Nie ważne

*** Poniedziałek

Stiles

Tego dnia przyjeżdżam do szkoły sam, ponieważ Scott rozchorował się po sobocie.

Idę korytarzem przygnębiony nie mogąc pogodzić się z tym, że nikt mnie nie chce. Nagle na kogoś wpadam. Powoli podnoszę głowę i od razu zaczynam żałować, że przyjechałem dzisiaj do szkoły.

Widzę przed sobą uśmiechniętego Theo Raekena. To najgorszy ze wszystkich osiłków w całej szkole. Znęca się nad każdym, kto stanie mu na drodze, a nade mną tym bardziej. Chcę jak najszybciej uciec, lecz nie udaje mi się to.

Theo zaciąga mnie do łazienki i tam przypiera do ściany. Próbuję się wyrwać, jednak nic z tego.

- No no Stilinski. Jak tam? Znalazłeś sobie kogoś na weekend? Ahhh tak wiem, nie. Nikt cię nie chce ofiaro. W sumie się nie dziwię, w końcu kto by chciał takiego dziwaka jak ty? -zaczyna ze mnie drwić. Kiedyś nie dopuszczałem do siebie takich myśli, jednak od soboty wiem, że ma racje. Dlatego postanawiam się z nim nie kłócić.

- Theo zostaw mnie. Możesz sobie odpuścić chociaż raz? -pytam z nadzieją.

Nie chcę być po raz kolejny brutalnie pobity przez tego gbura. Kiedy jest ze mną Scott wszystko jest dobrze, Theo nie zwraca na mnie uwagi. Ewidentnie boi się McCalla, ale tym razem jestem sam. Chciałem przyjść do szkoły, to teraz mam.-myślę.

-Teraz nikt Ci nie pomoże Stilinski. Nie ma z tobą tego twojego durnego przyjaciela. - mówi z szyderczym uśmiechem.

Tak jakbym nie zauważył.-myślę.

Nagle czuje pięść na twarzy, potem nadchodzi kolejny cios i kolejny. Osuwam się w dół po ścianie i wtedy Raeken zaczyna mnie kopać po całym ciele. Zasłaniam tylko głowę rękami. Wyczuwam na nich krew, jednak nie odzywam się, ponieważ boję się, że w ten sposób jeszcze bardziej rozwścieczę chłopaka.

Po dwóch minutach Theo odpuszcza i wychodzi z łazienki zostawiając mnie zmasakrowanego na ziemi.

Powoli wstaję i przeglądam się w lustrze. Moja twarz wygląda okropnie i boli niemiłosiernie zresztą tak, jak reszta ciała.

Wychodzę powolnym krokiem z łazienki, ponieważ boli mnie każdy centymetr ciała.

Jestem aż tak beznadziejny, że nawet nie potrafię się obronić. Nagle wpadam na kolejną przeszkodę.
No świetnie, kolejne kłopoty.-myślę.

Powoli podnoszę głowę i widzę przed sobą Dereka Hale'a we własniej osobie.

Co on tu robi? Przecież jest już dawno po dzwonku.-myślę.

Derek

Gdy jestem w szkole od razu podchodzę pod klasę Stilesa, chcąc wyjaśnić sytuację z soboty. Zbliżam się do jego znajomych, jednak nie wyczuwam go. Nie wyczuwam tego aromatu kawy i czekolady. Nie wiem dlaczego, ale Stiles kojarzy mi się z kawą chociaż podobno jej nie lubi.
Mniejsza o to. Może nie ma go dzisiaj w szkole. -myślę i wracam do przyjaciół.

Pierwszą mamy fizykę, której nie cierpię. Po pierwszych piętnastu minutach wychodzę z klasy pod pretekstem pójścia do toalety i wtedy to czuję. Czuję aromat kawy i czekolady. Jestem wilkołakiem, więc wyczuwam kogoś nawet na kilometr, a Stilesa to już w szczególności.

Schodzę na niższe piętro i widzę zmasakrowanego Stilinskiego. Szybkim krokiem podchodzę do niego. Kto mógł tak urządzić, tak cudownego człowieka jakim jest Stiles? -myślę smutny. Wiem jedno; muszę znaleźć tego debila i dać mu nauczkę.

Stiles ledwo idzie ze spuszczoną głową nie patrząc przed siebie, przez co chwilę później na mnie wpada. Powoli uniosi głowę i wtedy zauważam jego zmasakrowaną twarz i łzy w oczach.

- Stiles, kto Ci to zrobił? -pytam zatroskany.

- Nikt. Nie ważne. Nie udawaj, że cię to w ogóle interesuje. Nie potrzebuję litości. Cześć.- mówi, a chwilę później odwraca się i wybiega ze szkoły.

Robi mi się przykro przez to co powiedział. Przecież zależy mi na nim i to bardzo mocno, ale rozumiem go. To wszystko przez to pobicie, a może Stilesowi się tak wydaje, bo nie wie prawdy o mojej orientacji.

