Rozdział 6 Kontrola



Caroline obudziły promienie słońca, wpadające przez okno do jej pokoju. Udało jej się! Wczoraj udało jej się zapanować nad wilczymi instynktami, a przecież była pełnia.

A to dzięki Klausowi.

Caroline postanowiła, że nie może już o nim myśleć. To jakby zaburza równowagę świata nadnaturalnego. Nie wiedziała jeszcze za bardzo co o tym myśleć. Na razie wiedziała, żeby nie zaprzątać sobie głowy wampirem Klausem. To po prostu nie mogło mieć miejsca. Tak jak pies nie zawsze dogada się z kotem, tak wampiry i wilkołaki nie mogą się przyjaźnić. Nie mogą mówić do siebie per sweetheart...

Jeszcze leżąc w łóżku, Caroline doszła do wniosku, że dalej jest wilkołakiem. Więc księżyc jeszcze jest na niebie. Dziewczyna miała nadzieję, że już niedługo. Chciała wrócić do swojej ulubionej ludzkiej postaci, a nie takiego wilkołaka jakim jest.

Dziewczyna wyciągnęła szybko z szafy niebieską bluzkę, spódniczkę i balerinki po czym poszła do łazienki. Podeszła pod lustro i spojrzała na siebie.

Wilk, paskudny, odrażający wilk.

Szybko odwróciła wzrok i westchnęła głęboko. Nie wie co by zrobiła, gdyby dane jej było zostać w postaci wilka na dłużej niż parę godzin. Na przykład na dzień, na rok... Na zawsze... To było odrażające, nie mogła zaakceptować swojego wyglądu podczas przemiany.

Wtedy Caroline poczuła, że wilk ją opuszcza. Po chwili, w łazience, w której przed chwilką stała wilczyca, stała drobna blondynka o intrygujących niebieskich oczach. Dziewczyna spojrzała w lustro. Odetchnęła z ulgą. Już nic nie przypomniało tego, że jeszcze parę minut temu była wilkołakiem. Przeczesała palcami swoje włosy i weszła pod prysznic.

Za półgodziny Caroline, już w pełni odświeżona, wyszła z łazienki i napotkała ciekawy wzrok siostry.

— Jaka jesteś dzisiaj szczęśliwa — zauważyła Elvine biorąc na ręce Titę, która właśnie przechadzała się po korytarzu.

— E tam, szczęśliwa... — Caroline nie wiedziała co powiedzieć. Nerwowo świdrowała wzrokiem po pokoju. — Tak, tak po prostu...

— Siostro, co się wydarzyło wczoraj, podczas pełni? — powiedziała wróżka, a Caroline odwróciła wzrok. — Zachowałaś kontrolę mimo tego, że już nie emanowałam aurą ukojenia...

Caroline przez chwilkę zastanowiła się co powiedzieć... Nie mogła przecież nic powiedzieć o Klausie. Elvine przecież nie zrozumie... Ona sama nie potrafiła tego zaakceptować.

— Widać ta aura działała jeszcze po tym jak skończyłaś ją wytwarzać... — palnęła Caroline, zupełnie nie przemyślając tego, co powiedziała.

— Caroline... — Elvine aż klepnęła się w czoło. — Jest coś takiego jak początek i koniec. Dajmy na to włączasz laptop, więc działa, lecz kiedy go wyłączasz przestaje działać. Tak samo jest w tym przypadku, nie wmawiaj mi czegoś, co nie jest prawdą. Czemu nie chcesz mi powiedzieć? Więc odzyskałaś kontrolę sama od siebie? Przecież narzekałaś jeszcze nie dawno, że zupełnie ją utraciłaś!

— Bo tak było, utraciłam ją, ale na to wygląda, że odzyskałam kontrolę nad przemianami — powiedziała Caroline tym razem prawdę. Przecież zatajenie szczegółu, że odzyskała ją dzięki Klausowi, nie jest przecież kłamstwem. Prawda?

Elvine spojrzała podejrzliwie na siostrę.

— Dobra, jak nie chcesz, to nie mów — Elvine machnęła ręką w geście rezygnacji, po czym odeszła od Caroline.

Ona jest nieugięta — pomyślała — W końcu będę musiała powiedzieć jej prawdę o Klausie. Jak powiedziałam już jego imię, będę musiała wyznać resztę. To, że jest wampirem, to że nie chce mnie zabić, choć mógłby to zrobić w ciągu jednej sekundy oraz to, że to dzięki Klausowi odzyskałam kontrolę.

