6. Kiedy zrozumiał że czuje do ciebie coś więcej.
Mick: Rozwiązywaliście sprawę z wilkołakiem, który polował na młode dziewczyny, ty, Mick oraz twoi bracia. Sprawa wydawała się prosta, dowiedzieliście się że wilkołak wybrał sobie pewien bar, w którym znajduje sobie swoje ofiary. Zostałaś przynętą, w zwiewnej błękitnej sukience usiadłaś sama przy wolnym stoliku zamawiając sobie drinka. Mick i Winchester'owie obserwowali cie z drugiego końca pomieszczenia. Mickowi od samego początku to się nie podobało, siedział zdenerwowany i czuł nieprzyjemne ukucie gdy wyobraził sobie jak tamten koleś będzie cie dotykać. Sam i Dean mówili mu że sobie poradzisz sobie, z gorszymi rzeczami się zmagałaś wiec tym razem nie będzie inaczej i wszystko pójdzie dobrze. Dean nawet żartował sobie z Micka że jest o ciebie zazdrosny, ale on twierdził że po prostu się o ciebie martwi, nic więcej choć Winchester'owie już wiedzieli czemu tak reaguje.
Długo nie siedziałaś sama, gdy sączyłaś drinka przysiadł się do ciebie przystojny szatyn. Zaczął komplementować cie, rozmawialiście chwile, a potem zaproponował by udać się w bardziej ustronne miejsce. Mick cały czas siedział jak na szpilkach, gdy szatyn zbliżał się niebezpiecznie do ciebie lub niby przypadkowo dotykał cie, on aż kipiał z wściekłości choć próbował jak mógł by to w sobie zdusić. A gdy ty i wilkołak zniknęliście za drzwiami od wyjścia z baru Mick od razu poderwał się z miejsca i ruszył za wami mimo że Winchester'owie próbowali go zatrzymać. Szatyn zabrał cie na zaplecze baru i od razu zaczął całować cie po szyi popychając lekko na ścianę, próbowałaś udawać że ci się to podoba choć wewnętrznie chciałaś puścić pawia. Wtedy wkroczył Mick odrywając go od ciebie. Szatyn spojrzał na was oboje i pokazał swoje ostre jak brzytwa zęby. Rzucił się na Micka raniąc go swoimi pazurami w ramie. Musiałaś szybko zareagować zanim wilkołak go zabije. Sięgnęłaś za śmietnik gdzie obok jeszcze chwile temu obściskiwałaś się z wilkołakiem ukryty był pistolet z srebrnymi nabojami. Szybko odbezpieczyłaś broń i posłałaś prosto w serce wilkołaka dwie kulki. Potwór puścił Micka i padł na ziemie martwy. Wtedy przybiegli twoi bracia i nie zwracając uwagi że Mick jest ranny naskoczyli na niego mówiąc, a raczej krzycząc jak bardzo ten wyczyn był głupi i że mógł ktoś zginąć. W ciszy słuchał wszystkiego co mają do powiedzenia trzymając się za ramie, czuł się cholernie winny i wiedział że postąpił jak skończony idiota.
-Wystarczy!- podniosłaś ton głosu przerywając swoim braciom.- Jest ranny idioci! Lepiej idźcie po apteczkę do samochodu.- rozkazałaś tonem nieznoszącego sprzeciwu. Bracia spojrzeli ostatni raz na Micka i posłusznie poszli do samochodu. Urwałaś dolny kawałek swojej sukienki i okręciłaś ranę Micka w prowizorycznym opatrunku nie patrząc mu w oczy.
-Nie będziesz na mnie krzyczeć i mówić jak bardzo to było głupie i niebezpieczne?- zapytał zdziwiony twoją postawą przyglądając się twoim poczynaniom. Gdy skończyłaś spojrzałaś mu w oczy.
-To było głupie i niebezpieczne, ale najważniejsze że jesteśmy cali, a przynajmniej częściowo.- posłałaś mu delikatny uśmiech. Mick myślał że tak jak twoi bracia zaczniesz na niego krzyczeć. Przecież się nie posłuchał. A jednak to ty kazałaś zamknąć się Winchester'om i opatrzyłaś go, zajęłaś się nim choć mogłaś tego nie robić, w końcu przez swoją bezmyślność został ranny. Był zaskoczony ale też i wdzięczny że go nie obwiniasz. Wtedy zrozumiał coś, był cholernie zazdrosny, spaprał sprawę i to przez to że czuje do ciebie coś więcej, zrozumiał że cie kocha i nie potrafi sobie wyobrazić że inny mężczyzna mógłby cie mieć.
