Rozdział 14 Porywacz
Elvine chodziła nerwowo po pokoju. Gdzie jest Caroline? Miała przecież iść tylko do sklepu po księgę, a tutaj już dochodzi dwudziesta druga, a Caroline jak kamień w wodę — przepadła.
Nagle Elvine doznała dziwnego uczucia. Przecież Klaus mówił, że po nią przyjdzie. A jeżeli... Nie to nie możliwe, ale jeżeli... Elvine się właśnie na własnej skórze przekonała jakim złym... Na pewno nie człowiekiem, ale jaką złą istotą jest Klaus. Elvine nie mogła uwierzyć w to co myślała. Jej myśli błądziły w złym kierunku, robiło jej się gorąco, a stres powodował, że niebo spowijała niebezpieczna nawałnica.
Jeżeli Klaus ją znalazł? On przecież ma tą swoją czarownicę i coś tam jeszcze, o czym Elvine się nie nigdy nie śniło. Był potężny. Zbyt potężny. Nie doceniała go.
Wróżce podskoczyło ciśnienie i zaczęły trząść się ręce.
Nie czekała ani minuty dłużej tylko założyła buty, wyszła z domu i wzniosła się w powietrze, w poszukiwaniu jej siostry.
***
Klaus nie sądził, że ten eliksir będzie aż tak długo działał. Caroline spała jak zabita. Uśmiechnął się na swoje własne porównanie. Jak zabita. Wyglądała jak zabita i pewnie wolałaby w tamtej chwili być martwa.
Niespodziewanie Caroline podniosła się na kanapie i zaczęła głośno oddychać. Ludzi by to wystraszyło, ale wampira to w żaden sposób nie zaskoczyło. Wręcz przeciwnie. Spodziewał się tego. Siedziała do Klausa tyłem, bała się odwrócić, lecz w końcu się odwróciła. Bardzo powoli, lecz dała radę. Serce chciało podejść jej do gardła, tak bardzo bała się tego, co czyhało za nią.
— Witaj — powiedział Klaus i uśmiechnął się złowrogo. Zmarszczył brwi, dokładnie badając jaj reakcję.
Caroline podniosła się z kanapy jak oparzona. Zapragnęła nagle uciec, ale nie wiedziała gdzie. Była zdezorientowana i przerażona. Zdała sobie sprawę z tego co się właśnie stało. Spotkała Klausa w sklepie, a on wywiózł ją...
Właściwie to nie wiedziała, gdzie.
W ułamku sekundy spojrzała na pokój, w którym się znajdowała. Był to salon Klausa. On chyba sobie żarty stroi. Przetrzymuje ją w miejscu, gdzie kiedyś ją uratował. Chyba kochał grać ludziom na emocjach. Żaden fizyczny ból nie jest taki ciężki, jak ten psychiczny.
Caroline tyłem doszła do ściany i przywarła się do niej, jakby wierzyła, że ta ściana ją uratuje.
Klaus wstał z miejsca, na którym siedział i wolnym krokiem zmierzał ku Caroline.
— Odejdź ode mnie! — wrzasnęła Caroline i rzuciła w Klausa małym obrazem, którego w tamtej chwili oderwała od ściany.
Caroline przez chwilkę myślała, że obraz uderzy Klausa prosto w twarz, ale on, jak to na wampira przystało złapał obraz w zaledwie jednej setnej sekundy.
Jego wyraz twarzy był taki mściwy i złośliwy, że Caroline zakręciła się w oku łza.
Klaus do niej podszedł.
Caroline zaczęła szlochać, ale starała się nie płakać. Nie wiedziała, czy ten gest nie zdenerwuje wampira. Osunęła się na podłogę. Sądziła, że dzisiaj nastąpi kres jej życia.
Klaus klęknął obok niej i chwycił jej podbródek. Uniósł go do góry, aby Caroline na niego patrzyła.
