Rozdział 15 Uniwersytet cz. 2

Później wrócili do akademiku, Caroline szła koło niego posłusznie niczym baranek za swoim opiekunem. Ten jednak, aby być pewien, że Caroline będzie mu posłuszna, trzymał ją mocno za rękę.

Kiedy już znaleźli się w swoim pokoju, dziewczyna lekko odetchnęła, chociaż po chwili zdała sobie sprawę, że przecież znajduje się w nim w jednym pokoju przez nie wiadomo jak długo.

— O której masz jutro najbliższe wykłady? — zapytał Klaus, znów ściągając koszulkę, lecz już nie ubierał żadnej.

— O... — Caroline spojrzała na swoją kartkę z rozkładem zajęć. — O dziesiątej, a ty?

— Ja o jedenastej. Więc możemy się jeszcze przespać. — Uśmiechnął się Klaus i ściągnął dżinsy i buty, po czym położył się na łóżku, przykrywając nogi kołdrą. Dziewczyna odwracała wzrok, aby ominąć oglądania jego półnagiego ciała. Potem doszło do niej najgorsze.

Caroline tego się bała najbardziej. Jedno łóżko. Bliskość ze złym wampirem nie mogła skończyć się dobrze.

— Wiesz, ja wolę spać na podłodze... — powiedziała Caroline i zaczęła szperać po walizce. — Klaus, zabrałeś piżamę? Nie mogę jej znaleźć, a muszę się przebrać.

— Ups, chyba zapomniałem — powiedział sarkastycznie.

— Chyba sobie żartujesz? Co ja zrobię bez piżamy? — lamentowała, czując, jak coraz bliższy jest jej atak paniki.

— Ja jakoś daję radę... — Wzruszył ramionami i skrzyżował ręce za głową, napinając mimowolnie mięśnie na całej klatce piersiowej.

Caroline sądziła, że to ją przerośnie. Ściągnęła ubrania i położyła się na dywanie. Udawała, że nie czuje na sobie wzroku wampira. Poczuła, że czuje się całkowicie naga, chociaż miała na sobie niebieską bieliznę. Nie liczyło się wtedy, że już kiedyś ją tak widział.

— Nie gap się na mnie — warknęła Caroline, kiedy dostrzegła wzrok Klausa na sobie.

— Chcesz spać na podłodze? Tu jest dużo miejsca. — Klaus poklepał wolną poduszkę obok niego.

— Tak, tu jest bardzo wygodnie, poza tym, nie chcę spać koło ciebie...

Is something wrong with me, sweetheart? — zapytał po angielsku Klaus, eksponując swój brytyjski akcent.

— Ależ nie, po prostu jesteś miłym wampirem, który lubi sobie czasami pogryźć — odburknęła Caroline, wiedząc, że powinna ugryźć się w język i skończyć się tak do niego odzywać.

Wtedy Klaus w jednej sekundzie znalazł się przy niej. Przywierał do niej swoim ciałem i obejmował ją rękami. Niby wszystko w porządku, ale jego kły tkwiły głęboko w jej skórze na szyi. Caroline wzdrygnęła się, kiedy zdała sobie sprawę co się dzieję, ale było za późno. Klaus łapczywie pił jej krew.

— Ach, jak ja lubię taki wesoły sposób karania wilkołaków i nie tylko — zaśmiał się Klaus i wrócił z powrotem na łóżko.

Caroline chwyciła się krwawiącej szyi i narzuciwszy na siebie zwiewną sukienkę, którą znalazła w walizce, wybiegła z pokoju i pobiegła szybko do łazienki. Miała nadzieję, że nie spotka tak nikogo, ale na jej nie szczęście w łazience siedział nie kto inny jak Isabella.

— Caroline? — zawołała Isabella, kiedy zobaczyła krwawiącą dziewczynę. — Co ci się stało? Przewróciłaś się?

— Przecięłam — skłamała Caroline.

— Mój Boże, jak ty krwawisz! — lamentowała Isabella i szybko ściągnęła ręcznik, który wisiał nad jednym z pryszniców i podała go Caroline, która przycisnęła go do rany.

— Dzięki — wyszeptała Caroline, czując przenikliwy, szczypiący ból.

— Nie za fajnie ten rok ci się zaczął, ale uwierz mi, będzie fajnie. A gdzie Klaus? — zapytała Isabella.

— Tutaj — zawołał Klaus zza drzwi i wszedł do łazienki.

