Rozdział 22 "The last day"


P

rzeklęty wilkołak — warknął Klaus po raz setny próbując oczyścić łydkę z jadu. Bezskutecznie.

Jad ciągle tkwił w jego łydce powodując podrażnienia, które z kolei skutkują śmiercią wampira.

Klaus nie mógł uwierzyć, że przez głupią Caroline, która zachowuje się jak niewychowany pies, będzie musiał zginąć. Przecież, gdyby złamanie klątwy zadziałało, to nic by mu się nie stało. A jeszcze lepiej! Gdyby na cmentarz nie przyszła wtedy Elvine, Caroline by już nie żyła i życie Klausa byłoby dużo łatwiejsze.

Ale teraz wampir nie złamał klątwy i ciągle zostałoby mu tylko sto lat normalnego życia, gdyby nie ugryzł go wilkołak.

A może mają jakieś lekarstwo na jad wilkołaka w sklepie z eliksirami? — pomyślał nagle Klaus. — Przecież tam mają wszystko. Różne bezsensowne głupoty.

Pomyślawszy o tym, Klaus chwycił swoją czarną kurtkę i założył wyjściowe buty, po czym szybko pobiegł do swojego BMW 5 i pojechał do sklepu z eliksirami.

Ciekawe jaki teraz sprzedaje tam kasjer — pomyślał Klaus — Przecież zabiłem Tomasa.

Na wspomnienie o Tomasie Klausowi zrobiło się trochę smutno. Nie powinno, przecież takich hybryd jak on są teraz tysiące. Ale Klaus zabił go tylko dlatego, że był wściekły, że nie udało mu się złamać klątwy. Tomas był jego najlepszym przyjacielem. Spędzili wiele lat razem w Nowym Orleanie, gdzie Klaus przemienił go w hybrydę. A teraz go nie ma.

Klaus wzdrygnął się. Musi zapomnieć o nim. Jeżeli uda mu się pokonać jad wilkołaka może spotka jeszcze kogoś takiego jak Tomas, który polubi go takim jakim jest.

Za parę minut Klaus dojechał pod sklep z eliksirami i z nadludzką szybkością wbiegł do środka.

Nie było tam nikogo, prócz brązowowłosego wampira, w białym podkoszulku i zielonych spodniach.

— Miło, że przyszedłeś. — Wampir udawał, że ociera pot z czoła. — Już myślałem, że żaden klient tutaj nie przyjdzie.

Klaus popatrzył na wampira i lekko się uśmiechnął.

— Kiedyś tu było więcej klientów — powiedział Klaus.

— Niestety po śmierci Tomasa, wszyscy klienci odeszli, obawiając się tego straszliwego mordercy. Wiesz, straszna szkoda tego Tomasa. Podobno był to spoko gość — wampir podszedł do Klausa.— A jak już rozmawiamy... Jestem Emppu.

— Emppu? Ciekawe imię. — Uśmiechnął się.

— Wiem — odrzekł nowopoznany wampir. — A ty jesteś?

— Klaus. Klaus Morgan.

— Klaus? — powtórzył Emppu. — Aha! To ty jesteś tym przyjacielem Tomasa?

— Byłem — odpowiedział Klaus z powracającym poczuciem winy.

— Oj, przepraszam. Pewnie teraz jest ci bardzo smutno i źle. Też bym się tak czuł, gdybym stracił bardzo bliskiego przyjaciela.

Tak — pomyślał Klaus. — A jakbyś się czuł, gdybyś w napadzie złości go zabił?

— Tak — powiedział na głos. — To bardzo trudne.

— A więc, Klaus. Co cię sprowadza do tego sklepu? — zapytał Emppu, stając przed kasą.

— Poszukuję lekarstw na jad wilkołaków — powiedział Klaus rozglądając się po półkach z eliksirami z nadzieją, że czegoś znajdzie.

— Jak wilkołaka? Hmm... Wątpię czy na to jest lekarstwo — odrzekł smutno Emppu, a Klaus westchnął głośno. — A co? Pogryzły cię te włochate paskudy?