Caroline jednak nie wyobrażała sobie tego, że Klaus i ona... Nawet nie wiedziała, o co chodziło Klausowi. Ale wiedziała jedno... Różnicy gatunków nie jest w stanie przebić nic. Wampir i wilkołak...? Przecież to brzmi równie niedorzecznie, jak człowiek i pająk. Poza tym, wszystkie wróżki i wiedźmy jakby się o tym dowiedziały, to oboje już by nie żyli. Świat nadnaturalny jest taki skomplikowany... Caroline dopiero się w niego wprowadza mimo, że wilkołakiem była już dłużej niż dwa dni... Dlatego właśnie Caroline rzuciła szkołę. Bała się, że kiedy zbyt się zestresuje, zamieni się w wilkołaka na oczach całej klasy. Wolała kiedy była traktowana jako zwykła Caroline Forbes w szkole, lecz tak nie mogłoby być, a nawet podczas pełni. Wtedy byłoby: Paskudny wilkołak Caroline Forbes.

Elvine siedziała obrażona na kanapie w salonie, bawiąc się pilotem od telewizora.

Dlaczego Caroline nie chciała jej powiedzieć prawdy? Przecież to jest jasne, że kłamie. Nie mogła od tak odzyskać kontroli. Skoro nawet wczoraj na to narzekała...? Caroline cały czas nie chciała czegoś jej powiedzieć. Najpierw nie chce się jej pokazać jako wilkołak, potem nie mówi jej nic o tym całym Klausie, kimkolwiek on był, a teraz? Teraz kolejna tajemnica, o której Elvine nic nie wie.

A może zorganizować wycieczkę — pomyślała. — Dzięki temu może Caroline się przełamie i wszystko mi powie.

Wróżka już wesoła wybiegła z domu i zastała Caroline na opalaniu się w przepięknym lipcowym słońcu.

— No witaj. — Uśmiechnęła się Elvine.

Matko — pomyślała zmieszana Caroline — Moja siostra jest bardziej zmienna w humorze, niż baba w ciąży!

— Cześć... — powiedziała Caroline ostrożnie, nie wiedząc, do czego zmierza Elvine.

— Wiesz, postanowiłam, że może gdzieś pojedziemy? Może do Ogrodów Wróżek,? Wiesz, tak zawsze biegają konie, a jak masz szczęście to zobaczysz jednorożca — mówiła przejęta.

Caroline skrzywiła się.

— Nie żeby coś, ale nie chce mi się zbytnio gdzieś jechać. — dziewczyna przeciągnęła się leniwie na kocu.

— Chodź! — Elvine pociągnęła siostrę za rękę, aż spadły jej okulary przeciwsłoneczne. Tak zwykle robiły, kiedy obie były jeszcze dziećmi.

— Dobra — powiedziała Caroline niechętnie i założyła bluzkę i spódnicę. — Idę już...

— Świetnie, czekam w samochodzie! — Elvine pomachała przed oczami siostry masywnymi kluczykami do ich samochodu, bmw.

Caroline pokiwała głową, a Elvine zniknęła w garażu. Później bmw wyjechało przed dom, niecierpliwie trąbiąc na Caroline, która nasypywała Ticie jedzenie. Później zamknęła drzwi na klucz i biegiem poszła w stronę samochodu.

Kiedy już zamknęła drzwi od samochodu, Elvine ruszyła. Wróżka co chwilkę zerkała na siostrę, która oglądała krajobrazy przez szybę samochodu. Było zbyt cicho, Elvine nie lubiła takiej atmosfery. Musiała ją przerwać.

— No tak, więc jak ci się mieszka w Midnight Falls? — palnęła.

Caroline się zaśmiała, odrywając wzrok od parku, koło którego przejeżdżały.

— Tu się mieszka bardzo fajnie, ale powiem ci tak... Szybki masz refleks. — Caroline podniosła brwi.

— Możliwie, wiesz nie miałam za bardzo okazji, kiedy się tego zapytać, ale skoro się już zapytałam, to możesz to jakoś rozwinąć? — nalegała.

— Nie baw się w nauczycielkę od angielskiego. Mam dosyć szkoły. A no właśnie? A ty czemu nie chodzisz do szkoły? — zapytała.

