4. Nowa rola

Dni w Agencji mijają ostatnio wyjątkowo szybko, a praca nie okazuje się aż tak wymagająca jak wydawało mi się, że będzie na początku. Nawet szef nie okazuje się żadną zmorą, może prędzej wyjątkowo natrętny agent Miauśniak, który chwilami nie daje mi spokoju. Przychodzi do mojego biura niezrażony, tak jakby liczył z mojej strony na nie wiadomo co. Niezależnie jednak od tego czego może oczekiwać, nie wydaje mi się żebym była chętna mu to dać. Niestety moje podejście do sprawy niewiele tu zmienia, bo on i tak zjawia się w drzwiach i jak gdyby nigdy nic wchodzi do środka. Ignoruję go przez tak długi moment przez jaki jestem w stanie po czym dopiero unoszę głowę znad papierów, nad którymi została mi zlecona praca.

-Midas chce z tobą rozmawiać, mam ci przekazać żebyś zjawiła się w jego biurze za piętnaście minut, to pilne.

-O co takiego chodzi?- Pytam, poniekąd przerażona opcjami, jakie przebiegają właśnie przez moją głowę. Agent wzrusza tylko ramionami, ale wydaje mi się, że tak naprawdę wie w czym rzecz.

-Dowiesz się na miejscu- informuje, najwidoczniej urażony, po czym wychodzi z pomieszczenia, nie zamykając za sobą drzwi, przez co to ja muszę się pofatygować.

Ciężko mi skupić się na pracy, więc ta idzie mi o wiele wolniej, pomimo tego czas mija dość szybko i już chwilę później znajduję się pod drzwiami należącymi do biura Midasa. Przed nimi stoi czterech ochroniarzy, którzy łypią na mnie zaciekawieni, gdy pukam do drzwi. Przez dłuższy moment nikt nie odpowiada, ale jeden z ochroniarzy otwiera wrota, żebym mogła wejść do środka. Moim oczom ukazuje się wtedy nieco mniej surowe biuro od tego należącego do mnie, aczkolwiek w podobnym wystroju. Jest jednak puste i jedynie złota figurka w kształcie ręki pnącej się ku górze połyskuje w delikatnym blasku wpadającym przez niewielkie okno, na wpół zasłonięte automatycznymi roletami. Ochroniarz wskazuje na kolejne drzwi umiejscowione przede mną, a więc to do nich tym razem pukam. Mężczyzna odsuwa się dopiero wtedy i wychodzi z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.

-Wejdź [T.I]- poleca Midas, zachęcając mnie gestem dłoni. Spełniam jego prośbę, jednocześnie spoglądając jak zamyka drzwi. W każdym jego geście widać pewność siebie, z którą się nie kryje.- Agent Miauśniak wszystko ci przekazał?- Upewnia się, a ja dłuższy moment zastanawiam się co odpowiedzieć, jaka jest prawda.

-Powiedział żebym się zjawiła, jeśli to wszystko to tak, poinformował mnie. Nie znam jednak powodu, dla którego mnie tu wezwałeś, szefie.

-Od jutra zmieni się twoja rola w Agencji- mówi, stukając palcami o blat dębowego biurka.- I tym samym twoje biuro. Zostaniesz moją sekretarką, a twoje miejsce będzie za tymi drzwiami, przez które przed chwilą się tutaj dostałaś- kontynuuje, a ja choć w głębokim szoku, że moje stanowisko zmienia się na znacznie wyższe przytakuję z powagą.

-Dobrze, szefie. Zostanę dzisiaj po godzinach i przeniosę rzeczy.

Tym razem to mężczyzna przytakuje, po czym zerka na mnie dosadniej tak jakby doszukiwał się czegoś w mojej mimice. Nie jestem pewna czego.

-To wszystko- stwierdza chwilę później, a więc skinam jeszcze raz głową i wychodzę.

•••

Muszę przyznać, że jestem dość podekscytowana nową perspektywą. Będę teraz przecież kimś o większym znaczeniu niż tylko szary pospolity pracownik. Nie jestem jedynie pewna dlaczego to mnie wybrał Midas.
Przenoszę właśnie dokumenty, chodząc w tę i we w tę, bo moje biura dzieli dość spora odległość, kiedy schylam się do niższej szuflady czuję jak ktoś wchodzi do pomieszczenia i zachodzi mnie od tyłu.

-Czemu nie przyszłaś po pomoc do swojego ulubieńca?- Pyta, a po głosie poznaję już, że to agent Miauśniak.- A może raczej wybawcy. Przecież zawsze cię ratuję.