— Klaus? — szepnęła Isabella, kiedy zobaczyła krew na twarzy Klausa. — Słuchaj, wiadomo, że jesteś wampirem. Widziałam to kiedy tu przyszedłeś. Twoje czerwone oczy cię od razu zdradziły. Ale kiedy zobaczyłam, jak trzymasz Caroline za rękę, stwierdziłam, że jesteś przyjazny dla ludzi. Ale teraz widzę jaki jesteś. To ty ugryzłeś Caroline — mówiła Isabella, ale chyba sama nie wiedziała co robi, bo nagle zakryła sobie usta.

— Nie jesteś taka głupia za jaką cię miałem. — Klaus do niej podszedł.

— Nie, proszę nie! — Isabella osunęła się na podłogę, wiedząc, co ją czeka.

— Klaus! — wrzasnęła Caroline. — Nie musisz jej krzywdzić. Proszę bardzo, oto ja tu jestem i moja krew też tu jest — broniła Isabelli.

— Ty wolisz, żebym ugryzł ciebie zamiast tego kruchego człowieka?

— Przecież ona też jest takim samym kruchym człowiekiem — warknęła Isabella.

— Nie jest — Klaus podszedł do Caroline i rozerwał jej sukienkę. Oczom Isabelli ukazał się wilczy tatuaż.

— Ona jest wilkołakiem?! — wrzasnęła Isabella i spojrzała z obrzydzeniem na Caroline. — To był przyjazny uniwersytet, a wy co? Wampir i wilkołak? Chyba sobie jaja robicie?!

Klaus uśmiechnął się, nie oszczędzając nikomu widoku swoich ostrych i śnieżnobiałych kłów, i znów ugryzł Caroline.

Poruszenie świeżej rany po raz drugi wywołało u dziewczyna tak wielki ból, że nie mogła ona powstrzymać płaczu i krzyku. Zaczęła mieć drgawki.

— Zostaw ją — poprosiła Isabella, ale Klaus jej nie słuchał. Dziewczyna była sparaliżowana, nie wiedziała, co robić. Uciekać i krzyczeć o pomoc czy udawać, że nic takiego się nie stało i obiecać milczenie.

Po chwili Klaus czuł, że Caroline robi coraz bardziej wątła w jego ramionach. Straciła przytomność z bólu. Wampir ją puścił, a ona osunęła się na podłogę, plamiąc kafelki łazienki dużą ilością krwi. Spojrzał na nią niewzruszony, wiedząc, że zaraz ją pobudzi do życia, aby znowu napić się krwi.

Klaus podszedł do Isabelli, która wzrokiem poczęła szukać ratunku. Niestety na próżno.

— Zapomnisz o tym co tu się wydarzyło — powiedział do dziewczyny, hipnotyzując ją, a ona jakby nic się nie stało wyszła z łazienki.

Klaus uśmiechnął się triumfalnie, po czym wziął Caroline na ręce i zaniósł do pokoju. Opatrzył jej ranę bandażem. Z chęcią napiłby się więcej jej krwi, ale bał się, że to mogłoby ją zabić. A co on by zrobił, gdyby zabrakłoby tej wspaniałej krwi?

Muszę utrzymać ten bank krwi jak najdłużej przy życiu — obiecał sobie Klaus.

Klaus położył Caroline na jednej połowie łóżka, a na drugiej położył się on. Klaus był ciekawy jak będą wyglądały kolejne dni studiów. Ach, jak komicznie to brzmi.

***

Caroline obudziła się rano na łóżku, ale Klausa nie było. Nie było go nigdzie w pokoju. Przez chwilkę dziewczyna miała wrażenie, że obudziła się we własnym łóżku, ale to było tylko krótkie złudzenie. Jednak i tak było chociaż przez moment pokrzepiające.

Zauważyła nagle, że na jej szyi widnieje bandaż... Właśnie. Przecież wczoraj zaatakował ją. I Isabella to widziała. Jednak Caroline znała Klausa i ten jego chory umysł. Musiał ją zahipnotyzować, inaczej jego zabawa nie mogłaby dłużej trwać.

Caroline wstała z łóżka i przeciągnęła się. Czuła się dobrze, kiedy Klausa nie było z nią. Był to jeden z jedynych momentów, kiedy poczuła się bezpiecznie. Wiedziała, że to tylko chwilowe, ale na moment pozwoliło jej to odetchnąć. Jak uciec? Zaczęła się zastanawiać, ale wiedziała, że wampir i tak prędzej czy później by ją dorwał.

Poczuła zapach świeżo wypranej pościeli i w tamtej chwili pomyślała, że faktycznie fajnie byłoby chodzić na studia. Ale w innych okolicznościach, nie z przymusu i na pewno nie z krwiożercą u boku.