— Tak to się dziękuję za gościnę? — Klaus powiedział to bardzo czule, niemal jakby był z niej zakochany. Ale ten głos sprawiał, że był jeszcze bardziej straszny.
Klaus w jednej chwili chwycił dziewczynę za szyję i uniósł ją w powietrze, opierając o ścianę i jak to miał w nawyku, przygniótł ją swoim ciałem.
Chciał coś jej powiedzieć, ale tego nie zrobił, tylko rzucił ją na kanapę.
Caroline bała się coraz bardziej. Jak Klaus ją rzucił tak leżała na kanapie. Bała się, że jak zrobi najmniejszy ruch, to wampir coś jej zrobi. Wzrok miała skierowany ku siedzeniu na kanapie, więc nie wiedziała gdzie jest. Słyszała tylko jego kroki. Musiał przejść obok niej bo poczuła chłód na swoich plecach. Miała rozerwaną bluzkę. Bała się pomyśleć, jak Klaus musiał ją zanieść do domu. Chyba ją ciągnął za nogi...
Nagle kroki ucichły. Caroline dziwnie nasunęło się stwierdzenie: Cisza przed burzą. Caroline chciała, aby to był tylko zły sen, aby obudziła się najlepiej w dniu, kiedy Elvine do niej przyszła. Aby nigdy, ale to przenigdy nie poznała Klausa. Jakie jej życie mogło być piękne. Takie idylliczne. Lecz nie, musiała być tą jedną na parę miliardów osób, które nic nie wiedzą, że istnieje na świecie taka podła świna nazywająca się Klaus, która zrujnowała życie jej i Elvine.
Nagle Klaus szarpnął jej lewym ramieniem, skutkując to, że Caroline odwróciła się i teraz leżała na kanapie na plecach, a nie na brzuchu. Nad jej głową widniała głowa Klausa, który oparł się nogami o kanapę.
Wtedy Caroline doszła do wniosku, że dopiero teraz naprawdę zaczęła się bać. Co jeżeli Klaus teraz wyciągnie z kieszeni nóż i zada jej ostateczny cios? Albo ją udusi?
Jednak Klaus niczego nie wyciągnął tylko oparł się o Caroline, a pod jego ciężarem Caroline wraz z nim upadła na podłogę. Teraz to ona leżała na Klausie. Klausowi to widać było na rękę bo ją obezwładnił i ugryzł w szyję. Ale nie gryzł jej tak brutalnie jak kiedyś. Teraz zrobił to bardzo delikatnie. Caroline poczuła ból tylko podczas wbijania przez Klausa kłów.
— Ten pobyt ciebie u mnie, nie musi być taki zły, sweetheart... — Klaus szepnął jej do ucha i strącił ją lekko z siebie.
Klaus wstał, a Caroline dalej siedziała na podłodze.
— Oh, come on! — powiedział Klaus z tym swoim brytyjskim akcentem. — Czemu się nie ruszasz? Boisz się mnie? — Caroline tego nie widziała, ale Klaus uśmiechnął się szyderczo.
— A jak myślisz? — zapytała i się podniosła, spojrzała Klausowi w oczy i chciała przybrać najgroźniejszą minę jaką tylko potrafiła, ale jej nie wyszło, bo zaraz zaczęła drżeć. — Na początku sprawiłeś, że moje życie znów nabrało barw. A potem je zniszczyłeś. Sprawiłeś, że wszystko straciło sens. Jeżeli masz mnie zabić, to chyba mogę wiedzieć dlaczego, prawda?
Klaus westchnął sztucznie i się zaśmiał.
— Już mówiłem, tylko najmocniejszy wygrywa wszystko... No wiesz... Idę do celu po trupach... — odpowiedział Klaus, lecz Caroline dalej na niego patrzyła .oczekując odpowiedzi. — Dowiesz się w swoim czasie. A teraz co chcesz na kolację?
— Ty sobie chyba kpisz — wybuchła Caroline. — Ty myślisz, że ja tu będę z tobą dobrowolnie siedzieć? — krzyknęła, ale zaraz tego pożałowała.