Wyciąga z szuflady papiery i podnosi bez trudu całą ich stertę.

-Bo daję sobie radę sama, agencie- zapewniam, on jednak wymaszerowuje powoli z biura, dając mi czas tak żebym mogła iść razem z nim.

Także biorę do rąk papiery, z drugiej szuflady, po czym ruszam znów tym samym długim korytarzem.
Do mojego nowego biura wchodzimy w tym samym czasie, podchodzę zaraz do biurka żeby odłożyć ciążące mi dokumenty. Kot robi to samo, po czym przyciska mnie nieznacznie do biurka.

-Czy mógłbyś trochę się odsunąć?- Pytam, nie patrząc na niego. Cały czas stoję do niego tyłem. W odpowiedzi tylko mocniej napiera na moje biodra.

Słyszę szczęk otwieranych drzwi, więc mój wzrok skupia się teraz na nich. Miauśniak nie odsuwa się jednak nawet kiedy wchodzi przez nie Midas.

-Proszę- nalegam, czując jak biurko wbija mi się lekko w ciało. Tu nie chodzi o nie, a to do czego agent najwyraźniej zmierza.- Puść mnie, agencie.

-Miauśniak- ostry ton szefa przecina powietrze, widzę jak niezadowolony patrzy na swojego kumpla, a w jego oczach aż błyszczy widoczna z daleka dezaprobata. Kot nie odsuwa się jednak.

-No co. Nudzę się- czuję jak wzrusza ramionami.

Midas wskazuje na drzwi wyjściowe i dopiero wtedy kot mnie puszcza. Czuję jak trzęsą mi się dłonie, choć z drugiej strony nie wydaje mi się żeby koniec końców zrobił mi krzywdę. Chyba, że mamy inne pojęcie znaczenia tego słowa. Wychodząc, trzaska drzwiami, tak jakby w ogóle nie obawiał się transformacji w złotą figurkę.

-Musisz jasno wyznaczyć mu granice, Miauśniak jest bardzo specyficzny- mówi Midas, patrząc wciąż na mnie, także spoglądam w jego skupione oczy.

-Przepraszam szefie, to się nigdy nie powtórzy- przyrzekam, choć wiem, że nie mam na to zbyt wielkiego wpływu.

-Nie powinnaś za to przepraszać- obwieszcza tylko, po czym podchodzi do rośliny stojącej na parapecie i zaczyna podcinać jej suche liście. Ja zajmuję się własnymi sprawami, choć nieco zestresowana w jego towarzystwie.

Przenoszę dalej rzeczy, starając się nie analizować tego zbyt poważnie, przynajmniej staram się tego nie analizować, co jednak okazuje się dosyć trudne. Chciałabym czuć się bezpieczna w swoim miejscu pracy, a to nieco zburzyło we mnie takie poczucie.
Usiłuję otworzyć kolejną z szuflad żeby schować dokumenty dalej zalegające na biurku, ale ona ani drgnie. Używam nieco więcej siły, ale ona dalej się nie rusza, gdy się nachylam, żeby zobaczyć czy przypadkiem się nie zacięła, moim oczom ukazuje się zamek, tyle że bez klucza.

-Szefie?- Zwracam się do Midasa, wciąż zajmującego się roślinami.

-Tak, [T.I.]?- Nie odwraca się żeby spojrzeć w moim kierunku, dalej skupiony na swojej pracy. Być może patrzy jednak na mnie kątem oka, z pewnością jest czujny, to w końcu najwyższy z szefów. Być może niepotrzebnie zawracam mu głowę głupią szufladą, powinnam była odpuścić.

-Jedna z szuflad się nie otwiera- mówię prostolinijnie i dopiero wtedy Midas podchodzi bliżej. Jego złote ramiona migają w świetle zapalonej już lampy. Minęło trochę czasu odkąd zaczęłam przenosić rzeczy.- Nie ma klucza- tłumaczę, starając się czuć choć trochę pewnie kiedy jego oczy uważnie mnie wertują.

-Klucz jest w odpowiednich rękach- odpowiedz tylko, bez cienia uśmiechu. Jego mimika jest nieugięta, poważna. Skinam głową.

Niedługo później Midas wychodzi i zamyka się we własnym pomieszczeniu, zostawiając mnie samą ze stertą papierów i innych biurowych przedmiotów.






Ostatnio ktoś mi napisał komentarz, że czeka na nowy rozdział, więc oto wielki powrót, pozdrawiam i zachęcam do zostawiania gwiazdek i komentowania jeśli chcecie więcej

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top