Rozdział 15 Uniwersytet, cz. 3


Caroline wiedziała, że ten dzień będzie inny. Klaus nigdy się tak bardzo nie odsztyftował. Biała koszulka, kamizelka, srebrny, gruby łańcuch, czarne conversy, oczywiście pobrudzone oraz luźne, dżinsy z Diesel. Poza tym od rana na jego twarzy tkwił ten złośliwy uśmieszek.

Zajęcia dzisiaj były dość trudne. Na wykładach Caroline mówiono o fizyce kwantowej. Dziewczyna nie miała o tym zielonego pojęcia, ale na szczęście wszystkie odpowiedzi na pytania profesorki znajdowała w podręczniku. Przez chwilę nawet poczuła się całkowicie normalnie. Zjadła lunch na stołówce, nikt nie chciał pić jej krwi, ani jej zamordować. Wszystko wydawało się na chwilę być w normie. Jednak to była tylko ułuda.

Klaus miał zajęcia w Terenie. Przed nimi musiał wypić eliksir przeciw działaniu światła słonecznego. Oczywiście to nie jest to samo, co złamać klątwę. Klaus czuł nieprzyjemne mrowienie, kiedy słońce dotykało jego wampirzej skóry.

Jego zajęcia polegały na zgłębieniu tajemnic ludzkiego ruchu. Do tego potrzebował manekinu, szkieletu ludzkiego. Zadaniem studentów i Klausa było wprawienie manekinu w ruch.

Po jakże wyczerpujących lekcjach, Klaus i Caroline wrócili do akademiku. Caroline chciała zjeść obiad, lecz Klaus jej na to nie pozwolił.

— Dzisiaj nic nie będziesz jadła — powiedział wampir. — Na nas czas, idziemy. — Chwycił ją za rękę i mocno pociągnął.

— Ale gdzie idziemy? — Dziewczyna niestety wiedziała, że ten głupkowaty uśmiech coś będzie znaczył.

Surprise. — Klaus znów się uśmiechnął.

Oboje wyszli z akademiku. Eliksir powoli przestawał działać, Klaus czuł już, że słońce sprawia mu ból. Trzeba się pospieszyć.

Klaus zapalił motor i razem z Caroline usiedli na nim. Wampir ruszył, odpowiednio głośno i ostentacyjnie, aby miał pewność, że każdy spojrzy na niego z zazdrością. Caroline nie miała zielonego pojęcia, gdzie wampir ma zamiar jechać. W końcu dojechali pod jakąś wielką maszynę. Tam chodzą tylko kujoni. Siedzą tam i badają jakieś struktury molekularne, albo DNA. ... Aha, i wszystko jasne.

— Klaus, ty chcesz mnie przebadać? — zapytała z niedowierzaniem Caroline.

— Owszem — powiedział Klaus, a Caroline dziękowała Bogu, że nie widzi jego wyrazu twarzy. Jego uśmiech był taki złowrogi.

Za chwilkę Klaus zaparkował motor i oboje podeszli pod tę wielką, przedziwną maszynę.

Wokoło chodzili sami najlepsi studenci, którzy władali językiem, którego Caroline nie mogła nawet rozpoznać. Owszem, był to angielski, w końcu byli w Tulsie, ale rozmawiali za pomocą stwierdzeń, których Caroline nie rozumiała. Tylko prawdziwi fizycy znają takie słowa.

Wszyscy dziwnie się patrzyli na nią i Klausa. Co tacy ludzie (odchrząknięcie) robią w takim miejscu? Ich zdaniem na pierwszy rzut oka, wyglądają na takich co zbłądzili, a nie przyszli tu bo mają coś do załatwienia.

— No to jesteśmy. — Klaus rozejrzał się wokoło.

— Słuchaj, a powiedz mi, co jest ze mną nie tak, że musisz mnie przebadać? — zapytała Caroline.

