Rozdział 16 Witamy w Midnight Falls


P

odróż była długa i męcząca, ale Klaus i Caroline w końcu wrócili do Midnight Falls. Klaus był szczęśliwy, bo wiedział, że nadejdzie ten dzień, kiedy złamie klątwę. I to za niedługo. W końcu słońce przestanie być jego wrogiem, a on stanie się niepokonany.

Caroline otworzyła oczy i wiedziała, gdzie się znajduje. Leżała na kanapie Klausa. Na tej z epoki Młodej Polski. Caroline nie mogła jej zapomnieć. Nie mogła. Na tej kanapie leżała do niego przytulona, kiedy pomógł jej walczyć ze straconą kontrolą.

— O, wstałaś już. Szkoda, bo przespałaś całą drogę — Klaus wydawał się mieć o to pretensje. Przecież sam podał jej napój.

Caroline nie odzywała się. Klaus ją przecież uderzył. Dziewczyna nigdy nie bała się go bardziej niż wtedy. Spoglądała na ruch jego ręki, przerażona, że znowu może dojść z jego strony do kolejnego rękoczynu.

— Rozumiem, co ci chodzi po głowie. Jakim to ja jestem potworem, bla, bla, bla. Jaka ze mnie Świna, bla, bla, bla... Jak mogłem cię oszukać... bla, bla, bla... — Klaus się zaśmiał . — Weź się z tym pogódź. Nie moja wina, że mieszkasz w Midnight Falls. Ale pomyśl o tym tak. Uratowałaś jakiegoś wilkołaka, który mógłby teraz przechodzić to, co przechodzisz ty. Nie czujesz się wyróżniona, że dzięki tobie jakiś wilkołak teraz biega sobie po lesie i cieszy się życiem? A to tylko i wyłącznie dzięki tobie, my love.

Caroline wykrzywiła usta w grymasie.

— Oj, nie przesadzaj, chyba się na mnie nie gniewasz. I tak nie ma co. W końcu zginiesz, więc nie wolisz, aby twoje ostatnie dni były najlepszymi dniami w całej twojej egzystencji?

Ostatnie dni? — Zapłakała Caroline. — Zostało jej tylko parę dni na świecie? Przecież nie zobaczyła Elvine.

Caroline miała tyle planów. Chciała kiedyś zobaczyć jak Talia ma małe kotki (trochę dziwne marzenie, ale w końcu Tialia to ukochany kociak Caroline). Chciała wyjść za mąż, za mężczyznę, który pokocha ją taką jaką jest, mieć gromadkę dzieci, zestarzeć się przy swoim mężem u boku. A teraz? Całe życie przed nią. Klaus żyje całe siedemset lat. A ona nawet nie dociągnęła do dwudziestki.

Po jej policzku popłynęła łza.

— Co się znowu stało? — wykrzyknął Klaus. — Ty tylko ryczysz i ryczysz! Normalnie ocean łez. Można by w nich pływać. Znalazłabyś sobie jakieś hobby.

— Miałam hobby. I to ile... Lecz ty mi to wszystko odebrałeś! Tu i teraz! — Caroline rozpłakała się na dobre. Łzy leciały po jej policzkach niczym wodospad.

Klaus przewrócił oczami i wzruszył ramionami.

— Takie życie.

— Wcale nie, takie życie. Moje życie nie było idealne, ale nikogo nie jest. Lecz ty sprawiłeś, że ono stało się najgorszym koszmarem — szlochała Caroline. Cała drżała od płaczu.

— I dlatego chcę skończyć ten koszmar.

— Ty podła świnio! — wrzasnęła. — Jak możesz?! Jak możesz bez wyrzutów sumienia rujnować komuś życie? A jak byś się czuł, jakby ktoś zrujnował Tobie życie?

— Moje życie dawno zostało zrujnowane — wybuchnął nagle Klaus. — Kiedy zabiłem mojego brata i straciłem ukochaną! Rozumiesz, że borykam się z tym od setek lat?! — krzyczał Klaus. Był w takiej furii, że Caroline bała się, kiedy Klaus do niej podszedł i chwycił ją mocno za ramiona. — Może zamiast opłakiwać tylko i wyłącznie swoje życie zastanowiłabyś się też nad innymi?! — wrzasnął Klaus i bardzo mocno potrząsnął Caroline. Z jego oczu popłynęły łzy.

Caroline przyjrzała się uważnie Klausowi. Nie możliwe. On naprawdę płakał. To przecież nie możliwe. To on rujnował jej życie, a teraz wychodzi na jaw coś zupełnie innego.

— Więc mścisz się na mnie tylko dlatego, bo w twoim życiu coś się nie udało? — wykrzyknęła Caroline Klausowi prosto w twarz.

Wampir nic nie mówił, tylko patrzył na Caroline ze łzami w oczach. Chwycił nagle dziewczynę za szyję i przycisnął do ściany. Caroline nie mogła oddychać.

