Zawsze cię kochałem.


Derek

Minęły dwa miesiące odkąd Stiles jest w śpiączce. Powoli nie daję rady, nie potrafię sobie poradzić z tą sytuacją. Brakuje mi jego uśmiechu, jego głosu, jego oczu, po prostu jego całego. Każdego dnia przychodzę do szpitala z nadzieją na to, że może się wybudził i każdego dnia rozczarowuję się na nowo, bo on cały czas "śpi".

Bywają dni, gdy mam dość. Przychodzę do niego i zaczynam płakać narzekając na świat jaki to jest okropny, bo mi go zabrał.

Bywają też dni, gdy się wyciszam, kładę głowę na jego klatce piersiowej i wsłuchuję w rytm jego serca. Dla mnie ten dźwięk jest najpiękniejszy na świecie. Przypomina mi, że chłopak jest wśród nas i w każdej chwili może się wybudzić.

Tego dnia miałem pójść do niego po szkole, jednak moje plany zmieniły się, gdy dowiedziałem czegoś bardzo istotnego. Nie zważając na nic wybiegłem ze szkoły i popędziłem do szpitala. Byłem tak cholernie wkurzony.

Po dziesięciu minutach wbiegłem do budynku i skierowałem w stronę windy. Wcisnąłem szóste piętro i gdy winda się otworzyła popędziłem do sali Stilinskiego. Wszedłem do środka, a on jak zwykle miał zamknięte oczy. Złość ustąpiła i zamiast niej pojawiły się wyrzuty sumienia.

Chwyciłem jego dłoń i zacząłem mówić.

-Stiles, ja już wszystko wiem. Wiem, kto Ci to zrobił. Dzisiaj złapali Theo i oskarżyli o próbę morderstwa. Mówi się, że nie wyjdzie prędko z więzienia za to co Ci zrobił, a twój tata już tego dopilnuje. -powiedziałem znowu wkurzony. Jak mogłem do tego dopuścić? Teraz nawet nie mogłem się zemścić, bo Reaken jest w więzieniu. Sam chciałbym wymierzyć karę temu idiocie za to co zrobił mojemu Stilesowi. Spojrzałem na chłopaka spokojnie leżącego na łóżku i znowu posmutniałem.

- Stili, ja przepraszam, to wszystko moja wina. Powinienem był cię chronić, nie dopuścić do tego, ale nie potrafiłem. Przepraszam. Skoro ty nie możesz być teraz z nami to ja tym bardziej. Nie zasługuję na życie. Nie zasługuję na ciebie chociaż tak cholernie mocno cię kocham. Zawsze cię kochałem. -powiedziałem nie powstrzymując łez. Musiałem wyrzucić to z siebie.

To co powiedziałem to cała prawda, nie zasługuję na życie, skoro on nie zasługuje na to żeby być tutaj z nami. Wiem, że moja śmierć niczego nie zmieni, ale po pierwsze będzie przynajmniej sprawiedliwa w tych okolicznościach, a po drugie i tak nie mam po co żyć, gdy nie ma go obok.

Powoli wstałem, nachyliłem się i delikatnie musnąłem jego pełne, różowe usta. W ten sposób chciałem się pożegnać z moją pierwszą i jedyną miłością. Pożegnać się na zawsze z całym moim światem. Może tak będzie lepiej? Może spotka mnie wieczne cierpienie za zło, którego nie powstrzymałem? A może spotka szczęście na które nie zasługuję?- pomyślałem. Nie mogłem tego wiedzieć. Wiedziałem tylko tyle, że w tamtym momencie wszystko się dla mnie skończyło.

Stiles

Dzisiaj z tego co wyliczyłem miają dwa miesiące. Dwa miesiące odkąd jestem w śpiączce. Jestem zły i smutny, gdyż dalej nie wymyśliłem sposobu na wydostanie się stąd. Niby z początku było tutaj okey, jednak teraz czuję się tak cholernie samotny.

Gdy słyszę te wszystkie głosy, smutne głosy jest mi tak okropnie przykro. Nigdy nie chciałem, żeby ktoś przeze mnie cierpiał, a teraz to nastąpiło.

Mój tata przychodzi do mnie każdego dnia i próbuje wmówić, że wszystko u niego dobrze, jednak ja wiem jaka jest prawda. Z pewnością wrócił do picia. Martwię się o niego i to bardzo. Muszę do niego wrócić jak najszybciej i pomóc. Tylko jak mam to zrobić?
Krzyczałem najgłośniej jak potrafiłem, jednak nikt mnie nie usłyszał. Próbowałem się poruszyć, jednak z tego również nici. Czasami mam ochotę się poddać i odejść w krainę wiecznego zapomnienia, ale wiem, że nie mogę tego zrobić.

Nie mogę zostawić mojego najlepszego przyjaciela i przyjaciółki. Obiecaliśmy sobie, że zawsze będziemy przy sobie i muszę dotrzymać słowa, przecież zawsze to robię.