— Chodzi o to... Iż... Twoja krew jest jakaś inna — mówił wampir, a dziewczyna nie mogła tego pojąć. Przecież jej krew jest taka sama jak każda inna krew. — Kiedy piję krew innych wilkołaków ona jest taka... Dziwna, niesmaczna. Lecz twoja krew jest słodsza niż krew wróżki. I to mnie zastanawia. Jak to możliwe, że nie jesteś taka jak wszystkie inne? I to właśnie chcę przebadać? Czy tylko jest coś nie tak z moim zmysłem smaku, czy rzeczywiście jesteś wyjątkowa, jeżeli tak to można nazwać. — Klaus spojrzał na Caroline, myśląc, że ta przedziwna krew pulsuje teraz w niej. — To może przejdźmy od razu do rzeczy. — Uśmiechnął się i wyciągnął z kieszeni mały scyzoryk. Chwycił Caroline za rękę i razem podeszli do wielkiej maszyny.

Klaus podszedł do stanowiska, gdzie pisze: Struktura molekularna.

— Ej, słoneczko, podejdź no tutaj. — Klaus zawołał niską, pulchną dziewczynę, która coś właśnie liczyła na kalkulatorze. Kiedy usłyszała głos wampira obejrzała się, myśląc, że się przesłyszała. — Do ciebie mówię, tak do ciebie — powtórzył Klaus, kiedy dziewczyna spojrzała mu w oczy. — Chodź. I don't bite — zaśmiał się sarkastycznie, chociaż nieznajoma nie mogła tego wiedzieć.

Dziewczyna do niego podeszła, a wtedy Klaus z prędkością światła ugryzł ją w nadgarstek. A jej krew wlał do małej probówki. Zanim mózg dziewczyny przyswoił sobie co się właściwie stało, Klaus zdążył ją zahipnotyzować, aby o tym zapomniała. Dziewczyna jak gdyby nigdy nic odeszła i znów zaczęła liczyć coś na kalkulatorze. Tylko z jej nadgarstka ściekała krew.

— Teraz ty, moja miła. — Klaus wyciągnął rękę do przerażonej Caroline.

Dziewczyna wiedziała, że i tak nie ucieknie Klausowi więc podała mu swoją rękę. Wampir uśmiechnął się i ugryzł jej nadgarstek tak samo jak poprzedniej dziewczyny. Caroline miała wrażenie, że Klaus gryzie ją dzisiaj najmocniej. Musiała aż zacisnąć zęby, aby nie krzyczeć z bólu.

Klaus kiedy przegryzł skórę Caroline, krew zaczęła płynąć z rany. Wampir przelał trochę do drugiej probówki.

Blondynka mocno chwyciła się krwawiącego nadgarstka. Przeklinała wtedy dzień, kiedy poznała Klausa. Jaki on był wtedy pocieszny...

Klaus zaczął coś szybko wstukiwać w nowoczesną klawiaturę. Robił to z prędkością światła, dziewczyna nawet nie nadążała za ruchem jego palców.

Caroline widziała, że większość studentów, którzy przechodzili koło niej byli zdziwieni tym, że krwawi. Ale nikt nie miał odwagi podjeść do niej i do wyższego od niej Klausa. Dużo wyższego.

Badania trwały dziesięć minut. Klaus dogłębnie badał strukturę krwi. Ku jego zdziwieniu wynik był pozytywny. Struktura była identyczna.

— Jak to? — szepnął pod nosem Klaus.

— Co się stało? — Caroline przybliżyła się do Klausa, aby zerknąć na ekranik. Poczuła przepiękne perfumy. Te same, kiedy Klaus uratował ją. Caroline nawet do dzisiaj nie może zrozumieć jak można być tak podłą świnią jaką jest Klaus.

— Nic nie rozumiem — oburzył się Klaus. — Przecież twoja krew wcale nie jest normalna! — Klaus rzucił probówką z krwią nieznanej dziewczyny. Probówka rozbiła się i na posadce widniała plama krwi. Wszyscy spojrzeli na Klausa pytająco, lecz on tylko popatrzył się na nich mrożącym spojrzeniem.

Wampir wziął probówkę z krwią Caroline i podszedł do jednego z kujonów grających w szachy.

Podniósł go za kołnierz, jakby ważył dwa gramy.

— Masz tu probówkę i przeprowadź mi dogłębną analizę tej krwi — mówił Klaus patrząc chłopakowi w oczy.

