Rozdział 21 24 grudnia


O

d samego rana w domu Caroline i Elvine panował ruch.

Wróżka za wszelką cenę starała się wyczyścić wszystko co pobrudziły Caroline i Talia. Potem zajęła się gotowaniem tradycyjnych wigilijnych potraw. Co udało jej się coś zrobić, Caroline to psuła.

— Błagam cię, zajmij się czymś pożyteczniejszym niż rujnowanie Wigilii — zawołała nagle Elvine, kiedy miała dosyć widoku Caroline grzecznie czekających u jej stóp. Pragnęła jedzenia. Dużo jedzenia.

Caroline zaczęła skomleć jak prawdziwy pies.

— Nie przesadzaj, nie jesteś psem, żebym rzucała ci jedzenie na podłogę. Owszem, od jakiegoś czasu zachowujesz się jak pies, ale to nie ma nic do rzeczy — mówiła Elvine, wymachując drewnianą łyżką w powietrzu. — Spróbuj odnaleźć w sobie kapkę człowieczeństwa. — Zaczęła mieszać barszcz czerwony znajdujący się w rondelku i jednocześnie mówiła do Caroline. — Wiesz, nie możesz być taka do końca świata. Coś zrobimy. Może ogolimy te twoje futro i wyrwiemy te paskudne kły. Założymy soczewki, takie ładne niebieskie jakie miałaś, a potem ładnie cię ubierzemy. Coś się wymyśli — powiedziała i zerknęła na Caroline. Znów drapała się za uchem za pomocą nogi. — Jak groch o ścianę — westchnęła.

Ale czego właściwie się spodziewała? Że Caroline na jej prośbę odzyska społeczeństwo, które zabrał jej Klaus? Raczej nie. Wiedziała, że nie miała dużo czasu, aby to odkręcić. Musiał być jakiś sposób, aby jej siostra wróciła do normalności.

Praca w kuchni była ciągle taka sama. Caroline w końcu zasnęła na podłodze, bo Elvine ciągle tylko gadała i gadała.

Kiedy Caroline otworzyła oczy, Elvine stała nad nią i coś nad nią rozpylała.

Caroline przekręciła głowę w bok, jakby pytała: Co to?

— Perfumy. — Elvine wyczytała to pytanie z gestu siostry. — Śmierdzisz jak pies. Nie chcę, aby nasz gość uciekł bo będzie tu śmierdzieć — zaśmiała się Elvine.

Perfumy pachniały jak... Jaśmin. Takie były ulubione perfumy dziewczyny, kiedy jeszcze mogła rozpylać cokolwiek wokół siebie. Teraz ich zapach spowodował, że Caroline zaczęła niemiłosiernie kichać i kaszleć po swojemu.

— Ale chociaż pachniesz ładnie — zaśmiała się Elvine.

Tak naprawdę wcale jej nie było do śmiechu, ale jakoś chciała się zaśmiać w ten wyjątkowy dzień.

Elvine nagle coś sobie przypomniała.

— Matko! Nawet nie ustroiłam domu! — Złapała się za głowę. — Zostań tutaj, ja muszę rozwiesić światełka — powiedziała i szybko pobiegła na pole.

Caroline stwierdziła, że nie będzie słuchać starszej siostry i szybko uciekła za nią. Zauważyła jak Elvine wzbiła się na swoich skrzydłach w powietrze i lata wokół domu jak nakręcona. Po paru minutach dom cały się świecił. Dziewczyna podążała za nią bacznie wzrokiem przez cały czas. Gdyby mogła myśleć jak człowiek, na pewno pomyślałaby, że to wygląda niezwykle magicznie, jak młoda wróżka lata z lekkością wokół wielkiego domu.

— Chociaż choinkę zdążyłam ustroić — uśmiechnęła się Elvine, kiedy już wylądowała w miękkim śniegu, a Caroline już chciała ruszyć i tą choinkę przewrócić. Strasznie ją do tego korciło, ale Elvine miała taką minę, że Caroline od razu się to odechciało.

W domu panował już świąteczny nastrój. Elvine puściła na kinie domowym kolędy. Cały dom pękał w szwach od nadmiaru różnorodnych Aniołków, Mikołajów i innych takich świątecznych rzeczy.

— Wiesz, nie sądziłam, że tak będą wyglądały tegoroczne święta, ale lepiej tak niż wcale prawda? — powiedziała wróżka do siostry, ale ona była zbyt zajęta obserwowaniem jakiegoś robala na ścianie. Elvine wiedziała, że nie otrzyma odpowiedzi.

Dochodziła osiemnasta i całe Midnight Falls ogarnął mrok. Tylko światełka oświetlały drogę.

