Proszę nie zostawiaj mnie.
Derek
Sobota była dniem przeznaczonym na odpoczynek i odreagowanie od życia szkolnego.
Wszystko tego dnia było dobrze, do pewnego momentu. Jakoś po piętnastej poczułem ból, rozrywający ból w sercu. Wiedziałem, że coś oznacza, jednak nie rozumiałem co.
Był wieczór, gdy domyśliłem się, że może ma to jakiś związek z Stilesem. W końcu kocham go i mój wewnętrzny wilk także, a przecież wszyscy wiedzą, że wilkołaki wybierają jedną osobę na całe życie i wyczuwają, gdy jest z nią coś nie tak. Moją osobą jest właśnie Stiles.
Postanowiłem zadzwonić do Scotta w końcu to jego przyjaciel i na pewno wie jeśli coś z nim nie tak. Jeśli tak było, musiałem o tym wiedzieć. Wybrałem więc numer chłopaka i czekałem, po dwóch sygnałach odebrał.
-Słucham?- powiedział jakimś dziwnym głosem w którym wyczułem ból.
-Cześć Scott, tu Derek. -powiedziałem niepewnie.
-Przepraszam cię, ale nie mogę rozmawiać. -powiedział, a potem zaczął płakać.
-Scott, wszystko w porządku? -zapytałem szybko, lecz nie odpowiedział tylko dalej płakał.- Przepraszam rozumiem, że jesteś w trudniej sytuacji, ale muszę o coś zapytać. Wiesz może czy u Stilesa wszystko dobrze? -zapytałem na co w odpowiedzi otrzymałem jeszcze głośniejszy płacz. -Scott, co się dzieje? Proszę powiedz mi. - w tamtej chwili zacząłem martwić się o Stilinskiego. Może coś z nim nie tak i dlatego Scott płakał? Dlaczego o tym wcześniej nie pomyślałem? Na pewno chodziło o niego.- pomyślałem.
-Przyjedź do szpitala, a wszystkiego się dowiesz. -powiedział i rozłączył nim zdążyłem o cokolwiek zapytać.
Dlaczego do szpitala? Co się dzieje? Takie myśli od razu pojawiły się w mojej głowie.
Wybiegłem z domu jak najszybciej i wskoczyłem do samochodu. Po piętnastu minutach byłem na miejscu.
Od razu podbiegłem do recepcji i chciałem zapytać nawet nie wiem o co, lecz wtedy poczułem dłoń na ramieniu. Szybko odwróciłem się i dostrzegłem Scotta w totalnym nie ładzie i ze łzami w oczach.
-Scott? -zapytałem niepewie.
-Derek, Stiles... on... -znowu zaczął płakać. Nie wiedziałem co zrobić, więc przytuliłem go mocno. Po moim policzku spłynęła łza, potem druga i kolejne. Nie rozumiałem o co mu chodzi, ale wiedziałem że to coś poważnego.
Do mojej głowy napłynęła okropna myśl " Czy Stiles nie żyje? " Natychmiast musiałem się dowiedzieć co jest nie tak. Odsunąłem od siebie chłopak i spojrzałem w jego oczy.
-Scott co się stało? Czy Stiles... - nie mogłem tego dokończyć. Ta myśl mnie przerażała.
- Nie, nie. Stiles żyje, przynajmniej na razie.-powiedział szybko, gdy domyślił się o co mi chodzi, a potem spojrzał na swoje buty.
-Jak to na razie? - ucieszyłem się, że chłopak żyje, tylko o co chodziło z tym "na razie"?
-Chodź ze mną.- chwycił moją dłoń i pociągnął w stronę windy. Wcisnął szóste piętro i chwilę później ponownie szliśmy korytarzem.
Nagle się zatrzymał i spojrzał w wielką szybę jednej z sal.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to płaczący ojciec Stilesa. Siedział przy łóżku i trzymał czyjąś dłoń. Przeniosłem wzrok na pacjenta i zamurowało mnie, a do oczu napłynęły nowe łzy.