— Dobrze, dobrze, oczywiście — mówił przestraszony chłopak i poprawił swoje okularki. — Zgłoszę się do pana kiedy to będzie gotowe, mogę prosić pana numer?

Klaus zaśmiał się, bo ten chłopak nazwał go panem. Chociaż to jest poprawne. Między nim, a Klausem jest przecież ponad siedemset lat różnicy. Caroline też powinna zwracać się do Klausa na pan. Byłoby to dziwne, ale do starszej osoby tak powinno się mówić.

— Wpisuj to szybko. — Klaus puścił chłopaka, który szybko wyciągnął swoją Nokię i szybko podyktował numer.

— Dobrze, już idę — powiedział szybko i jak powiedział odszedł szybkim krokiem.

— No to mamy już jedną rzecz z głowy — powiedział Klaus i spojrzał na krwawiący nadgarstek Caroline, a potem na jej twarz. Do jej oczu napłynęło wiele łez, ale na pierwszy rzut oka było widać, że stara się, aby te łzy nie wypłynęły. — Już cię karmiłem krwią, nie raz. Teraz zapomnij. — Pociągnął Caroline za rękę i wrócili do Akademiku.

***

Kolejny dzień studiów zaczął się tak samo. Klaus i Caroline poszli na wykłady.

Jednak dzisiejszy dzień był inny. Była pełnia. Caroline wiedziała, że nie uda jej się obronić przed działającą pełnią księżyca.

Po zajęciach Caroline wróciła do Akademiku, gdzie później dołączył Klaus.

— Wiesz, że dzisiaj pełnia? — zaczął Klaus.

— Wiem — odparła Caroline.

— Tu nie ma niestety lasu — westchnął sztucznie Klaus. — A księżyc tu wschodzi bardzo, ale to bardzo, bardzo wcześnie — powiedział.

— Dzięki, że mnie pocieszasz.

— Ale ja nie muszę wcale cię pocieszać. Jedyne na czym mi zależy to tylko i wyłącznie twoja krew — zaśmiał się Klaus i wyjrzał przez okno. — O, popatrz, księżyc...

Caroline właśnie w tej samej sekundzie poczuła, że musi przejść przemianę. Nic jej już nie mogło uchronić. Najgorsze było to, że Klaus stał przy niej i patrzył się na nią.

Przemiana była szybka i bezbolesna. Lecz Caroline miała niepohamowaną ochotę, aby wybiec z akademiku i kogoś przemienić.

Klaus chyba to wyczuł, bo przyparł Caroline do ściany.

— Tylko mi teraz brakuje wilkołaka, który nie potrafi zapanować nad swoim instynktem — warknął Klaus.

Caroline zdołała się opanować. Było to trudne, ale dała radę.

— Już lepiej.

— Boże, jak ja nienawidzę wilkołaków — Caroline łkała nad swoim grubym głosem.

— Jeżeli chcesz mogę zakończyć twój wilkołaczy żywot teraz. — Klaus wyszczerzył kły.

Caroline się zaśmiała ironicznie.

— Dlaczego twoim zdaniem śmierć jest jedynym rozwiązaniem? — Caroline spojrzała na wampira.

— Bo i tak wszyscy do niej dążymy. Humans, werewolves, witches, fairies and Vampires. All of us are going to die — powiedział Klaus z brytyjskim akcentem.

— Wampiry? — zdziwiła się Caroline. Była przekonana, że wampiry są nieśmiertelne.

— Przekonasz się — rzucił.

Caroline westchnęła, miała ochotę zaszyć się gdzieś z dala od Klausa, ludzi i świata. Chciała przejść przez tę pełnię sama.

Usłyszała nagle muzykę dobiegającą z czwartego piętra. Była tam impreza.

— Masz ochotę na taniec. — zaśmiał się Klaus.

— Nie... — odparła Caroline.

— To nie było pytanie, to było stwierdzenie. — Klaus chwycił Caroline za rękę i poszli na imprezę.