Do domu Elvine i Caroline zawitała Diana. Wróżka wiedziała to, ponieważ przed ich domem zaparkowała mała Skoda.

Siostry obserwowały przez okno jak Diana otwiera bramkę i wchodzi na podwórko. Podziwiała jak dom jest ślicznie ustrojony. Kiedy tylko rozległ się dzwonek do drzwi, Caroline zaczęła szczekać, co było dziwne, bo wilkołaki nie powinny szczekać.

— Cicho — warknęła Elvine i dopięła sobie do twarzy sztuczny uśmiech. Podeszła do drzwi i otworzyła je Dianie. — Cześć, kochana!

— Cześć Elvine. — Dziewczyna przytuliła wróżkę i od razu spojrzała na nią. Była czarną wróżką, ale dlaczego? Diana miała nadzieję, że się wszystkiego dowie. — Dziękuję za zaproszenie. Inaczej znów musiałabym spędzać Wigilię sama. — Diana ściągnęła swoją białą kurtkę i czapkę i powiesiła na haczyku na ścianie. — Nie mówiłaś, że macie z Caroline... psa?

— Diana...Jesteś wilkołakiem, tak? — zapytała Elvine.

— Tak, jestem i nie jestem z tego powodu najszczęśliwsza. A... Dlaczego pytasz?

— Mam taki mały problem z Caroline... — zaczęła Elvine, wprowadzając Dianę do salonu.

— Coś nie tak?

— Właśnie... Ona... Straciła człowieczeństwo — Elvine spuściła wzrok.

— Co? — wykrzyknęła Diana. — Boże, biedna Caroline! — Schowała twarz w dłoniach. — Jak to się stało?

— Długa historia — Elvine machnęła ręką. Nie miała ochoty o tym rozmawiać.

— Więc nie opowiesz też jak stałaś się czarną wróżką? — zapytała Diana.

Elvine lekko się uśmiechnęła i pokręciła przecząco głową.

— Ok., rozumiem, że nie chcesz mówić. Weszłam po prostu z butami w wasze życie...

— Nie, nie, Diana, to nie tak. Chodzi o to, że moje życie i życie Caroline diametralnie się zmieniło od tegorocznego lata — powiedziała Elvine.

— Posłuchaj, strasznie mi przykro. Widać nawet z twojej miny, że coś jest nie tak...

— Aż tak bardzo? Nawet z tym uśmieszkiem? — Elvine wskazała palcem na swoją twarz wykrzywioną w uśmiechu.

Diana się zaśmiała.

— A gdzie jest Caroline? Zaraz zabłyśnie pierwsza gwiazda i będzie trzeba zasiąść do jedzenia.

— Caroline właśnie gdzieś poszła. Wiesz, boi się obcych. — Elvine teraz naprawdę poczuła się, jakby mówiła o psie, a nie o swojej siostrze.

— Boi się obcych? Znaczy, że coś musiało nieźle zrujnować jej psychikę. — zatroskała się Diana.

— Bo tak jest — westchnęła Elvine. Przypomniała sobie o Klausie. — Nie wiem czy kojarzysz taką osobę jak Klaus? Klaus Morgan.

Diana z początku nic nie zrozumiała, nic jej się nie nasunęło na myśl. Lecz potem skojarzała. Klaus... Klaus...

— Przecież Klaus to wampir! Znam go — przypomniała sobie nagle Diana.

— Znasz? — zdziwiła się Elvine.

— No tak, znaliśmy się parę lat temu. Spotkałam go we Włoszech na wakacjach. — Diana też się skrzywiła na przypomnienie o Klausie. — To bardzo zła osoba. Czy wykorzystała was do własnych celów?

Elvine smutno pokiwała głową.

— W moim przypadku stwierdził, że muszę za nim wszędzie chodzić, bo chciał tylko pić moją krew. Ale na początku był taki milutki i kochany... Myślałam, że się we mnie zakochał... — mówiła Diana.

— Co? To było dokładnie w przypadku Caroline. No i do nas dochodzi jeszcze to, że chciał złamać jakąś klątwę i dlatego wyglądamy tak jak wyglądamy...

— Straszne... Popatrz jak jedna osoba może wszystko zrujnować — Diana spojrzała na niebo. — O! Pierwsza gwiazda zalśniła. Trzeba zacząć. Trochę nie fajnie zaczęła się nasza rozmowa, ale teraz będzie lepiej. Zawołać Caroline? Bo... To była Caroline, prawda?

Elvine ze smutkiem pokiwała głową. Diana smutno westchnęła, nie wiedząc, jakie słowa byłyby odpowiednie, aby uratować klimat świąt.

***

Caroline właśnie bawiła się Talią. Obie łapały płatki śniegu. Dziewczyna czuła się wesoła w towarzystwie kota, chociaż wiedziała, że powinna wrócić do domu.

