2. Pierwszy dzień
Ochroniarze prowadzą mnie tak samo jak ostatnim razem i pociesza mnie jedynie myśl, że tym razem mój samochód stoi zaparkowany zaraz przed Agencją. To na tyle z mojej ulgi, w końcu nie wiem co dokładnie mnie czeka, tylko tyle, że praca w biurze mojego nowego, skrajnie niebezpiecznego szefa.
Zostawiając ochroniarzy w tyle czuję się jednak nieco pewniej, a do środka wkraczam z głową zadartą tak wysoko jakbym naprawdę wierzyła, że dobrze się to dla mnie skończy. Że ta praca to był jednak dobry wybór.
-Dzień dobry, szefie- mówię, spoglądając bezpośrednio na mężczyznę siedzącego wciąż przy swoim biurku. Na całe szczęście nie jestem spóźniona, wspominał, że nie lubi niepunktualności, a ja chcę zaimponować mu na tyle żeby nie miał ani jednego powodu, dla którego mógłby zechcieć przemienić mnie w złoty posąg.
Zerka na zegar umiejscowiony po jego prawej stronie, tak jakby czytał mi w myślach, po czym dopiero unosi na mnie wzrok.
-Jesteś dziesięć minut przed czasem- mówi, ale po jego głosie i niewzruszonej mimice nie potrafię stwierdzić czy to podziwia, czy może nie podoba mu się wcale to, że jestem w pracy za wcześnie.- To imponujące. Aż tak zależy ci na tej posadzie?
Zależy mi, jeśli nie chcę opuścić mojego domu przy plaży, a zależy mi na nim, był moim marzeniem od dzieciństwa i nie chcę go opuszczać.
-Tak, poza tym nie widzę powodu, dla którego miałabym zjawić się z opóźnieniem. Traktuję swoje zlecenia poważnie- odpowiadam, bez zbędnego przedłużania. Midas podnosi się ze swojego obrotowego fotela i staje bliżej mnie, zakładając ręce na piersi. Mój wzrok wędruje od kabury na jego biodrach do tatuaży pnących się wzdłuż jego ramion i szyi. On zdaje się być równie skupiony na mojej osobie.
-Zlecenia powiadasz.
Zastanawiam się po co mu broń, skoro może zabijać swoim dotykiem. Wystarczy uścisk dłoni, a wróg znika.
-Tak, od czego mogę zacząć?
-Najpierw ktoś powinien ciebie oprowadzić. Ja nie mam na to czasu, ale nie martw się, nie jesteś moją jedyną pracownicą, znajdzie się ktoś na ochotnika, i to od zaraz- mówi, wyciągając jednocześnie telefon, który dotąd schowany miał w kieszeni. Szybko wystukuje coś na nim (przypuszczam, że SMS-a), po czym na powrót zajmuje swoje miejsce.
Mija kilka minut niezręcznej ciszy nim w środku zjawia się wyjątkowo przerośnięty kot. Bardzo umięśniony, w zasadzie nigdy nie widziałam podobnego stworzenia.
-To Miauśniak. Oprowadzi cię po Agencji- zapewnia Midas, jednocześnie skupiony już na dokumentach leżących przed nim.
-Chętnie oprowadzę tę panienkę. Jest taka urocza- tarmosi moje włosy, a ja uważam żeby się nie skrzywić. W końcu nie wiem czy spodobałoby się to Midasowi, nawet jeśli nie zaszczyca mnie teraz swoim spojrzeniem.
-[T.I.]- przestawiam się, wyciągając do niego rękę, którą ten ściska w stanowczym, ale delikatnym jednocześnie uścisku.
-Pokażę ci co i jak- zapewnia, po czym ciągnie mnie w stronę drzwi. Nie podoba mi się to jak każdy mną tu pomiata, czuję się trochę jak przesuwany co chwila przedmiot, ale ignoruję to odczucie i ruszam za wielkim futrzakiem.
Nie jestem pewna czy mogę mu ufać, nawet jeśli wygląda na uprzejmego i póki co tak samo się zachowuje. Nigdy za dużo ostrożności- to zdanie wiruje mi w głowie podczas spaceru po ogromnej Agencji. Miauśniak pokazuje mi gdzie prowadzą które drzwi, za którymi znajdę czyje biuro, gdzie są łazienki, stołówka dla pracowników i część mieszkalna, do której nie wolno mi wchodzić, co starannie zaznacza. Mówi, że pokoje mają tam tylko zaufani agenci Midasa i nikt poza nimi nie ma tam wstępu ze względów bezpieczeństwa.
-Ty jesteś jednym z agentów?- Pytam, choć nie wydaje mi się żeby nim był. Czy nie siedziałby wtedy w tamtej strefie, zajęty cholera wie czym.
-Tak- odpowiada jednak, stukając palcami w kaburę u swojego boku.- Ciężko ci zauważyć, panienko?- Wydaje dźwięk przypominający urażone miauczenie kota.- Jestem agentem z krwi i kości, najbardziej zaufanym, w końcu kto by nie ufał takiemu przystojniakowi.
