3. Szef się nie dowie

Panikuję kiedy drzwi od mojego biura się otwierają. W prawdzie zapukał do drzwi, ale jednak jego sylwetka wciąż wygląda groźnie na tle szarych drzwi, w których futrynie staje. Jego oczy wertują mnie uważnie, kiedy kończę pieczętować kolejny dokument. Unoszę jednak swój wzrok, by na niego spojrzeć.

-Przyszedłem zobaczyć jak sobie radzisz w pierwszym tygodniu. Praca idzie ci zadziwiająco szybko- ruchem głowy wskazuje na niewielką już stertę papierów.

-Staram się wykonywać obowiązki w jak najlepszym czasie i jednocześnie jak najstaranniej- odpowiadam, ważąc każde słowo. Mimowolnie utwierdzam się w przekonaniu, że nie wie nic o wypadku na stołówce. Bardzo zależy mi na tym żeby nie wiedział.

-Zdążyłem zauważyć. Twoje postępy są zadziwiające, ale przy tym zasłyszałem, że nie zjawiasz się na stołówce.

A więc jednak. Udaję, że nic nie wiem, nie zmieniając wyrazu twarzy, nie pozwalając ustom drgnąć ani o milimetr. Wiem, że zauważyłby każdą zmianę.

-Jem swoje posiłki w biurze, mam nadzieję, że to żaden problem- mówię z taką pewnością jakby tamten facet wcale mnie nie przekonywał co do tego, że robiąc w ten sposób popełniam coś na rodzaj zbrodni.

-Nie, oczywiście- wzrusza ramionami, pocierając kaburę przy piersi, tak jakby miało mnie to jednak ostrzec.- Liczy się to, jak pracujesz- rzuca jeszcze, po czym już milczy przez dłuższy moment.

-Czy mogłabym porozmawiać z agentem Miauśniakiem?- Pytam jednak, zanim odchodzi. Mężczyzna przesuwa po mnie jeszcze jednym, zaciekawionym spojrzeniem.

-Przekażę mu żeby przyszedł do ciebie w wolnej chwili, na pewno znajdzie czas. Czy to pilne?

-Nie- kręcę subtelnie głową, obawiając się, że zapyta. Ale on odwraca się na pięcie i rusza w stronę drzwi.- Do widzenia, szefie- mówię, zanim wychodzi.

-Do widzenia, [T.I].

•••

Miauśniak przychodzi niecałą godzinę później. Gdybym miała się dokładniej określić to mogło minąć jakieś czterdzieści pięć minut, nie uważam jednak żeby grało to większą rolę. W rękach ma karton z dużymi kopertami i uśmiech, który rozciąga się na jego obliczu.

-Przyniosłem ci więcej roboty, [T.I]. Przy okazji, skoro już chciałaś mnie widzieć- wydaje z siebie miauknięcie, stawiając karton na moim biurku z wyjątkowo głuchym trzaskiem.- Chyba mnie polubiłaś, co? A wiedz, że nieraz brakuje mi towarzystwa- tarmosi moje włosy, w jego zdaniem chyba normalnym geście. Cóż, ja mam na jego temat nieco inne zdanie.

-Chciałam oddać ci tylko koszulę. Podziękuj Skye za to, że mi jej użyczyła- mówię, wyciągając z jednej z szuflad moją torbę, gdzie na siłę wciskam każdego dnia koszulę. Teraz wreszcie mogę ją zwrócić. To wielka ulga móc wyciągnąć materiał w stronę wielkiego futrzaka.

-Nie musisz się zaraz tak stresować- obwieszcza, odbierając ode mnie koszulę.- Midas cię polubił i z tego co mi mówił nie zamierza cię wykopać. A wiedz, że rozmawiamy dość często, jest mi bliski jak przyjaciel.

-W końcu jesteś jego agentem. To chyba najważniejsze zajęcie jakie można tu dostać, co?

