Rozdział 17 Prawda
K
laus zajrzał do Caroline około godziny ósmej. Spała. Jej oddech wrócił do normalności. Jego krew ją uratowała. Znowu.
Przez ostatnie miesiące Klaus nie dawał Caroline za dużo krwi. Po co? Taka bezbronna wydawała mu się fajniejsza. Jednak wczoraj mogła naprawdę zginąć. A wtedy musiałby szukać kolejnego sympatycznego wilkołaka. A przecież nie ma drugiego wilkołaka, który byłby taki potulny i dawał się wykorzystywać. Inni nie zawahaliby zabić się Klausa. Ale nie Caroline. Ona się go boi i to jest najwspanialsze zdaniem Klausa. To właśnie strach pozwolił Klausowi owinąć sobie Caroline wokół palca.
O dziewiątej dziewczyna się obudziła. Klaus oczywiście znów się nią posilił, a potem podał jej śniadanie czyli kanapki z dżemem.
— Ubierz się ładnie. Gdzieś cię dzisiaj zabieram — powiedział do niej Klaus.
Gdzieś? Nie ważne gdzie. Caroline nie widziała Midnight Falls od wieków. Od powrotu do tego miasta widziała tylko dom Klausa.
Caroline pokiwała głową i poszła do sypialni. Klaus kupił jej wiele ubrań, aby zapewnić jej idealne doznania podczas ostatnich dni jej życia. Tego dnia Caroline zdecydowała się ubrać w przepiękną, długą, jasnoniebieską sukienkę z diamencikami i wysokimi niebieskimi szpilkami.
Wyszła tak do Klausa.
— Mmm... Wyglądasz jak milion dolarów. Mógłbym się schrupać. Ale wolę wypić — zaśmiał się. Lecz to co powiedział nie było ani trochę śmieszne.
Caroline westchnęła. To jej wina. Mogła posłuchać Elvine, kiedy jeszcze był czas. Zanim Klaus pokazał kim naprawdę jest.
Klaus również ładnie się ubrał bo postawił na biały smoking.
Klaus i Caroline wyszli z domu. Słońce podrażniło oczy Caroline, tak dawno go nie widziała, że powoli zapomniała jak to było poczuć na sobie promienie delikatnego, zimowego słońca, przedzierającego się przez białe chmury. Na szczęście Klaus wypił eliksir przeciw słońcu.
Oboje weszli do garażu.
— Wsiadaj — rozkazał Klaus.
Caroline spojrzała na czarne BMW 5. Ona też takie miała. Ona i Elvine.
Kiedy Caroline wsiadła do samochodu Klaus ruszył.
Po paru minutach jazdy Caroline zaczynała rozpoznawać miejsca, w których kiedyś była. Lecz łzy napłynęły jej do oczu, kiedy zobaczyła swój dom. Pusty dom.
Z podwórka zniknął grill, samochód... Przez okna widać było puste pomieszczenia. Caroline najbardziej przybiła tabliczka wbita koło ogrodzenia. ,,Na sprzedaż''.
— Jak to? — szepnęła Caroline niemal bezgłośnie, jednak Klaus usłyszał nawet to.
— Elvine myśli, że nie żyjesz. Wyprowadziła się z tego domu wczoraj w nocy. Przeprowadziła się z powrotem do Moon Lakes — powiedział Klaus.
Caroline po raz kolejny łzy napłynęły do oczu. Elvine myślała... Że ona... Nie żyje. Dziewczyna dobrze rozumiała jej ból. Gdyby Elvine faktycznie zginęła tego dnia, kiedy Klaus przemienił ją w czarną wróżkę, Caroline wyprowadziłaby się z Midnight Falls. Nie mogłaby tam mieszkać.
Czyli Caroline do tej głupiej śmierci jest skazana na Klausa.
Po dziesięciu minutach BMW Klausa zaparkowało przed barem.
Caroline i Klaus wysiedli z samochodu.
— Po co tu przyjechaliśmy? — zapytała Caroline, która była bardzo przybita tym, że jej domek stoi teraz pusty.
— Zobaczysz w końcu całą prawdę o wampirach — odrzekł tajemniczo Klaus, po czym pociągnął Caroline za rękę i przekroczyli próg budynku.
Klaus ciągnął Caroline na tyły baru. Tam, gdzie stoi chłodnia znajdowały się wielkie drzwi.
— Zapraszam — powiedział Klaus, kiedy Caroline zawahała się. Nie chciała przekroczyć progu tych drzwi. Nie wiedziała co tam jest.
Klaus ją popchnął i nagle oboje znaleźli się w małym pomieszczeniu.
Caroline w kącie zobaczyła wielką, stojącą trumnę. Serce podskoczyło jej do gardła.
— Anette! To ja, Klaus — wołał.
Caroline nie wiedziała kogo Klaus woła. Lecz nagle wieko trumny otworzyło się i oczom Caroline i Klausa ukazała się kobieta ubrana w strój sprzątaczki. Wszystko wyglądałoby normalnie, ale kobieta ta była kościotrupem.