— Tak. Taka jedna Wilkołaczka. Wierz mi, Emu...

— Emppu — poprawił go.

— Wybacz. Więc, wierz mi, Emppu. Ta dziewczyna to tak utrudnia życie... — Klaus pokręcił głową z dezaprobatą.

— Wszystkie wilkołaki są takie. A głupie! Ale to mają po przodkach. — Uśmiechnął się lekko wampir.

Klaus jeszcze raz spojrzał na półki i ze zdenerwowaniem przeczesał włosy.

— Naprawdę nic na to nie ma? Umrę za parę godzin, jak to nie minie...

Emppu zamyślił się i schował twarz w dłoniach.

— Poczekaj, Klaus... Tomas zanim umarł wspominał mi coś, że chciałeś złamać klątwę. Więc jad nie powinien cię zabijać.

— No właśnie tu jest problem. Klątwy nie udało mi się złamać.

— Jak to? Powiedz mi dokładnie co zrobiłeś — Emppu podszedł bliżej Klausa.

— No zabrałem wilkołakowi człowieczeństwo i zamieniłem wróżkę w jej czarną wersję. To wszystko co miałem zrobić, a i tak to głupstwo nie działa.

— Klaus! — Emppu popukał się w żartach w czoło. — Zapomniałeś o najważniejszej rzeczy. Trzeba te ofiary potem zabić. Trzeba złożyć ich serca, tylko wtedy się uda — powiedział.

O matko! Klaus o tym nie wiedział! Więc... Złamanie klątwy jest możliwe. Ale i tak nie zdąży. Zostało mu tylko parę godzin życia. A pełnia jest dopiero jutro i tylko wtedy można przeprowadzić rytuał.

— To i tak już nieważne — odrzekł ze smutkiem Klaus.

— Nie, czekaj... — Emppu coś sobie nagle przypomniał i zaczął szperać między półkami z eliksirami. — Ten oto specyfik pochodzi z XI wieku i na świecie jest takich tylko cztery. My mamy jeden. Jego działanie pozwala opóźnić rozprzestrzenianie jadu. Powiedz, kiedy ugryzła cię ta wilczyca?

— Wczoraj pod wieczór — powiedział Klaus, który właśnie odzyskał nadzieję, że może żyć.

— Hmm... Więc w twoim przypadku eliksir zadziała do jutrzejszej nocy.

— Idealnie! Jutro jest pełnia! Dziękuję ci, Emppu! Ile płacę? — zapytał Klaus i wyciągnął portfel.

— Nie, Klaus. Nie musisz mi płacić. Jestem pewien, że Tomas chciałby, abyś żył — powiedział z uśmiechem na ustach i wręczył Klausowi flakonik z eliksirem.

Klaus uśmiechnął się sucho i wziął od niego miksturę. Gdyby tylko Emppu znał prawdę. Że to on zabił Tomasa...

— Aha, pamiętaj. Musisz ofiarować serce wilkołaka, ale w ludzkiej postaci — zawołał za nim Emppu, kiedy chciał wyjść.

— Ale przecież zabrałem jej człowieczeństwo.

— Tak, odzyska je, kiedy zrobisz coś co ruszy jej sercem. Coś strasznego lub romantycznego lub coś tam. Wymyślisz coś.

Klaus już wiedział co zrobi. Podziękował Emppu i wyszedł.

W wampirze z Anglii obudziła się nadzieja. Jeszcze może pożyje na tym świecie dłużej niż sam Hrabia Drakula.

Klaus spojrzał na ulice Midnight Falls podczas jazdy. Śnieg topniał. Idealny czas, aby stać się nieśmiertelnym.

***

Nazajutrz w domu Caroline i Elvine od rana panowała spokojna atmosfera. Caroline z kotem siedziały na podłodze i zdawały się rozmawiać poprzez telepatię i gesty, a Elvine buszowała po starych książkach w poszukiwaniu czegoś, co pomoże przywrócić siostrze człowieczeństwo.