— No więc tak... — Elvine wzięła głęboki oddech, zastanawiając się wtedy nad słowami, które może powiedzieć. — Nie chciałam już chodzić do szkoły, bo bałam się, że będą mnie traktować jak wyrzutek. A to nie jest zbyt fajne...

— Wiem coś o tym, to dlatego i ja rzuciłam szkołę — dodała Caroline, po raz kolejny odkrywając, jakie są z Elvine podobne.

— Popatrz, widać, że jesteśmy siostrami. — Uśmiechnęła się lekko, prowadząc uważnie samochód. — Z tego samego powodu obie zrezygnowałyśmy ze szkoły.

Za dwadzieścia minut dziewczyny stały już przed ogrodami wróżek. Od razu rzucił się w oczy wielki budynek, gdzie spotykają się wszystkie wróżki. Okrążał go średniej wielkości park, z ogromną ilością zieleni.

Wróżek było wiele. Bardzo dużo. Od kolorów skrzydeł bolała głowa. Były białe, żółte, czerwone, fioletowe, niebieskie, różowe... A kształty skrzydeł też się różniły. Niektóre były malutkie, jak pracowity trzmiel, a inne miały wielkie fantazyjne zawijasy w każdą stronę.

Elvine wyszła z samochodu i od razu poleciała w górę, przywitać się z wróżkami. Na niebie wyglądało to jakby fajerwerki zastygły w miejscu. Caroline usiadła na ławce.

Nie wiedząc dlaczego jej myśli od razu poszybowały w stronę Brytyjczyka Klausa. Caroline chciała o nim zapomnieć, ale jego przecudny uśmiech zawsze wracał i nie mogła po prostu o nim zapomnieć. Klaus zawładnął całym jej umysłem w te dwa spotkania. On był inny. Każdy inny wampir patrzy na wilkołaka tylko jakby był to jakiś paskudny wybryk natury. Lecz Klaus patrzył na nią inaczej. Jakby na człowieka, równego sobie.

Caroline też nie mogła zapomnieć o jednym — to tylko i wyłącznie dzięki Klausowi teraz może siedzieć na ławce w ogrodzie wróżek rozkoszując się słońcem, a nie myśleniem o tym, aby zapanować nad dzikim instynktem przemienia kogoś.

— Caroline. — Elvine podfrunęła do siostry. — Co tak siedzisz, chodź do nas. — Pokazała w stronę dwóch wróżek, wesoło machających skrzydłami.

— Nie mogę, będę wam tylko przeszkadzać — przyznała Caroline.

— E tam. — Elvine nie wiele myśląc, uniosła siostrę w górę. Cieszyła się, że jej ważyła tylko czterdzieści osiem kilogramów. Była bardzo chudziutka.

Caroline bawiła się wspaniale, oprócz tego, że siła grawitacji była od niej silniejsza i parę razy o mało co nie spadła w dół. Lecz dobrze, że miała Elvine, która w razie czego zawsze ją łapała.

W końcu Elvine odstawiła Caroline na ziemię.

— Wiesz, na górze jest fajnie, ale jednak ziemia to jest jedna rzecz którą bardzo lubię — powiedziała Caroline siadając na ławce. Wróżka usiadła obok niej.

— Caroline, a odnośnie kontroli... — zaczęła brunetka, ale Elvine od razu jej przerwała.

— ...czyli tylko o to ci chodziło? Chciałaś mnie zabrać ty tylko po to, aby dowiedzieć się o tej kontroli? — powiedziała urażona.

— Nie, wcale nie tylko po to. — Elvine spuściła wzrok.

— Jasne... Dobra, wracamy do domu. — Caroline już ruszyła w stronę samochodu.

Elvine westchnęła.

— A ja jak zwykle wszystko psuję... — powiedziała sama do siebie.

***

Był już środek nocy. Caroline chodziła po podwórku stawiając kroki powoli i rzadko. Padał deszcz, wprawiając ją w naprawdę mizerny nastrój. Utworzyły się już małe kałuże na trawniku i podeście do domu. Rytmicznie wpadały do nich kolejne krople deszczu.

Czemu Elvine się tak zachowała? — pytała Caroline samą siebie. — Wyciągnęła mnie na wycieczkę tylko po to, abym jej powiedziała o mojej uratowanej kontroli. Czemu ona nie może przyjąć tamtego co jej powiedziałam jako prawdziwej informacji?