Najwyraźniej ma wysokie ego, ale wiem, że to powinno być moim ostatnim zmartwieniem. Nie wiem jednak czy jest, w tej chwili raczej nie, bo nie myślę o niczym innym.
-Wolałam się upewnić- wzruszam ramionami.- To mój pierwszy dzień dlatego tak naprawdę nic nie wiem, ani o tym miejscu, ani o osobach, które mogę tu spotkać.
-Po to Midas mnie zawołał- deklaruje, wciąż zadowolony z siebie. Przez cały ten czas uśmiech nie schodzi mu z twarzy i cieszę się, że to naprawdę uśmiech, a nie grymas.- Żeby ciebie oprowadzić. Ale nie pokładam nadziei w tym, że poznasz pozostałych agentów. Midas zamknie cię w jednym z biur i nie będzie polecał zbyt często wychodzić- tym razem to on wzrusza ramionami.- Nie sprzeciwiaj mu się, bo zmieni cię w złoty posążek, a to byłaby wielka strata.
-Skąd wiesz co zrobi?- Pytam, ignorując tym samym drugie ze zdań, które także wypowiedział.
-Napisał mi o tym. Mam pokazać ci głównie tamto biuro. Możemy ruszać- decyduje, łapiąc moje ramię.
Nie czuję się z tym gestem do końca komfortowo, ale nic nie mówię i idę w ciszy do wyznaczonego dla mnie miejsca. Nic innego mi tak naprawdę nie pozostaje jeśli mam ochotę żyć, a mam i nie zamierzam się z życiem żegnać. Na pewno nie dzisiaj i nie jutro, nie w najbliższym czasie. Jednocześnie staram się także nie panikować, bo wiem, że to nic nie da, wręcz przeciwnie, strach nie może być w końcu moim sprzymierzeńcem.
-To tutaj- mówi Miauśniak, gdy zatrzymujemy się pod jednymi z identycznych szarych drzwi. Duży kot wpuszcza mnie do środka, a ja przypatruję się przez dłuższy moment miejscu które mnie teraz otacza. To naprawdę ładne biuro, choć surowo wykończone, tak jak większa część tego miejsca.
Pod ciemno beżową ścianą stoi dębowe biurko i czarny fotel z pasującymi do niego nóżkami. Po lewej jest niewielkie okno, na parapecie stoi pojedyncza sztuczna roślina, a zaraz obok stolik z ekspresem do kawy i kilkoma ustawionymi na sobie szklankami, są dwa rodzaje, takie do gorących napoi i zwyczajne, do wody. Jej dystrybutor także ustawiony jest obok, co z pewnością okaże się wygodne. Kiedy zerkam na prawo widzę tylko wieszak na ubrania, nie jest więc to nic zbyt interesującego. Nie tego jednak oczekiwałam od biura.
-To tu spędzisz większość swojego czasu- mówi kot, wciąż pilnujący mojego boku.- Mnie by zanudziła taka praca, i to od razu- wzrusza ramionami, ale ja nic na to nie odpowiadam.
Znalazł się nagle wielki agent, który będzie mnie przeprawiał o wątpliwości. Na nie nie mam miejsca, nie teraz. Kocur wydaje z siebie znowu swoje charakterystyczne miauknięcie, po czym wskazuje na sterty papierów leżące na biurku.
-Twoja praca na dziś. W szufladzie znajdziesz pieczątkę, powinnaś podbić nią papiery po prawej, te po lewej zniszczyć. Nie stój tak, Midas nie lubi ociągania- mówi, choć mam wrażenie, że nawet gdy chce brzmieć groźnie to i tak wyczuwam nutę rozbawienia gdzieś w jego wnętrzu. Być może go polubię, jeśli się jeszcze w ogóle zobaczymy.
Zaraz wychodzi, zostawiając mnie samą pośrodku wyrachowanego pokoju, a ja prędko zasiadam na fotelu, zastanawiając się czy nie ma tu czasem kamer, które zaraz dadzą znać Midasowi, że nic nie robię. Z lekka trzęsącymi się dłońmi otwieram jedną z szufladki i na moje szczęście znajduję w niej pieczątkę. Jest szara i odbija odpowiednie dane dotyczące Agencji. Ciekawa jestem gdzie mój szef odsyła tyle papierów, ale to już nie należy do mnie, przynajmniej tak mi się zdaje.
Moje zajęcie okazuje się nudne i monotonne, ale jednocześnie gdzieś we mnie wciąż jest jakaś ekscytacja. W żyłach czuję jeszcze adrenalinę, zwłaszcza gdy idę korytarzem pełnym ochroniarzy, w stronę stołówki. Do uda przyciskam portfel, uważając na to żeby stawiać na tyle ostrożne kroki na ile jestem w stanie. Agencja jest ogromna, ale nie gubię się i docieram na miejsce w przeciągu niecałych dziesięciu minut. Wystarczyło przejść długi korytarz, zjechać windą na parter i skręcić w prawo. Jadłodajnia jest szara i smutna, pozbawiona uroku i wykonana skrajnie niedbale, pomimo tego nie widzę nigdzie brudu, a więc jest na szczęście czysta. Przy ciągnącej się w nieskończoność ladzie stoi niezadowolona kobieta w średnim wieku, a dookoła porozstawiane są kilkuosobowe stoliki przez co miejsce ma klimat szkolnej stołówki.