— Caroline... — zaczęła Elvine.— Wydaje mi się, że powinnyśmy się przeprowadzić.

Caroline wstała od Talii i zaczęła nerwowo machać głową.

— Nie rozumiesz, że tutaj jest Klaus? On nie da nam nigdy spokoju. Uczepiło się toto i zawraca głowę... Bóg wie, może on znalazł jakąś lukę i przeżył. — Przewróciła oczami starsza siostra.

Caroline chciała powiedzieć, że kocha Midnight Falls i chce tu zostać, ale jako wilkołak nie zdołała tego powiedzieć, więc dalej machała głową jak szalona.

— Ale znajdziemy jakieś fajne miasto, gdzie będzie dużo wilkołaków. — Wpadła na pomysł Elvine.

Ktoś nagle zapukał do drzwi. Caroline poderwała się na nogi i zaczęła warczeć.

— Cicho, ja otwo rzę — powiedziała Elvine spokojnie do siostry, po czym ruszyła do drzwi.

Caroline wtórowała jej krok w krok, lecz kiedy podeszła do drzwi, schowała się drzwiami kuchni i tylko wystawiła głowę, aby patrzeć co się dzieję.

Elvine otworzyła drzwi. Za nimi stał nikt inny jak Klaus z tym swoim głupkowatym uśmieszkiem na twarzy. Świecił się. Wyglądało na to, że zażył eliksir.

— Jeszcze nie umarłeś? — Przewróciła oczami Elvine i chciała zamknąć drzwi, lecz Klaus wsadził tam nogę.

— Tak się wita gości? Ja specjalnie dla was zapukałem i założyłem nowe buty... — Wskazał palcem na but tkwiący między drzwiami.

— Klaus jeszcze ci mało? — zawołała Elvine.

— Nie... O cześć Caroline! — pomachał do dziewczyny, która usłyszawszy jego głos schowała się znów za drzwiami kuchni. — Chciałem was tylko gdzieś zaprosić.

— Tak... Ostatnio jak tak mówiłeś zrujnowałeś nam życie — Elvine przypomniała sobie o wydarzeniach z przed paru miesięcy.

Klaus na to uśmiechnął się szyderczo.

— Co!? Ty masz znowu te swoje chore plany?! — wrzasnęła Elvine.

— Słuchaj, wy i tak narzekacie, że macie takie złe życia, to ja je wykorzystam.

— Chyba coś ci się poprzewracało w tej twojej chorej głowie — Elvine zamknęła drzwi przed Klausem i trochę odeszła od drzwi, — Mówiłam, że ta martwa świnia się nie odczepi?! — powiedziała do siostry. — Trzeba kupić dom tak, gdzie to coś nas nie znajdzie.

Elvine wyjrzała przez okno. Klaus maszerował przed ich domem w tę i z powrotem. Ciągle miał na twarzy ten uśmiech, którego Elvine szczerze nienawidziła. Śmiał się, jakby myślał tylko o śmierci i morderstwach. Bo może tak było.

Elvine nagle zaczęła się bać. Caroline też, bo przytuliła się do siostry. Klaus ciągle chodził. Wtem zadzwonił telefon Klaudii, a w domu rozległo się donośne pukanie do drzwi.

— Matko, on chyba nie żartował — martwiła się Elvine. — Co teraz robić?!

— Może mnie wpuścicie?! — rozległ się donośny wrzask Klausa.

Po chwili wszystko ucichło. Elvine nie ważyła się odetchnąć z ulgą. Słusznie.

Po chwili siostry usłyszały dźwięk stłuczonego szkła. Na korytarz wpadły odłamki szkła, a potem drewniany kołek. Był to kołek z ogrodzenia sąsiada.

Nim siostry się obejrzały, do domu wszedł Klaus z miną szaleńca. Trzymał w rękach wiele drewnianych kołków z ogrodzenia. Zacisnął zęby i zamachnął się prosto na Elvine. Rzucił kołek z ogromną siłą. Wróżka w ostatniej chwili się odsunęła.