-Najważniejsze, ale i najtrudniejsze, bardzo wymagające- mówi dumnie, po czym miauczy po raz kolejny i jak gdyby nigdy nic siada bokiem na moim biurku. Szczerze miałam jeszcze przed chwilą nadzieję na to, że prędko się wyniesie, zabierając tym samym dowód naszej wspólnej zbrodni. A może Midas już i tak o wszystkim wie?- Serio, szef się nie dowie- macha ręką w uspokajającym geście, ale sama już nie wiem czy na pewno czyta mi w myślach i mówi o ubraniu czy może ma na myśli coś zupełnie innego. Wolę żeby prawdziwy był mój pierwszy domysł.

-Mam nadzieję, wolałabym jeszcze trochę pożyć- mówię, ale on w zamian bierze w futrzastą łapę pasmo moich włosów. W pierwszym odruchu chcę go odepchnąć, ale przecież zawdzięczam mu przysługę. W każdej chwili może mnie wydać, co jest głównym powodem, dla którego nie chcę być dla niego nieuprzejma, a kto wie czy taki gest z mojej strony by go nie zdenerwował.- Czeka na mnie sporo pracy, tak jak powiedziałeś. Przyniosłeś koperty, a więc mam zaadresować pisma?- Zmieniam temat, ale on przez dłuższy moment tylko wpatruje się w moje oczy.- Agencie Miauśniaku?- Pytam, chcąc odwrócić jego uwagę od tego, cokolwiek zamierza.

-Tak? Czy coś ci nie odpowiada?

-Chodzi o to, że chciałabym się upewnić co mam zrobić z kopertami- odsuwam się nieznacznie, a on puszcza wreszcie moje włosy. Czuję ulgę, z jakiegoś powodu jego obecność zaczyna przyprawiać mnie już o pewnego rodzaju przerażenie.

-To co właśnie sama powiedziałaś. Nie jesteś głupia.

-Tak, dlatego właśnie już zabieram się do pracy, wciąż nie skończyłam podbijać pieczątek- oznajmiam, biorąc do dłoni wcześniej wspomniany przedmiot. Duży kot nie wydaje się być z tego zadowolony, ale w końcu ulega, choć ze zirytowanym mruknięciem.

Na szczęście zabiera koszulę i wychodzi, nie żegnając się ze mną. Czy teraz mnie wyda i zginę z rąk Midasa? Przez moment mimowolnie zastanawiam się nad tym jak to jest zmienić się w bryłę złota. Czy to ból, czy może inne uczucie? Na pewno nieprzyjemne- wydaje mi się- choć z drugiej strony to lepsze niż zadźganie żywcem, może jest jakaś droga powrotu. Tylko, że on nie chciałby powrotu, czemu by miał, jestem tylko jednym z jego nic nieznaczących pracowników.

Na szczęście reszta dnia mija mi normalnie, bez żadnych utrudnień. Kończę pracę i spokojnie wracam do domu. Choć jestem zmęczona szykuję się jeszcze na wyjście z przyjaciółką. Kylie zaprosiła mnie na piątkową imprezę, a ja nie mogłam odmówić, ani nawet nie chciałam. Takie wyjście dobrze mi zrobi, nawet jeśli jestem zmęczona po dzisiejszym dniu i mogłoby się wydawać, że nie wystarczy mi już energii na imprezę. Bzdura, mam na nią okropną ochotę.

Wkładam więc na siebie moją ulubioną czarną sukienkę i, zabierając po drodze pasującą torebkę, ruszam w stronę drzwi. Wsiadam do auta i przekręcam kluczyki, zadowolona, że po ciężkim dniu jadę na spotkanie z przyjaciółką, nawet jeśli ma odbyć się ono w dusznym pomieszczeniu pełnym ludzi, tak jak większość imprez tego typu. Ta czeka już na mnie pod naszym ulubionym klubem, do którego często chodzimy. Minęło naprawdę sporo czasu odkąd weszłyśmy tam pierwszy raz, więcej niż mogę przypuszczać.