Nagle coś przemknęło jej przed oczami. Caroline sądziła, że to jakiś robak. Uwielbiała gonić robaki. Pognała za nim. Ale po sekundzie to coś zniknęło z jej oczu.

Coś tyrknęło Caroline w ramię, a ona odskoczyła jak oparzona. Futro na jej skórze najeżyło się. Zaczęła warczeć odsłaniając ostre kły.

Nagle Caroline zaczęła sobie przypominać kim jest osoba stojąca przed nią. Klaus.

— Hey, Doggy, Doggy — zaśmiał się Klaus, patrząc jak Caroline kuli się na jego widok i zaczyna skomleć jak zbity pies. — Nie cieszysz się na mój widok, sweetheart? Ja tam bym się cieszył, jakbym zobaczył kogoś, dzięki komu wciąż żyję na świecie. Ale co tak, każdy ma jakieś swoje upodobanie, prawda Sweetheart?

Caroline w jednej sekundzie rzuciła się do nogawki Klausa i zaczęła ją gryźć. Nie wiedziała czemu to robiła. To był instynkt samozachowawczy.

— Trzeba cię zaszczepić na jakąś wściekliznę czy coś... — westchnął Klaus i złapał Caroline za szyję. Jego kły jakby wyostrzyły się na myśl o tym, że jest tak blisko jego ukochanej krwi. Krew... Krew... I to tylko jego — Chodź, pieseczku idziemy sobie do twojej siostruni. Ciekawe jakie dobre jedzonko przygotowała na dzisiaj.

***

Elvine i Diana były już w trakcie jedzenia trzeciego dania. Zastanawiały się dlaczego Caroline wciąż nie ma?

— Posłuchaj, ja może jednak pójdę poszukać Caroline? — powiedziała Elvine, która czuła się trochę niezręcznie, że musi odchodzić od stołu, aby poszukać swojej siostry wilkołaka.

— Pomogę ci –zaproponowała Diana.

— Dziękuję za pomoc, ale boję się, że jak zobaczy cię tutaj może cię ugryźć... — Uśmiechnęła się lekko Elvine.

— Ale... W końcu jestem wilkołakiem. Chyba nic nie powinna mi zrobić. — Wzruszyła ramionami Diana i wstała od stołu.

Obie dziewczyny miały już wyjść w poszukiwanie Caroline, lecz nagle przed drzwiami kuchni zobaczyły coś na co serce im podskoczyło do gardła. Znalazły Caroline. Lecz była ona trzymana za kark przez Klausa, którego mina mówiła tylko jedno: wściekłość.

— Klaus! — wrzasnęła Elvine. — Jeszcze nam uprzykrzasz życie?! Dostałeś to co chciałeś, czego ci więcej?

— Wiesz, nikt mnie nie zaprosił na Wigilię. Czułem się... Samotny — powiedział Klaus, ściskając kark Caroline mocniej.

— Tak, ciekawe dlaczego — Elvine przewróciła oczami. — A teraz puść Caroline.

Twarz Klausa nagle przyozdobił złowrogi uśmiech.

— Chcesz, no to sobie ją złap. — Za pomocą jednej ręki uniósł Caroline wysoko w górę i rzucił nią jak zabawką. Zaskoczona dziewczyna uderzyła w stół wigilijny, który pod jej ciężarem złamał się i wszystkie potrawy wylądowały na niej.

Elvine zakryła usta dłonią. Nie możliwe, że Klaus znów tu był i na nowo rujnuje jej życie.

— Klaus wyjdź stąd! Od nas więcej nie dostaniesz, odebrałeś nam to co chciałeś! — wrzeszczała Elvine, pomagając Caroline wstać.

Ten uśmiech znów pojawił się na jego twarzy.

— Proszę, kogo ja tu widzę... — odezwał się nagle Klaus, spoglądając na Dianę, która cała drżała.

Przypomniały się jej czasy, kiedy Klaus rujnował życie jej, a nie Elvine i Caroline.

— Długo się już nie widzieliśmy, nie sądzisz? — powiedział nagle Klaus, zbliżając się powoli do Diany, która z kolei starała się jak najbardziej od niego odsunąć.

— Tak, bardzo długo. I nie żałuję — powiedziała szorstko Diana. Mówiła przez zaciśnięte zęby.

Klaus nagle spojrzał na jej szyję. Miała tam znak. Dwie rany od ugryzienia wampira.

— Widzę, że nieźle sobie radzisz, skoro masz kolejne rany po ugryzieniu wampira — zaśmiał się.

— Bo wy wszyscy jesteście tacy sami! — wrzasnęła nagle Diana. — Wy, wampiry to złe stworzenia. Nie powinniście w ogóle żyć na tym świecie!

