Rozdział 3 Stracona kontrola



Caroline wróciła do domu koło godziny trzeciej nad ranem, czując wycieńczenie i pot powoli oblewający jej ciało. Zajęłoby jej to pewnie krócej, z uwagi na to, że jest dobrą biegaczką, ale brak butów i zmęczenie fizyczne i psychiczne nie dawało jej nawet biec.

Kiedy wróciła do domu okazało się, że Elvine już spała. Wyglądała również na bardzo zmęczoną. Nie zmyła makijażu, ani nie rozpuściła długich, brązowych włosów. Wyglądało na to, że zasnęła niespodziewanie. Caroline nie chciała jej budzić, więc cicho weszła do łazienki i wzięła długi prysznic. Miała dużo czasu na przemyślenie wszystkich spraw. Letnia woda zmywała jakby wszystkie troski i pozwalała jej się chociaż na chwilę rozluźnić i odprężyć.

Dlaczego wilczy instynkt aż tak przejął kontrolę nad jej ciałem? Czuła się źle, ponieważ nie wiedziała od czego to zależało. Zaczęła zastanawiać się, czy nie przemienia się w wilka na stałe. W momencie, kiedy ta myśl przyszła jej do głowy, poczuła rozprzestrzeniającą się w całym ciele złość i strach. Caroline tego by nie przeżyła. Byłoby to spełnieniem jej najgorszych koszmarów, przy których budziła się, zlana zimnym potem i dysząc ciężko.

Po długim i relaksującym prysznicu Caroline weszła do swojej sypialni, napotykając wzrokiem kota, który mrucząc sam do siebie, rozciągnął się na miękkim łóżku.

Caroline wyciągnęła z szafy niebieską bluzkę, krótkie spodenki i buty na lekko podwyższonym obcasie.

Po przebraniu i umalowaniu się, zauważyła, że Elvine wstała. Jej siostra nie była wcale jakaś niewyspana, nie miała worków pod oczami, ani nie poruszała się jak mucha w smole. Szła tak, jakby już dawno się przebudziła. Miała bystre oczy, mimo że nie potrafiła sobie do końca przypomnieć, gdzie znajdowało się jakie pomieszczenie. Machała skrzydłami w rytm nuconej piosenki.

— Coś ty taka dzisiaj cała w skowronkach? — zapytała Caroline, która w przeciwieństwie do siostry najchętniej zasnęłaby teraz na podłodze, niemal wyjąc ze smutku.

— A fajnie mi się spało. Masz najbardziej miękkie łóżko ze wszystkich na których spałam! — Caroline przypomniała sobie miękkość satynowej pościeli. Owszem, zasnęła nagle i nie zdążyła się nacieszyć jego strukturą przed zapadnięciem w sen, ale o poranku czuła się, jakby obudziła się w najmiększym miejscu na świecie.

— To fajnie. — Caroline ziewnęła.

Elvine przypomniała sobie, że jej siostry nie było w nocy w domu. Wolała jednak nie drążyć tematu wilkołaka. Wiedziała, że przemieniła się wczoraj wieczorem. Skoro aż tak bardzo wstydziła się swojej wilczej postaci, nawet nie chciała o to pytać.

— Ja się położę — westchnęła Caroline i chwiejnym krokiem poszła w stronę pokoju.

— Nie idź! — zatrzymała ją siostra, a jej wzrok wyglądał tak, jakby od tego zależało jej życie.

Caroline sennym wzrokiem spojrzała w stronę siostry. Ona zamknęła oczy, westchnęła głęboko i nagle zaczęła promieniować niebieskim światłem, które jak wąż oplotło jej ciało, a potem zmierzyło w stronę blondynki, okrążając ją. Obie nadnaturalne siostry promieniowały.

— Co to? — zapytała Caroline, oglądając swoje ręce, po których pełzło niebieskie światło.

Poczuła, że nie jest już senna, a wręcz czuje się wyspana.

— To aura ukojenia. — Uśmiechnęła się Elvine i uniosła się w powietrzu, wykonując liczne obroty. — Nauczyłam się tego niedawno — powiedziała i zaczęła latać wokół siostry. — Fajna sprawa, co nie?