-Jak dobrze cię widzieć! Ta nowa praca strasznie cię pochłonęła- zarzuca, ale jednocześnie jej słowa utrzymane są w żartobliwej tonacji, skąd wiem, że nie ma mi nic za złe.

-Też cieszę się, że cię widzę, a praca jak to praca, zajmuje sporo czasu- wzruszam ramionami, ale jednocześnie mam świadomość, że tak tego tematu nie zostawi i nie zamierza odpuścić, w żadnym tego słowa znaczeniu.

-Powiedz lepiej jak tam jest? Ten twój szef naprawdę jest taki straszny jak się o nim mówi? Nie ukrywam, że się o ciebie martwię- mówi, jednocześnie kierując się już w stronę wejścia do klubu. Podążam za nią.

-Nie poznałam go zbyt dobrze, ale póki co zachowuje się normalnie- mówię zgodnie z prawdą, choć sama dziwię się z powodu tego zwrotu akcji.- Nic strasznego się nie dzieje.

-Czyli to co się o nim mówi, no wiesz, o tym jak zmienia ludzi w złoto- tu ścisza na moment głos, tak jakby wcale nie wymawiała na głos oczywistej i wszechobecnej od dawna plotki.- To prawda?- Kontynuuje, już normalnym tonem, ściskając moje ramię w geście zniecierpliwienia. Zastawiam się moment, nim odpowiadam.

-Nie wiem, ale na razie bardziej niepokoi mnie jeden z jego agentów.

-Agentów? Czyli to jednak szemrany typ. Powinnaś uważać, nie każde pieniądze są warte tego stresu- mówi, wedle własnego przekonania, ale ja kręcę głową z dezaprobatą.

-Muszę utrzymać mój wymarzony dom, przecież o tym wiesz i powinnaś rozumieć, albo chociaż spróbować zrozumieć.

-Wybacz, ale nie jestem w stanie- odpowiada dość krótko, ruszając w stronę barku przy którym naprawdę wiele razy składałyśmy już zamównienia. Kojarzy nas nawet dwóch zabawnych barmanów, którzy zawsze witają nas z takimi samymi uśmiechami. Najwyraźniej jesteśmy mile widziane, także dzisiaj.

-Nareszcie was widzę!- Macha do nas Carter.- To co zawsze?

Kylie potwierdza skinieniem głowy, zajmując jedno z podwyższanych krzeseł. Ja siadam zaraz obok, skanując drugiego z mężczyzn wzrokiem. Jest zamyślony, ale przecież nie jesteśmy na tyle blisko żeby wypadało spytać o co takiego chodzi. Poza tym Zayn zawsze był mniej energiczny od swojego blondwłosego kolegi, który zaraz podaje nam gotowe drinki. Pociągam łyk, spoglądając na bruneta, który czyści blat po stronie roboczej.

-Słyszałyście o planach Midasa?- Odzywa się w końcu, tak jakby przegrał właśnie jakąś wewnętrzną walkę.

-Nie, o co chodzi?- Moja przyjaciółka pyta jako pierwsza, widocznie zaintrygowana. Nie zdradza mu jednak, że ostatnimi czasy podjęłam się pracy właśnie u Midasa.

-Chodzi o to, że on zniszczy ten świat.

-Zayn, przestań histeryzować. Midas miał już wiele szalonych planów i jakoś żaden nie spowodował żeby świat się zawalił- wzrusza ramionami drugi mężczyzna, przeczesując swoje jasne włosy. Zayn jednak prycha, nie dając się przekonać.

-Ale w końcu runie, zobaczysz. Zresztą, wszyscy zobaczycie.

Przechodzi mnie dreszcz. Czy Midas naprawdę planuje właśnie coś okropnego i wielkiego na skalę światową? Jeśli tak, to co takiego?




Wreszcie wpada rozdział, liczę, że się podoba, jeśli tak zachęcam do komentowania i zostawienia gwiazdki!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top