Klaus do niej podszedł, złapał mocno za nadgarstki i przywarł do niej ciałem.
— Jeżeli wolisz głodować, to nic nie stoi nam na przeszkodzie — warknął Klaus i ją puścił.
Udał się do kuchni, lecz niczego nie jadł. Przecież przez chwilką napił się smakowitej krwi Caroline.
Dziewczyna nie odważyła się iść do kuchni i prosić Klausa o jedzenie. Wolała głodować, niż coś od niego dostać. Chociaż, szczerze mówiąc jest głodna jak... Wilk.
Caroline siedziała tak, jak Klaus ją zostawił. Mogła uciekać i to byłoby najrozsądniejsze. Chociaż gdyby jakimś cudem udałoby jej się uciec, Klaus mógłby zrobić coś złego Elvine. Caroline wolała aby to ona poniosła szkody, a nie jej siostra. Poza tym Klaus był wampirem, posiadający zdolność nadludzkiej prędkości.
Elvine przecież wyprowadziła się ze swojego miasta, w którym była nietolerowana do niej. A tutaj jej życie legło w gruzach przez Klausa. Z deszczu pod rynnę. Elvine nie mogła znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca. Caroline czuła się winna, że nie zdołała zapewnić bezpieczeństwa siostrze. Jak mocno tego żałowała. Dopiero co ją odzyskała... Przecież myślała, że Elvine nie żyje. Ale okazało się, że jest czarną wróżką. Teraz znów ją straciła. Nie wie na jak długo. To zależy od nastroju... Klausa.
Właśnie wtedy podszedł do niej Klaus i w jednej sekundzie podniósł ją i położył na sofie. Caroline nawet nie zdążyła mrugnąć, kiedy doszła do wniosku, że Klaus obejmuje ją ramieniem, siedząc na kanapie.
Poczuła obrzydzenie, kiedy czuła rękę Klausa. A przecież niedawno było to dla niej jak nagroda. Jak dar z nieba. A teraz?! Wolała by, aby ktoś łamał jej po tysiąc razy kości niż dotknąć Klausa.
Klaus widać poczuł, jak Caroline wstrzymała oddech. Była zdenerwowana.
— Co się dzieję, my love? — przytulił ją do siebie mocniej, a Caroline starała się do odepchnąć, ale Klaus ani nie drgnął. Starał się wręcz jeszcze mocniej ją przytulić. Mocniej niż wcześniej.
Caroline czuła, że nie da rady odepchnąć go mocniej, więc przestała i po prostu czekała co się stanie.
Klaus swoją drugą ręką ułożył głowę Caroline na swoim ramieniu. Caroline nie protestowała. I tak nic by to nie dało.
— Widzisz jak jest pięknie? — Klaus zaśmiał się szyderczo.
Wiedział, że Caroline jest na skraju załamania psychicznego, ale on tak bardzo lubił sprawiać komuś ból. Nie tylko co fizyczny, bo równie dobrze mógłby zrzucić Caroline do urwiska. Wolał zadawać ból psychiczny. To było wiele bardziej zabawne. Kiedy wszyscy płaczą, błagają o litość, kiedy mówią, że zrobią wszystko co Klaus chce... Dla Klausa to było jak prezent od Świętego Mikołaja dla pięciolatka.
Caroline wzdrygnęła się, kiedy Klaus zrobił najmniejszy krok, albo ruch. Czuła jego oddech, lecz ona bała się nawet oddychać.
— Wiesz, jest teraz strasznie napięta atmosfera. — Puścił Caroline, która dopiero teraz odważyła się wziąć oddech. — Trzeba ją rozluźnić — szepnął i wyszedł z pokoju.
Caroline mogła uciekać, to był bardzo dobry moment. Ale tego nie zrobiła.
Klaus przyszedł do niej za chwilkę. Trzymał w ręku jakiś eliksir.