Podchodzę bliżej przeszklonej lady i wybieram kilka rzeczy, ale kobieta odmawia pieniędzy. Nie rozumiem o co chodzi, ale nie pytam, bo za mną zdążyła zrobić się już spora kolejka.
-Tak szanujesz naszego szefa?- Zaczepia mnie mężczyzna, starszy ode mnie, ale nie jakoś wiele. Zadzieram podbródek i spoglądam na niego pytająco. Ma nieogolony zarost i nieprzyjemny wzrok płynący z jego bursztynowych oczu, a w dłoni z niestarannie podwiniętym rękawem białej koszuli trzyma jednorazowy kubek z kawą.
-Nie rozumiem o co Panu chodzi- nie zapominam o grzeczności, na wypadek gdyby był tu kimś ważnym, w co jednak wątpię.
Ten w odpowiedzi wylewa na mnie gorący napój, ale jestem zbyt zdezorientowana żeby poczuć wrzątek na skórze, nawet gdy czuję jak mokra część koszuli przylepia się do mojej skóry. Patrzę jednocześnie jak drugi z mężczyzn, o przydługich włosach sięgających za ramiona, łapie go za ramię.
-Wyluzuj stary. Midas sam się nią zajmie jak to zobaczy na monitoringu- rzuca, z obcym akcentem. Po tym przenosi wzrok z powrotem na mnie.- Był już niejeden taki przypadek kiedy za zniewagę Midas zamienił pracownika w złoty posążek. Podobno zbiera je w specjalnym pokoju.
-Nie znieważyłam Midasa- mówię, zgodnie z prawdą, ale ni już odchodzą.
Niektórzy na mnie patrzą, inni wręcz ten wzrok ukrywają, ja tymczasem stoję wciąż pośrodku i czuję jak kawa skapuje na ziemię zarówno z mojej koszuli jak i z szarej tacki, na której stoi miska zupy, teraz już z dodatkiem kawy. Krzywię się i odstawiam ją po drugiej stronie, gdzie znajduje się już więcej niedojedzonych dań. Do biura zabieram tylko zapakowany w folię baton i chowam go w dłoniach wraz z portfelem, kiedy ruszam do drzwi. Będę głodna, ale przynajmniej nie zostanę tu ani minuty dłużej.
Ochroniarze nie zwracają na mnie uwagi, a przynajmniej tak mi się wydaje, bo wiem, że w rzeczywistości patrzą na mnie nieco z ukosa, tak jakbym to ja tu zawiniła, albo może wręcz popełniła zbrodnię. Na szczęście nie spotykam szefa, którego zaczynam obawiać się coraz bardziej. Co jeśli naprawdę zamieni mnie w złoto za to co zrobiłam? Nawet jeśli nie wiem co tak naprawdę zrobiłam. W panice zjadam batona i wracam do pracy, żałując, że nie wzięłam nic na przebranie. Mój stres pogłębia się jeszcze, kiedy słyszę pukanie do drzwi.
-Proszę- mówię, choć nie jestem gotowa na wizytę, niezależnie czyją. Na szczęście wchodzi Miauśniak, a nie Midas. Z jakiegoś powodu w nim nie jestem w stanie widzieć aż takiego zagrożenia.
-Przyszedłem zobaczyć jak sobie radzisz i chyba nie jest najlepiej skoro już pierwszego dnia siedzisz w brudnym ubraniu- miauczy, po czym zatrzaskuje za sobą drzwi.- Gdybyś teraz miała ważną wizytę to byłoby po twojej nowej pracy, a może i nawet po życiu- wzrusza ramionami, jakby to było nic takiego.
-To był wypadek.
-Wszyscy tak mówimy kiedy wylewamy na siebie kubek kawy, ale Midasa nie będzie to obchodziło. Powinnaś mieć coś na przebranie w torbie, a zgaduję, że nie masz.
Zaciskam zęby i staram się wciąż patrzeć na niego przychylnie choć jest mi coraz ciężej.
-No dobrze, miau, zapytam agentki Skye czy nie może pożyczyć ci czegoś ze swojej szafy.
-Czyli nie powiesz Midasowi?- Upewniam się, z nadzieją, a on przytakuje, po czym na powrót wychodzi.
Na ten czas zajmuję się przybijaniem pieczątek, później Miauśniak faktycznie przynosi mi czystą koszulę, do tego w moim rozmiarze. Midasa natomiast już dzisiaj nie widzę.
•
•
•
Mam nadzieję, że wam się podoba, zachęcam do komentowania i zostawienia gwiazdki!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top