Wtedy poczuła dziwny chłód, jakby duch który się koło niej przemieścił. Odwróciła się szybko i przestraszyła się. Za nią stał Klaus ze swoim uśmiechem.

— Klaus, przestraszyłeś mnie. — Caroline odetchnęła głęboko. — Mógłbyś nie wchodzić na moją prywatną posesję i jeszcze mnie nie straszyć?

— Przepraszam, sweetheart... — powiedział Klaus ze swoim cudownym brytyjskim akcentem.

— Rozmawialiśmy o tym wczoraj — przypomniała mu Caroline. — Miałeś mnie tak nie nazywać.

— Wiem, wiem, ale chyba to jest nie możliwe. — Przekrzywił głowę lekko na bok i przymrużył oczy przyglądając się blondynce. — Właśnie... Widzę cię w ludzkiej postaci. Czyżby moja pomoc okazała się skuteczna?

— Tak i to bardzo — przyznała. — Dziękuję ci Klaus, że mi pomogłeś. Bez ciebie chyba bym tkwiła w tej wilczej skórze do końca moich dni.

— It 's my pleasure, sweetheart. — Klaus wcale nie słuchał Caroline w kwestii przestania mówić sweetheart i my love. Taki już był i koniec. Nikt tego nie zmieni. — Are you sure you have a control?

— Tak, odzyskałam ją — Caroline nie wiedziała dlaczego Klaus się upewniał.

— Fantastic — wypowiedział to słowo tak, że dziewczyna chciałaby kliknąć przycisk replay. I to więcej niż parę razy.

Klaus chwycił nagle Caroline za szyję.

— Twoja krew jest taka pyszna. — Uścisk Klausa robił się coraz mocniejszy.

— Co? — Caroline była zdezorientowana. Głos Klausa nawet kiedy mówił tamte słowa, był przepiękny, ale poczuła nutę strachu.

— Zapomnij co teraz zrobię — zahipnotyzował ją Klaus i wgryzł się w jej rękę.

Jej krew była taka, że Klaus nie mógł się powstrzymać. Mogła być wilkołakiem, nawet mogłaby być psem, ale Klaus nie zdołałby się oprzeć zapachowi i smakowi jej krwi. To tak jak kromka chleba dla głodującego. Po chwili Klaus całkowicie nasycony nakarmił Caroline własną krwią, aby rana się zagoiła. Klaus otarł rękawem usta i na jego twarzy zagościł uśmiech.

Za parę sekund Caroline wyszła z hipnozy. Jakby nic sie nie stało.

— Mówiłeś coś ? — zapytała nieobecna. — wybacz, ale zamyśliłam się na momencik.

— Nie, nic nie mówiłem — powiedział lekko Klaus i znów się uśmiechnął. — A teraz ślicznotko, musisz my wybaczyć, bo muszę iść... — Klaus wprowadził brytyjski akcent. Brzmiało to inaczej, lecz bardzo pięknie.

Caroline nie zdążyła odpowiedzieć, bo Klaus jakby rozpłynął się we mgle. Po nim został tylko cichy wiatr rozrzucając włosy Caroline na każdą stronę pozostawiając je w nieładzie.

Dlaczego nie potrafię się mu oprzeć? — Caroline skarciła samą siebie.

W Klausie jakby była moc, która nie pozwalała odciągnąć od siebie wzroku. Zawsze miał dumnie uniesioną głowę, a jego ciało było umięśnione. Ten wesoły uśmiech szaleńca doprowadzał ją do szału.

Caroline weszła do domu szczelnie zamykając za sobą drzwi. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła się obserwowana. Rozejrzała się przez szklane drzwi po podwórku i okolicach. Oprócz ptaków i kruka siedzącego na dębie nieopodal domu blondynki nie było tam nikogo. Zapewne sobie to wymyśliła. Sądziła, że Klaus o niej myślał i dlatego miała wrażenie, że czuje się obserwowana.

Caroline odetchnęła i ruszyła cicho w stronę pokoju. Elvine spała już w pokoju, a Talia buszowała po domu w poszukiwaniu czegoś nowego do jedzenia.

Caroline ściągnęła z siebie ubranie i upadła na łóżko. Nie wiedziała co myśleć o Klausie. Całą tą sytuację chciałaby przemyśleć jutro... Albo pojutrze... Albo żeby ktoś pomyślał o tym za nią. Albo żeby w ogóle jej nie było. O tak, to by było wspaniałe.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top