— Chybiłeś! — wrzasnęła Elvine, na co Klaus rzucił jeszcze raz. — Znowu!

Klaus podszedł bliżej. Jego kurtka podskakiwała razem z nim, podczas gdy szedł.

I rzucał raz jeszcze. Także w Caroline.

Zdemolował pół domu, ponieważ siła jego rzucenia kołkiem była taka duża, że wystarczyło rzucić raz, aby zrobić w ścianie ogromną dziurę.

Kiedy skończyły mu się kołki nagle zniknął. Elvine i Caroline wiedziały, że niestety wróci. Nie pomyliły się. Szedł i w ręku trzymał benzynę. W drugiej palącą się gazetę.

— Odłóż to — zażądała Elvine, kiedy zobaczyła, że Klaus zamierza spalić cały dom. Już zaczął rozlewać benzynę.

— Nie chcecie iść po dobroci, więc nie pójdziecie już nigdzie i nigdy. — Spojrzał na nie mrożącym spojrzeniem. Ten wyraz twarzy potrafi zrobić tylko jeden wampir na świecie. Klaus.

— Nie zamierzamy nigdzie z tobą iść — warknęła Elvine i odepchnęła Klausa.

Ten jednak był od niej szybszy i złapał ją za rękę. Z jednej sekundzie Elvine już znajdowała się w samochodzie, zapięta pasami. Kiedy zorientowała się co się stało, było za późno. Klaus ruszył.

— Zatrzymaj ten samochód — wrzasnęła Elvine, lecz Klaus jej nie słuchał. Był zbyt zajęty prowadzaniem samochodu ponad sto sześćdziesiąt kilometrów na godzinę.

Caroline zdała sobie sprawę, że Klaus porwał Elvine. Lecz gdzie on mógł być?! Po co mu ona i Elvine? Czy to ma jakiś związek z klątwą? Właśnie! Przecież Klausowi nie udało się złamać klątwy. A dzisiaj pełnia. To oczywiste, on chce coś jeszcze pokombinować z tą klątwą. A jest tylko jedno miejsce, na którym to może się odbyć. Cmentarz.

***

Dochodziła godzina dziewiętnasta. Caroline była ciągle w drodze dotarcia na cmentarz. A jeżeli się spóźniła? Jeżeli coś się stało Elvine? Caroline bała się najgorszego.

W końcu, po długim biegu Caroline w końcu dobiegła na cmentarz.

Zobaczyła tam już wzniesiony ogień. Wiedźmę, Klausa i Elvine. Caroline stanęła jak wryta. Po raz trzeci na tym samym cmentarzu z tym samym celem.

— Miło, że wpadłaś. — Klaus uśmiechnął się do niej ironicznie. — Możemy zaczynać — rzekł do wiedźmy, która po tym powiedziała parę słów po łacinie, a potem wzniosła się w jakiejś pieśni,

Caroline podeszła do siostry.

— Bez potrzeby przyszłaś. Poradziłabym sobie z Klausem... — powiedziała Elvine, chociaż sama w to nie wierzyła. Po prostu chciała, aby Caroline była bezpieczna.

Elvine nie wiedziała co się dzieje. Dlaczego Klaus po raz drugi zabrał ją na odprawienie łacińskich modłów. Ale skoro Klaus za pierwszym razem zamienił ją w czarną wróżkę co może stać się tym razem? Elvine bała się Klausa bardziej niż ostatnio.