Caroline odsunęła się od nieboszczyka, jednak ona swoimi kościstymi rękami ją złapała.
— Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy — zapewniła Anette.
To wydawało się Caroline dziwne. Przecież widziała tylko kości. Widziała co za nimi jest, a jednak usta kościotrupa ruszały się, a dźwięk wydobywał się znikąd.
— Co ma wampir do kościotrupa... — zawołała nagle Caroline.
— Hola, hola... Bez słowa kościotrup, proszę... — upomniała ją Anette.
— Caroline... Pozwól, że ci przedstawię, moją starą koleżankę, Anette. Anette, pozwól, że ci przedstawię Caroline. Dużo ci o niej opowiadałem. — Uśmiechnął się Klaus.
— Aha, to ten wilczek — zaśmiała się Anette. — Dziwię się, że jeszcze nie rozszarpałaś Klausa. On jest takie nieznośny. — Objęła Klausa, on zrobił to samo.
Wciąż to rozważam — pomyślała Caroline.
— Anette... Powiedz proszę mojej Caroline coś o tobie — uśmiechnął się Klaus.
— No to tak... Nazywam się Anette, jak Klaus już powiedział. Jestem sprzątaczką tego baru od... Właściwie zawsze. Kiedy tylko go otworzono. Było to kiedy zakładano to miasto. Pewnie dziwi cię mój wygląd. Otóż nie zawsze byłam taka. Kiedyś miałam długie, platynowo-blondne włosy, długie nogi i całkiem szczupłą talię. Uwierz mi, faceci uganiali się za mną. Kolejna rzecz, którą powinnaś wiedzieć jest to, że jestem wampirem.
Caroline zamarła. Ona?! Wampirem!?
— Mam 839 lat — powiedziała Anette — Dokładnie, 839 lat, 6 miesięcy, 23 dni i 19 godzin. Wampiry to całkiem dobrzy matematycy — zaśmiała się. — Jestem pewna, że Klaus ci powiedział, dlaczego łamie klątwę.
— Coś wspomniał. — Caroline zmarszczyła brwi. — Chce wychodzić na słońce. Ale od tego są eliksiry, więc nie rozumiem...
— Klaus! — Anette zwróciła się do niego. — Nie powiedziałeś jej najważniejszego... Wampiry w wieku ośmiuset lat giną. Znaczy ich ciało ginie... — powiedziała. — To dlatego został ze mnie szkielet. Nie udało mi się złamać klątwy i starzeje się jak każdy wampir. Tak jak ludzie, którzy siwieją, wampiry po prostu gubią ciało i zostaje tylko szkielet, który o dziwo trzyma się cały czas całości. Złamanie klątwy umożliwia wampirom stanie się nieśmiertelnym, a to oznacza, że nigdy nie stanie się z nimi to co ze mną.
Caroline spojrzała na Klausa. Więc ten cały cyrk jest po to, aby żyć wiecznie. Kosztem życia jej i Elvine.
— Anette i tobie nie przeszkadza, że Klaus chce złożyć moje życie w ofierze?! — wrzasnęła Caroline.
— Do złamania klątwy wystarczy twoje człowieczeństwo — powiedziała Anette. — Nie musisz ginąć... — Nie znała prawdy.
— Ale ja i tak wszystkich zabijam. — wtrącił Klaus.
— Caroline, wybacz, ale jestem pewna, że gdyby możliwe było porzucenie mocy wilkołaka w zamian za zabicie, dajmy na to sześciu ludzi, jestem pewna, że byś się zgodziła. — zwróciła się do Caroline Anette.
Dziewczyna przez chwilkę zastanowiła się nad jej słowami. Wcale by tego nie zrobiła. Ona wolała cierpieć, a niżeli odebrać komuś życie.
— Caroline, chciałem, abyś poznała prawdę o wampirach i czemu to robimy. Czemu robię to wszystko. Dziękuję ci, Anette.
— Nie ma sprawy Klaus. Fajnie, że mnie odwiedziłeś. Dawno u mnie nie byłeś. — Dała mu sójkę w bok.
— Tak, miałem małe problemiki z moją sweetheart — zaśmiał się. — Ale już jest wszystko ok., prawda?
Caroline nieśmiało pokiwała głową.
— Dobra, my spadamy. Trzymaj się, Anette — pożegnał się Klaus.
— Od prawie czterdziestu lat moje kości się trzymają. Mam nadzieję, że dam radę — zaśmiała się Anette i weszła do swojej trumny.
Caroline i Klaus weszli do samochodu.
Caroline cały czas nie mogła sobie wszystkiego przyswoić.
Zaczęło się od lata. Zapowiadało się lato. Takie jak wszystkie inne. Ale przed paroma miesiącami jej były partner zamienił ją w wilkołaka. Aczkolwiek lato mogło być normalne. Lecz nagle pojawiła się Elvine — wróżka. Później Caroline straciła kontrolę, i spotkała Klausa, który jej pomógł...a Potem jej życie stało się piekłem.
Piekłem z którego nie ma ucieczki, a jedynym ratunkiem wydaje się śmierć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top