No i nie mogę zostawić Hale'a, który przychodzi do mnie każdego dnia i zazwyczaj jest smutny, a nie chcę żeby tak było. Opowiada jak jest mu ciężko beze mnie, jak za mną tęskni. Nie rozumiem dlaczego tak mu na mnie zależy, przecież nawet dobrze się nie znamy, a mimo to jest przy mnie, jeśli można to tak nazwać.

Nie robię nic innego tylko zadaję sobie pytania na które nie znam odpowiedzi i pewnie nigdy nie poznam. Czy kiedykolwiek do nich wrócę? Czy wrócę do Dereka? Może to prawda co mówił Theo? Może Derek mnie kocha? Albo chociaż mu się podobam? Może dlatego codziennie mnie odwiedza? Ile bym dał aby uzyskać odpowiedź.

Dzisiaj także mnie odwiedził, a kiedy zaczął mówić wyczułem że jest zdenerwowany.

-Stiles, ja już wszystko wiem. Wiem, kto Ci to zrobił. Dzisiaj złapali Theo i oskarżyli o próbę morderstwa. Mówi się, że nie wyjdzie prędko z więzienia za to co Ci zrobił, a twój tata już tego dopilnuje.- powiedział ewidentnie wkurzony. Czyli w końcu go złapali. Ile się na słuchałem od taty, że wciąż nie potrafią znaleźć tego, kto mi to zrobił. Teraz im się to udało i spotka go należyta kara. Czy może być coś wspanialszego niż sprawiedliwość?
Cieszę się, bo gdy uda mi się stąd wydostać wszystko wreszcie będzie dobrze. Nie będę musiał się przejmować Theo.

Przez pare minut trwała cisza, która wcale nie była krępująca przynajmniej dla mnie nie wiem jak dla Hale'a. Gdy w końcu się odezwał jego głos był smutny, wręcz płaczliwy.

- Stili, ja przepraszam, to wszystko moja wina. Powinienem był cię chronić, nie dopuścić do tego, ale nie potrafiłem. Przepraszam. Skoro ty nie możesz być teraz z nami to ja tym bardziej. Nie zasługuję na życie. Nie zasługuję na ciebie, chociaż tak cholernie mocno cię kocham. Zawsze cię kochałem. -powiedział przez płacz. O czym on mówi? Jak to powinien mnie chronić, przecież sam powinienem to robić, a nie polegać na innych. Nie powinien mnie przepraszać, bo to nie jego wina tylko moja. Powinenem był być silniejszy. Ale chwila czy on właśnie dał mi do zrozumienia, że chce się zabić i że mnie kocha? Gdyby nie to pierwsze byłbym teraz najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, ale nie mogę, gdy ma myśli samobójcze. Muszę mu pomóc. Nie chce żeby to było nasze pożegnanie, przecież jeszcze żyje, przecież mogę wrócić, ale nie będę miał po co, jeśli teraz odejdzie.

Nagle poczułem mrowienie na ustach i wiedziałem, że to już koniec. Jeśli teraz nic nie zrobię, to już nigdy się to nie wydarzy, Zaparłem się w sobie i jakimś cudem się udało. Udało mi się, wróciłem. Otworzyłem powoli oczy i ujrzałem twarz Hale'a wciąż przyklejoną do mojej. Mogłem zrobić tylko jedno. Poruszyłem więc lekko ustami na co mężczyzna gwałtownie się odsunął i spojrzał z na mnie z niedowierzaniem. W sumie co mu się dziwić, sam się nie spodziewałem, że akurat dzisiaj wrócę.

W jego oczach nagromadziły się nowe łzy. Patrzył tak na mnie pare minut, aż w końcu uznałem, że mu wystarczy i odezwałem się.

-Też zawsze cię kochałem. - tylko tyle mogłem powiedzieć.

Mężczyzna natychmiast się ocknął, uścisnął moją dłoń i pocałował w czoło. To był dla mnie dowód prawdziwej miłości. Uśmiechnąłem się do niego, a on od razu to odwzajemnił.

Derek

Kiedy chciałem się odsunąć, poczułem ruch na moich ustach. Od razu się odsunąłem i stanąłem jak wryty, gdy zobaczyłem te piękne czekoladowe oczy. Nie mogłem w to uwierzyć. Uwierzyć w to, że moja miłość wróciła i jest znowu z nami, jest ze mną. Patrzyłem na niego niedowierzając, a w moich oczach znowu zebrały się łzy, pierwszy raz od dłuższego czasu były to łzy szczęścia. Po dłuższej chwili odezwał się.

-Też Cię kocham i zawsze cię kochałem.- te słowa wyrwały mnie z osłupienia. Nie mogłem nic innego zrobić jak okazać mu jak bardzo go kocham. Ścisnąłem jego dłoń i pocałowałem w czoło. Gdy znowu na niego spojrzałem uśmiechał się. Szczęśliwy, że go odzyskałem także się uśmiechnąłem.

***

Witajce moi drodzy, powracam. Niestety to był już ostatni rozdział tego opowiadania. Mam nadzieję, że się spodobał. Dajcie znać. No tak więc z mojej strony to tyle. Dziękuję bardzo. xx

SZEWII

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top