Elvine zamyśliła się na chwilkę. Przypomniała się jej rozmowa z Caroline.

— Klaus nie zrobi ci krzywdy. On nie krzywdzi ludzi...Znaczy... Nie krzywdzi istot... — powiedziała Caroline z każdą chwilą zniżając głos.

Elvine nagle przypomniała sobie coś. Klaus... Klaus... To imię coś jej mówiło. Właśnie!

— To jest ten Klaus? — wykrzyknęła nagle. — Dzięki któremu czułaś się dobrze?

— Tak, to on. To dzięki niemu odzyskałam kontrolę nad przemianami — powiedziała Caroline, nie chcąc już nic ukrywać.

— Więc wampir ci pomógł? — niedowierzała Elvine.

Jak to? Przecież wampiry i wilkołaki się nienawidzą. Czemu nijaki Klaus chciał być inny?

— Tak, pomógł. Widzisz, nie jest taki zły. A ty każdego traktujesz z góry. Stereotyp wampira nie odpowiada każdemu z nich — dodała Caroline po czym wyszła zostawiając Elvine samą.

Caroline myliła się. Skoro Klaus to wampir to koniec. Jest tym wampirem. Nie ma wampira dobrego i złego. Klaus jest dobrym przykładem. Są tylko złe wampiry. Taka ich natura. I nikt nie może tego zmienić.

— Oj, nie bądź taka niegrzeczna. — Uśmiechnął się Klaus po swojemu.

— Nie znudziło ci się rujnowanie życia innym, Klaus? — Diana spojrzała na niego swoimi zielonymi oczami, które jak oczy każdego wilkołaka świeciły się.

— Wiesz... Rujnowanie zrobiło się czasami nudne. Ale wiesz co mi się podobało? Rujnowanie życia tej oto Caroline. Wiesz, jaka to była zabawa? Zupełnie inaczej niż z innymi. — Spojrzał na Caroline, która nie była za bardzo świadoma tego wszystkiego co się właśnie dzieję.

Wtedy Diana rozwścieczyła się. Przemieniła się w wilkołaka.

A Caroline jak gdyby nigdy nic, zaczęła się cieszyć, bo w pobliżu był jeszcze jeden wilkołak.

W tym czasie Diana rzuciła się Klausowi do gardła, lecz zanim zdążyła cokolwiek zrobić, Klaus wgryzł się jej w tętnicę. Pił bardzo łapczywie, a Diana miotała się w jego ramionach. Po chwili picia krwi, Klaus oderwał Dianę od siebie.

— Jak za starych dobrych czasów. — Uśmiechnął się i zacisnął zęby, wykrzywiając usta. Złapał mocno głowę Diany i jedynym susem skręcił jej kark.

Elvine otworzyła szeroko oczy i zatkała usta dłońmi, aby tylko nie krzyknąć.

Klaus właśnie zabił Dianę.

Caroline warknęła na Klausa, ale zaraz po tym schowała się za Elvine.

Klaus na to wzruszył ramionami i opuścił martwe ciało Diany na podłogę.

— Ups... — powiedział sztucznie po czym rzucił się Elvine do gardła.

Nim Elvine zdążyła zareagować Klaus już pił jej krew. Caroline wtedy rzuciła się na Klausa i ugryzła go w łydkę.

Klaus wrzasnął przeraźliwie i puścił wróżkę. Upadł na podłogę i zaczął wić się z bólu

Elvine chwyciła się krwawiącej rany tuż pod uchem i patrzyła na Klausa. Co się stało? Dlaczego Klaus tak wrzeszczy?

Kiedy jednak zobaczyła krew na jego nodze i Caroline, która stara się wyczyścić usta po ugryzieniu go, Elvine zrozumiała, że ugryzienie wilkołaka zabija wampira.

Klaus spojrzał na Caroline i chciał też ją ugryźć, ale mu się nie udało, bo miał za mało sił. Spojrzał na dwie siostry, wrzasnął raz jeszcze i wybiegł z domu.

Czyli Klaus umrze w przeciągu dziesięciu godzin. W końcu będą miały święty spokój. Nareszcie.

Lecz zostało jeszcze jedno. Diana.

Po policzku Elvine popłynęła łza, ale musiała być opanowana. Wyciągnęła komórkę i wybrała numer 997.

— Halo? Policja? Chciałabym zgłosić zabójstwo... — powiedziała smutnym tonem. Później podała adres.

Policja miała się zaraz zjawić.

— To najgorsza Wigilia w całym moim życiu — załkała Elvine i spojrzała na Caroline i Dianę, której ta Wigilia była ostatnią w jej krótkim życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top