Ketch: W pewnym mieście doszło do kilku morderstw, ciała ofiar były wyssane z krwi co oznaczało że sprawcami są wampiry. Nie było trudno zlokalizować ich gniazdo, opuszczony dom na obrzeżach miasta. Wieczorem mieliście zamiar tam pojechać i je załatwić. Ale zanim nadeszła pora na wycięcie w pień gniazda potworów postanowiłaś wyjść z pokoju wynajmowanego w hotelu i pójść do sklepu kupić coś dojedzenia, chciałaś nabrać więcej sił na walkę. Zostawiłaś kartkę z wiadomością o swoim wyjściu na stoliku żeby nie martwić Ketch gdy nie zastanie cie w pokoju. Było już dość ciemno, a lampy oświetlały drogę, nie sądziłaś że było już tak późno dlatego zamiast iść dłużą ale nadal zaludnioną drogą wybrałaś krótszą pustą uliczkę gdzie nawet blask latarni już nie dochodził. Szłaś szybko z siatką na zakupy by zdążyć zjeść posiłek przed jazdą i by Ketch nie był zły że opóźniasz wszystko. Niestety gdy już miałaś wychodzić z uliczki ktoś z powrotem cie do niej wciągnął i uderzył cie czymś w tył głowy po czym straciłaś przytomność.
Ketch na początku siedział przy laptopie czekając aż dama postanowi w końcu wrócić z zakupów i powoli zaczął się irytować. Ale gdy zniecierpliwiony już sięgnął po telefon i zadzwonił do ciebie kilkukrotnie i wysłał nawet parę sms'ów zaczął się niepokoić że nie odbierasz ani nie odpisujesz na jego wiadomości. Dłużej nie wytrzymał i udał się do jednego z sklepów, który mogłaś odwiedzić, ten był najbliżej wiec uznał że poszłaś do niego bo po co miałabyś marnować czas na pójście dalej. I to był cel w dziesiątkę, sprzedawca rozpoznał cie i powiedział że parę godzin temu wyszłaś stąd. Ketch wyszedł i ustał w miejscu przed wejściem do sklepu zastanawiając się gdzie dalej mogłaś pójść. Wtedy jego wzrok spoczął na boczną alejkę, pomyślał że pewnie musiałaś wybrać z powrotem krótszą trasę by oszczędzić czas. Ruszył w kierunku tej uliczki i na jej końcu znalazł pod śmietnikiem torbę z zakupami. Wiedział że zostałaś porwana, domyślił się że sprawcami są pewnie wampiry, na które polujecie.
Jak najszybciej wrócił do hotelu po broń i pojechał do opuszczonego domu tam gdzie ukrywają się krwiopijcy. Był cholernie wściekły, ale również się bał że może nie zdążyć, choć próbował to od siebie wypędzić. Szedł jak burza zabijając po koli napotkane w budynku wampiry, odcinał im głowy z chorą satysfakcją za to że postanowiły cie porwać. Teraz mogą błagać o litość choć z jego strony i tak jej nie dostaną. Złapał jednego krwiopijce przygniatając do ściany i przyłożył mu maczetę do gardła naciskając na skórę, po której zaczęła sączyć się krew.
-Gdzie ona jest? Jeśli nie powiesz będziesz zdychał w męczarniach.- powiedział to takim przerażającym i stalowym tonem wbijając swoje wściekłe spojrzenie w wampira, że ten nie potrafił nic z siebie wydusić i wskazał reką schody do piwnicy. Ketch posłał mu cyniczny uśmiech i bez skrupułów odciął głowę.
W piwnicy znalazł się tak szybko jak mógł. Zobaczył cie przywiązaną do krzesełka. Odwiązując cie zlustrował cie i z ulgą odetchnął że oprócz paru siniaków, rozciętego łuku brwiowego nic ci poważnego się nie stało. Gdy byłaś już wolna objął cie zamykając w szczelnym uścisku nic nie mówiąc. Zaskoczyło cie jego zachowanie, zawsze był opanowany i rzadko kiedy okazywał jakieś emocje, a rzadziej jeszcze okazywał pozytywne. Gdy tak trzymał cie w objęciach chowając twarz w twoich włosach zrozumiał jak bardzo ważna dla niego jesteś, jak bardzo niespokojny jest gdy nie ma cie w pobliżu, zrozumiał że chyba właśnie się zakochał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top