiłeś się ty, a Hale od razu się w tobie zakochał z wzajemnością. Widziałem jak na siebie patrzycie i wyobraź sobie co wtedy czułem. Zepsułeś wszystko... - powiedział i jeszcze bardziej zacisnął dłoń.

Naprawdę nie wiedziałem, że z takiego powodu mnie prześladuje. No dobra rozumiem go nieodwzajemniona miłość boli, ale przecież nie do takiego stopnia żeby robić coś takiego. Ale chwila czy on powiedział, że Derek mnie kocha? Przecież to niemożliwe. Nie to na pewno nie prawda.

Znowu zaczęło brakować mi powietrza. Nie mogłem już wytrzymać i ostatkiem sił wyrwałem się chłopakowi. Uderzyłem go najmocniej jak potrafiłem na co ten upadł na ziemię, lecz chwilę później zaczął się śmiać.

Zacząłem czołgać się w stronę salonu, gdy nagle poczułem uścisk na kostkach. Nie wiedziałem co mam zrobić i wtedy zobaczyłem roztrzaskany laptop, był on moim jedynym wyjściem. Złapałem go w dłonie i odwróciłem się na plecy. Zobaczyłem uśmiechniętą twarz tuż nade mną i zamachnąłem się, jednak i tym razem mi nie wyszło. Theo złapał go w ręce i uniósł do góry.

Czyli to koniec. Tak kończy się moje życie. - pomyślałem.

Następnie poczułem ból, a później nastała już tylko ciemność.

***

No... tak więc już piąty rozdział. Chyba nie było tak źle. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Dajcie znać. Dziękuję. xx

SZEWII

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top