— Słodkich snów — powiedział cicho i podszedł do Caroline.
Ona zaczęła się szamotać, kiedy Klaus mocno ją chwycił i cofnął jej głowę w tył, nalewając tam duszącego napoju. Po chwili Caroline zaczęły opadać powieki i upadła na ziemię.
— Łatwo poszło — cieszył się Klaus.
Wtedy niespodziewanie zadzwonił telefon Klausa.
Wampir wyciągnął swojego przestarzałego Sagema z kieszeni spodni.
— Halo? — powiedział sucho. Numer był zastrzeżony. Klaus nie wiedział kto dzwoni.
— Klaus? — odezwał się ktoś w słuchawce. Klaus kojarzył ten głos, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd.
— Tak... — opowiedział ostrożnie.
— Gdzie jest Caroline? — wykrzyknął głos w słuchawce.
— Hold on. Maybe you can introduce yourself first? — powiedział Klaus po angielsku.
— Pytam się... Gdzie... jest... Caroline?
— Elvine... — szepnął Klaus i zacisnął dłoń w pięść.
— Jaki ty jesteś mądry... — powiedziała Elvine.
— Skąd masz mój numer?
— Znam parę osób, które znają wampira o imieniu Klaus. Jesteś bardzo znany w Midnight Falls. Nawet o tym nie wiedziałam. Wszyscy gadają o twoim powrocie do naszego miasta. Wiesz, nawet cię szukają. Zwłaszcza taka jedna dziewczyna. Pragnie twojej śmierci. Tą dziewczyną jestem ja.
— Jaka wzruszająca historia... — Klaus załkał na żarty. — I co? Przyjdziesz się zemścić, że zamieniłem cię w moją podwładną? A no tak, nie możesz. Bo ja ci na to nie pozwalam.
— A pyta cię ktoś o zdanie?!
— Może osobiście nie, ale jakbyś nie wiedziała, jesteś ode mnie zależna, od kiedy stałaś się czarną wróżką. Niby po co to zrobiłem teraz? Mogę teraz sobie przebywać z Caroline, a nawet zabijać ją na twoich oczach, a ty nawet nie będziesz mogła kiwnąć palcem.
— Czyli jednak masz Caroline!?
— Brawo! Nie sądziłem, że jesteś aż taka tępa. Szkoda, że nie pomyślałaś od razu. — Klaus spojrzał na nieprzytomną Caroline, która leżała na podłodze jego salonu.
— Daj mi ją do telefonu — zażądała Elvine.
— A może by tak grzeczniej? Ona teraz nie może rozmawiać... — Klaus uśmiechnął się szyderczo. Żałował, że Elvine nie może teraz tego zobaczyć.
— Co jej zrobiłeś?!
— Nie bój się. Caroline żyje... Jeszcze... Może i ledwo, ale żyje. Jeżeli zobaczę twoje nędzne wróżkowe ciało w pobliżu mojego domu obiecuję ci, że urwę jej łeb — zaśmiał się Klaus.
Elvine przez chwilkę nie odpowiadała. Klaus usłyszał cichy szloch w telefonie. Kiedy Elvine coś zaczęła mówić, Klaus rozłączył rozmowę.
— Widzisz jaka twoja siostra jest opiekuńcza... — powiedział do Caroline, po czym podniósł ją i zaniósł do jednej z dwóch sypialni.
Ściągnął jej potarganą bluzkę i wyrzucił ją do kosza. Położył Caroline na łóżku. Jeżeli eliksir działa tak jak ma działać, to dziewczyna może być nieprzytomna przez osiem godzin. Klaus był nasycony krwią, Więc nie musiał iść na polowanie. Ściągnął ubranie i położył się spać. Obudzi się, zanim zrobi to Caroline.
***
Caroline miała taki straszny sen. Że Klaus znowu ją porwał. Otworzyła oczy. Myślała, że zobaczy swoją jasną tapetę i pięknie zdobioną lampę. Ale zamiast tego zobaczyła sufit... W domu... Klausa.