Tańczyło Tam wiele osób. Muzyka była głośna i klubowa, nie był on do końca fanem takich tonów. W powietrzu czuć było pot, alkohol i tanie chipsy i orzeszki. Wyczuć można jeszcze było inne używki, których na studenckich imprezach były niemalże obowiązkowe. Wiele dziewczyn ubranych było bardzo skąpo, co nie podobało się Klausowi. Wyglądały na takie tanie, wiejskie dziewczyny. Chłopaki zaś nie byli lepsi. Każdy z nich wyglądał jak żul i ćpun, dla których impreza była jedynym sposobem na przetrwanie.

— Wynocha! — wrzasnął Klaus, kiedy tylko przekroczył próg pokoju.

— Jak to?! — odkrzyknął ktoś, zagłuszając na moment głośną muzykę.

— Tak to, wyjazd. — Wampir wskazał ręką drzwi.

Wszyscy posłusznie wyszli, kiedy usłyszeli ostry ton głosu Klausa. Kiedy sala była już pusta, wampir upił łyk taniej wódki i zamlaskał ze smakiem. Nie była dobra, ale był to alkohol. Zmienił również muzykę, na coś bardziej mu pasującego. Carolina chodziła wokół niego przerażona, a wampir zaczął bawić się sam, jakby to była tylko jego impreza.

Właśnie szła piosenka The Poet And The Pendulum fińskiego zespołu Nightwish. Minęła minuta dziesiąta piosenki. Z typowego metalowego kawałku, piosenka przemieniła się na smutny utwór. Caroline gdy tylko go usłyszała, zachciała płakać. Przypomniały się jej przepiękne chwile, kiedy prowadziła idylliczne życie.

— Can I have this Dance? — zapytał Klaus. Caroline nie miała wyboru, więc podała swoją rękę wampirowi.

To było takie dziwne uczucie czuć ręce Klausa i kołysać się z nim w wolnym rytmie. Caroline jeszcze bardziej zebrało się na płacz.

Czemu nie mogła sobie przyswoić, że tamten Klaus, którego pokochała nie jest tym prawdziwym Klausem Morganem, który w rzeczywistości jest zły i bawi go ludzkie nieszczęście. Patrzyła w jego oczy i zastanawiała się, jakim cudem mogła go darzyć uczuciem? To potwór.

Caroline nieświadomie popłynęła z oka łza, na co Klaus zaśmiał się.

— Tak, wiem, ta piosenka jest wzruszająca, ale żeby zaraz płakać? — Klaus spojrzał na dziewczynę

— To nie przez piosenkę, chodzi o to... Jak ty mogłeś mnie tak paskudnie oszukać?

— Caroline, myślałem, że już dasz sobie z tym spokój. Nie rozumiesz, że to jestem prawdziwy ja? Ten, który kocha zadawać ból? Jestem wampirem, a nie twoim potulnym króliczkiem. Byłaś mi potrzebna i nadal jesteś, ale tylko dla moich osobistych celów. Zdajesz sobie sprawę, że i tak cię zabiję? Mówiłem przecież, że jedyne do czego wszyscy dążymy to śmierć. A to co robimy tu i teraz? To taka mała rozrywka zanim zakończysz swój żywot — mówił Klaus ciągle tańcząc. — Poza tym, sama mówiłaś, że nienawidzisz siebie jako wilkołaka. Dzięki mnie, nie będziesz nim już musiała być. Nie będziesz cierpieć. Będziesz wolna. Wolna jak ptak — powiedział z przesadnie teatralnym akcentem.

Caroline znów zebrało się na płacz.

— Hold on! — zawołał. — Jak masz zamiar mi tu beczeć to ja sobie idę.

— Nie będę. — Caroline westchnęła głęboko.

— Grzeczna dziewczynka. — Pocałował przestraszoną dziewczynę w czoło, ale zrobił to tak, jakby całował swoją zdobycz, swoją własność.

Caroline przez chwilkę patrzyła jak Klaus dotyka jej wilkołaczej ręki.

— Nie mogę zrozumieć tylko jednego — powiedziała Caroline. — Nie brzydzisz się tych wilczych włosów i tego wszystkiego co do wilkołaka należy?