— Słuchajcie, dziewczynki kochane. — Klaus wstąpił na środek kręgu. — Powiedziałbym, że wam dziękuję za to, że dzięki wam dzisiaj stanę się nieśmiertelny, ale skłamałbym wtedy. Wcale wam nie dziękuję. Po prostu napatoczyłyście mi się, a ja was sobie wykorzystałem. Nie mam za co dziękować. Za to wy powinniście podziękować mi. Dzięki mnie nie zaznacie już nigdy cierpienia. Ani fizycznego, ani psychicznego. Właściwie, nie będziecie czuły nic. Czy to nie wspaniałe dla takich śmiertelników. Lepiej pożegnać życie teraz i wspominać je jako zabawę. Za parędziesiąt lat, kiedy przyszłoby wam zginąć śmiercią naturalną, byłoby inaczej. Pomyślcie, byłybyście stare, nie mogłybyście się wyszaleć na imprezach... Nie znacie tej piosenki: Die Young? Chwytliwa muzyczka, ale nie o tym teraz mowa. Tak czy inaczej, nie dziękuję wam. Jedyne co mogę teraz zrobić to wykorzystać wasze małe, kruche ciałka. — Uśmiechnął się, jakby był dumny ze swojej przemowy.

Czyli śmierć — Elvine nagle zwiększył się puls. — Nie możliwe. Ona nie może umrzeć. Ani ona ani Caroline.

— To która idzie na pierwszy ogień? — zapytał Klaus i odczekał chwilkę, jakby naprawdę chciał usłyszeć odpowiedź. Spojrzał na Caroline i Elvine. Obie miały równie przerażone miny. — Może ty, czarna ślicznotko. — Klaus wyciągnął rękę w jej stronę, ale Elvine ani drgnęła. Tylko łza poleciała jej z oka. — Ależ nie płacz. Kolej Caroline też nadejdzie — powiedział, ale Elvine znów się nie ruszyła. Klaus w jednej sekundzie znalazł się obok niej. — Nie słyszysz co do ciebie mówię?! — wrzasnął.

Elvine znów zapłakała, ale się ruszyła. Nie miała wyjścia. Nie miała nawet mocy magicznej, aby użyć aury.

Nie sądziła, że tak zakończy swój żywot. Nie sądziła również, że jej życie będzie w rękach Klausa. A on, mając je w rękach, zakończy je.

Klaus wprowadził Elvine na środek kręgu.

Otaczały ich liczne płomienie pojawiające się właściwie znikąd. Powietrze było od tych płomieni ciemne. Niebo zdobiły gwiazdy. Nad nimi unosił się dym. Cały cmentarz pachniał paskudnie, jakby zostały zapalone śmieci.

— Klaus, proszę, nie — szepnęła Elvine, lecz Klaus jej nie słuchał.

Odczekał chwilkę, aż wiedźma wypowie swoje słowa, a kiedy powiedziała: Teraz! ; Klaus ręką wbił się do wnętrza Klaudii chwytając za jej serce.

Caroline poczuła się nagle dziwnie. W jednej chwili łzy poleciały jej z oczu niczym wodospad. Po chwili zamieniła się w człowieka. Zdążyła na siebie tylko spojrzeć, po czym wpadła w przeraźliwy krzyk, zasłaniając usta ręką.

— Wolałem ją, jak była wilkołakiem — powiedział sam do siebie Klaus, będąc zmęczony płaczem i krzykiem blondynki, po czym spojrzał na Elvine. Udało się, złamał serce wilkołaka, przez co na nowo stała się człowiekiem.

Krew płynęła z rany na jej klatce piersiowej prosto na środek kręgu. Klaus trzymał jej serce w jej wnętrzu.

Elvine czuła ból jakiego jeszcze nigdy nie doznała. Podobno największym bólem jest spalenie się żywcem. Jeżeli tak, to jaki to musi być tortura, skoro to co teraz przeżywała Elvine sprawiało ból, jakby odcinano jej kawałek po kawałku ciała?

Wróżka spojrzała na Klausa resztką sił. A on znów szczerzył się swoim złośliwym uśmiechem. Z jej oczu popłynęły łzy i nagle zaczęła się chwiać. Klaus wyrwał jej serce pozostawiając wielką ranę, która zaraz wypełniła się krwią. Elvine zamknęła oczy i upadła na ziemię.