— I to jak. — Caroline w dalszym ciągu oglądała swoje ciało. Nigdy wcześniej nie widziała czegoś podobnego.

— To skoro już nie chce ci się spać to chodź, zaraz zrobię gofry. Chodź! — Elvine wylądowała na ziemi i zatrzymała skrzydła, po czym sama ruszyła w stronę kuchni.

Caroline, o dziwo, czuła się dobrze. Cały czas kiedy była otulona niebieską poświatą, uśmiech nie chciał zejść z jej ust.

Caroline usmażyła wyśmienite gofry. Nałożyła na nie śmietanę oraz owoce. Siostry konsumowały lekki posiłek, ciesząc się swoim towarzystwem.

Nagle aura przestała działać. Blondynka jęknęła smutna, czując się, jakby ktoś natychmiast zabrał jej radość z życia.

— To nie moja wina — broniła się Elvine, unosząc ręce w obronnym geście. — Po prostu kiedy kończy mi się moc, aura przestaje działać — powiedziała.

— A kiedy znowu zacznie działać? — zapytała Caroline, przypominając sobie fantastyczne uczucie, kiedy wszystkie troski zostały odtrącone przez niebieską aurę.

— Muszę znaleźć specjalny poncz. Miałam go w Moon Laks pod dostatkiem, ale odeszłam — powiedziała i westchnęła. — Nie mam go.

Caroline przełknęła szybko gryz gofra i powiedziała:

— Przecież w Midnight Falls mamy sklep z eliksirami. Wiesz, ugryzienie wampira w butelce, eliksir miłości, co tylko chcesz, tam znajdziesz. Nie wiesz nawet jakie to Proste. Tam jest po prostu wszystko. Widziałam kiedyś jakieś trujące warzywa, słój niezgody, takie rzeczy. Poncz na pewno się znajdzie. — Dziewczyna wzięła kolejny gryz pysznego gofra.

— No tak, ale to sklep. A jeżeli coś mi dodadzą do tego i umrę, albo stanę się jakąś hybrydą? Nie wiem, połączeniem wróżki i syreny? Takiego czegoś nawet kino nie wynalazło, więc wątpię, czy ludzie dobrze by na coś takiego reagowali. Nie lubię sklepów magicznych. Nie dość, że magia to magia, to...

Caroline przerwała Elvine w jednej chwili.

— Ok., czyli skąd brałaś poncz dawniej? — zapytała.

— Dostałam zapas od innej wróżki — odpowiedziała.

Zaczęła żałować, że nie spakowała sobie do kieszeni chociaż trochę magicznego składniku. Z chęcią by go teraz wypiła. Czuła już w ustach ten smak miodu, pomieszany z aromatem kwiatów w różowym ponczu. Kiedy go pijała, czuła jak jej energia wraca.

— Bez energii jestem bezużyteczna, nawet nie mogę spłatać żadnego człowiekowi psikusa. — Złożyła zażalenie. — Wiesz jak fajnie jest robić sobie z ludzi jaja?

— Tak, bezwątpienia — odpowiedziała sarkastycznie Caroline.

Caroline oparła się o miękkie krzesło w jadalni i założyła nogę na nogę. Myślała o tym, co mówiła Elvine. Jak to bezużyteczna? To tak samo, jak wilkołak bez futra, czy kłów?

— Czy czujesz się słaba bez tej całej mocy? — zapytała nagle.

Elvine zastanowiła się, przeżuwając gofra. Przewracała oczami, oglądała sufit, ale nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa. Wiedziała co czuje bez mocy, ale nie potrafiła ubrać tego w słowa.

— To jest takie dziwne uczucie — powiedziała wreszcie. — Nie czuję się zmęczona, ale taka jakby pusta... — zaczęła machać bezradnie rękami, chcąc nadać wyrazistości swoim słowom. — Jakbym była zwykłym człowiekiem, oprócz skrzydeł. Słabo czuję się dopiero, jak moc nie zostaje uzupełniona przez dłuższy okres czasu — wyjaśniła.

— Dłuższy okres? Czy ile? — dociekała Caroline.