Caroline nie zrobiła najmniejszego ruchu, tylko zerknęła w lewo. Zastała tam wampira. Lecz miał on taką niewinną minę. Właśnie spał. Caroline mu się uważnie przyjrzała. Miał na sobie tylko niebieskie bokserski. Nie oddychał. Widać w śnie nie starał się być człowiekiem.
Caroline bezszelestnie wstała z łóżka i zobaczyła, że miała na sobie spodnie, ale bluzka dziwnym trafem wyparowała.
Caroline podeszła do klamki i miała ją otworzyć, ale jej się nie udało, bo za ramiona złapały ją zimne ręce. Był to Klaus.
Miał zaspane oczy i nie wyglądał już tak bardzo groźnie jak przedtem, ale jednak nie wyglądał tak potulnie jak wtedy kiedy spał.
— Ładnie to tak uciekać? — powiedział, równie zaspanie.
Caroline nagle zdała sobie sprawę, że nie musi być potulna jak baranek. Popchnęła Klausa. Nie udałoby jej się to, gdyby adrenalina nie dodała jej sił. Kiedy Klaus się podniósł, jego mina świadczyła, że nie zawaha się teraz przed niczym. Więc Caroline szybko zamieniła się w wilkołaka. Przemiana była szybka i bezbolesna.
— Odejdź ode mnie — powiedziała Caroline grubym głosem wilkołaka. Nienawidziła tego, że nim jest, ale w takich chwilach jak ta dziękowała losowi (a raczej Peterowi) za futro i pazury.
— Teraz myślisz, że jesteś cwana, bo się przemieniłaś? — Klaus podszedł do niej tak blisko, że czuł wilczą sierść na swoim ciele.
— Tak właśnie myślę — szepnęła Caroline i swoimi długimi pazurami zadrapała Klausowi tors.
Pod wpływem jadu znajdującego się w pazurach wilkołaka Klaus zakołysał się parę razy i upadł na ziemię.
Caroline wiedziała, że Klaus zaraz się obudzi, bo rany wampirów goją się w zaskakująco szybkim tempie, więc nie miała czasu na ucieczkę. Nie miała czasu znaleźć nawet swojej bluzki, więc półnaga uciekła z domu Klausa.
Przeskoczyła przez murem niczym wilkołak w swojej prawdziwej naturze.
Caroline jednak nie wiedziała nawet gdzie się znajduje. Wokoło wielka mgła i wysokie drzewa. Zaczęła więc bieg przed siebie. Wiedziała, że pożałuje tych czterech sekund, kiedy zatrzymała się, aby zobaczyć gdzie iść...
W oka mgnieniu dogonił ją Klaus i powalił na ziemię. Caroline leżała na brzuchu, a Klaus odwrócił ją tak, aby leżała na plecach. Trzymał jej ręce. Caroline zaczęła warczeć i szczękać zębami, jakby chciała go ugryźć.
Klaus Uśmiechnął się i znów ugryzł Caroline.
Na początku w szyję, gdzie gryzł mocno i starał się wyssać jak najwięcej krwi. Potem ugryzł ją jeszcze w obie nogi, w brzuch, rękę i udo. Caroline pod wpływem bólu zamieniła się w człowieka. Zniknęły wszystkie oznaki tego, że przed chwilką była wilkołakiem zniknęły. Pozostały jedynie liczne rady, zadane przez Klausa.
Kiedy Caroline była bardzo słaba od nadmiaru straconej krwi, Klaus ją podniósł i zaniósł do domu. Położył ją na sofie w salonie, ale przed tym obłożył całą kanapą folią, aby krew nie nakapała mu na kanapę. Klaus był prawdziwym czyścioszkiem.
— Teraz pobawimy się inaczej — uśmiechnął się Klaus, a Caroline prosiła tylko, aby umarła, aby nie czuć tego co zaraz miało się stać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top