— Wilkołak jak wilkołak. — Wzruszył ramionami Klaus.

Caroline pokiwała głową i spuściła wzrok. Patrzyła przez chwilkę jak buty Klausa i jej stykają się co chwilkę w tańcu.

— Chodźmy do pokoju. Jutro są egzaminy. Chyba nie masz zamiaru się na nie spóźnić. — Pociągnął ją w swoją stronę, jakby zupełnie zapomniał, że przez chwilą obiecywał jej długą śmierć.

***

Następnego ranka Caroline obudziła się już jako człowiek. Patrzyła nieprzytomnie na pokój. Księżyca nie było na niebie. Zamiast niego pojawiło się słońce.

Ptaki cudnie śpiewały, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Zwiastował piękny dzień.

Caroline spojrzała na Klausa. Spał obok niej. A ona leżała na samym końcu łóżka. Nie miała zamiaru przybliżać się do niego. Jego bliskość doprowadzała ją do skrajnego obrzydzenia, a kiedyś tej bliskości potrzebowała jak wody.

Szybko wstała z łóżka i podeszła do walizki, po czym wyciągnęła z niej kolorową bluzkę, białe legginsy oraz niebieskie buty na niskim obcasie.

— Dzień dobry — powiedział nagle Klaus. Caroline się go przestraszyła, — Jak się spało?

— A jak myślisz? — powiedziała cicho Caroline.

— Myślę, że bardzo fajnie. W końcu ja byłem obok. — Uśmiechnął się łobuzersko. — A właśnie! Przypomniałem sobie. Dzisiaj są egzaminy, więc muszę mieć dużo sił na dzisiejszy dzień.

Caroline dobrze wiedziała co to oznacza. Klaus potrzebował krwi. Jej krwi.

Dziewczyna westchnęła i zacisnęła powieki. Odwróciła się i ruszyła w stronę Klausa, który jeszcze leżał w łóżku.

Caroline usiadła na skraju łóżka i czekała aż wampir po raz kolejny ją ugryzie. Niemal opadała z sił, ponieważ ostatnio traciła wiele krwi.

Klaus podszedł do Caroline i szybkim ruchem chwycił ją za szyję. Dziewczyna opadła na niego, upadając swoim ciałem prosto na niego, a wtedy Klaus ją ugryzł. Pił krew bardzo łapczywie, nie zważając na to, że o mało co, Caroline nie straciła przytomności z bólu.

— Enough — powiedział odrzucając Caroline. Wierzchem dłoni wytarł usta. — A teraz, sweetheart idziemy na egzaminy. Zobaczymy czy poza dobrą krwią masz co nieco w głowie.

***

Egzamin był bardzo trudny. Caroline nie znała odpowiedzi na większość pytań. Za to Klaus znał wszystkie. W końcu nie od dzisiaj chodzi po świecie. A wszystko to co zawarte było w teście, Klaus przeżył w swoim życiu co najmniej raz.

Po zakończonym egzaminie Klaus podszedł do Caroline.

— I co? Jak poszedł ci test? — zapytał.

— Beznadziejnie — westchnęła Caroline i spuściła wzrok.

— Jaka szkoda. I tak ci się to w życiu nie przyda. — Przewrócił oczami Klaus.

Nagle do dwójki przybiegł zziajany chłopak, w którym Caroline rozpoznała tego samego człowieka, którego Klaus poprosił dla dni temu o zrobienie analizy jej krwi.

— Już skończyłem — wykrzyknął na wstępie. — Skończyłem tą analizę. Mam złe wieści.

— Złe? — Klausowi mina zrzedła i patrzył się na chłopaka spod byka — Jak to złe?

— Ta krew jest jakaś dziwna. Nie spotkałem takiej jeszcze nigdy. To jakby połączone krwi ludzkiej, krwi wilka i jeszcze czegoś czego nawet nauka nie może rozszyfrować.

Klaus się uśmiechnął. O taką wiadomość właśnie mu chodziło. Teraz wiedział, że Caroline nie była tylko zwykłym wilkołakiem.

— Dziękuję ci za twoją pomoc — odrzekł Klaus.