Serce dziewczyny w rękach Klausa wydało ostatnie bicie, po czym zamilkło. Na wieki.

Klaus uśmiechnął się tryumfalnie i rzucił serce do największego z płomieni.

Caroline płakała jak nigdy. Upadła na kolana i cała drżała. Nigdy nie płakała tak jak wtedy, nawet kiedy Klaus po raz pierwszy zabił Elvine, nie wylała tyle łez. Przecież widziała, jak Klaus wyrywa jej serce. Jak jej ciało leży teraz tam puste, bez najważniejszego narządu. Jak jej siostra, która zawsze ją wspierała, nawet kiedy stała się wilkołakiem.

— Jak możesz być tak okrutny!!! — wrzasnęła Caroline na Klausa w przerwie pomiędzy ogromnymi szlochami. Ledwo pamiętała jak się mówi.

Klaus spojrzał na nią i pomógł jej wstać. Popatrzył jej prosto w oczy.

— Caroline... Jak ja dawno nie widziałem cię w tej pięknej wersji — powiedział i pogładził ją po policzku.

— Zostaw mnie!!! — Wyrwała mu się Caroline i popatrzyła na martwą siostrę. Kiedy zobaczyła plamę krwi koło niej od razu z tego zrezygnowała i znów zaczęła płakać.

— Nie chcesz dołączyć do siostry? — zapytał retorycznie Klaus. — Jest jej pewnie tam bardzo smutno. — Wskazał dłonią niebo.

Caroline zamachnęła się i uderzyła Klausa mocno w policzek otwartą dłonią. Jego twarz wykrzywiła się w stronę, w którą uderzyła Caroline, po czym pojawił się na niej grymas bólu.

— Jak ja mogłam cię kiedyś kochać?!!! — krzyczała Caroline.

— Nie dziwię ci się. Gdybym był tobą nie oparłbym się mi.

— Jesteś... Po prostu nie ma słów na taką osobą, jaką jesteś ty! Nienawidzę cię! — Caroline dalej krzyczała.

— Proszę, bez tych komplementów. A teraz chodź. Skończymy z tym raz na zawsze — powiedział, a Caroline znów opadła na kolana.

Klaus podniósł ją i zaniósł na rękach na środek kręgu. Zaraz koło Elvine.

— Nie utrudniaj tego — szepnął Klaus do ucha dziewczyny.

Caroline przestała nagle płakać. Zdała sobie sprawę, że i tak nic jej nie uratuje. Jej serce zostanie złożone w ofierze. Więc po co płakać? Tylko zmarnuje sobie łzy.

— Ślicznie — pokwitował Klaus i skinął głową do wiedźmy, a ona znów powiedziała parę słów po łacinie. Klaus przyłożył rękę do klatki piersiowej Caroline, a ta wzdrygnęła się, kiedy poczuła chłód jego dłoni.

— Klaus... — powiedziała szybko zanim ten zdążył cokolwiek zrobić. — Wiedz, że kochałam ciebie jako dobrego wampira. Takiemu Klausowi żadna się nie oprze. Jeżeli tak bardzo ci zależy na mojej śmierci proszę bardzo. Ale jak chcesz żyć wiecznie musisz znaleźć sobie kogoś, prawda? Zapamiętaj moje słowa, jako ten dobry Klaus jesteś wspaniały. Troskliwy, opiekuńczy, szarmancki... — mówiła Caroline, lecz co chwilkę ściszała głos, bo poczuła, że ręka Klausa coraz mocniej na nią naciska.

— Żegnaj, Caroline — powiedział Klaus nie patrząc jej w oczy i wbił rękę niżej po czym wyrwał jej serce.

Caroline poczuła przeszywający ból. Sparaliżowało ją, lecz zdążyła złapać się za miejsce, w którym brakowało serca. Napotkała tam rękę Klausa. Ścisnęła ją mocniej. Był to odruch bezwarunkowy. Gdyby Klaus był tym samym dobrym Klausem, a nie tylko dobrym aktorem Caroline kochałaby go. Lecz teraz go nienawidziła. Go i każdej sekundy spędzonej na patrzeniu na niego, na myśleniu o nim.