Caroline nagle dostrzegła jakąś kartkę na etażerce.

Skoro to czytasz, znaczy ze musialas juz wstac. Poszedlem sie posilic, wiesz o co mi chodzi. Ubierz sie ladnie, bo czekaja cie fantastyczne zajecia. Ksiazki na zajecia znajduja sie w twoim plecaku w lewym narozniku pokoju. Masz tam wszystko czego potrzebujesz, albo powinnas potrzebowac. Zaraz powininem przyjsc. Pamietaj, ze hipnoza nadal dziala, ale troche ja pozmienialem. Mam nadzieje, ze sie jeszcze spotkamy zanim pójdziesz na wyklady.

Klaus Morgan

Caroline odłożyła list od Klausa. Faktycznie czuła, że hipnoza działa. Miała dziwne uczucie, że chce się znaleźć w klubie. Tam pewnie polował Klaus.

Starała się jednak o tym nie myśleć i szybko wyciągnęła z walizki strój, czyli białą koszulkę, dżinsową marynarkę i spódniczkę oraz niebieskie buty.

Zapowiada się ciekawy dzień. Czekają ją wykłady. To pewnie nie będzie takie straszne, ale straszniejsze może być to, co się stanie po wykładach, a po Klausie można się spodziewać wszystkiego. Wykłady mogły być jedynym momentem, kiedy porywacz nie będzie czerpał korzyści z jej uprowadzenia i posilania się n ią.

Dochodziła dziewiąta, a Klausa nadal nie było. Caroline rozmawiała z Isabellą. Jak przypuszczała, dziewczyna niczego nie pamiętała. Pytała się tylko Caroline, co jej się stało w szyję. Odparła, że naciągnęła ją sobie. (Jeżeli to w ogóle możliwe, ale Isabella dała się nabrać).

Dwadzieścia po dziewiątejdrzwi pokoju się otworzyły.

Niebieskie ściany nagle ogarnął chłód. Do pokoju wszedł Klaus i w czarnej koszulce, naszyjnikiem ze złota czarnych spodniach i klapkach. Przez tą bluzkę widać było jego umięśnione ręce oraz szerokie ramiona. Caroline była pewna, że każda się za nim oglądała. Tak też było. Większość dziewczyn aż śliniła się na jego widok i zaczęły między sobą szeptać. Ten lecz nie zaszczycił ani jednej spojrzeniem. Podszedł wprost do blondynki.

— Cześć, sweetheart. — Rzucił do Caroline i klęknął nad swoim czarnym plecakiem, naprawdę przez chwilę przypominając normalnego studenta. — To co, zaczynamy studencie życie? — Powiedział tak, jakby wcale nie był taki zły jaki jest w rzeczywistości.

Klaus sprawdził czy ma w plecaku wszystko czego potrzebuje.

— Nie masz przypadkiem wykładów o dziesiątej? — zapytał jakby chciał się jej pozbyć, bo właściwie tak było. Chciał się jej pozbyć.

— Mam. To ja pójdę — powiedziała Caroline i wstała z łóżka na którym siedziała. Wzięła plecak i zarzuciła go na jedno ramię..

— Tylko spróbuj wykręcić mi jakiś numer to pożałujesz — powiedział na ,,pożegnanie'' Klaus. Po tym posłał jej całuska i puścił oczko, gdyby ktokolwiek ich obserwował. Musiał zachowywać pozory.

Caroline tylko pokiwała głową i wyszła z pokoju a następnie z akademiku.

Ruszyła w drogę na wykłady. Każdy student którego spotkała wydawał się jej taki miły. Nie mogła uwierzyć w to, że oni mają swoje życie i nie interesują się jej życiem, ponieważ nawet nie wiedzą co ona przeżywa.

Wykłady były męczące. Najważniejsze było skupienie, a tego Klaus nie zapakował do jej plecaka. Caroline do piętnastej biegała od jednego budynku do drugiego. Cieszyła się, że poznała wielu wspaniałych ludzi. Zauważyła nawet jednego wilkołaka. To też była dziewczyna. Wydało się, kiedy na wychowaniu fizycznym zdjęła koszulkę i oczom Caroline ukazał się wilk. Widziała to tylko Caroline. Dziewczyna poprosiła, aby nikomu nie mówiła. Na to ona pokazała jej swój tatuaż. Wiedziała, że gdyby doszło do walki z Klausem, miała sojusznika.

Caroline przemęczona wróciła do akademiku. Rzuciła plecak na podłogę i jak długa upadła na łóżku.