— Ale powiedz chociaż gdzie zdobyłeś taką krew?! Muszę pokazać te informacje każdemu. — Cieszył się chłopak.

Klaus go wtedy zahipnotyzował, aby zapomniał o tej krwi i o wynikach badań.

— Co to znaczy? Jak to moja krew jest jakąś hybrydą? — zapytała Caroline.

— Tego jeszcze nie wiem, ale wiem jedno. Swoje załatwiliśmy w Tulsie. Możemy wracać do Midnight Falls. — Uśmiechnął się Klaus unosząc tylko jeden kącik ust w górę.

— Co? — wykrzyknęła Caroline. — Tylko po to tu przyjechaliśmy?

— A co? Myślisz, że chciałbym spędzić z tobą całe cztery lata mojego życia ? — Klaus wybuchnął śmiechem. — Bez urazy, sweetheart. Aha i przepraszam za to.

— Za co?

Wtedy Klaus wziął mocny zamach i łokciem uderzył Caroline w twarz. Momentalnie zemdlała. Oczy wszystkich studentów skierowane były ku Klausowi i nie przytomnej dziewczynie, która zamarła z zaskoczeniem na twarzy. Klaus szybko wziął ją na ręce i uciekł. I tak odchodzą z tych studiów i nigdy tam nie wrócą, więc Klaus nie przejmował się tym, że wszyscy widzieli jak potraktował niewinną dziewczynę.

***

Caroline kiedy się przebudziła nie wiedziała, gdzie się znajduje, ani co się stało. Ktoś przykładał jej coś zimnego do policzka.

Dziewczyna zaczęła mrugać oczami i obraz stawał się coraz wyraźniejszy. Była w jakimś sklepie z eliksirami. Ale to nie było Midnight Falls. Ten sklep był większy i urządzony był w innych barwach.

To coś co przyłożone było to jej policzka to był kompres. A trzymał to jakiś młody mężczyzna, nie był to Klaus, bowiem on stał przed nią i mocno trzymał jej dłonie, powodując niemal ból. Na jego twarzy jak zwykle malował się złowieszczy uśmiech.

— Co się stało? — zapytała Caroline machając rękami, próbując wyswobodzić ręce, ale uścisk Klausa był jak kajdanki.

— I'm glad you Wake Up, sweetheart — powiedział — Zane, podaj mi proszę ten kompres — dodał.

Caroline poczuła, jak zimny przedmiot odsuwa się od jej policzka.

— Po co kompres? — zadała kolejne pytanie.

— Powiedzmy, że twój policzek nie wytrzymał mocnego uderzenia mojego łokcia — zaśmiał się Klaus.

Caroline nie mogła w to uwierzyć. Klaus ją uderzył.

— Kochanie, wracamy do Midnight Falls. Cieszysz się? — Klaus puścił jej ręce, a Caroline poczuła, że jej dłonie drętwieją.

Nie odezwała się tylko odwróciła wzrok oddychając głęboko.

— Nie cieszysz się? Przecież znów zobaczysz Elvine. Kiedy ją zabijam — zaśmiał się Klaus.

Caroline pokręciła z niedowierzaniem głową. Nie możliwe, że jej życie to piekło. To po prostu nie możliwe.

— Czeka nas długa droga — powiedział Klaus, a następie podał jej szklankę z jakimś niebieskim napojem. — Napij się.

— Co to? — zapytała Caroline cicho, patrząc Klausowi w jego czerwone oczy.

— Na pewno nie piwo. Wiem, że go nie lubisz. — Umieścił szklankę w jej dłoniach.

Caroline nie wiedziała czy pić czy nie pić. W końcu to od Klausa. Bóg wie co on jej dał. Ale dla Caroline już nic się nie liczyło, tylko żeby ten koszmar jakim jest jej życie się skończył. Upiła spory łyk. Napój był tak gorzki, że Caroline wykrzywiła twarz. Nagle ogarnęło ją bardzo duże zmęczenie. Powieki robiły się coraz cięższe. Zasnęła. Ostatnie co widziała, to roześmiana twarz Klausa, która patrzyła się prosto w jej senne oczy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top