Zaczęło brakować jej sił. Nogi same się pod nią ugięły. Nagle jej oczy zobaczyły zadymione niebo, które przeszyły czerwone płomienie. To już koniec. Caroline nie miała więcej siły. Cała sytuacja z wyrywaniem serca trwała nie więcej niż cztery sekundy. Lecz dla niej do była nieskończoność. Nieskończoność bólu.

Ostatnie co zobaczyła zanim zamknęła oczy to Klaus, który trzyma jej serce, które nadal biło w jego ręce. Później zamknęła oczy. Głowa bezwładnie opadła na ziemię. Jej palec u ręki lekko zadrgał, niemal niewidocznie. Później Caroline po prostu przestała istnieć.

Klausowi do oczu napłynęły łzy. Sam nie wiedział dlaczego. Popatrzył na serce Caroline. Ono ciągle biło. Klaus nie mogąc na nie patrzeć cisnął nim w ogień. Otarł łzy. Spojrzał na dziewczynę. Upadła obok siostry. Wyglądałaby, jakby spała, gdyby nie wielka dziura w miejscu, gdzie miało być serce. Klaus przypomniał sobie, kiedy na uniwersytecie oglądał jak Caroline śpi. Ale teraz to nie miało żadnego znaczenia. Ona umarła. Wszystko co było z nią związane, było tylko kłębkiem wspomnień w głowie Klausa. Wspomnień, które za tysiąc lat po prostu przestaną istnieć.

Nagle Klaus poczuł zewnętrzny i wewnętrzny spokój. Spojrzał na swoją łydkę. Po ugryzieniu nie został ani ślad. Więc to prawda. Klaus stał się niepokonany, nieśmiertelny.

— Moje gratulacje, Klaus — odezwała się wiedźma po ugaszeniu płomieni.

Teraz cmentarz wyglądał tak jak zwykle. Mauzoleum, wielki, stary dąb, małe jeziorko, paręnaście nagrobków.

— W końcu zdobyłeś to co chciałeś — dodała wiedźma. — Dobra, co zrobić z ciałami?

— Spal je, zakop je, nie wiem zrób co chcesz — Klaus machnął ręką i wybiegł z cmentarzu.

Udało mu się. Jest nieśmiertelny. Tak jak chciał. W końcu poznał siostry tylko po jedno. Aby dzięki nim zdobyć bycie niepokonanym.

Klaus z daleka spojrzał raz jeszcze na martwe ciało Caroline i Elvine. Pomyślał o wszystkim raz jeszcze.

Miał rację. To tylko dwie z miliardów ludzi na ziemi. Nikt ważny.

Wampir uśmiechnął się sam do siebie i spojrzał na swoje ręce, które były całe we krwi. Wytarł je o spodnie.

Klaus wyciągnął telefon, aby zobaczyć, która jest godzina. Zauważył, że ciągle miał zdjęcie Caroline, które zrobił, gdy byli na uniwersytecie. Sam nie wiedział, dlaczego je zrobił, a tym bardziej dlaczego zaśmiecał nim telefon. Usunął je od razu, czując wewnętrzy spokój.

Rozpoczyna się jego nowe życie. Bez Caroline. Jakby ta nigdy nie istniała.

Odwrócił się jeszcze raz i spojrzał na jej ciało, które mógł obserwować już tylko z daleka. Widzi je po raz ostatni.

Uśmiechnął się. Zapowiadał się piękny, zimowy dzień.

Niepołomice, 2013 rok

______________________________________________________

Nie mogę uwierzyć, że siedem lat temu napisałam pierwszą przygodę Klausa i Caroline :o. Ale szmat czasu!

Tak oto skończyła się Księga 1 z 7 planowanych ;d. Może do osiemdziesiątki je wszystkie napiszę!

Jak Wam się podobało? <3

N.B

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top