— Co jest?! — usłyszała nagle Caroline.

Dziewczyna szybko odskoczyła od łóżka jak oparzona i dopiero w tej chwili zdała sobie sprawę, że upadła na drzemiącego Klausa.

— Mój Boże... Klaus nie chciałam — wybełkotała Caroline, wiedząc, że taki czyn mógł go poważnie rozwścieczyć.

Klaus ścisnął dłonie w pięści, ale szybko je rozprostował.

— Ok., jak ci minął pierwszy dzień studów, sweetheart? — zapytał Klaus, siadając na łóżku i zapraszając, aby Caroline również na nim usiadła.

— Było trudno. — Caroline ważyła każde słowo. Usiadła na drugim końcu łóżka i spoglądnęła na Klausa. Uważała, aby nie powiedzieć jednego słowa za dużo. — Nauki co nie miara i profesorzy są strasznie... Wymagający. Ale dowiedziałam się wielu nowych i ciekawych rzeczy...

— Tia, Tia... — pisnął Klaus.

Caroline słuchała Klausa i nagle poczuła wibracje w kieszeni. To był jej telefon. Jej oczy w ułamku sekundy powiększyły się ze strachu.

— What's the noise that I can hear? — zapytał Klaus, po czym przybliżył się do Caroline. — Wibracje? Kto do ciebie dzwoni? — Włożył Caroline rękę do kieszeni i wyciągnął telefon. Podczas tej czynności patrzył jej prosto w oczy, a ona płonęła niekontrolowanym rumieńcem, kiedy jego dłoń znalazła się niebezpiecznie blisko niej. Spojrzał na wyświetlacz — Siostrunia — szepnął i przyłożył telefon do ucha.

— Caroline? Błagam cię, powiedz gdzie jesteś? — Klaus rozpoznał w tym głosie głos przerażonej wróżki, Elvine.

— Wybacz kochanie, ale nasz wilczek nie może rozmawiać — powiedział Klaus.

— Po pierwsze spróbuj mnie raz jeszcze nazwać kochanie to pożałujesz, ty krwiopijco. A po drugie jak to nie może rozmawiać. Gdzie jesteś?! — krzyczała Elvine tak głośno, że Caroline wyraźnie słyszała jej głos.

— Ta wiedza jest ci zupełnie nie potrzebna.

— To chociaż powiedz co z Caroline.

— A co ma być? — zaśmiał się Klaus — A z resztą... Caroline? — zwrócił się do Caroline. — Powiedz siostrze jak się czujesz? — powiedział, ale nie oddał jej telefonu tylko dalej trzymał ją w ręku.

— Elvine? — zaczęła blondynka niepewnie.

— Elvine, powiedz proszę gdzie jesteś? Nikt w Midnight Falls nie widział ani ciebie, ani Klausa. Nawet aura prawdomówności nic nie wykazała — lamentowała Elvine.

— Jestem... — zaczęła mówić Caroline, ale Klaus wtedy do niej podszedł i obnażył kły.

— Powiedz jej, a pojadę tam i ją zabiję — szepnął jej do ucha tak, aby Elvine tego nie słyszała.

— Nie mogę ci powiedzieć. — Caroline spuściła wzrok.

— Jak to nie możesz? Możesz! Wystarczy jedna sekunda — nalegała Elvine.

— Jeżeli ta wiedza będzie ci do czegoś potrzebna to powiem ci od razu, ale teraz nie potrzebujesz tego wiedzieć. Pozwolisz, a raczej... Niestety ale nie usłyszysz, gdzie jesteśmy. A wierz mi, że bawimy się świetnie — mówił Klaus.

— Świetnie w sensie jak? Tak świetnie, że świetnie, czy świetnie, że po twojemu? — zapytała Elvine lekko bez sensu.

— A jak myślisz? — Klaus spojrzał znacząco na Caroline.

— Raczej świetnie po twojemu — westchnęła Elvine.

— Bingo! — zawołał Klaus i się zaśmiał. — Wybacz, Elvine, ale musimy kończyć. Papa! — Uśmiechnął się sam do siebie i zakończył rozmowę. — Ach, nie ma to jak rodzinne sprzeczki, co nie?

— Tak... — Caroline przewróciła oczami. Była wyraźnie zasmucona i od razu zebrało jej się na płacz.

— Dobra, idziemy się teraz pouczyć, bo jutro jest ważny dzień. A później, zjemy sobie kolację. — Klaus uśmiechnął się unosząc tylko jeden kącik ust, a następnie razem z Caroline ruszyli w kierunku biblioteki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top