— Zapomnisz co się właśnie stało. — Spojrzał jej prosto w oczy.

Klaus nie mógł sam w to uwierzyć, że po raz pierwszy przed kimś otwarcie przyznał się, że cierpi. Musiał sprawić, że zapomni. Nie mógł okazywać słabości. Słabość nie jest dla niego.

Klaus szybko otarł twarz. Caroline zbudziła się z hipnozy.

— A jak byś się czuł, jakby ktoś zrujnował tobie życie? — powtórzyła sekwencję z przed chwili. Nie pamiętała co się stało przed chwilką. Jakby nigdy nie widziała, że Klaus naprawdę zapłakał.

— Nie czułbym tego — powiedział wampir.

Dziewczyna ciągle płakała. Kiedyś chciałaby wypłakać się na ramieniu Klausa. Lecz nie teraz. Dziwiła się jak mogła go kochać. Teraz oprócz tego, że się go boi jak niczego innego na świecie to go nienawidzi. Bardziej niż czegokolwiek.

***

Elvine była kłębkiem nerwów. Nie wiedziała co się dzieję z Caroline. Klaus nie odbierał telefonów. Jej siostra też. Coś musiało się stać. Coś bardzo złego. Elvine nie chciała tego dopuścić do swojej świadomości, ale powoli zaczynała w to wierzyć.

W końcu Klaus ją przemienił w czarną wróżkę. Najprawdopodobniej zabił Caroline. Elvine długo nie chciała w to uwierzyć, ale to było od początku w myślach Klausa, kiedy tylko zobaczył Caroline na swoje oczy.

Elvine cały dzień siedziała w kuchni, trzymając ukochanego kotka Caroline na kolanach. Talia chyba też wyczuwała, że coś jest nie tak. W końcu Caroline nigdy nie znikała. Talia to może i tylko kot, ale przywiązuje się do ludzi po swojemu, po kociemu. I wyczuwa, kiedy jej ukochana pani znika. Od czasu, kiedy Caroline nie ma, Talia mało co jadła i nie jest już tak bardzo żywiołowa jak była dawniej. Tęskniła za dziewczyną. Tak samo jak Elvine.

Od paru godzin Elvine odczuwała dziwne uczucie. Jakby coś ją ciągło do lasu. Jakby tam był ktoś, kto czeka na Elvine. Lecz ona zignorowała to uczucie. Przeczuwała, że to jakiś wampir, który ją przyciąga w swoje sidła.

Nie wiedziała, że to była więź, która łączyła ją i Klausa. W końcu jest ona teraz czarną wróżką stworzoną przez niego. Gdyby nie ignorowała tego uczucia i poszła za uczuciem, które ciągnęło ją do lasu, znalazła by Klausa i Caroline, a co ważniejsze zapobiegło katastrofie, która nadchodziła wielkimi krokami.

***

Mijały dni. Zbliżał się grudzień. Całe Midnight Falls zostało pokryte śniegiem. Dni robiły się coraz krótsze, a noce mroźniejsze i dłuższe. Dzieci w mieście cieszyły się na nadchodzące Mikołajki. Wszystkim udzielał się świąteczny klimat, który już zapanował w mieście.

W supermarketach pełno było czekoladowych mikołajów, prezentów gwiazdkowych, w radiu szły kolędy, a w telewizji puszczano świąteczne reklamy ze śmiesznymi, świątecznymi piosenkami.

Jednak nie wszystkim udzielał się świąteczny klimat.

Elvine już pogodziła się z myślą, że Caroline zmarła. Minęło już tyle miesięcy, a ona wciąż nie odbiera, nie pojawiła się przed domem. Ani ona, ani Klaus. Talia wydawała się marnieć. Nic nie chciała jeść... Elvine bała się jegnego. Że i Talia zginie. Z tęsknoty za Caroline. Tego chyba i Elvine by nie przeżyła. Owszem to tylko kot, ale to pamiątka, która pozostała po jej ukochanej, młodszej siostrze.

Elvine teraz poczuła, jak czuła się Caroline w październiku, kiedy straciła Klausa. Tak teraz się czuła, kiedy straciła jedyną rodzinę. Gdyby tylko Caroline wiedziała jaki Klaus jest naprawdę, nie tęskniłaby za nim.

Każdy dzień był dla Elvine coraz gorszy. Nie mogła wyobrazić sobie życie bez Caroline. Nie mogła żyć dłużej w tym mieście.

Elvine wstała i usiadła przy laptopie. Na tapecie widniały dwie uśmiechnięte twarze. Jej i Caroline.

Wróżce po policzku popłynęła łza. Weszła na stronę internetową, gdzie można kupić dom.

— Pora wrócić do Moon Lakes. — Postanowiła Elvine, choć tak naprawdę nie chciała tego robić. Jednak nie mogła! Nie mogła żyć tu ani chwili dłużej wiedząc, że Caroline nie żyje.