Leżał tam Stiles, mój Stiles.
Jego cała głowa była owinięta bandażem, a twarz tak blada, jak ściana sali.
Przeniosłem wzrok na McCalla i ujrzałem zmęczenie w jego oczach.
Nie chciałem go bardziej ranić, ale musiałem zapytać się o to jak to się stało, że Stiles tu wylądował.
-Scott co się stało?
-Ja nie wiem. Byłem na biwaku z Kirą, gdy po piętnastej zadzwonił do mnie tata Stilesa i powiedział, że źle z nim. Przyjechałem do szpitala najszybciej jak mogłem i zobaczyłem jak wiozą go na sale operacyjną. Operowali mu głowę kilka dobrych godziny, a niedawno przewieźli tutaj. Wiem tylko tyle, że szeryf znalazł przy nim rozwalonego laptopa. Prawdopodobnie to nim oberwał, jednak nie wiadomo jak to się stało.- powiedział i spojrzał smutno w stronę Stilinskich.
Jak to nim oberwał? Jak to się w ogóle stało i dlaczego? Pomyślałem. Od razu w głowie pojawił mi się obraz Reakena, jednak wtedy bardziej liczyło się zdrowie Stilesa niż ewentualna zemsta nad tym dupku.
-Wiadomo co z nim? -zapytałem z nadzieją, że może to nic groźnego jednak domyślałem się, że to mało prawdopodobne.
-Jest w śpiączce i to głębokiej. Nie wiadomo czy kiedykolwiek się wybudzi. Lekarze mówią, że następna doba będzie decydująca, ale to wszystko zależy od tego czy będzie walczył.- powiedział smutno, a ja przytuliłem go mocno.
Po dwóch godzinach za zgodą starszego Stilinskiego mogłem do niego wejść.
Usiadłem na krześle i złapałem jego dłoń, która była lekko ciepła. Zacząłem rozmyślać co mu powiedzieć. Wiem, że to dziwne mówić do kogoś, gdy jest nieprzytomny jednak słyszałem, że podczas śpiączki pacjenci wszystko słyszą. Po dziesięciu minutach zacząłem.
-Stili, teraz wszystko zależy od ciebie. Proszę nie zostawiaj mnie. Proszę...- nie mogłem nic więcej powiedzieć. Zacząłem płakać i całować jego dłoń.
Po godzinie zasnąłem wciąż trzymając go za rękę.
Stiles
Otacza mnie ciemność, całkowita ciemność. Nie rozumiem gdzie jestem i co się stało. Mimo, że jest tu tak ponuro i czuje pustkę w umyśle jak i w sercu, jestem szczęśliwy. Nie czuję bólu i to jest wspaniałe, chcę tu zostać na zawsze.
Widzę światło, jest takie piękne. Powoli kieruję się w jego stronę. Jestem tuż przy przejściu do innego świata, być może lepszego niż poprzednie, jednak coś nie pozwala mi przekroczyć tej bariery.
Słyszę głosy, są ciche i niezrozumiałe, lecz po jakimś czasie zaczynam je rozpoznawać.
Jednak jeden głos, głos Dereka, dociera do mnie z największą siłą.
-Stili, teraz wszystko zależy od ciebie. Proszę nie zostawiaj mnie. Proszę...-czuje mrowienie na ręce.
Dociera do mnie sens jego słów i teraz wiem, że nie mogę odejść. Chcę do niego wrócić, wrócić do taty, Scotta i przyjaciół, jednak nie wiem jak.
Muszę coś wymyślić.
***
Szósty rozdział za nami. Jak myślicie czy Stiles da rade wrócić? Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Dajcie znać. Niestety na następny będziecie musieli trochę poczekać tak jak uprzedzałam. Dziękuję. xx
SZEWII
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top