Gdybyśmy nie minęli się rano, to na pewno nie byłyby teraz w takim stanie.-zarzucam sobie w głowie.

Po paru minutach rozmyślań odpuszczam i kieruję z powrotem do klasy fizycznej. Muszę dać Stilesowi trochę czasu.

Po lekcji moi przyjaciele zauważają, że jestem jakiś nieobecny.

- Hej Derek wszystko okey? -pyta Boyd.

- Nie, nic nie jest okey. Ktoś dzisiaj pobił Stilesa. - odpowiadam wściekły. Muszę znaleźć tego zwyrodnialca.

- Jak to ktoś go pobił? Przecież nie ma go w szkole z tego co mówiłeś.-pyta zdziwiony Isaac.

- Tak mi się wydawało.-mówię wściekły.

- Opowiedz dokładnie co się stało.-mówi spokojnie Boyd.

- Kiedy poszedłem na lekcji do toalety, wyczułem go na niższym piętrze, więc pobiegłem tam chcąc od razu wyjaśnić sytuację, która wydarzyła się w sobotę. Gdy byłem już na parterze, zobaczyłem go, był cały poobijany. Podbiegłem, zapytałem co się stało, a on wtedy...- urywam nagle i odwracam się. Czuję krew Stiles na jednym z uczniów, jest nim Theo Raeken.

- Co wtedy? -pyta zdziwiony moim zachowaniem Isaac.

- To on! To ten gnojek pobił Stilesa.-mówię wściekły i od razu kieruję się w stronę chłopaka.

- Derek?!? Co ty chcesz zrobić? -słyszę głosy przyjaciół, ale jakoś mało mnie interesuje co chcą mi powiedzieć.
Ja mu pokaże co to znaczy być pobitym.-myślę i resztę drogi pokonuję biegiem.

- Derek!- słyszę krzyk Boyda.

Jest już za późno, bo przypieram Raekena do szafek.

- Jesteś nienormalny? Masz odwagę bić słabszych, ale ciekawe jak sobie ze mną poradzisz! -mówię przez zaciśnięte zęby.

- O co Ci chodzi? Ah tak, chyba wiem. O tego dziwaka Stilinskiego?- pyta z szyderczym uśmiechem. Ludzie zaraz go rozszarpię! Jak on śmie?-myślę.

-Ty jesteś dziwakiem, a nie on. Co ty w ogóle sobie wyobrażasz? Zaraz urządzę cię tak, jak ty Stilesa.- mówię i przykładam pięść do twarzy Raekena.

- Derek nie warto.-próbują mnie powstrzymać przyjaciele, jednak jest za późno. Moja pięść zderza się z twarzą Theo.

- Jeszcze raz zobaczę cię przy Stilesie, a nie skończy się na poobijanej twarzy.- mówię i puszczam chłopaka, a ten od razu osuwa się na ziemię. Nie chcę być taki, jak on więc zostawiam mu tylko małą pamiątkę.

Wychodzę natychmiast ze szkoły nie zwracając uwagi na pytania przyjaciół i jadę do domu.

Gdy jestem na miejscu zaczynam rozmyślać. Dlaczego ten gnojek w ogóle pobił Stilesa? Wiem jedno; nigdy więcej to się nie powtórzy i ja już tego dopilnuję.-myślę po czym zmęczony zasypiam.

Stiles

Derek spogląda na mnie przejęty.

O nie, nie chcę litość, a zwłaszcza od Hale'a.-myślę.

- Stiles, kto Ci to zrobił? -pyta zatroskany.

- Nikt. Nie ważne. Nie udawaj, że cię to w ogóle interesuje. Nie potrzebuję litości. Cześć.- zaraz chyba znacznę płakać, ale nie chce żeby to widział. Odwracam się od razu i wybiegam ze szkoły co jest nie lada zadaniem patrząc na mój stan.

Wsiadam do samochodu i po pięciu minutach jestem już w domu. Musiałem jechać bardzo szybko skoro w tak krótkim czasie przybyłem na miejsce. Szczerze w ogóle nie zastanawiałem się nad tym, że mogę w ten sposób spowodować wypadek.

Wbiegam do domu i kieruję się w stronę swojego pokoju. Zamykam się na klucz, rzucam na łóżko i zaczynam płakać.

-Dlaczego jestem tak cholernie beznadziejny? - zadaję sobie pytanie, na które pewnie nigdy nie otrzymam odpowiedzi.

Resztę popołudnia spędzam w pokoju.
Gdy mój ojciec wraca z pracy mówię mu przez drzwi, że mam dużo nauki i nie zejdę dzisiaj na kolację. Resztę wieczoru płaczę aż w końcu zasypiam.

To był jeden z najgorszych dni w moim życiu.-podsumowuję.

***

Drama time... ;D
Mam nadzieję, że nie spieprzyłam. Ogólnie proszę o komentarze, muszę wiedzieć, czy mam dla kogo to kontynuować.
Dajcie znać czy się podobało.
Dziękuję. xx

SZEWII

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top