Znalazła domek. W sam raz dla niej i dla Talii. Elvine najechała kursorem na przycisk ,,Kup''. Zawahała się. Po chwili przycisnęła lewy przycisk myszki. Komputer wyświetlił wiadomość : ,,Transakcja powiodła się''.

***

Klaus po raz kolejny tego dnia delektował się smakowitą krwią Caroline. A najlepsze było to, że miał ją na wyciągnięcie ręki. To tak, jakby człowiek miał ulubioną restaurację za oknem. Ba, nawet w tym samym budynku!

— Klaus, proszę dość — łkała Caroline, która czuła, że traci siły. Nagły spadek krwi powodował, że dziewczyna miała wrażenie, że za chwilkę zginie.

— Oj, nie bądź taka chciwa. — Klaus odgarnął włosy z szyi Caroline i znów się w nią wgryzł.

Blondynka z bólu chwyciła się drewnianej ramy łóżka. Ścisnęła mocno na niej pięści.

Klaus najbardziej lubił napić się kiedy się budzi, kiedy idzie spać i gdzieś w środku dnia. Dlatego właśnie znajdowali się na jego łóżku. To tak jak... Śniadanie do łóżka.

Dochodziła godzina druga w nocy. Klaus zwykle o tej godzinie polował, ale skoro miał przy sobie Caroline, nie musiał tego robić, więc śpał tak jak każdy człowiek. Właśnie miał iść spać i ,,jadł'' kolację. W postaci krwi niewinnej dziewczyny.

Po paru minutach strasznego bólu, Klaus oderwał się od szyi Caroline, pozostawiając tam wielką ranę. Była ona przecież odnawiana codziennie. Bo krew najlepiej pić z małej żyłki, która biegnie pod uchem.

Kiedy Caroline nie czuła już kłów Klausa na swojej szyi, wzięła oddech, ale nie odważyła się odetchnąć z ulgą. Bo ulga nie nadejdzie.

Klaus ją więził w jego domu od kiedy wrócili z uniwersytetu. I od tamtego czasu posila się nią trzy razy dziennie, a czasami nawet więcej.

Caroline nie miała siły, więc opadła na poduszkę obok Klausa.

Wampir przysunął się do niej i pogładził jej szyję. Caroline przeszedł nieprzyjemny dreszcz, pod wpływem dotyku jego zimnymi dłońmi.

— Jeszcze tylko łyczek. — Uśmiechnął się złowieszczo i znów ugryzł Caroline. A ona czuła, że już nie może tak dłużej żyć. Nie chce być niewolnicą stworzenia nocy. Przecież ona nie jest jakimś bankiem krwi.

Gdyby tylko miała wystarczająco dużo sił, odepchnęłaby Klausa, ale tych sił nie miała. Leżała tylko, oddychając płytko, modląc się tylko, aby w końcu zginęła. Nie czekała na nic więcej. Tylko żeby zakończyły się te cierpienia.

Kiedy Klaus ją zostawił i zamierzał zasnąć, Caroline wymknęła się do łazienki. Szła resztkami sił. Niemal się czołgała.

Weszła do łazienki i zaczęła nerwowo przeszukiwać wszystkie szufladki. W końcu znalazła to czego szukała. Żyletka.

Caroline nie sądziła czy myśli trzeźwo, czy nie. Wolała zginąć, niżeli cały czas dawać się wykorzystywać Klausowi. A dokładniej rzecz biorąc cały czas służyć mu krwią.

Caroline przykucnęła w kącie i podcięła sobie żyły na lewym nadgarstku. Patrzyła jak krew powoli cieknie i cieknie. A ona z każdą kropelką czuła się słabsza, ale szczęśliwsza.

I tu nagle do łazienki wkroczył zdenerwowany Klaus.

— Co to ma być? — Podniósł Caroline, która mimo że była żywa, była wątła w jego uścisku.

— Wolę zginąć niż tu z tobą tkwić — powiedziała łamiącym się głosem.

Klaus spojrzał na żyletkę na podłodze i krwawiący nadgarstek Caroline. Szybko napoił ją swoją krwią.

Caroline czuła, że krew wampira dodaje jej sił, ale Klaus nie dał jej tyle, aby mogła wrócić do siebie.

— Dzisiaj nie zginiesz, kochana — powiedział Klaus po czym wziął Caroline na ręce i zaniósł do jej sypialni.

Ułożył ją na łóżku i już miał wyjść, kiedy dobiegł ją cichy głos Caroline.

— Mówiłeś kilka dni, Klaus! — powiedziała Caroline — Powiedziałeś, że mnie zabijesz.

— Tak bardzo tego chcesz?

— Nie. Nie chcę umierać. Ale śmierć jest lepszym rozwiązaniem, niżeli to co przeżywam tu i teraz z tobą — mówiła.

— A mówiłaś, że śmierć nie jest dobrym rozwiązaniem... — wypomniał jej Klaus.

Caroline ułożyła głowę na poduszce i głośno wypuściła powietrze.

— W moim przypadku to nie będzie śmierć. To będzie ratunek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top