— Nie wiem, nigdy czegoś takiego nie miałam, ale moja koleżanka, wróżka, mówiła mi, że po około tygodniu coś zaczynała czuć, ale dokładnie nie wiem.

Bycie wróżką jest trudniejsze od bycia wilkołakiem — pomyślała.

Nagle Caroline znów poczuła to dziwne uczucie, ogarniające każdą komórkę jej ciała. Nie dość, że czuła, że znów musi nastąpić przemiana, to jeszcze Elvine patrzyła się na nią dziwnym wzrokiem.

— Pomóż mi — wyjąkała Caroline, czując, że dziwnego dzieje się z jej ciałem.

— Nie mogę — powiedziała bezradnie Elvine, poprawiając nerwowo włosy. — Nie mam mocy nie wymuszę aury.

Caroline chwyciła się za plecy. Czuła, jak jej kręgosłup się przekrzywia, sprawiając jej niewyobrażalną katorgę. Jej oczy momentalnie napełniły się łzami. Dawniej to było niemal bezbolesne. Czuła się, jakby niewidzialne ręce łamały jej kręgosłup.

Dziewczyna pobiegła resztkami sił do łazienki i zwymiotowała. Zaczęła płakać z bólu. Nagle z jej oczu poleciała krew, a kolor tęczówek się zmienił.

— Boże, Caroline — jęknęła Elvine i otarła siostrze twarz z krwi.

Żółte już w tamtym momencie oczy Caroline wyrażały ból. Mieniły się od łez, które mieszały się krwią, stale wypływającej spod jej powiek .

Co się dzieje?! — myślała Caroline wijąc się z bólu. — Straciłam kontrolę!

Ból stawał się nie do zniesienia. Elvine żałowała jak jeszcze nigdy, że nie może użyć swojej aury, aby ocalić siostrę. Dzięki niej przemiana mogłaby nastąpić bezboleśnie i szybko.

Ból się wzmógł, kiedy dolna szczęka zaczęła wysuwać się do przodu. Dziąsła krwawiły, kiedy wyrastały kły. Po piętnastu minutach męczarni, Caroline była już w pełni przeistoczona w wilkołaka. Cała się trzęsła, dławiła się własnymi łzami i krwią.

—Będzie dobrze — zapewniła Elvine, której głos cały drżał, kiedy wypowiadała te słowa. Sama w to nie wierzyła.

Na te słowa, Caroline podniosła się. Twarz była zakrwawiona i mokra od łez, lecz wyzwolony wilkołak nie płakał. Był twardy i groźny, przyprawiając Elvine o dreszcze. Caroline warknęła. Nie była już człowiekiem. Tylko i wyłącznie wilkołakiem. Ludzie emocje zaczynały powoli znikać, a pojawił się wilczy instynkt.

Dziewczyna wybiegła z pokoju, aby szybko przemieścić się w kierunku lasu, mijając zdziwionych przechodniów.

Co się dzieje? — zapytała sama siebie Caroline i usiadła na pniu drzewa. Kręgosłup bolał ją cały czas, więc dziewczyna siedziała jakby przygarbiona. Teraz była człowiekiem uwięzionym w skórze wilkołaka. Przecież wszystko było pod kontrolą, nie mogło się coś od tak zepsuć. A może tak ma być? Może Caroline już zawsze będzie tak boleśnie odczuwać przemiany? A jeżeli będzie przemieniała się tak codziennie, aż w końcu nie będzie już w stanie wrócić do ludzkiej postaci?

Tego obawiała się najbardziej. Nie chce do końca życia być paskudną, owłosioną wilczycą. Spojrzała na swoje ciało, żałując, że nie było przed nią lustra, które mogłaby zbić, powodując, że jej odbicie zniknęłoby na zawsze.

__________________________

Jeeestem :)

Eh, dopiero zaczęłam studia i coś czuję, że to będzie ciężki kawałek chleba do zgryzienia :\. Chciałabym wrócić się do maja i mieć znowu wakacje :D

Jak Wam się podoba rozdział :)?

Do zobaczenia jutro! (Mam nadzieję, mam zajęcia od 8-18, czyli pewnie po 20 będę w domu :O)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top